Jezus zna sposoby na spiny
Budzę się o 5:30. Myślę, że fajnie, bo jak mówi moja przyjaciółka: "żeby ze wszystkim zdążyć, powinnyśmy wstać w roku 1985". Mija kilka sekund i wracam do spania. Bo tak się boję, że mam ochotę przespać ten tydzień…
Rzadko od rana stresuję się dniem. Zmienia się to, kiedy spraw do załatwienia, połączonych z trudnymi sprawami do załatwienia, terminami, które dawno minęły i obietnicami, o których wiem, że nie spełnię, jest za dużo. Do tego dochodzą komplikacje w relacjach i ktoś, kto mówi, że natychmiast potrzebuje mojego wsparcia. Taki był ostatni tydzień.
Uciekanie w spanie
Zwykle staram się dać radę, bo przecież wiem, że świat nie runie i nie ma co marudzić, ale tym razem chciałam to przespać. Z nadzieją, że jak się obudzę, to wszystko zrobi się samo! Takie uciekanie w spanie. Nie polecam tego sposobu na "stawianie czoła" życiu.
Nie umiałam poradzić sobie z myślami typu: "to się nie uda", "z niczym nie zdążysz", "tak będzie już zawsze". Co prawda rano jakoś automatycznie mówiłam "Ojcze nasz" albo "Pod twoją obronę", ale już w połowie tych modlitw robiłam kawę i analizowałam jedną z moich panikujących wizji przyszłości.
Zamiast Łaski - spina
Na szczęście około środy zmieniłam strategię. Zanim wystartowałam w przejmowanie się dniem, uświadomiłam sobie, że już dawno się tak nie stresowałam i że straciłam kontrolę. Przypomniały mi się słowa Karola Sobczyka z Głosu na Pustyni, że "zamiast chodzić w Łasce, chodzimy w spinie".
Zadałam sobie pytanie, co bym poradziła komuś na moim miejscu i zaczęłam szukać osoby w Biblii, która była w jakiejś beznadziejnej sytuacji (kiedyś ktoś mi powiedział, że tam znajdę odpowiedzi na wszystkie pytania, zapamiętałam to zdanie). Wtedy przyszło mi do głowy Słowo: "nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia" (2 Tm 1, 7).
Dużo końców świata
Świetnie. On chce dać mi Ducha mocy, a ja zamknęłam się w stresie, strachu i niewierze. Kościół świętuje zmartwychwstanie, a ja zatrzymałam się w pustym grobie, do którego nie docierają promienie słońca, bo światło zasłania głaz z napisem: "Zawaliłaś. Nie myśl sobie, że kiedyś będzie dobrze".
Mam wrażenie, że w Wielkim Poście naprawdę się staramy. Postanawiamy, dbamy o duszę jakoś bardziej, chcemy być lepsi. Nawet Facebook roi się od wpisów o Bogu, słów z Pisma Świętego, zdjęć pustych grobów, życzeń, radości poranka Zmartwychwstania itd… A potem jest koniec kwietnia, leje deszcz, pracy za dużo, pieniędzy mało, nie ma dziewczyny albo chłopaka i w ogóle bywa trudno (bo bywa!), ale tak łatwo zatrzymać się w pustym grobie i zgubić nadzieję Zmartwychwstania Jezusa.
Szaleństwo w oczach
Wszyscy podobno od dawna znają ten obraz, ja zobaczyłam go ostatnia - na Facebooku Szymona. Piotr, który jeszcze przed chwilą udawał, że Go nie zna, teraz biegnie i ma w oczach coś niezwykłego, jest gotowy na wszystko. Patrzcie na jego oczy!
Gdzie moja gotowość na wszystko? Gdzie ogłaszanie na dachach tego, co stało się w czasie Triduum? Czy ludzie, którzy mijają mnie na klatce albo w tramwaju, zastanawiają się, skąd mam tyle szczęścia?
Nie wiem jak wy, ale ja chcę chodzenia po wodzie i zachwytu, który miał Piotr. Szybkości w szukaniu rozwiązań i wybiegania ze wszystkiego, co jest moim grobem. Bo On już wygrał i jest blisko. Bo w Nim są wszystkie moje źródła, bo Jego łaska ciągle ratuje mi serce. I kocham, chociaż wcale nie umiem.
Zamiast spiny - obfitość
"Przyszedłem po to, żeby owce miały życie i miały je w obfitości" (J 10, 3). Życie w obfitości wcale nie oznacza słodkiej sielanki, pasma sukcesów i braku kryzysów. Jest doświadczaniem uczuć i smaków codzienności razem z wszechmogącym Bogiem, który z sercem może zrobić wszystko, na co Mu tylko pozwolimy.
To kilka sposobów na stres. Wymieniam te, które pierwsze wskoczyły mi do głowy:
Pobiegnij gdziekolwiek
Zamiast spania albo zjedzenia całej czekolady warto założyć buty i dresy. Nawet krótki bieg gdziekolwiek, pomaga pożegnać się ze stresem i przywitać dużo endorfin. To samo dzieje się na basenie i na siłowni. (Po chwilach ze sportem, do pełni szczęścia wystarcza mniej niż cała tabliczka czekolady...).
Pogadaj z Bogiem
Kiedy mam ochotę przez miesiąc nie wychodzić z łóżka i oglądać serial, który pomoże mi skupić się nie na moich problemach, ale jednak tego nie robię, bo idę na Adorację albo Mszę, to Pan Bóg robi mi naprawdę życiodajne wietrzenie w głowie i w sercu.
Pogadaj ze sobą i z kimś
Fajną metodą jest zadawanie sobie pytań i szukanie szczerych odpowiedzi. Na przykład: "co mogę zrobić, żeby było lepiej?", "dlaczego właściwie czuję się tak beznadziejnie?", "o co tak naprawdę mi chodzi". Pomaga też rozmowa z kimś bliskim, kto ma dystans i inną perspektywę.
Dziękuj
Warto podziękować Mu za wszystko, co niezrozumiałe, np. taką modlitwą: "Wiesz, że totalnie mnie to przerasta i nie mam siły. Chcę Ci wierzyć, bo wiem, że jesteś dobry i że prowadzisz mnie do czegoś lepszego. Nie wypuszczaj mnie z rąk, bo dopóki mnie trzymasz, jakoś przetrwam". Można też skorzystać z psalmu adekwatnego do sytuacji. Jest ich tyle, że łatwo znaleźć idealny.
Zapamiętuj Słowo
Kiedyś usłyszałam, że "utrwalone w pamięci Słowo, wraca w dobrych momentach". Dziś wiem, co to znaczy i nie raz mnie uratowało. Np. około rok temu, siedziałam na ławce w parku i usłyszałam jedną z trudniejszych (na tamten moment) wiadomości w życiu. Jakimś cudem natychmiast, automatycznie powiedziałam na głos: "choćby stanął naprzeciw mnie obóz, moje serce bać się nie będzie; choćby wybuchła przeciw mnie wojna, nawet wtedy będę pełen ufności" (Ps 27, 3). Warto uczyć się na pamięć, bo ta moc zaskakuje w najmniej spodziewanych chwilach!
A wy jakie macie sposoby?
PS: Są sprawy i sytuacje trudne, które wymagają wsparcia psychologa. Decyzja o terapii nie jest dowodem niewiary w Boga. Jak napisała Maja Krzemień: "może być przejawem dojrzałości oraz bliskiej relacji z Bogiem i ze sobą". Tutaj przeczytacie więcej na ten temat.
Skomentuj artykuł