Herezja Tomasza Terlikowskiego
Dariusz Piórkowski SJ, polemizując z Tomaszem Terlikowskim kilka dni temu, zadał słuszne pytanie: "Kto tu rozwala Kościół?". Stwierdził, że zarzuty popularnego publicysty wobec części ojców synodalnych ocierają się o demagogię. Po lekturze artykułu red. T. Terlikowskiego w dzisiejszej (17.10) "Rzeczpospolitej" pt. "Herezje na synodzie" dochodzę do wniosku, że D. Piórkowski w jednym punkcie się mylił. Zarzuty publicysty nie ocierają się o demagogię: są demagogią w czystej postaci. Orzeczenie o herezji na Synodzie jest deklaracją autora, że uzurpuje sobie prawa osądu większe niż kościelne Magisterium, skoro "wie lepiej" niż biskupi i Papież razem wzięci.
W tekście z "Rzeczpospolitej" autor nie wspomina już, że jego opinie odnoszą się do wybranych fragmentów "Relatio" z pierwszego tygodnia obrad, czyli do roboczego streszczenia dyskusji, od której daleko jeszcze do ostatecznych, wspólnych deklaracji biskupów, a jeszcze dalej do dokumentu papieskiego (eksportacji). Gorzej, że swoje enuncjacje snuje przy tym bez żadnego źródłowego przywołania samego tekstu "Relatio". Czytelnikowi podaje więc gotowe tezy na podstawie danych "z trzeciej lub czwartej ręki" - czyli swojej interpretacji zarówno tekstu, jak i opinii uczestników cytowanych przez media. W medialnych cytatach natomiast nie widać także trudu sięgnięcia do takich źródeł jak "L’Osservatore Romano" czy Radio Watykańskie. Najwidoczniej lęk przed solidnym, źródłowym studium problemu wiąże się z obawą przed zachwianiem jego dobrego samopoczucia "obrońcy ortodoksji".
Ks. prof. Tony Anatrella z Paryża, ekspert na Synodzie, komentując medialny odbiór tekstu "Relatio", powiedział Radiu Watykańskiemu m.in.: "…trzeba było się najpierw zastanowić nad charakterem tego tekstu. Jest to wstępny projekt. A stacje telewizyjne i to z pomocą pewnych księży populistów i demagogów, którzy zawsze się znajdą, rzeczywiście zaczęły rozpowszechniać fałszywe wiadomości, które zasiały niepokój w Ludzie Bożym i w sumieniach wiernych, i naruszyły jedność Kościoła. W konsekwencji zgłaszają się do mnie księża, którzy zapowiedzieli sprzeciw sumienia, bo przekłamuje się przesłanie Chrystusa, przesłanie Kościoła odnośnie do tych wielkich tematów. I stąd ten smutek, by nie powiedzieć bunt, choć jest to wielkie słowo, bunt tu, w Rzymie. Wielu biskupów domaga się, by ten tekst został poprawiony. Zobaczymy, co się będzie działo na zgromadzeniu ogólnym, w piątek po południu, a następnie w sobotę, czy ten tekst zostanie przegłosowany" (środa, 15.10.14).
Tak ks. Anatrella odpowiedział na pytanie: "Czy media przyczyniły się do złej interpretacji tego tekstu?". Wywód T. Terlikowskiego wpisuje się na niechlubną listę przykładów nie tylko złej, lecz także dziennikarsko niekompetentnej, manipulacyjnej interpretacji. Słuszność swojej tezy dokumentuje on naprzód wystąpieniami hierarchów. Tylko że… wybiera z nich wygodne dla siebie fragmenty. Prawda jest, że kard. Wilfrid Napier z Afryki wypowiedział ostre, krytyczne uwagi, cytowane przez red. Terlikowskiego. Jednakże nie powiedział tego amerykańskim mediom - jak pisze autor - lecz w czasie konferencji prasowej w Watykanie, w poniedziałek, 13 października. Jego wypowiedź z tej konferencji cytował obszernie amerykański "National Catholic Reporter". Kardynał, w dalszej części konferencji, wycofał się z radykalizmu pierwszej wypowiedzi, dopowiadając, że zbyt skrajne byłoby przypisywanie mu intencji odrzucenia dokumentu, zaś "Relatio zawiera wiele bardzo dobrych rzeczy". Dodał, że wiele indywidualnych stwierdzeń uczestników "zostało wybranych przez media i z tego uczyniono przesłanie całego Synodu" i z nich uczyniono główny problem.
Wydaje się, że tu także jest główny problem red. Terlikowskiego, któremu wystarczyłoby doczytać całość materiału w "National Catholic Reporter" lub u watykańskiego źródła, aby nie cytował wybiórczo wypowiedzi, powołując się na enigmatyczne "amerykańskie media". Nie jest żadną rewelacją, że wielu uczestników obrad Synodu krytykowało "Relatio" za niektóre nieprecyzyjne sformułowania. Ale trzeba zaiste wielkiej determinacji zadufania w sobie, aby bez wnikliwego, źródłowego poznania materii wyrokować, tak jak czyni to T. Terlikowski. Tym bardziej że abp Stanisław Gądecki, którego mocne, krytyczne wypowiedzi w Radiu Watykańskim (15.10.14) obficie cytowały media w Polsce, w zakończeniu wywiadu dodał: "Pamiętajmy też, że to, co zostało opublikowane, nie jest dokumentem przegłosowanym przez Synod, a jedynie zbiorem specyficznie dobranych opinii ojców synodalnych. Jest rodzajem workshopu".
T. Terlikowski manipuluje czterema z 58 punktów "Relatio", tyczącymi osób homoseksualnych i rozwiedzionych, żyjących w ponownych związkach. Niestety, w tym przypadku również cytuje wybiórczo, wypaczając myśl i intencje dokumentu. Stwierdza: "Autorzy ‘Relatio’ sugerują na przykład, że homoseksualizm niesie ‘walory i przymioty’ do zaoferowania wspólnocie chrześcijańskiej. Autorzy tegoż sformułowania niestety nie podejmują refleksji nad tym, jak pogodzić takie określenie z nauczaniem Kościoła, które stanowi, że akt homoseksualny jest grzechem, a sama tego rodzaju skłonność jest obiektywnym nieuporządkowaniem".
Redaktorowi Terlikowskiemu i czytelnikom zmanipulowanym jego tezami wyjaśniam: tekst nie używa słowa "homosexualism", ale "homosexual persons", osoby homoseksualne, które "pragną spotkać Kościół oferujący im przyjazny dom". "Relatio" pyta: "Czy nasze wspólnoty są do tego zdolne, akceptując i oceniając ich orientację seksualną, bez kompromisu wobec katolickiej doktryny o rodzinie i małżeństwie?" (nr 50). Dalej tekst dopowiada (nr 51): "Co więcej, Kościół potwierdza, że związki między ludźmi tej samej płci nie mogą być traktowane na tym samym poziomie co małżeństwo kobiety i mężczyzny. Nie jest też do przyjęcia, aby spojrzenie duszpasterza podlegało presji tych międzynarodowych gremiów, które pomoc materialną uzależniają od wprowadzenia regulacji opartych na ideologii gender". Trzeba mieć wyjątkowo dużą fantazję, aby twierdzić, że w tym punkcie "Relatio" przeczy nauczaniu Kościoła.
Pytam więc red. Terlikowskiego, w czym cytowany tekst synodalny odstaje od Katechizmu Kościoła Katolickiego (nr 2358) bądź deklaracji "Persona humana" (nr 8), gdzie rozróżnia się między oceną skłonności homoseksualnych i aktów homoseksualnych i mówi o "rozważnej łagodności" wobec osób bez zaprzeczania zła samych aktów homoseksualnych? Odnośnych tekstów nie cytuję tu w całości, zakładając, że prawowierny katolicki publicysta zna je na pamięć, a każdy czytelnik bez trudu odnajdzie je w internecie.
Nie inaczej jest z kwestią dostępności sakramentów dla osób rozwiedzionych. Po streszczeniu dyskutowanych opinii, z jednej strony broniących obecnych regulacji, a z drugiej domagających się szerszego oglądu problemu (w tym indywidualizacji przypadków według oceny biskupa diecezjalnego) na ten temat, dokument (nr 48) puentuje, że "potrzeba głębszego stadium teologicznego, poczynając od więzi między sakramentem małżeństwa i Eucharystią, w relacji do Kościoła jako Sakramentu. Podobnie, szerszego rozważenia wymaga moralny aspekt problemu, przy wsłuchaniu się i oświeceniu sumień tych osób". Rodzą się tu pod adresem red. Terlikowskiego dwa pytania. Po pierwsze: czy samo stawianie kwestii i relacjonowanie opinii (bez dekretowania rozwiązań) jest herezją? Po drugie, czy teza, którą "Rzeczpospolita" opatrzyła jego artykuł, jest redakcyjnym dodatkiem czy istotnie jedyną receptą, jaką Kościołowi proponuje jego ortodoksja, są słowa: "Wiele par, które dałoby się uratować, gdyby wiedziały, że rozwód czy nowy związek pozbawi je komunii świętej, teraz będzie się rozpadać. W świat bowiem idzie przekaz, że małżeństwo nie jest nierozerwalne".
Zapewniam przy tym Redaktora, że duszpasterska praktyka nie zna przypadku, w którym rozpadające się małżeństwa nie wiedziałyby i nie odczuwały lęku z powodu oczywistej konsekwencji utraty dostępu do komunii świętej wskutek powtórnego związku po rozwodzie. Ten lęk niekiedy motywuje do szukania wyjścia z kryzysu i terapii w związku, ale sam w sobie funkcji terapeutycznej nie ma nigdy. Pan Terlikowski zdaje się widzieć jedyne rozwiązanie w "terapii lękiem".
Tropienie zagrożeń ortodoksji czy groźby schizmy kościelnej w owocach obecnego Synodu to herezja Tomasza Terlikowskiego. Piszę to, używając pojęcia "herezja" w literalnym sensie. Słowo "herezja" (z gr. "haireisis") oznacza pierwotnie "branie dla siebie, wybór". Herezja w sensie teologicznym zaczyna się tam, gdzie ten wybór tworzy podział, przez taką interpretację wiary chrześcijańskiej, która wyodrębnia jakieś zagadnienie i przedstawia je w sposób, który przeciwstawia się całości. Publicystyczne manipulacje treściami płynącymi z Synodu zaczynają się zbyt często o taką przeciwstawność ocierać.
To, że tropienie herezji na Synodzie jest czystą fantazją dziennikarską, świadczą wypowiedzi hierarchów, cytowanych chętnie przez red. Terlikowskiego dla dowodzenia jego własnych tez, m.in. kard. Christopha Schönborna. Mówiąc o spodziewanych owocach i podejściu ojców synodalnych do sytuacji trudnych i nieregularnych, już po debacie nad "Relatio",16 października, powiedział on Radiu Watykańskiemu: "Myślę, że po wysłuchaniu dziesięciu sprawozdań mogę powiedzieć, iż kluczem hermeneutycznym Synodu jest wola pozytywnego spojrzenia na sytuacje, w których istnieją obiektywne uchybienia. Chodzi tu o przełożenie akcentów, o zmianę spojrzenia na przykład na pożycie przed ślubem. Abyśmy widzieli w tym nie tylko to, czego brakuje, ale również to, co już tam istnieje i się rozwija. Zrozumieliśmy, że jest to jedna z intencji tego Synodu".
Wtórował mu w tym kard. George Pell z Australii, który wcześniej nie ukrywał poważnych zastrzeżeń do "Relatio": "Przedstawione dziś rano dokumenty są prawdziwie katolickie w najlepszym tego słowa znaczeniu. Istnieją pewne rozbieżności, ale jest też radykalna wierność Ewangelii. To bardzo pozytywne. Klimat szczerości i otwarcia, różnorodność w jedności. Potwierdziliśmy, że wierność nauczaniu Kościoła i Ewangelii jest bezdyskusyjna. Oznacza to oczywiście miłosierdzie, ale w prawdzie. Po ogłoszeniu tych dokumentów z grup językowych sytuacja zdecydowanie się wyklarowała i jestem pewny, że ta linia będzie też w orędziu końcowym".
Na ocenę Synodu proponuję poczekać do publikacji tegoż orędzia i jego źródłowej lektury ze zrozumieniem treści.
Tekst "Relatio": press.vatican.va
Relacje z dyskusji w grupach językowych: press.vatican.va
Skomentuj artykuł