Jak prowadzić dialog z muzułmanami?

(fot. shutterstock.com)

Zawsze trzeba się starać dochować wierności zasadzie ewangelicznej miłości. Nigdy nie można z niej zrezygnować, nawet kiedy człowiekiem miotają wielkie emocje i partner dialogu mocno nas rozczarował.

Ksiądz Denkha to młody kapłan iracki, wyświęcony półtora roku temu. Pochodzi z Mosulu. Musiał opuścić to miasto wraz z wszystkimi innymi chrześcijanami, kiedy mieli wkroczyć do niego zwycięzcy dżihadyści z Państwa Islamskiego. Teraz pracuje w Erbilu, na północy Iraku, w części znajdującej się pod zarządem kurdyjskim. W czasie swojej wizyty w Polsce ks. Denkha spotkał się i wspólnie modlił z wiernymi kilku parafii Lublina.

Zasadnicza sprawa, którą poruszył, reprezentując i referując doświadczenie Kościoła wschodniego, to współistnienie chrześcijaństwa i islamu na Bliskim Wschodzie, skąd notabene pochodzą przecież obie religie. Temat stał się szczególnie ważny teraz, kiedy w tym regionie trwa wojna, a chrześcijaństwu grozi całkowite unicestwienie.

DEON.PL POLECA

Jak owo współistnienie wygląda obecnie i jak odnieść się wobec tego do kwestii dialogu pomiędzy obiema religiami? Właściwie trzeba to ująć jeszcze szerzej i mówić o dialogu pomiędzy dwiema kulturami, z których każda utożsamia się z inną religią. Ksiądz Denkha z całym przekonaniem twierdził, że dialog jest konieczny, ale powinien on mieć charakter ewangeliczny. Oczywiście, postulat ten odnosił się do chrześcijan.

Zaznaczył wyraźnie, że nie chodzi mu o teoretyczny wykład o tym, czym jest i na czym polegać ma dialog w ogóle. Chrześcijanie przeżywają teraz bardzo dramatyczne chwile i dlatego nie interesuje go żadna abstrakcja. Tym bardziej nie chce sobie zawracać głowy dialogiem salonowym, podczas którego mówi się zazwyczaj kilka miłych, niezobowiązujących zdań i w annałach organizatorów odnotowuje się kolejny sukces. Rozmawiając z dość licznym gronem księży, posłużył się przykładem, który tu odnotowuję, licząc, że pomoże on bardziej zrozumieć, na czym polega propagowany przez niego dialog ewangeliczny.

Ujął to bardzo krótko. Chodzi w nim o Ewangelię, o to, aby jej duch cały czas kierował osobą dialogującego chrześcijanina. Praktycznie oznacza to, że zawsze trzeba się starać dochować wierności zasadzie ewangelicznej miłości. Nigdy nie można z niej zrezygnować, nawet kiedy człowiekiem miotają wielkie emocje i partner dialogu mocno nas rozczarował. Ksiądz Denkha stwierdził krótko, że gdy nie ma miłości, nie ma najważniejszego elementu, który pozwala nasz udział w dialogu nazwać ewangelicznym. Ewangelia natomiast jest dobrą nowiną o Chrystusie i dlatego On, w taki czy inny sposób, powinien stanowić centrum chrześcijańskiego świadectwa wiary. By lepiej zilustrować to, jak ów dialog rozumie, ks. Denkha opowiedział pewne zdarzenie, które teraz przedstawię.

"Poszedłem kiedyś do księgarni. Wszedłem pomiędzy regały i spokojnie czytałem tytuły. Moją uwagę zwróciła wielka ilość książek odwołujących się do islamu, nawet gdy nie były to pozycje teologiczne ani traktujące o duchowości. Tytuły niezmiennie powoływały się na islam, obojętnie, czy chodziło o pracę, czy odpoczynek, studiowanie, zarabianie pieniędzy, uprawianie seksu z żoną, wychowanie dzieci, odżywianie… Nie było dziedziny życia, która nie miałaby swojego religijnego odniesienia.

Przeszedłem potem do działu teologicznego i wziąłem do ręki kilka kolejnych tytułów. Wtedy obok mnie pojawił się nagle mężczyzna z długą brodą i pozdrowił mnie głosem, w którym dało się wyczuć lekką drwinę, a może nawet zaczepkę. «As salam alejkum!» - pozdrowił mnie głośno. «Pan pewnie nie jest muzułmaninem?» - dodał jeszcze głośniej, aby zwrócić na siebie uwagę obecnych w księgarni klientów.

Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nie. Czułem się trochę skrępowany, bo nie spodziewałem się niczyjej interwencji w tym miejscu, a tym bardziej uczynionej w taki sposób. «Rzeczywiście nie jestem muzułmaninem» - powiedziałem. Wówczas on zaproponował mi dyskusję na tematy religijne. Grzecznie mu odmówiłem. Powiedziałem, że nie teraz i nie tutaj, bo psychicznie nie jestem przygotowany do takiego spotkania.

W tym czasie zebrał się już wokół nas spory tłumek słuchaczy. Prowokujące podniesienie głosu zrobiło swoje. Ludzie czuli, że szykuje się jakaś sensacja. To jednak, co dla mnie było deprymujące, jemu dodawało wojennego animuszu. Poprosił zatem błagalno-teatralnym tonem, aby wolno mu było przynajmniej zgłosić kilka problemów, które trapią go wewnętrznie, boleśnie raniąc jego duszę.

Oczywiście, nie czekał na moją zgodę. Zaczął wyliczać gromkim głosem wszystkie «niedorzeczności chrześcijańskie», których my, «niewierni», z powodu naszego upośledzenia duchowego nie jesteśmy w stanie dostrzec, a tym bardziej zrozumieć i nieuchronnie jako zapłata za tę ślepotę czekają nas piekielne płomienie. Wymienił więc przede wszystkim wiarę w Trójcę Świętą, co dla niego jest oczywistym politeizmem. Był też problem synostwa Bożego Jezusa oraz naszej wiary w to, że został On ukrzyżowany, gdy tymczasem tak się tylko wydawało Żydom, gdyż ukrył Bóg przed ich oczami, że miejsce Jezusa na krzyżu zajął Judasz i to on zginął, a nie Aisa (tak muzułmanie wymawiają imię Jezus). Jezus nie został uśmiercony, ale żywego Bóg zabrał Go do nieba.

Kilkanaście minut trwała mowa natchnionego kaznodziei islamskiego. Z podziwem przez cały czas patrzyli na niego słuchacze, z politowaniem od czasu do czasu rzucając wzrokiem na mnie. Niewiele rozumiałem z całej jego elokwentnej przemowy. W mojej głowie tłukło się pytanie, jak wybrnę z tej opresji? Modliłem się w duchu, aby Bóg przyszedł mi z wyraźną, namacalnie odczuwalną pomocą. Mówca wreszcie zakończył swoje przemówienie niespodziewanym pytaniem skierowanym do mnie: «Czy wierzysz jeszcze, że Aisa został ukrzyżowany?».

Gdybym powiedział, że wierzę w ukrzyżowanie Jezusa wobec tak jasnych i przekonywających argumentów islamskiego kaznodziei, mogłoby to wyglądać na szczególną złośliwość z mojej strony, a nawet całkiem oczywistą wrogość.

Powiedziałem zatem, że wierzę, iż Jezus nie skończył swego życia na krzyżu i że istotnie został wzięty do nieba. Uśmiechy tryumfu ukazały się na twarzach słuchaczy i jednocześnie jakiś grymas lekceważenia czy wręcz pogardy.

Nasze spotkanie jednak na tym się nie skończyło. Poprosiłem o możliwość wypowiedzenia jeszcze tylko kilku słów. Kaznodzieja z długą brodą łaskawie przyzwolił mi na to kiwnięciem głową. Wśród słuchaczy zapanowała głęboka cisza. Wszyscy czekali na to, co powiem.

Zaskoczyła ich moja prośba i może trochę nawet zawstydziła. Przedstawiłem ją w formie pytania, czy są w stanie mi obiecać, że nie pobiją mnie, jeśli jeszcze coś dopowiem do tego, co wcześniej powiedziałem. Jedni odpowiedzieli na to uśmiechem, inni przyjęli to z poważnym wyrazem twarzy.

Wówczas zapytałem ich o rzecz, zdawać by się mogło, bardzo banalną: czy prawdą jest, że wszyscy ludzie umierają. Oczywiście - odpowiedzieli wszyscy. Zapytałem ich: a czy Bóg umiera? Oczywiście, że nie, bo Bóg jest wieczny. Niektórzy w tym momencie zaczęli patrzeć na mnie wyraźnie niechętnie.

Zadałem więc ostatnie pytanie: czy prawdą jest, że Aisa nie umarł, ale został wzięty do nieba, o czym przed chwilą przecież tak skutecznie przekonywał mnie muzułmański kaznodzieja. Dodałem zatem, że skoro wszyscy ludzie umierają, a tylko do Boga nie odnosi się ta zasada, to… skoro Aisa nie umarł… Pozwoliłem, aby każdy z nich sam doszedł do konkluzji tego rozumowania.

Kiedy pośpiesznie zwróciłem się do kasy, żeby zapłacić za kilka książek, które trzymałem w dłoni, kasjer powiedział, że te książki są podarunkiem od niego, nie pytając w tym względzie o zgodę kaznodziei. Ten zresztą gdzieś się wycofał, a ja nie miałem wcale ochoty na niego czekać. Kiedy opuszczałem księgarnię i byłem już na jej progu, jeden z kilientów księgarni, także już wychodzący z niej dyskretnie szepnął mi do ucha, że dałem mu dużo do myślenia odnośnie do Koranu i Aisy".

Ks. Denkha powiedział, że tak właśnie rozumie dialog ewangeliczny.

Zygmunt Kwiatkowski SJ - jezuita, misjonarz, spędził 30 lat w Egipcie, Libanie i Syrii.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak prowadzić dialog z muzułmanami?
Komentarze (36)
ZK
Zygmunt Kwiatkowski
6 grudnia 2015, 23:42
Nie jest to wzor tego jak powinien byc prowadzony dialog z muzulmanami, co blednie moze sugerowac tytul sformulowany przez Redakcje. Jest to świadectwo pewnego konkretnego przypadku tego dialogu o ktorym nam opowiedzial ks Denkha uważajac, ze z jednej strony nie wolno nam zrezygnowac z ewangelicznego principium milości , z drugiej zaś nie nalezy rezygnowac z ducha krytycznego i odwagi. Chciał tez powiedzieć, ze oprócz nas ,w dialogu w ktorym chodzi o wiarę, bierze również udział,  w sposob znaczacy, Duch Swiety.
PG
Pawel G
6 grudnia 2015, 21:35
Dialog jest może i dobry, ale nie do tego wezwał nas Chrystus. Chrystus wezwał nas do głoszenia Ewangelii wszystkim narodom, do nauczania ich i chrzczenia ich: "Idźcie wiec i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, az do skończenia świata”. A czas ewangelizacji muzułmanów już nadszedł. Bardzo wielu np. ukazuje się Chrystus, o czym piszą różne portale katolickie. Czyli czas już dojrzał.
6 grudnia 2015, 01:16
Przyznam szczerze, że o ile rozumiem treść tej historyjki, to nie umiem zrozumieć dlaczego ma to być recepta na "dialog z muzułmanami". Na świecie żyje około 1.6 bln muzułmanów, z czego większość mieszka w Azji Południowej. Państwem o największej liczbie muzułmanów to Indonezja i Pakistan. Na Bliskim Wschodzie największe państwa muzułmańskie to Turcja i Iran, które akurat nic wspólnego z Arabami nie mają. Zaś w Afryce największym państwem muzułmańskim po Egipcie jest Nigeria. Więc dlaczego jakaś historyjka z Iraku ma być uniwersalnym przykładem dialogu religijnego z muzułmanami to trudno zgadnąć. Zaś dialog mający polegać na łapaniu się na słówkach, to też nie wiem, do czego ma niby prowadzić i być świadectwem jakich to szczególnych cnót.
6 grudnia 2015, 10:52
Islam, podobnie jak chrześcijaństwo, nie ma rasy, ani narodowości. To mentalność. Nie wiem skąd Ci się wzięło utożsamienie muzułmanina z Arabem. Poza tym, Autor nigdzie nie napisał, że jest to uniwersalna recepta, jedyna właściwa na całym świecie. Jest to tylko przykład ewangelizacji odwołujący się do koranicznych przekonań muzułmanów. Po trzecie, w Polsce na miliard mówimy miliard, a nie bilion...
6 grudnia 2015, 12:02
Drogi kolego. Sugeruję przeczytać uważnie treść felietonu, cytat: ---------- Jak owo współistnienie wygląda obecnie i jak odnieść się wobec tego do kwestii dialogu pomiędzy obiema religiami? Właściwie trzeba to ująć jeszcze szerzej i mówić o dialogu pomiędzy dwiema kulturami, z których każda utożsamia się z inną religią. .... By lepiej zilustrować to, jak ów dialog rozumie, ks. Denkha opowiedział pewne zdarzenie, które teraz przedstawię. ------------------------- Zdarzenie miało miejsce w Erbilu, w północnym Iraku. W Iraku - o ile wiem - dominują ludzie mówiący językiem arabskim, czyli Arabowie, (80%), choć oczywiście żyja niearabskie mniejszości etniczne, głownie Kurdowie.  Zgadza się ?
6 grudnia 2015, 12:53
A co ma iracki Arab do koranu i tego, jak jest w nim przedstawiany Jezus (Aisa wzięty do nieba), a więc jakimi przykładowymi argumentami można przekonywać muzułmanów, jakiejkolwiek by nie byli narodowości i rasy?
7 grudnia 2015, 09:54
Drogi kolego. W tytule jest "dialog". Dialog to komunikacja interpersonalna, gdzie  jest mówiący i słuchający. Ale istotą jest zamiana ról, symetria, słuchający musi się zamieniać w mówiącego, a mówiący w słuchającego. Bardzo dobrze, jak dialog jest owocny, gdy obie strony wzbogacają się wzajemnie. Chyba w dialogu międzyreligijnym o to właśnie chodzi, jak się wzbogacić, jak przekazać drugiej strony własne skarby i otworzyć na dary z drugiej strony.  Historyjka z tego fielietonu powinna być raczej zatytułowana "jak nie prowadzić dialogu międzyreligijnego".  Nie jest dialogiem, gdy jedna strona chce narzucić drugiej swoje przekonania, a druga strona wychodzi w opresji przyłapując oponenta na jakimś słówku. Dlatego mam nadzieję, że to tylko anegdota, a nie wart rozpowszechnienia wzorzec do naśladowania.
8 grudnia 2015, 02:48
Ładnie to ująłeś Ileszku. :)
M
Milosc
6 grudnia 2015, 00:23
Ach z tym tłumaczeniem Bóg nie umiera, człowiek umiera, Jezus nie umarł, nie-Jezus umrze... Ileż w tych religiach gimnastyki... :) Z góry przepraszam za swój sarkazm, no ale bardzo proszę - w dobie Światła nie można tak już dłużej tłumaczyć ludziom. To tak jakby się mówiło, że po śmierci osiągniesz szczęście wieczne, ale koniecznie dzięki księdzu Tomkowi. Więc dąż człowiecze całe życie dąż, przychodź tylko do kościoła, a jak umrzesz, to się przekonasz jak tam fajnie. Zdaję sobie sprawę, że jeszcze pokutuje w umysłach ludzi to pójście do nieba na wieczne spoczywanie czy do piekła na wieczne potępienie, a już na pewno bez sądu ostatecznego to się nie obejdzie. Jak na ziemi, tak i w niebie... Wiem, te programy niestety długi czas stanowiły kartę przetargową religii, ale na szczęście idzie się z nich wyzwolić aktem wolnej zresztą woli. Chyba, że ktoś nie chce, to wiadomo - jego wybór jest uszanowany również. Tylko, nie da się dłużej nie dostrzegać tego, że Jezus Syn Człowieczy i Syn Boży sam głosił naukę innym Dzieciom Człowieczym, Dzieciom Bożym o Jedności z Ojcem, który jest przecież OBECNY w nas WIECZNIE w TU i TERAZ od zawsze i po eony. Ojciec jest naszym Życiem Wiecznym, Szczęściem, Miłością Bezwarunkową...  Energia, Świadomość nigdy nie umiera i my Nią jesteśmy. To naprawdę powód do ogromnej radości, nie grzebmy jej odseparowując się od Niej, od Boga. Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy ktoś z nas pamięta, że go nie było? No nie. A że nie wszyscy pamiętają swoje inkarnacje, to już jest kwestią zaniechania praktyk medytacyjnych, które przecież pozwalają nam je odsłonić.  Jesteśmy duszami, które mają ciało i umysł. Jesteśmy jak Chrystus - Jednym z Bogiem. Pozwólmy sobie wreszcie uwierzyć w siebie i przypomnieć Kim jesteśmy. Nazywamy się naśladowcami Chrystusa, w istocie stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Jako wolne istoty duchowe, pozwólmy więc sobie zaufać Bogu, który żyje w nas. A wtedy przypomnimy sobie, odrodzimy się i będziemy... w niebie. :-) 
6 grudnia 2015, 00:51
P.S. Mimo to dodam, że doceniam inteligencję i takt w tamtejszym dialogu z muzułmanami. :-)
6 grudnia 2015, 01:37
jakiez to inkarnacje przechodzilas o 'Oswiecona' ?????? to niesprawiedliwe my chrzescijanie 'musimy tkwic w jednej powloce' a ty sobie je coraz to zmieniasz na nowe - toz to rodzaj niedozwolonego ... liftingu ;-)
6 grudnia 2015, 01:48
Nikt niczego nie musi. Każdy sam wybiera. Sam zatem stawiasz sobie ograniczenia mówić "niedozwolone". Niedozwolone, bo co? ;)
6 grudnia 2015, 01:53
Milosc ja wiem ze jest pozno a ty za dnia bylas 'powazna' ale to co powyzej napisalem to wylacznie zart i w taki sposob go potraktuj okay ???? ;-)
6 grudnia 2015, 01:56
Tak też go potraktowałam. :) Spokojnej nocy dla Ciebie. Dziś św. Mikołaj przychodzi. Wierzysz? :)
6 grudnia 2015, 01:59
Pewno. Do ciebie rowniez :-) dobranoc Milosc.
TP
Tomasz Pierzchała
6 grudnia 2015, 12:04
Oddałaś się na służbę Diabłu. Jawi Ci się On jako bóg promieniejący miłością i wolnością. Dajesz się Mu wykorzystywać do ataku na wszystko co katolickie. Jeśli się nie obudzisz i nie ukorzysz przed Prawdziwym Bogiem skończysz tam gdzie Twój nauczyciel - w Piekle.  
M
Milosc
6 grudnia 2015, 12:58
Kochany, jeśli wg Ciebie Bóg skazuje na piekło, to nie jest prawdziwym Bogiem, a sędzią śledczym ścigającym swoje paskudne i krnąbrne stworzenie czyhającym na jego potknięcia, by dać upust swojemu rozbuchanemu ego, że nie robią tak, jak im dyktator nakazał. Z po cholerę daną im tą przeklętą wolną wolą. Co za błąd niewybaczalny musiał popełnić, olaboga! Sam pewnie bardzo musiał tego kroku żałować i niewiele myśląc jak się z tego haniebnego czynu wycofać na scenę wprowadził diabła. A tak, by zrzec się odpowiedzialności Mocium Pan musiał poświęcić jakiegoś koziołka ofiarnego za swój grzech nieprzewidywalności. Jak ten nie wystarczył, to jeszcze syna poszukał jedynego, co by ten paskudny swój grzech zmazał najlepiej czyimiś rękoma, żeby to na nich było, a broń boże na Niego samego. Tak sobie myślę Karmel, czy aby ten Twój prawdziwy Bóg nie jest czasami stworzony na ludzki obraz i podobieństwo. Bo czuję, że gdybyś był takim Bogiem uzurpatorem rządzisiem z do nieba sięgającym ego, to już widzę jak bardzo marny byłby mój los i tych wszystkich, którzy nie podzielają Twoich ogromnych uczuć religijnych tylko do tego co jedyne słuszne, bo polskie i katolickie. Jej, jak dobrze, że nie mamy cudzych Bogów przed Sobą. ;) 
TP
Tomasz Pierzchała
6 grudnia 2015, 19:45
Mówisz językiem swojego nauczyciela Diabła- Non serviam. Kłamliwie samowolę nazywasz wolną wolą. Tchórzliwie uciekasz od odpowiedzialności za złamanie Bożych Praw, które są powszechnie znane. Nie Bóg ale Ty sama skazujesz się na Piekło. Żadne humanitarystyczne zaklęcia tego nie odwrócą
6 grudnia 2015, 22:56
Bzdury. Przyjrzyj się językowi, którym Ty mówisz, Karmel. Jest to język Instytucji, której tak zawierzyłeś - diabeł, szatan, kłamstwa, nienawiść, wróg, piekło, łamać prawo, skazywać się, zaklęcia...  CZY TY SIEBIE SŁYSZYSZ???  I to jest rzeczywiście iście szatańska sztuczka - tak pokierować ludźmi, żeby nawet nie zauważali, że to ONI SAMI szatanowi dają moc zawierzając komuś innemu niż SOBIE SAMEMU. Zobacz ile Ty słów produkujesz na temat diabła. A wiesz skąd to słowo wyszło? Pomyśl dobrze.  I ocknij się teraz proszę, bo tkwiłeś w hipnozie.
TP
Tomasz Pierzchała
7 grudnia 2015, 20:12
To co robisz to Twoja sprawa. Jeśli jednak uderzasz w naukę Bożą, którą głosi Kościół Rzymskokatolicki nie licz na taryfę ulgową. Wyznajesz poglądy jawnie heretyckie przybierając je jednocześnie w "miłosne" opakowanie. Potwierdzasz tym samym szatańskie inspiracje swego działania. Szatan jest bowiem ojcem wszelkiego kłamstwa.    
8 grudnia 2015, 02:46
Kościół głosi coś, co nazywa "nauką Bożą". Jest to istotnie niebagatelna sprawa. Dlaczego? Ponieważ nie jesteś tutaj, aby się czegoś uczyć, ale by sobie przypominać. Wszystko jest już stworzone, wszystko już się dokonało, natomiast my prosimy Boga o odsłonięcie kolejnych rzeczy przed nami. Tym manifestuje się nam Życie o co się sami prosimy i to w istocie jest Dobra Nowina. :-) Czy ktoś nie powiedział Ci, że Życie jest najlepszym nauczycielem? A kto Ci je urządza, jak nie Ty sam? O tym szatanie tyle piszesz, że pewnie dobrze go znasz i jesteś z nim oswojony. ;-)
TP
Tomasz Pierzchała
9 grudnia 2015, 08:09
Jesteś zatem beznadziejną uczennicą.Przypominam Ci bowiem nieustannie w jakie g.... wdepnęłaś a Ty nijak nie możesz zrozumieć,iż bredniami, które głosisz wydzielasz diabelski zapaszek. Działanie Szatana jest opisane na kartach Biblii,Ty zaś zdajesz się stosować Jego naukę w praktyce.
9 grudnia 2015, 13:05
Działanie szatana jest opisane na kartach Biblii, więc ci, którzy o nim mówili lub pisali musieli go dobrze poznać. Mądrzy rozpoznali jego działanie w sobie, w swoich egocentrycznych potrzebach i go "pokonali" miłością. Głupi nadal szukają go w innych.  
TP
Tomasz Pierzchała
9 grudnia 2015, 22:58
To Twoje "pokonali" jest tyle warte co "miłość". Tym który pokonał Szatana jest Jezus Chrystus ofiarowując się za nas na drzewie Krzyża. Szatan nienawidzi Krzyża bo to miejsce Jego klęski, Jego uczniowie podzielają tę nienawiść. 
10 grudnia 2015, 00:53
Długą drogą, trudnymi doświadczeniami, wyrzeczeniami i ciężką pracą nad sobą pokonuje się samego siebie, przezwycięża się swoje ego i uwalnia od przywiązań do tego świata pochodzących z tego świata. Ale jest to możliwe, gdy bierze się odpowiedzialność za siebie i swoje życie w swoje ręce, gdy ktoś naprawdę pragnie przestać w końcu być "grzesznikiem" i odrodzić się do życia na nowo w Chrystusie. Więc proszę Cię nie wydawaj ocen nad czyjąś drogą, gdy nie szedłeś w jego butach. Miast tego skup się na swojej, której i za Ciebie nikt nie przejdzie. Każdy z nas pokonuje szatana w pewnym momencie, niekażdy koniecznie w tym życiu, choć szanse są równe.  Uczniowie szatana podzielają nienawiść. Uczniowie Chrystusa mnożą miłość.     
5 grudnia 2015, 19:45
Tekst dobry, jeżeli chodzi o sprytne zaskoczenie muzułmańskiego przedmówcy. Ale jest pewna nieścisłość. Wzięta do Nieba, to była Maryja, Aisa wstąpił do Nieba, a to wiele zmienia w kontekście tego, że jezuici szczególnie lubują się w znajdowaniu znaczeń (tłumaczeń), każdego słowa z Biblii. I robią to z aptekarską dokładnością. Więc oczekiwania wobec nich też są wyśrubowane, jeśli chodzi o precyzyjność wypowiedzi. I jeszcze jedno. Podobno prawdziwy święty nigdy nie zapytał by: "czy są w stanie mi obiecać, że nie pobiją mnie..." jeżeli chodzi o prawdy wiary. Prawdziwy święty nie kocha swojego życia bardziej, niż Prawdy którą głosi.
5 grudnia 2015, 19:45
Tekst dobry, jeżeli chodzi o sprytne zaskoczenie muzułmańskiego przedmówcy. Ale jest pewna nieścisłość. Wzięta do Nieba, to była Maryja, Aisa wstąpił do Nieba, a to wiele zmienia w kontekście tego, że jezuici szczególnie lubują się w znajdowaniu znaczeń (tłumaczeń), każdego słowa z Biblii. I robią to z aptekarską dokładnością. Więc oczekiwania wobec nich też są wyśrubowane, jeśli chodzi o precyzyjność wypowiedzi. I jeszcze jedno. Podobno prawdziwy święty nigdy nie zapytał by: "czy są w stanie mi obiecać, że nie pobiją mnie..." jeżeli chodzi o prawdy wiary. Prawdziwy święty nie kocha swojego życia bardziej, niż Prawdy którą głosi.
jazmig jazmig
5 grudnia 2015, 19:10
dialog? [url]https://www.youtube.com/watch?v=huRziABY2Y0[/url]
5 grudnia 2015, 16:29
Ma jeszcze i inną słabość. Ani Chrześcijanin ani zdaje się Muzułmanin nie wierzą w inkarnację i reinkarnację, więc nie dogadają się np. z Hindusem czy Buddystą. :) A szkoda, bo Orygenes (II/IIIw.), jeden z Ojców Kościoła nauczał szeroko o reinkarnacji i znając realia tamtych czasów, by nie zostać uznanym za heretyka wszak musiał opierać się na Biblii. Potępiony został owszem, ale dopiero na soborze w 553r. zwołanym bez zgody papieża, gorąco mu się sprzeciwiającemu.
5 grudnia 2015, 13:22
Aisa? Nie wiedziałem, ładnie, zwłaszcza jak czyta się od prawej do lewej  :-):-):-) Człowiek uczy się całe życie :-)
5 grudnia 2015, 12:06
A to spryciulek:)
5 grudnia 2015, 13:10
"Każda prawda, niezależnie przez kogo wypowiedziana od Ducha Świętego pochodzi" Akwinata
7 grudnia 2015, 13:06
Widzisz…o dziwo nie ma tam gwiazdki w stylu „nie dotyczy otwartersów”.
DP
Danuta Pawłowska
5 grudnia 2015, 09:34
Z Dzienniczka św. Faustyny ,,Powiedz Moim kapłanom, że zatwardziali grzesznicy kruszyć się będą pod ich słowami, kiedy będą mówić o niezgłębionym miłosierdziu Moim, o litości, jaką mam dla nich w sercu swoim. Kapłanom, którzy głosić będą i wysławiać miłosierdzie Moje, dam im moc przedziwną i namaszczę ich słowa, i poruszę serca, do których przemawiać będą''. (Dz 1521)
5 grudnia 2015, 11:01
W opisanym przykładzie ksiądz nie poruszył konkretnie sprawy Bożego Miłosierdzia, tylko boskości Chrystusa.
D
deon
5 grudnia 2015, 08:29
Zawsze trzeba się starać dochować wierności zasadzie ewangelicznej miłości. Nigdy nie można z niej zrezygnować, nawet kiedy człowiekiem miotają wielkie emocje i partner dialogu mocno nas rozczarował. <a href="http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,2236,jak-prowadzic-dialog-z-muzulmanami.html">więcej</a>