Kardynał upomina Polaków. Nie ignorujmy go
Słowa kardynała Schönborna mogą boleć. Już dawno nikt nie mówił tak nieprzyjemnych rzeczy o nas i o naszym "katolickim kraju". Wysilmy się jednak i posłuchajmy go uważnie, bo wygląda na to, że - niestety - ma on rację.
Kardynał Christoph Schönborn udzielił niezwykle mocnego wywiadu dwóm słowackim dziennikarzom. Arcybiskup Wiednia, który sam jest uchodźcą (pod koniec II wojny światowej musiał ze swoją rodziną uciekać z Czechosłowacji do Austrii), mówi jasno: jeśli ktoś twierdzi, że argumentem przeciwko przyjmowaniu uchodźców ma być troska o chrześcijaństwo, to mamy do czynienia z jakimś ogromnym nieporozumieniem i stawianiem wszystkiego na głowie.
Smutny koniec solidarności
"Chociaż Czechy, Słowacja, Polska i Węgry same doświadczyły tyle cierpienia, są zaślepione haniebną propagandą. To skandal, a odwoływanie się do chrześcijańskich wartości jest śmieszne. Przepraszam, ale muszę to twardo powiedzieć mimo wielkiego uznania dla Polski (…). Podziwiam heroizm walki o wolność i ludzką godność. Ale to wszystko zostało zapomniane. Co się stało? Co się z wami stało?"
My, Polacy, lubimy się szczycić z tego, że "Solidarność" jest Made in Poland, podkreślać, że komuna upadła dzięki nam, że wszystko zaczęło się w Gdańsku. Nie ma w tym nic złego. Jeśli jakieś wydarzenie faktycznie miało miejsce i ma pozytywny charakter, to warto się z tego cieszyć. Problem polega na tym, że z tej solidarności niewiele dziś zostało. Społeczeństwo jest podzielone, ludzie skaczą sobie do gardeł, a sprawa uchodźców stała się lustrem, w którym widać nasze odbicie.
Widok niestety nie jest przyjemny. Zamiast solidarności skłonni jesteśmy otoczyć nasz kraj murem. Zamiast wyciągniętej dłoni zbyt często widać groźne wymachiwanie pięścią albo wyciągnięty środkowy palec. Niekoniecznie dosłownie, niekoniecznie fizycznie, ale przecież najważniejsze jest to, co się dzieje w nas w środku. Solidarność jeszcze nie zginęła, ale skutecznie ją dobijamy.
Bez miłości jesteśmy niczym
"Często nie wierzymy, że nasze chrześcijaństwo jest jeszcze atrakcyjne, a przecież właśnie mamy wielką okazję pokazać muzułmanom naszą wiarę, nasze zasady. Przynajmniej trzy razy słyszałem od uchodźców: - Doświadczyliśmy, że jesteście chrześcijanami, bo potrafiliście pomóc". Powiedzieli mi: - Arabia Saudyjska ma dość pieniędzy, ale nam nie pomogła. A wy, chrześcijanie, pomogliście".
Święty Paweł mówi jasno, że możemy mieć wszystko, ale jeśli nie będziemy kochać, to jest tak jakbyśmy nie mieli nic. Ale to jeszcze nie koniec. Nie wystarczy kochać najbliższych, rodzinę oraz podobnie myślących i wierzących. Jezus mówi, że tak potrafią wszyscy. My mamy robić zdecydowanie więcej. Chrześcijaństwo to nie bułka z masłem.
Jednym z najpiękniejszych wyrazów wiary i miłości jest troska o najsłabszych. To również wynika wprost z Ewangelii. Ubogimi dzisiejszych czasów są uchodźcy (oczywiście nie tylko oni). Jak powiedział biskup Zadarko - Chrystus ma dziś twarz uchodźcy. Jeśli im nie pomożemy, jeśli się na nich zamkniemy, zdradzimy miłość, zdradzimy Ewangelię i zdradzimy Chrystusa.
Usłyszmy Jezusa
"Ksenofobia bardzo często wiąże się z brakiem doświadczenia. Ksenofobiczne zachowania i wypowiedzi pochodzą od ludzi, którzy nigdy nie spotkali się z żadnym uchodźcą. A kiedy już się go spotka, okazuje się, że to człowiek. Konkretna osoba".
Nie ma nic złego ani wstydliwego w tym, że boimy się inności. To naturalny odruch u wielu ludzi. Nie znam, nie spotkałem, nie widziałem, nie doświadczyłem, to mam obawy. Lęk ma często zbawienne skutki - budzi w nas racjonalne myślenie, analizowanie, troskę o zdrowie swoje i bliskich.
Ale jest też lęk, który może paraliżować albo popychać nas do obrzydliwych rzeczy. Lęk może być narzędziem manipulacji. Lęk może budzić nacjonalizm, ksenofobię i rasizm. Jeśli jako chrześcijanie poddamy się lękowi, to po prostu przegramy. Jezus doskonale wiedział, że brakuje nam odwagi, dlatego tak często powtarzał, żebyśmy się nie bali. Inny człowiek - również ten z innej kultury i innego wyznania - jest wyzwaniem i tajemnicą do odkrycia. Nie oceniajmy za szybko, nie szukajmy wrogów tam, gdzie ich nie ma.
Czy to znaczy, że przyjmowanie uchodźców i imigrantów nie rodzi żadnych zagrożeń? Oczywiście, że rodzi. Mogą wśród nich być terroryści, psychopaci i bandyci. Ale to w żadnym wypadku nie może wpłynąć na naszą otwartość na przyjęcie potrzebujących. Nad tym, jak sensownie i odpowiedzialnie zapanować nad kryzysem imigracyjnym, powinni się zastanawiać politycy i odpowiednie służby. To jest ich zdanie. Natomiast my, chrześcijanie, nie możemy kalkulować. Kiedy widzimy potrzebującego, musimy otworzyć serce i mu pomóc.
I chciałbym podkreślić to wyraźnie - uważam, że trzeba wyciągnąć rękę do uchodźców, którzy uciekają przed wojną, ale trzeba też pomóc imigrantom ekonomicznym, którzy uciekają przed biedą, szukając bardziej godnych warunków do życia. Wszystkim, którzy starają się wmawiać, że imigranci to nie nasza sprawa, chciałbym przypomnieć, że przecież nasi rodzice i dziadkowie całkiem niedawno byli w bardzo podobnej sytuacji. Jeśli nie jesteśmy gotowi, jeśli nie czujemy, że właśnie do hojnej pomocy i otwarcia serc wzywa nas nasza wiara, to czas poważnie zastanowić się, co się stało z naszym "polskim katolicyzmem".
Myślę, że początek Wielkiego Postu to dobry czas na takie krytyczne spojrzenie na nas samych. Ja w każdym razie mam zamiar trochę posiedzieć z tym niewygodnym pytaniem, które zadaje nam wszystkim kardynał Schönborn: "Mamy się bać o naszą wiarę i tożsamość, budować zamknięty świat w swoich zakrystiach? To jaka potem będzie ta wiara?".
Wszystkie cytaty pochodzą z wywiadu: "Argumentem przeciwko uchodźcom ma być nasze chrześcijaństwo? To straszne".
Piotr Żyłka - redaktor naczelny DEON.pl, twórca Projektu faceBóg i polskiego profilu papieża Franciszka. Jego projekty można znaleźć na blogu autorskim
Skomentuj artykuł