Koniec polskiego Kościoła

Koniec polskiego Kościoła
br. Damian Wojciechowski SJ

28 maja 1981 roku zmarł kardynał Stefan Wyszyński, prymas Polski. Kościół razem z komunistami (sic!) ogłosił żałobę narodową. Dobrze pamiętam pogrzeb, któremu przewodniczył Sekretarz Stanu kard. Agostino Casaroli. Obecny był  także przyszły papież - kard. Józef Ratzinger. Na ulice wyległa cała Warszawa. Mówiło się, że to pogrzeb królewski, bo jako prymas Wyszyński był także interrexem.

Kiedy zdarza mi się przechodzić obok pomnika Kardynała Wyszyńskiego na Krakowskim Przedmieściu przypomina mi się od razu jego głos i słowa. W nauczaniu Prymasa dwa słowa były bardzo ważne: Kościół i Naród. Czasami wręcz zlewały się one u niego w jedność, tak jak dwa dęby splątane swoimi konarami i korzeniami. Jak to możliwe?

Zacytujmy samego Prymasa: "Kościół w naszej ojczyźnie, za wzorem swych najwyższych pasterzy, od wieków staje w obronie ludzi pokrzywdzonych nadużyciami ze strony władz. Dlatego też Kościół polski staje w obronie narodowej racji stanu."

Historia Polski i Kościoła były aż do końca komunizmu związane ze sobą w sposób szczególny - zwłaszcza od czasów rozbiorów. Protestanckie Prusy i prawosławna Rosja były wrogami tak Polski, jak i Kościoła. To samo miało miejsce podczas II wojny światowej, kiedy tak sowieci, jak hitlerowcy chcieli zniszczyć polski naród i Kościół. Komunizm to kolejna siła, która kontynuowała tę politykę wyniszczenia, a zarazem powodowała jeszcze większe wzmocnienie tego szczególnego sojuszu między Kościołem a Narodem. Szczególnego, ponieważ w Europie nie było to częste zjawisko. Sojusz tronu i ołtarza zakończył się we Francji wraz z Rewolucją.  W Niemczech Bismarcka w epoce Kulturkampfu Kościół katolicki był traktowany jako siła wręcz antypatriotyczna. W drugiej połowie XIX wieku we Włoszech Kościół (dokładniej Watykan) sprzeciwiał się walce o zjednoczenie kraju i wtedy masoneria była najbardziej patriotyczną siłą narodu. W katolickiej Hiszpanii opowiedzenie się Kościoła za dyktaturą Franco było wśród Hiszpanów bardzo różnie odbierane.

DEON.PL POLECA

Prymas Wyszyński mówił, że w Polsce powinno mieszkać 80 mln ludzi. Uważał, że tylko w ten sposób Naród będzie zabezpieczony przed agresją ze strony obu sąsiadów. Niewątpliwie mówił tutaj bardziej jako polski mąż stanu niż hierarcha kościelny. Czasami zresztą niektóre jego działania spotykały się z krytyką Watykanu - np.  przy tworzeniu polskich struktur kościelnych na Ziemiach Odzyskanych. Prymas Tysiąclecia walczył tak w obronie Kościoła, jak i Narodu. Te dwie społeczności były u niego na trwale związane ze sobą. Czasami ten sojusz przybierał u nas formę polskiej "teologii wyzwolenia" - czego symbolem był np.  popularny w stanie wojennym polski orzełek wiszący na krzyżu.

Minęło prawie 25 lat od upadku komunizmu. Żyjemy w zupełnie innym kraju. Czy nadal Kościół ma za zadanie troszczyć się o przyszłość polskiego narodu? Albo bardziej precyzyjnie, czy ma takie możliwości, aby to robić?

60-80 proc. Polaków nie tyle jest agresywna wobec Kościoła, lecz raczej obojętna. Kościół jest dla nich jakąś mało ciekawą instytucją, której głównym zadaniem jest oprawa uroczystości rodzinnych i ewentualnie chronienie jakiś tradycji. Czy Kościół może sobie pozwolić na tracenie swoich sił i energii na walkę o naród, któremu ta troska Kościoła w dużej mierze jest obojętna?

Wyszyński budował swoją koncepcję Naród-Kościół na bazie tego, że większość Polaków był przywiązana do tradycyjnego katolicyzmu. Bazą tego tradycyjnego katolicyzmu był polski chłop, ale obecnie polska wieś znika. Pojęcie Polak-katolik z każdym rokiem coraz bardziej traci na znaczeniu. Przyczyną tego jest nie tylko wroga Kościołowi propaganda, ale także dobrobyt i związana z tym zmiana świadomości młodego pokolenia. Dobrobyt może być największą klęską narodu - nie musi, lecz może.

Czy Kościół ma obecnie obowiązek bronić narodu, kiedy ten naród ma go po prostu w nosie? Jest to szczególnie bolesne pytanie dla starszego pokolenia, w tym dla duchowieństwa i biskupów. Bardzo wielu starszych księży i biskupów ciągle żyje tą ideą jedności Kościoła i Narodu. Wiele "pary" i wysiłków jest kierowanych na obronę tej idei. Czy Kościół, będąc z roku na rok mniejszością w społeczeństwie, może sobie pozwolić na takie tracenie sił? Czy nie powinno stać się jego zasadniczą misją ewangelizowanie konkretnych ludzi, a nie walka o duszę i przyszłość narodu?

Podobny proces możemy obserwować w skali całego Kościoła. Jan Paweł II był proboszczem świata. Kimś, kto troszczył się o dobro całej ludzkości. Benedykt XVI upominał i pokazywał ślepe zaułki współczesnej cywilizacji, szczególnie europejskiej, ale widać było, że nie sądził, że wielu go usłucha. Benedykt XVI przesunął akcent w swoim nauczaniu i działalności z troski o świat na  troskę o Kościół. Franciszek jest zdecydowanie skoncentrowany na kierowaniu łodzią Kościoła i choć upomina świat (np. w kwestii aborcji, obrony małżeństwa), to jednak widać, że świat już nie jest jego parafią. Świat jest dla niego przede wszystkim celem ewangelizacji.

Być może trzeba nam się przestawiać na to, że jesteśmy "małą trzódką" w kraju położonym w środkowej Europie. Naszym zadaniem nie jest ratowanie narodu i przedłużanie jego bytu, lecz bycie solą świata, lampą na świeczniku. Nie wszyscy Polacy będą katolikami, ale ci, którzy nimi chcą być, muszą nimi być na 100 procent. Współczesna cywilizacja zweryfikuje negatywnie każdego niedzielnego i letniego katolika. Czasy idą takie, że będziemy doświadczać coraz bardziej dokładnej i wręcz bezlitosnej weryfikacji przynależności do Kościoła. Coraz mniej chodzi o ilość, a coraz bardziej o jakość.

Od razu uprzedzam krytyków, że nie uważam bynajmniej, iż sojusz Kościoła z Narodem był czymś złym - na odwrót: przyniósł przetrwanie obydwu stronom. Jestem również przekonany, że pobożność ludowa, którą tak wspierał Wyszyński (a której niektórzy katoliccy intelektualiści tak nie cierpieli) była prawdopodobnie jedynym realnym programem duszpasterskim na tamte czasy. Problem nie dotyczy oceny przeszłości, lecz na co się mamy szykować na przyszłość. Czy jestem tego pewien? Oczywiście nie, ale kierunek zmian, które zachodzą w Polsce pokazuje, że opisany przeze mnie wariant rozwoju Kościoła w naszym kraju jest wielce prawdopodobny.

Czy to koniec polskiego Kościoła? I co wtedy? Być może Kościół Katolicki w Polsce? Jezus tylko Kościołowi obiecał, że bramy piekielne go nie przemogą, a z narodem może być różnie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Koniec polskiego Kościoła
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.