Katechizacja dorosłych to wielka "czarna dziura" Kościoła
W ubiegłą sobotę pokazałam na Instagramie zdjęcie książki opisującej nabożeństwa pierwszych sobót miesiąca. Ot, zwykła książka, z moim krótkim komentarzem, że nie znam genezy tego nabożeństwa. Nie wiem co, jak i z czym, ale moja niewiedza nie jest dla mnie powodem wstydu, ale inspiracją do poszukiwań. Nie spodziewałam się, że wywoła to falę przykrych komentarzy…
Serio, uważasz się za katoliczkę, a nie wiesz na czym polegają nabożeństwa pierwszosobotnie, wstyd! To było najdelikatniejsze, te mniej kulturalne poszły od razu do kosza, a nadawców najzwyczajniej w świecie zablokowałam, by w przypływie frustracji nie mieli możliwości pluć na mnie i mój poziom religijnej wiedzy. Wszak o mojej wiedzy nie świadczy dwuzdaniowy wpis w mediach społecznościowych, ani tym bardziej obraz, który odbiorca wytworzy w swojej głowie po jego przeczytaniu.
Mnie to pokazało, że z pozoru lepiej jest nie przyznawać się do niewiedzy. Trzeba udawać, że wie się wszystko i na każdy temat. Sądzę jednak, że to nie jest droga dla mnie. I nadal, mimo czyiś wyobrażeń, będę się do swojej niewiedzy przyznawać. Po co?
Wielu świadomych, praktykujących katolików nie posiada rozszerzonej, wielopoziomowej wiedzy na temat tego, co w wielu obszarach życia głosi Kościół. Owszem, większość zna podstawy, których uczą na lekcji religii i podczas katechez przedsakramentalnych. Później jest już tylko gorzej, bo bardziej szczegółowe informacje nie zawsze są nam do szczęścia potrzebne (i to jest OK!), a czasem jest tak, że nawet jeśli chcemy się czegoś dowiedzieć, nie wiemy gdzie i jak szukać…
Świetnym przykładem, choć budzącym wiele kontrowersji, jest temat przyjmowania Komunii świętej na rękę. To nie jest wymysł pandemii, ten sposób zatwierdzono jako opcję dla wyboru przez wiernych wiele lat temu. Choć wielu o tym zwyczajnie nie wie. Dlaczego? Czy tylko dlatego, że nie chce wiedzieć?
Niezupełnie… Katechizacja dorosłych to wielka czarna dziura Kościoła. Z jednej strony mamy, jako świeccy, ogromne możliwości. Nie brakuje w Internecie wartościowych kazań czy konferencji. Nie brakuje też mądrych książek o liturgii czy sakramentach (choćby ostatnio wydana seria Mysterium Fascinans). Brawa dla tych, którzy będą w stanie samodzielnie odsiać to co wartościowe, od całego wora teorii naciąganych i niezgodnych z nauczaniem Kościoła katolickiego. Czy przeciętny katolik potrafi się w tym dobrze odnaleźć? Wątpię…
Nie dlatego wątpię, że oceniam negatywnie poziom inteligencji poszukujących, wręcz przeciwnie. Mam ogromny szacunek wobec każdego, kto szuka, któremu się zwyczajnie chce podjąć trud, często bardzo mozolny i kosztowny. Pojawia się w nas (bo mówię też o sobie samej) ogromny problem z odsianiem ziarna od plew. Brakuje nam autorytetów, bo jak się okazuje, najsłynniejsi księża celebryci, jeden po drugim wpadają w kościelne kary za głoszenie głupot. Tak, mamy wtedy prawo czuć się oszukani, wprowadzeni w błąd, zgorszeni. Jak więc dobrze szukać? Nie wiem. Sama nieustannie zadaje sobie to pytanie…
Kiedy mój 9 letni syn zaczął zadawać mi kilka dni temu pytania o niebo, czyściec i piekło, trochę zdębiałam. Większość z nich wydawała się prosta, na niektóre nie znałam odpowiedzi. Zaproponowałam by zapytał panią katechetkę albo księdza podczas katechezy przedkomunijnej, bo wiedziałam, że tam dostanie mądrą odpowiedź. Wybrał inną opcję, pytając o to księdza, znajomego rodziny i dostał bardzo mądrą, szczegółową odpowiedź. Potrzeba wiedzy została nasycona. On jednak miał odwagę pytać…
Dorosłym jest trochę trudniej, bo czasem wygrywa wstyd przed zadaniem jakiegoś pytania księdzu, jeśli w ogóle znamy jakiegoś, w którego mądrość ufamy. Gdy zaczynamy szukać w przestrzeni Internetu, trafiamy na skrajnie różne teorie i trudno czasem samemu stwierdzić, która jest prawdziwa. Pozostają mądre książki, najlepiej takie z Imprimatur, ale tutaj też trzeba wiedzieć w których wydawnictwach można takich szukać.
Co więc nam pozostaje? Przyznać się do niewiedzy i szukać… Do upadłego, pomimo własnych błędów, czyjejś złej interpretacji czy szukania po omacku. Podobno kto szuka, znajduje, a wstydem nie jest niewiedza, ale brak chęci do szukania odpowiedzi.
Wiele nie wiem, czasem nie muszę, więc pozwalam sobie na te braki. To nie wiedza zbawia, ale Jezus, choć religijna świadomość sama w sobie czasem jest niezbędna. Kiedy jednak staję wobec niewiadomej, która ma znaczenia dla mojego życia duchowego i przeżywania choćby Mszy czy sakramentów, szukam i będę robić to nadal. Będę też mówić głośno o tym, że jestem w drodze, uczę się, poznaję, błądzę. To ludzkie, nawet jeśli ktoś twierdzi, że katolikowi nie wypada. Nie wypada oceniać innych, reszta to tylko czyjeś wyobrażenia, które wcale nie muszą być moimi.
Skomentuj artykuł