Kanada i stres polskich księży
Co najmniej od czasów św. Jana Pawła II wiadomo, że słowa, które papieże wypowiadają podczas swych pielgrzymek do konkretnych społeczności, znajdują zastosowanie także w innych zakątkach ziemskiego globu.
Dość niespodziewanie 26 lipca br. na stronie internetowej tygodnika „Polityka” opublikowane zostało omówienie interesujących badań dotyczących księży katolickich jednej z polskich diecezji. Inne omówienie tych samych badań zostało zamieszczone w zeszłym roku na łamach uczelnianego periodyku naukowego „Annales Academiae Medicae Silesiensis”. Można się z niego dowiedzieć, że analizowane ankiety rozsyłano do duchownych dekadę temu.
Z tekstu zamieszczonego na stronach wspomnianego tygodnika opinii pod koniec lipca wynika, że w Polsce księża są nie tylko grupą rzadko badaną, ale także niechętnie badaniom dotyczącym stanu ich psychiki i emocji się poddającą. Relacje z przełożonymi, zmiana parafii, a przede wszystkim praca w szkole - to najbardziej stresujące czynniki wymienione przez badanych księży. Ale stres u badanych kapłanów wiąże się także z celibatem, spowiadaniem, relacjami z parafianami i głoszeniem kazań.
W artykule przytoczono też refleksje/opinie zawarte przez niektórych księży w ankietach. Skarżyli się w nich m. in., że ksiądz w sytuacjach chorobowych lub trudnych pozostaje sam: bez pomocy, troski, zainteresowania czy właściwej opieki ze strony władz duchownych. Wskazywali, że niejednokrotnie przewlekła choroba nie zwalnia z wypełniania wszystkich parafialnych obowiązków, co powoduje dodatkowy stres i poczucie wyobcowania w środowisku.
Zwracali uwagę, że niezwykle obciążające dla psychiki są złe relacje między przełożonym a podwładnym (proboszcz–wikary), samotność, władczość przełożonego i brak prawdziwego dialogu, krzywdząca podwładnego nieomylność władzy, paraliżowanie inicjatywy i dynamizmu działania. Niektórzy czuli się odsunięci na boczny tor, niszczeni, nieustannie oceniani i krytykowani.
W tekście znalazły się komentarze o. Jacka Prusaka, który m. in. tłumaczy, że formalnie i idealnie relacja biskup-ksiądz powinna przypominać relację ojciec–syn, a bardzo często wygląda jak stosunki podwładny-przełożony w strukturze hierarchicznej podobnej do wojska: podwładny dostaje rozkazy, liczy się posłuszeństwo rozumiane jako lojalność, a nie zaufanie. W takiej sytuacji - od strony psychologicznej - liczy się dyspozycyjność.
Zdaniem o. Prusaka sytuacja kapłana w strukturach Kościoła jest gorsza niż pracownika korporacji, bo w niej jest więcej środków do odwołania się i ewaluacji, czy przełożony postępuje ze mną słusznie, czy nie. „Tu nie tylko nie ma kontroli, ale jeszcze ksiądz ślubuje posłuszeństwo i biskup nie musi go pytać o zdanie” - wskazuje jezuita.
Wspomniane badania trudno uznać za reprezentatywne dla wszystkich duchownych w Polsce. Wydaje się jednak, że problemy wskazywane prawie dziesięć lat temu przez polskich duchownych z jednej diecezji dotyczą również aktualnie w znacznej mierze księży także w innych miejscach w kraju. Jak wielu z nich dotyczą? Nie wiadomo. Z pewnością jednak część pracujących w Kościele w naszym kraju duszpasterzy ma kłopoty ze sobą, z przełożonymi i współpracownikami, z motywacją, z emocjami, z przepracowaniem i wypaleniem zawodowym. Ich stan wpływa nie tylko na jakoś ich działań oraz podejmowane decyzje. Wpływa na to, jak funkcjonuje Kościół w Polsce. Jak wypełnia swoją misję ewangelizacyjną. Na ile jest w stanie przyciągać wiernych do Jezusa, a na ile zajmuje się jedynie konserwowaniem dotychczasowego stanu posiadania i minimalizowaniem strat. Ich stan wpływa na to, jakim spojrzeniem patrzą na świat. Ile w nim pesymizmu i negatywnego nastawienia.
Tak się złożyło, że dokładnie dwa dni po wspomnianej wyżej publikacji dotyczącej sytuacji polskich kapłanów, papież Franciszek w Kanadzie w Québecu spotkał się na nieszporach z biskupami, kapłanami, diakonami, osobami konsekrowanymi, seminarzystami i pracownikami duszpasterskimi. Wygłosił homilię, którą jeden z kanadyjskich księży nazwał aktualizacją realizowanego tam programu duszpasterskiego.
Franciszek mówił m. in. o tym, że istnieją dwa możliwe spojrzenia na świat, w którym żyjemy - jedno można nazwać „spojrzeniem negatywnym”, drugie „spojrzeniem rozeznającym”. Wyjaśnił, że to pierwsze rodzi się często z wiary, która czując się atakowana, postrzega siebie jako swoistą „zbroję” do obrony przed światem. W rezultacie gorzko oskarża rzeczywistość, mówiąc: „świat jest zły, króluje grzech”, i grozi jej przyobleczenie się w „ducha krucjaty”. „Strzeżmy się tego, bo to nie jest chrześcijańskie, to nie jest w istocie sposób działania Boga” - mówił Franciszek.
Papież przestrzegał, że jeśli poprzestaniemy na spojrzeniu negatywnym, to w końcu zaprzeczymy wcieleniu, bo będziemy uciekać od rzeczywistości, zamiast być w niej konkretnie obecnymi. „Zamkniemy się w sobie, będziemy opłakiwać nasze straty, ciągle narzekać i popadać w smutek i pesymizm” - mówił dodając, że smutek i pesymizm nigdy nie pochodzą od Boga. Zachęcał do spojrzenia rozeznającego rzeczywistość.
Słuchając i czytając wypowiedzi części polskich księży można odnieść wrażenie, że skupili się na spojrzeniu negatywnym. Na ile ten wybór jest związany z ich stanem psychicznym, skalą doświadczanego stresu, rozczarowaniem, problemami osobistymi i z przełożonymi? Nie wiadomo. A taka wiedza by się Kościołowi w naszym kraju przydała. Podobnie jak odpowiedź na pytania, które Franciszek zadał kanadyjskim duchownym i osobom zaangażowanym w duszpasterstwo „Jak wygląda nasza radość? Jak wygląda moja radość? Czy nasz Kościół wyraża radość Ewangelii? Czy w naszych wspólnotach jest obecna wiara, która przyciąga za sprawą radości, którą przekazuje?”.
Skomentuj artykuł