Katolik i psychologia

(fot. shutterstock.com)

Kilka tygodni temu zwróciła się do mnie trzydziestoparoletnia kobieta. Była zbulwersowana. Podczas spowiedzi ksiądz bardzo usilnie doradzał jej, aby z niektórymi swoimi problemami zwróciła się do psychologa.

"Nie po to idę do konfesjonału, żeby mnie odsyłać na jakieś terapie!" - mówiła, nie kryjąc rozczarowania. Snując coraz bardziej emocjonalne dywagacje doszła do pytania, czy duchowny, który proponuje skorzystanie z porady psychologa, w ogóle jeszcze wierzy w Boga.

Uspokajałem, jak umiałem. Ale nie powiedziałem jej, że znam kilku księży, którym psycholog pomógł uratować kapłaństwo. A w niektórych przypadkach przypuszczalnie również życie. Powiedziałem natomiast, że znam psychologów, którzy swoim pacjentom-katolikom podpowiadają niejednokrotnie pójście do spowiedzi. Nie w ramach terapii. Po prostu potrafią odróżnić problemy duchowe od kłopotów z psychiką. Moja rozmówczyni nie sprawiała wrażenia usatysfakcjonowanej taką odpowiedzią.

Wydawałoby się, że w drugiej dekadzie XXI wieku nie powinno już być konfliktu między Kościołem i wiarą a psychologią. Przecież od XIX stulecia, gdy psychologia wyodrębniła się jako osobna dziedzina nauki, było chyba dość czasu, aby znaleźć modus vivendi między nią a misją Kościoła. Dziś nawet niektórzy księża są psychologami, a uważny czytelnik wypatrzy w życiorysie papieża Franciszka, że studiował on "literaturę i psychologię".

DEON.PL POLECA


Jednak temat wciąż powraca. Nadal nie brak katolików, którzy skorzystanie z porady czy terapii u psychologa uważają za co najmniej wyraz braku ufności wobec Boga, za pójście na łatwiznę, rezygnację z wysiłku związanego z pracą nad sobą, a nawet próbę zagłuszania sumienia w celu pozbycia się poczucia winy w związku z uczynionym złem. Psychologia przedstawiana bywa jako uzurpatorka, która chce zająć miejsce wiary i religii, a kozetka u psychologa prezentowana jest jako "nowoczesny konfesjonał", mający wyrugować z życia człowieka wierzącego sakrament pokuty i pojednania. Na internetowych forach z całą powagą roztrząsany jest dylemat, czy w związku z depresją najpierw należy iść do psychologa czy do spowiedzi.

O. Tomasz Gaj, który już jako kapłan skończył studia psychologiczne, zwrócił kiedyś uwagę, że w oficjalnym nauczaniu Kościoła nie ma żadnej wypowiedzi, która zabraniałaby korzystania z dorobku psychologii czy psychoterapii. Wręcz przeciwnie, w dokumentach Kościoła, na przykład w tych dotyczących formacji początkowej przygotowujących się do kapłaństwa, istnieje wiele sugestii, które zachęcają do korzystania ze zdobyczy nauk o człowieku takich jak pedagogika czy psychologia.

To prawda. Na przykład w opublikowanym pod koniec ubiegłego roku wielkiej wagi dokumencie Kongregacji ds. Duchowieństwa "Dar powołania do kapłaństwa. Ratio fundamentalis institutionis sacerdotalis", można znaleźć zalecenia dotyczące nie tylko seminarzystów, którym "Poza zasadniczym prowadzeniem przez formatorów i kierownika duchowego, w celu scalenia podstawowych aspektów osobowości, w niektórych przypadkach mogło by się okazać pomocne specjalne towarzyszenie psychologiczne". Jest tam również wskazanie, że doświadczający własnej słabości prezbiter potrzebuje "wsparcia i towarzyszenia na płaszczyźnie duchowej i/lub psychologicznej".

Nie bez powodu przywołuję tu odniesienia dotyczące duchownych. Niedawny wpis o. Grzegorza Kramera na temat samobójstw księży i dotykającej również ich depresji pokazuje, że pomoc psychologiczna bywa niezbędna także wobec tej grupy w Kościele. Dodam z własnych obserwacji, że jeśli udzielana jest w sposób profesjonalny i rzetelny, okazuje się bardzo skuteczna.

O. Józef Augustyn SJ zauważył, że Sobór Watykański II kilkakrotnie używa w odniesieniu do psychologii przymiotnika "zdrowa". Chodzi o psychologię, która nie próbuje "utożsamiać się z religią, moralnością czy też duchowością", która nie przekracza granic swojej kompetencji. Warto jednak dostrzec, że w tym samym artykule o. Augustyn mówi o potrzebie "zdrowej" duchowości, która z tych, którzy wierzą i postępują inaczej, nie czyni wrogów.

Maria Krzemień, która na blogu "Żyj po Bożemu" przedstawia się jako "wierzący psycholog", napisała niedawno: "Głęboko wierzę, że psychologowie - lekarze psychiki - są darem od Boga, a korzystanie z ich pomocy może być cennym wsparciem w codziennym życiu, przełamaniu stagnacji i niechęci, trudnościach przekraczających nasze możliwości, emocjach wymykających się nam spod kontroli, a w końcu w naszej chrześcijańskiej walce o świętość". Myślę, że to bardzo roztropne podejście do tematu.

ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Katolik i psychologia
Komentarze (16)
Zbigniew Ściubak
29 maja 2017, 20:57
Postawmy taką, być może kompletnie idiotyczną, tezę: 1. Brak jest w kościele realnego doświadczenia relacji z Bogiem. 2. Owo realne doświadczenie zostało zastąpione doktryną i celebracją. 3. Religia nabrała cech magii, to jest wiary, że wypowiadane zbiory słów oraz wykonywane gesty zmieniają albo zmienią rzeczywistość. Oczywiście modlimy się do Pana Boga nie do światowida ale mechanizm jest ten sam. 4. Człowiek staje w sytuacji gdy: a) to "nie działa", zatem wypowiadane formuły, słowa, modlitywy wykonywane gesty nie zmieniają jego rzeczywistości, b) mówi mu się, że "to działa", bo przecież tak mówi doktryna, tylko musi "bardziej" jeszcze, c) co nadal "nie działa", d) pojawia się bardzo silny dyskomfort, e) dyskomfort nie może zostać zniesiony przez przeżywane doświadczenie relacji z Bogiem, bo takiego doświadczenia nie uświadczysz ani nawet nikt na serio nie próbuje znaleźć, bo to głupie f) ponieważ pozostałe osoby też nie bazują na relacji z Bogiem, tylko na doktrynie i celebracji, to nie znajdziesz u nich wsparcia, bo wsparcie  jeśli jest wymaga wyczulenia na relacje a nie doktrynalne tegowanie g) człowiek znajduje się sam na sam ze swoim problemem, bez pomocy z zewnątrz i z koncepcjami zamykającymi go w problemie "musisz bardziej robić to co do tej pory to na pewno zadziała" 5. Porada psychologa albo psychiatry demistyfikuje magiczne oczekiwania religijne i pozwala spojrzeć inaczej na własne doświadczenia. Ponadto poucza człowieka, że Bóg może działać przez innych ludzi, właśnie oferując taką np. pomoc :) [url]http://camino.zbyszeks.pl/[/url]
29 maja 2017, 21:35
Wypada zgodzić się z kolegą, iż przedstawiona teza jest idiotyczna. Doktryną i celebracją mało kto dziś się przejmuje, a już z pewnością nie wykorzystuje ich w sposób magiczny. Elementy magii jako objaw degradacji religii są raczej wynikiem degradacji człowieka jako istoty religijnej, z naturalnym poczuciem transcedencji i podległości Stwórcy. Zamiast tego mamy rozdygotaną galaretę,która próbuje wymusić na Panu Bogu swą wolę. Celebracja (liturgia) jest spełnianiem woli Bożej poprzez oddawanie Mu publicznej czci. Doktryna dba o to abyśmy w okazywaniu owej czci nie pobłądzili. Nazywanie tego magią to zaiste idiotyzm. Idiotyzmem jest też upatrywanie sedna chrześcijaństwa w doświadczeniu relacji z Bogiem. To czego chrześcijanin w rzeczywistości doświadcza to krzyż - to powolne napędzane łaską Bożą obumieranie dla tego świata aby przygotować się na oglądanie Pana Boga twarzą w twarz. Sednem problemu dzisiejszego człowieka jest odrzucenie krzyża co jest konsekwencją wyparcia się własnej grzeszności. Grzech jest dziś na cenzurowanym i to nie tylko niestety w środowiskach Kościołowi niechętnych. Stanowi on jednak konieczny element układanki bez którego uznania ekonomia Bożego Zbawienia jawi się jako opresywna i niezrozumiała.  
KK
Katarzyna Kwaśniewska
29 maja 2017, 22:32
"Idiotyzmem jest też upatrywanie sedna chrześcijaństwa w doświadczeniu relacji z Bogiem." "Sednem problemu dzisiejszego człowieka jest odrzucenie krzyża co jest konsekwencją wyparcia się własnej grzeszności." Czy Ty napewno wiesz co piszesz? Osobowy Bóg-nie, grzech tak. To co "uprawiasz" to na pewno nie chrześcijaństwo. Jeśli ktoś zatrzymuje sie na grzechu, na wielkim piątku, a nie widzi zmartwychwstania i miłosierdzia jest jeszcze daleko od chrześijaństwa.
29 maja 2017, 23:14
Problem w tym,że każdego z nas czeka ów wielki piątek.Jak widać jednak nie każdy potrafi to zaakceptować, szuka więc rozmaitych wentyli bezpieczeństwa. NIE MA ZMARTWYCHWSTANIA BEZ ŚMIERCI NA KRZYŻU.
Z
zbyszeks
30 maja 2017, 07:19
@Veverka Przypominam sobie, że Gilbert Keith Chesterteon napisał, że "Fałsz nigdy nie jest tak fałszywy, jak wtedy, gdy jest bardzo blisko prawdy". Zmiana akcentów w słowach niosących prawdę, może być właśnie takim najfałszywszym z fałszów, bo niemal niemożliwym do dostrzeżenia. A i tak liczy się to, co kto ma w sercu dla innych ludzi. To znaczy, dla niektórych. Jedni mają wrażliwość i chęć pomocy, inni oskarżenia, potępienia i pogardę. A czasem to i jedno i drugie się w nas pojawia.
30 maja 2017, 08:39
Chrześcijaństwo bez nienawiści jest jedynie karmą dla pięknoduchów. Nienawiść grzechu i diabła jest jego weryfikatorem. Bez tej nienawiści nie ma gorliwości, pozostaje jedynie zaklinanie rzeczywistości. Chrześcijanin to wojownik.
Zbigniew Ściubak
30 maja 2017, 12:03
Pełna zgoda. Razem zabijemy wszystkich niewiernych! Nienawiść do niewiary porwie nas i rozpali! Huraaaa! Naprzód chrześcijanie!
30 maja 2017, 13:52
Daj spokój. Ty lepiej zostań w domu. Twój stos jeszcze nie zapłonął.
Zbigniew Ściubak
30 maja 2017, 15:00
Dobra bracie. Myślę, że zapalaniem stosów się zajmiesz. Zaś czynić to będziesz ze swojego domu, bo poza nim, inna rzeczywistość.
29 maja 2017, 15:10
Co to jest scalenie podstawowych aspektów osobowości? Czy scala się tylko w zakonach i seminariach, czy również wszystkim młodym ludziom? W każdym razie to nie brzmi dobrze.
29 maja 2017, 17:11
Gdyby w seminariach i zakonach osiągano to "tylko" to było by to wielkim świętem dla Kościoła...
29 maja 2017, 13:49
Świat radził sobie bez psychologów przez większą część swego dotychczasowego istnienia i miał się niezgorzej. Od kiedy jednak człowiek utacił poczucie hierarchii ważności, zaczął uciekać we własną jaźń. Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu..., ten truizm oddaje jednak istotę problemu. Ks.Kopka wyślizgał się od odpowiedzialności ale opisywane przypadki to właśnie wyraz porażki Kościoła nauczającego, który miast ku religii Boga propaguje religię praw człowieka  
KP
Key Pi
29 maja 2017, 14:31
"Świat radził sobie bez psychologów przez większą część swego dotychczasowego istnienia i miał się niezgorzej." Nieprawda.
29 maja 2017, 16:04
świat radził sobie bez wielu rzeczy .... i jakoś było. Może to kogoś dziwi, innnego niepokoi, ale następuje postęp i wiele rzeczy potrafimi robć lepiej.  A przedmówcy proponuję funcjonować  bez elektryczności, medycyny, internetu itp.   A na koniec chciałby podkreślić,  że  prawa człowiek sa ważniejsze niż mitologia, klechdy i bajania. 
31 maja 2017, 12:51
Drogi Stosie, A co dla Ciebie oznacza truizm, że Bóg jest na pierwszym miejscu? Czy praktycznym przejawem tego truizmu są te wszystkie oskarżenia jakie rzucasz pod adresem Autorów Deona? 
29 maja 2017, 12:26
Po przeczytaniu artykułów o depresjach i samobójstwach występujących u księży i zakonnic, przychodzi na myśl pytanie, dlaczego tak się dzieje u ludzi, żyjących w środowisku, gdzie ciągle mówi się o miłości? Czy jednak ta miłość nie jest jakaś taka zbyt „ogólna”? Jak ma się opisana sytuacja do wszystkich kazań i rekolekcji? Słyszymy, że trzeba bliźnim poświęcać czas, cierpliwie ich wysłuchiwać. A ile z tych osób znalazło w swoim otoczeniu przyjaźń i zrozumienie? I czy na pewno dla Pana Boga najważniejsze jest wywiązywanie się z modlitw i organizowania uroczystości? Potem przejdźmy do psychologii i psychiatrii, czasem może to naprawdę okazać się potrzebne, jak w całym społeczeństwie.