Katohejt to nie ewangelizacja

(fot. depositphotos.com)

Obserwując różne opinie i komentarze zamieszczanie w Internecie, mam ogromne wrażenie, że poszliśmy za daleko. Wiele z tych odpowiedzi po prostu nie powinno być publikowanych.

Część z nich ma na celu jedynie zbesztanie oponenta lub pokazanie wielkości swoich poglądów. Nie ma w nich też otwartości na inność czy akceptacji inności. Spora część komentarzy jest po prostu żenująca i wielu z nas pewnie chciałoby rekompensaty za czas spędzony na czytaniu ich. 

Przykre jest również to, że w zbyt dużej ilości komentarzy zamieszczany jest tzw. hejt. Ostatnio na swój własny użytek wyodrębniłem podkategorię “katohejt”. Dlaczego? Dlatego, że z dużym prawdopodobieństwem można wskazać, który hejt w tematach związanych z wiarą, światopoglądem i moralnością został zamieszczony przez katolika. Przykre, bo raczej powinniśmy być znani z miłości, a nie “hejtości”. 

Zastanawiam się, co sprawia, albo co sprawiło, że doszliśmy do takiej sytuacji, w której bardziej mogę się spodziewać pod tym tekstem hejtu i komentarzy kontrujących moją opinię, niż faktycznej wymiany zdań czy dzielenia się swoimi odczuciami bez negatywnych emocji i walki.  

Internet

Myślę, że podstawowym powodem, przez który publikowana jest tak duża ilość różnych komentarzy i opinii jest po prostu fakt, że możemy to robić. Właściwie każdy portal udostępnia (a nawet do tego zachęca) możliwość opublikowania swojej opinii. Czy to pod jakimś produktem, czy pod innym komentarzem, czy jakimś materiałem. Nawet pod tym tekstem każdy z czytelników będzie mógł w dowolny sposób się do niego odnieść. Czy to dobrze, czy źle? Nie wiem. Wiem na pewno, że nie zawsze z tej możliwości powinniśmy korzystać.

Potrzebujemy sobie uświadomić, że na końcu mój komentarz przeczyta człowiek i coś poczuje. 

Internet to forma komunikacji bez fizycznego kontaktu. To znaczy, że pisząc dany komentarz nie odczuwamy po drugiej stronie człowieka, bo przed nami stoi tylko ekran i klawiatura. Nie odczuwamy emocji tego, do którego piszemy. Nie odczuwamy też, czy przekraczamy granicę, za którą drugą osobę krzywdzimy. Nie ma też przestrzeni (albo jest mocno ograniczona) na zwykłą osobową relację. Raczej walczymy z “nimi” i ich groźnymi tezami czy opiniami, niż rozmawiamy z drugim człowiekiem czy grupą ludzi. Jednak potrzebujemy sobie uświadomić, że na końcu mój komentarz przeczyta człowiek i coś poczuje. 

Mam Prawo

Ciekawym jest też fakt, że w dzisiejszych czasach wiele osób rości sobie prawo do wpływania na decyzje w kwestiach, które ich może nawet nie dotyczą. Wiele osób rości sobie też prawo do wypowiadania się w kwestiach, które nie są w zakresie ich odpowiedzialności czy wpływu. Ot tak, bo mogą. 

Uważam, że słusznym jest, by głos zabierały osoby, które faktycznie mają coś sensownego do powiedzenia. Osoby, które mają też mandat do tego, by w danej sprawie się wypowiadać. Dlaczego na sprawę ściśle związaną na przykład z krakowskim środowiskiem ma wpływać (lub sądzić, że wpływ ten posiada) osoba na co dzień mieszkająca po drugiej stronie Polski, Europy czy świata w żaden sposób nie związana z tym środowiskiem? Co sprawia, że mam zabrać głos w danej sprawie?

Ja w centrum

Zasadniczo wydajemy opinie z naszej perspektywy i z miejsca, w którym się znajdujemy. Zacznijmy od tego, że widzimy tylko część rzeczywistości, w której żyjemy. Postrzegamy ją najczęściej subiektywnie. Nasz sposób patrzenia na ten fragment rzutuje na nasz sposób postrzegania całości otaczającego nas świata. I tak patrząc na ten mały wycinek, pojmujemy całość, jako właśnie taką, jak ten wycinek. Tymczasem jedyne, co możemy stwierdzić, to fakt, że ten konkretny wycinek z mojej perspektywy wygląda w dany sposób. Inna osoba, patrząc na ten sam kawałek, będzie widziała go nieco inaczej. I to jest w porządku. Jesteśmy inni, mamy różne doświadczenia, różne historie i różne potrzeby. 

Nie możemy narzucać nikomu rozwiązania czy postrzegania, które mamy my.

Inaczej na samochód europejskiej średniej klasy będzie patrzył przeciętny Europejczyk, inaczej Amerykanin, inaczej Azjata i inaczej Afrykańczyk. Inaczej bycie w Kościele postrzega Polak katolik, inaczej Polak protestant, inaczej Polak prawosławny, inaczej Afrykańczyk katolik, inaczej prawosławny z Rosji i inaczej protestant z Ameryki. Inaczej będę w relacji z Bogiem i w Kościele ja, a inaczej Ty, drogi Czytelniku. Inaczej nie znaczy gorzej lub lepiej. Po prostu inaczej.

Z powodu tej różnorodności i inności nie możemy narzucać nikomu rozwiązania czy postrzegania, które mamy my. Nawet jeśli światopogląd czy rozwiązanie działa jakoś w Polsce, to niekoniecznie zadziała w USA. Nawet jeśli nasz sposób głoszenia działa w Polsce, to niekoniecznie zadziała w Brazylii. Nawet jeśli nasz sposób funkcjonowania w danej dziedzinie działa w Wielkopolsce, to niekoniecznie zadziała w Małopolsce. Możemy mieć za to zaufanie do “tubylców”, że oni szukają i znajdują takie rozwiązania, które działają w ich kontekście i w ich sposobie myślenia. Możemy mieć też zaufanie do Boga, że on współdziała z nimi dla ich dobra (Rz 8, 28) i może niekoniecznie potrzebuje do tego kolejnego “zbawiciela”. 

Mamy prawdę

Częstą postawą, z której wychodzimy my, katolicy, jest ta, że mamy prawdę i wiemy najlepiej. Skoro mamy prawdę (cokolwiek to znaczy, bo dla mnie to nie jest tak oczywiste) to naszym obowiązkiem jest ją głosić i jej bronić wszelkimi sposobami. Musimy też do niej przekonywać wszystkich, którzy myślą inaczej.

W tej misji mamy problem z formą. Zdarza się, że tym, co w naszym mniemaniu prawdą jest, bijemy innych po głowach. Z takiej postawy zostanie im co najwyżej guz na głowie i spora niechęć do wszystkiego i wszystkich związanych z Kościołem. Mam ogromne wrażenie, że nijak ma się to do ewangelizacji.

Ewangelia, którą ja poznałem, zakłada miłość do drugiego człowieka. Ewangelia, którą ja poznałem, zakłada też służbę drugiemu człowiekowi.

Problem pojawia się również gdy to, co przez daną osobę uważane jest za prawdę, prawdą niekoniecznie jest, a ta osoba zdążyła już nabić tą prawdą guzy trzem innym osobom. 

Taka postawa ma w sobie też dużą ilość pychy i poczucia wyższości. My wiemy najlepiej, nasze jest najlepsze i każdymi środkami musimy ciągnąć w “naszą” stronę. Oni natomiast to głupcy (lekko rzecz ujmując) i powinni się jak najszybciej nawrócić na NASZE. To niestety nie jest postawa, jakiej nauczył mnie Jezus Chrystus.

Ewangeliczne upomnienie

Częstym argumentem, który pojawia się w ustach (lub “na palcach”) katolików jest ten o ewangelicznym upomnieniu. Jednak bicie kogoś katechizmem, Biblią czy prawdą po głowie niewiele ma z nim wspólnego. Ewangelia, którą ja poznałem, zakłada miłość do drugiego człowieka. Ewangelia, którą ja poznałem, zakłada też służbę drugiemu człowiekowi. Ewangelia, którą ja poznałem, pozostawia wolny wybór każdemu z nas. Dlatego zmuszanie, atakowanie czy hejtowanie nie jest ewangelicznym podejściem, a jedynie wyrzucaniem własnej frustracji, agresji i obaw o “swoje”. Niestety na podstawie tego lęku “katohejt” jeszcze bardziej przybiera na sile. 

Mniej

Chciałbym nas wszystkich zachęcić, by popatrzeć na to, co publikujemy z kilku różnych stron. Chciałbym zachęcić, byśmy przed kolejnymi publikacjami komentarzy zadawali sobie pytania, które w jakiś sposób zweryfikują to, czy kliknięcie “opublikuj” ma sens. Być może poniższe pytania i zadania będą w tym pomocne:

  • Przeczytaj na głos to, co masz zamiar opublikować
  • Daj sobie przestrzeń na ochłonięcie z emocji
  • Dlaczego chcę to napisać?
  • Jak może poczuć się osoba, która to przeczyta?
  • Czy mój komentarz nie obraża kogoś?
  • Czy mój komentarz nie zawiera agresji?
  • Czy to jest jeszcze rozmowa, czy już walka? 
  • Czy chodzi o dobro drugiego, czy o obronę “swojego”?
  • Czy ten komentarz ma merytoryczną wartość?
  • Czy dzielę się swoimi odczuciami i opiniami, czy zmuszam innych do podzielania moich przekonań?
  • Czy mój komentarz ma kogoś podnieść i rozwinąć, czy “wbić w ziemię”?
  • Czy mój komentarz jest potrzebny w tym temacie? 
  • Czy powinienem się wypowiadać w tym temacie? 

Komentujmy, szanujmy i nie hejtujmy. 

Zawodowo zajmuje się programowaniem, a hobbistycznie sportem. Prowadzi bloga drozdzowy.blog.deon.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Katohejt to nie ewangelizacja
Komentarze (5)
ES
Ewa Sokołowska
13 marca 2020, 20:49
Fajny artykuł i chyba trafiający do czytelników,bo stosunkowo mało ocen negatywnych...ode mnie 25
WG
W Gedymin
12 marca 2020, 11:11
"Uważam, że słusznym jest, by głos zabierały osoby, które faktycznie mają coś sensownego do powiedzenia." Ja też wolałbym, aby o podnoszonych przeze mnie sprawach UCZCIWIE I SZCZERZE wypowiadali się ci którzy powinni. Niestety większość pasterzy polskiego Kościoła milczy; jak to kiedyś powiedział bp Pieronek: a właściwie nie trzeba o tym mówić bo każdy wie, że to jest złe. Na koniec wielkopostne pytanie: Ilu biskupów i księży odprawiając mszę św stoi przed Bogiem, a ilu przed publicznością/
WG
W Gedymin
12 marca 2020, 10:59
"Mniej" - należałoby dodać pytanie Czy warto? W wielu przypadkach zanim komentarz zostanie zatwierdzony przez moderatora, komentowany materiał zniknie z pierwszych miejsc "list" i nikt, lub bardzo niewiele osób go przeczyta. Nadto, niekiedy moderator wytnie komentarz gdy zbyt ostro wskazuje niewygodną stronę/prawdę. Takie wydłużenie czasu zatwierdzania swego czasu zastosowała ekai.pl (czas doszedł do kilku dni), a potem skończył "zabawę". Podobnie sprawy mogą się potoczyć na DEON-ie
MD
Marzena Dąbrowska
12 marca 2020, 10:11
jakbym czytała o Jacku Prusaku. tacy są nietolrancyjni
WK
Wojciech Kwiatkowski
12 marca 2020, 09:38
Dziękuję za ten artykuł i zachętę do ekumenizmu 'internetowego'. Niestety w naszym katolickim świecie ten hejt nie występuje tylko w internecie, ale niestety często jest słyszalny z ambony.