In vitro, czy istniało lepsze rozwiązanie?
Podpisana ustawa o in vitro niebawem wejdzie w życie. Sądzę, że będzie miała ona z wielu względów bardzo negatywne skutki dla polskiej rzeczywistości. Czy dało się takiej sytuacji uniknąć? Czy prezydent mógł podpisać lepszy projekt? W tym przypadku mogę z ręką na sercu odpowiedzieć: tak, mogliśmy mieć po prostu dobrą ustawę. Została ona zablokowana przy aktywnej pomocy Kościoła.
Projekt o in vitro Jarosława Gowina zgłoszony sześć lat temu byłby, w obecnej sytuacji, postrzegany w Kościele jako znakomite rozwiązanie. Jego kompromisowy charakter oraz rzetelnie przemyślane kwestie bioetyczne i medyczne nie tylko zgadzałyby się z nauczaniem Kościoła, ale zapobiegłyby wielu nadużyciom w okresie, gdy kwestia sztucznego zapłodnienia nie była w żaden sposób prawnie uregulowana.
Projekt Gowina, mimo jego wielu ostrzeżeń ("oponenci tego kompromisowego rozwiązania otwierają drogę dla nihilizmu"), został sześć lat temu ostro zaatakowany zarówno przez lewicę, jak i konserwatystów. Obecnie dla wielu jedynym minusem tego projektu jest to, że w skutek tych ataków został szybko pogrzebany i jeszcze szybciej zapomniany.
Gdy Gowin (jako poseł PO) walczył o poparcie, Episkopat poparł bezkompromisowo projekt ustawy, w świetle której procedury sztucznego zapładniania miały być karane więzieniem. Dopiero w ostatnich miesiącach pojawiły się głosy pojednawcze, skłonne do kompromisu - niestety za późno. Można więc powiedzieć, że wytaczając ciężkie działa, Kościół strzelił sobie w stopę, szkodząc nie tylko sobie, ale choćby setkom embrionów, które utworzono na potrzeby procedury in vitro w ostatnich sześciu latach. Czy ktoś kiedyś powie za to "przepraszam"? Czy ktoś, jak ostatnio papież Franciszek, przyzna się do błędu?
Warto jeszcze zastanowić się, dlaczego Kościołowi tak często przydarzają się takie wpadki. Wydaje mi się, że ich źródłem jest specyficzny sposób patrzenia na rzeczywistość - jako katolicy mamy bowiem skłonność do oceniania danych kwestii pozytywnie/negatywnie nie dlatego, że są one rzeczywiście pozytywne lub negatywne, ale po prostu dlatego, że Kościół je tak ocenił. Być może ze względu na jakąś wygodę nie chcemy poddawać bieżących spraw namysłowi moralnemu: pytać dlaczego coś jest dobre lub złe czy po prostu przyglądać się konkretnym sytuacjom, w których ktoś czyni dobrze lub źle. Czy z punktu widzenia Kościoła nie wystarczyłoby powiedzieć, że projekt Gowina - choć niedoskonały - jest dobry w obecnej sytuacji? Że jego dobro polega na bezkompromisowej obronie życia ludzkich embrionów oraz promocji prawdziwych metod leczenia niepłodności?
Podam przykład - niedawno zabrałem ze sobą autostopowicza Darka, który zajmuje się fizjoterapią i dietetyką. Jest ogromnym fanem "zdrowego trybu życia": dużo ćwiczy, odżywia się porządnie i stara się o brak stresu. Mieliśmy spędzić ze sobą trzy godziny drogi, więc rozmowa dosyć łatwo zeszła na różne intymne sprawy. Wychodząc od kwestii kursu przedmałżeńskiego (Darek zaręczył się niedawno) przeszliśmy do spraw seksu przed ślubem. Nie zdziwiło mnie to, że sypiają ze swoją dziewczyną, mimo tego że są katolikami, chodzą do kościoła i na pielgrzymki. O wiele bardziej dotknęła mnie kwestia antykoncepcji hormonalnej, którą stosowali z dziewczyną, a która niesie za sobą wiele niepożądanych działań. Zapytałem go o to, jak godzi zdrowy styl życia z de facto nieustannym zatruwaniem swojej dziewczyny. W trakcie rozmowy zachęciłem go, by wyszukał w Internecie różne strony na ten temat. Przyznał, że słyszał o tej kwestii, ale mało, że się nad tym nie zastanawiał. Mam nadzieję, że ta szczera rozmowa skłoniła go do zmian.
Spotkanie z Darkiem było dla mnie jednak jasnym przykładem, jak można świadczyć jako katolik, jako przedstawiciel Kościoła. Nic nie wskórałbym potępiając ich miłość fizyczną, dialog szybko by się urwał. Dzięki jednak próbie "walki" o inne dobro, nie mniej ważne niż czystość przedmałżeńska, być może udało się je urzeczywistnić. Być może warto walczyć o różne sprawy w sposób otwarty na dialog, małymi krokami, bo wytaczanie "ciężkiej artylerii" może nam co najwyżej wszystkim zaszkodzić.
Skomentuj artykuł