Inny papież
Jan Paweł II powiedział nam co robić, Benedykt XVI powiedział dlaczego to robić, a Franciszek mówi do nas: Rób to! Tak w schematycznym uproszczeniu opisał kolejne pontyfikaty nowy metropolita Chicago, abp Blase Cupich. Pokazał tym samym, że każdy papież ma inny profil i że ma do tego prawo.
Inne publicystyczne porównania mówią o pierwszym jako o papieżu miłosierdzia, o drugim jako o papieżu pięknej teologii, a o obecnym jako papieżu ubogich. Karol Wojtyła stawiał często akcent na duszpasterstwo i moralność, Joseph Ratzinger na naukę, liturgię i tradycję, natomiast Jorge Bergoglio eksponuje społeczny wymiar misji wspólnoty katolickiej. Każdy z nich naturalnie zajmował czy zajmuje się wszystkim po trochu. Jednak spojrzenie na Kościół w perspektywie przynajmniej tych trzech wizji daje w miarę kompletny jego obraz.
Ciągłość w różnorodności
Pomiędzy kolejnymi pontyfikatami nie ma więc sprzeczności, jest ciągłość. Warto przypomnieć, że Benedykt XVI wielokrotnie chwalił posługę Jana Pawła II. Z kolei kilka dni temu Franciszek nazwał swego bezpośredniego poprzednika "wielkim papieżem".
Natomiast owszem, są pomiędzy nimi różnice, czasem spore. Gdy dawniej słyszeliśmy o cywilizacji śmierci, dziś słyszymy raczej o cywilizacji wykluczenia i nierówności. Dawniej o strukturach zła, dziś o strukturalnych przyczynach ubóstwa. Dawniej o kulturze grzechu, dziś o kulturze odrzucenia. Nie ma co ukrywać, to są istotne przeniesienia akcentów. Tak, Franciszek jest inny.
A jednak w ubiegłorocznym konklawe kardynałowie w asystencji Ducha Świętego postawili na arcybiskupa Buenos Aires. Wielu z nich znało go z poprzednich synodów czy też z prac Rady Biskupów Ameryki Łacińskiej. Wszyscy słyszeli jego przemówienie podczas narady hierarchów poprzedzającej wybór kolejnego biskupa Rzymu. Oczywiście zawsze jest wiele niewiadomych, gdy na Stolicę Piotrową powołuje się człowieka "z dalekiego kraju". Ale czy nie podobnie było z Karolem Wojtyłą?
Święte prawa ubogich
W ostatnich dniach Franciszek jeszcze raz podkreślił ten swój specyficzny rys pontyfikatu, który zresztą obrał od samego początku, wraz z przyjęciem imienia Biedaczyny z Asyżu. Podczas spotkania z przedstawicielami ruchów ludowych w Watykanie, gdy wspomniał o prawie człowieka do ziemi, pracy i dachu nad głową, powiedział tak: "To dziwne, ale gdy mówię o tych sprawach, niektórzy uznają papieża za komunistę. Prawda o miłości do ubogich jako centrum Ewangelii nie jest zrozumiana".
Istotny jest tu kontekst. Ludzie, do których się zwracał to uczestnicy trzydniowego kongresu zorganizowanego przez Papieską Radę "Iustitia et Pax". Jak tłumaczy korespondencja Radia Watykańskiego, byli to m.in.: bezrobotni, migranci, przedstawiciele szarej strefy gospodarczej, pracownicy rolnictwa i bezrolni chłopi, a także mieszkańcy nieformalnych skupisk miejskich jak np. slumsy oraz ludzie żyjący na peryferiach społeczeństwa. Dyskutowali o pomysłach na przeciwstawienie się wykluczeniu i niesprawiedliwości społecznej. "Wartości, o które walczycie to są święte prawa" - zapewnił ich papież.
Rób to!
Tę ciągłość a zarazem odrębność widać było również w innym niedawnym przemówieniu Franciszka. Podczas spotkania z Ruchem Szensztackim bardzo mocno mówił o rodzinie, która w dzisiejszych czasach jest atakowana. Używał tu tych samych sformułowań, którymi posługiwali się poprzednicy. Na pytanie "co możemy zrobić?" odpowiedział, że o prawdach katolickich trzeba mówić i to mówić wprost. Jednak z drugiej strony "owszem, możemy głosić piękne wykłady, wydawać oświadczenia o pryncypiach. Ale duszpasterstwo ma pomagać. W tym wypadku musi być ciałem przy ciele. Towarzyszyć. A to oznacza: tracić czas" - powiedział papież.
Znów pojawia się tu charakterystyczne dla obecnego pontyfikatu wezwanie do wychodzenia na peryferie oraz towarzyszenia potrzebującym. "Kościół, który nie wychodzi, staje się Kościołem elitarnym. I zamiast wychodzić na zewnątrz, by poszukiwać potrzebujących pomocy owiec, poświęcamy się małej grupie, by ją czesać; to są tacy duchowi fryzjerzy" - tłumaczył Franciszek.
Zauważmy, że słowa te skierował do Ruchu Szensztackiego, który zrzesza zarówno świeckich jak i duchownych. O rodziny zranione, po przejściach, ludzi z marginesów, ubogich - niezależnie od tego czy przychodzą do naszych świątyń czy też nie - mamy obowiązek troszczyć się wszyscy. To jest właśnie owe wspomniane na początku Franciszkowe "Rób to!"
Skomentuj artykuł