"Jak będę duża, zostanę akelą". O skautingu i wychowaniu
Kiedy pod koniec lipca nasza dziewięcioletnia córka wróciła z wakacyjnego obozu Skautek Europy - uśmiech kończył się jej na potylicy, a wesołym i ekscytującym opowieściom nie było końca. Przez cały sierpień preferowała spanie w namiocie rozbitym w ogrodzie i co rusz podkreślała, że już nie może doczekać się kolejnej wyprawy do lasu. Niedawno opowiedziała mi jednak, co było trudne podczas tego wyjazdu. Powiedzieć, że jestem w szoku, to nic nie powiedzieć.
Na dobry początek
Nadia żyje wspomnieniami z obozu skautingowego i często, w zupełnie niespodziewanych okazjach co nieco nam z tego czasu opowiada. Tak było i tym razem. Zmywając naczynia po obiedzie, ni stąd ni zowąd zagadnęła: "A wiesz co, mamuś. W pierwszą noc na obozie się popłakałam. Bo wiesz... padał deszcz, a nam namiot przeciekał. No i do tej latryny w ziemi, to trzeba było pójść na zewnątrz. I ja miałam nadzieję, że się mi uda powstrzymać, no, ale się nie dało i musiałam wyjść. No i ten sweter, co miałam, to zamókł mocno. A było mi zimno i położyłam się do śpiwora. Ale śpiwór też zamókł. I potem o świcie było mi bardzo, bardzo zimno, a ciągle lało. Więc się popłakałam". "Nie dziwię się!" - mruknęłam i w myślach dodałam: "Ja bym pewnie się załamała i zrobiła chryję na pół obozu, że chcę do mamy, już, teraz, natychmiast". I choć oczywiście byłam dumna z córki po jej powrocie z tego pierwszego w życiu obozu w lesie, to po tej historii mój podziw nie ma granic. Bo trzeba mieć w sobie mnóstwo odwagi i determinacji, by - mając zaledwie 9 lat - nie zniechęcić się po takim interludium do całej tej leśnej, nieznanej przygody, gdzie trudno mówić o wygodach i komforcie, do którego przyzwyczajona jest większość współczesnych dzieci. A może … wszystko jest kwestią towarzystwa?
Wysoko wrażliwy wilczek
Skauci Europy to organizacja harcerska nawiązująca do skautingu katolickiego, której celem jest rozwój młodych ludzi poprzez animowanie przygód w otoczeniu przyrody, zachęcanie do brania odpowiedzialności za siebie i innych oraz wspieranie wychowania zanurzonego w wartościach chrześcijańskich. W praktycznej działalności wykorzystuje się dorobek pedagogiczno-duchowy Roberta Baden-Powella, o. Jacques'a Sevin’a, Jean'a Corbisier’a i hr. Mario di Carpegna, a scenariusze zajęć nawiązują do "Księgi dżungli" Rudyarda Kiplinga. Młodzi pracują tu w dwóch nurtach (męskim i żeńskim), a przygodę ze skautingiem rozpoczyna się w wieku 9 lat (po przyjęciu Pierwszej Komunii Świętej), wchodząc do gromady jako "wilczek" i stopniowo przechodząc kolejne etapy jasno wyznaczonych ścieżek rozwoju.
Nasza Nadia zobaczyła skautki na mszy w naszej parafii i skuszona przykładem starszego brata, który w "wilczkach" był od całych dwóch zbiórek, postanowiła także spróbować swych sił w tym zrzeszeniu. Ucieszyło mnie bardzo jej zainteresowanie, ale jednocześnie nie sądziłam, że tego typu aktywność spodoba jej się w praktyce. Nadia jest dzieckiem wysoko wrażliwym w typie introwertycznym. Nie wyobrażałam sobie, żeby w wieku 8 lat (poszła do wcześniejszej komunii) dobrze się czuła na zbiórkach skautek, gdzie dziewczynki w sporej gromadzie latają w mundurach po lesie, grają w gry i zdobywają rozmaite sprawności. Jakże się myliłam!
Jak będę duża, zostanę akelą
Bardzo szybko okazało się, że skauting okazał się strzałem w dziesiątkę - pomógł jej nie tylko rozwinąć mnóstwo zainteresowań i nawiązać sieć wspaniałych relacji rówieśniczych. Przede wszystkim dał jej (synowi zresztą też!) szereg okazji, by wzmocnić własne poczucie wartości, lepiej zrozumieć siebie i zbliżyć do Pana Boga inaczej niż przy boku rodziców. Zbiórki, wyprawy, obozy - wszystko to, co składa się na obraz harcerskiej codzienności - naturalnie uczą zaradności, empatii, cierpliwości, wytrwałości i pomagają szlifować hart ducha i wewnętrzne męstwo. Ale co najważniejsze - ta rzeczywistość jest w pełni kształtowana przez młodych ludzi dla młodych ludzi.
Przyznam, że kiedy słyszę narzekania na "dzisiejszą młodzież", stają mi przed oczami "akele", "bagheery" i "mao", których poznawaliśmy przy okazji rodzinnych eskapad w ubiegłym roku (to nazwy poszczególnych "funkcji" w Skautach Europy pracujących z najmłodszą grupą wiekową, czyli inaczej nazwy "zastępowych", "przybocznych" i innych "funkcyjnych" skautów). To zazwyczaj około dwudziestoletni ludzie, którzy, nie mając z tego żadnych korzyści materialnych, poświęcają swój wolny czas, serce i wiedzę, by organizować i animować czas dzieciom. Dziś, kiedy moja córka mówi: "Jak będę duża, to zostanę akelą" - wiem konkretnie, jaki ma wzór przed oczami i marzę, by stała się tak odpowiedzialną, mądrą i zaangażowaną społecznie dziewczyną, jak jej obecna przewodniczka. Nie mam ani krztyny wątpliwości, że to, iż zziębnięta Nadia po nieprzespanej nocy w namiocie została na obozie w lesie przez kolejny tydzień, było przede wszystkim zasługą właśnie "akeli" i jej talentu do wspierania dzieci w przekraczaniu własnych granic.
Z kim przestajesz
Skauting nie powinien być traktowany jako jedno z kolejnych zajęć nadobowiązkowych dziecka - zaznaczono nam, rodzicom, na pierwszym zebraniu informacyjnym. Trudno się z tym nie zgodzić. Jest to raczej styl życia, który albo się w kimś zakorzeni, albo nie. Na pewno jednak warto spróbować przekonać się na własnej skórze, z czym harcerstwo się wiąże w praktyce. Nasz starszy syn długo się opierał, zanim zdecydował się pójść na pierwszą zbiórkę. Przekonała go ostatecznie umowa z nami, że pochodzi na zbiórki przynajmniej przez dwa miesiące, a jeśli mu się nie spodoba, to przestaniemy go do tego zachęcać (co faktycznie robiliśmy dość gorliwie i natrętnie, przekonani, że obok naszych wysiłków wychowawczych ważne jest też środowisko, w którym dziecko się obraca). Już po trzech spotkaniach poprosił nas o zakup skautowego munduru. My pilnowaliśmy tylko pilnie, by nie rzec sakramentalnego, rodzicielskiego: "A nie mówiliśmy!". Dziś mamy kapitalną okazję obserwować oba skautingowe nurty (żeński i męski) pod własnym dachem. Nasze rodzinne wyprawy zdominowały liczne harcerskie piosenki, a starsze dzieci chętnie animują młodszym czas kapitalnymi zabawami przyniesionymi ze zbiórek. Bywają też, oczywiście, liczne problemy i wyzwania, którymi dzielą się z nami nasze "wilczki" - przecież w każdej grupie pojawiają się różne konflikty i wyzwania. Ważne jest jednak, że dzieci od początku biorą osobistą odpowiedzialność, by narosłe problemy rozwiązywać samodzielnie. Skauting realnie wpłynął też na naszą rodzinną modlitwę, wzbogacając ją o codziennie odmawianą "modlitwę wilczka":
"Panie Jezu, który kochasz nas tak czule, obdarz nas mocą Swojej Miłości, abyśmy potrafili kochać. Daj nam radosne serca, zdolne śpiewać o Twoich cudach;
zręczne dłonie, abyśmy mogli służyć;
łagodne spojrzenie, abyśmy mogli nieść pocieszenie.
Spraw, aby nasze uszy były zawsze uważne na Twoje Słowa.
Pozwól nam żyć jak najlepiej, ze wszystkich sił! Amen".
Po roku obserwacji mogę powiedzieć, że te prośby już dziś przynoszą widoczne, piękne owoce.
U progu nowego roku szkolnego
Szkoły to takie miejsca, gdzie dzieci spotykają się z bardzo różnymi ludzkimi zachowaniami i postawami. Niestety, w pogoni za coraz to lepszymi osiągnięciami edukacyjnymi, mierzonymi ilością godzin spędzonych np. na nauce języków obcych, kodowania czy matematyki, coraz częściej lekceważy się humanistykę i szeroko rozumiany świat wartości. Szkoda, bo paradoksalnie to one bardziej wpływają na dobrobyt człowieka, a nie sama wiedza o tym, jak zaprogramować algorytm. Obawiam się jednak, że wpływ rodziców na środowisko szkolne jest w praktyce niewielki. Co nie znaczy, że żaden. Można (i warto!) dokładać przecież starań, by dziecko poznawało takich ludzi, dla których hasła "cnota", "wymagania" i "odpowiedzialność" nie brzmią jak zestaw pustych idei, a przez to umacniać je w Dobrym. Jeśli nie skauci, to może Oaza? Schola? Ruch Czystych Serc? Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży? Naprawdę jest w czym wybierać. Ale do zrobienia pierwszego kroku, trzeba czasem rodzicielskiej inspiracji. Lub konkretnej zachęty.
Skomentuj artykuł