Kościół zawsze powinien się reformować

Kościół zawsze powinien się reformować
(fot. PAP/Grzegorz Jakubowski)
KAI / pz

Obawiam się, że wcielanie w życie stylu papieża Franciszka może okazać się dla naszego Kościoła niełatwym problemem - powiedział w wywiadzie dla KAI abp Stanisław Gądecki po powrocie z wizyty ad limina Apostolorum.

Dziś metropolita poznański podczas 364. zebrania plenarnego przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski. Przypominamy wywiad, w którym mówił m.in. o najważniejszych zadaniach Kościoła w Polsce oraz definiował zadania przyszłego przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, którym został decyzją polskich biskupów na najbliższe 5 lat.

DEON.PL POLECA

Marcin Przeciszewski: Zacznijmy od wizyty "Ad limina apostolorum" polskich biskupów. Jakie wnioski z niej płyną? Wiemy, że Kościół w Polsce został doceniony przez Papieża i zresztą słusznie. Ale na jakie "punkty wzrostu" wskazywano w Watykanie i co postulowano skorygować w działalności naszej kościelnej wspólnoty?

Abp Stanisław Gądecki: Generalny wniosek jest taki, że Kościół winien być "semper reformanda" (zawsze reformowany) - także Kościół w Polsce. Kościół musi zachowywać i rozwijać to, co istotne i usuwać to, co błędne. Kościół - jak dobry gospodarz - winien wydobywać ze swego skarbca rzeczy stare i nowe. Wizyta "Ad limina apostolorum" nie służy konserwacji zastanego stanu Kościoła, lecz powinna wskazać mocne i słabe strony Kościoła w danym kraju oraz drogi jego rozwoju.

Konkretne tematy zostały zdefiniowane w przesłaniu, jakie Ojciec Święty skierował do całej Konferencji Episkopatu Polski. Wnioski te sformułował w oparciu o rozmowy z poszczególnymi grupami polskich biskupów oraz materiały przekazane przez wszystkie polskie diecezje do Stolicy Apostolskiej i postulaty, jakie kongregacje watykańskie z tych materiałów wyprowadziły. Te szczegółowe tematy to: troska o ducha jedności w Kościele, rodzina, dzieci i młodzież, troska o powołania, gorliwość i duch prostoty kapłanów, troska o siostry zakonne, ubodzy, wykluczeni, pogubieni, emigranci, zaangażowanie w życie Kościoła oraz w życie społeczne i polityczne, otwarcie na wszystkich, troska o elity.

Najczęściej cytowana była opinia Papieża, że Kościół w Polsce dysponuje olbrzymim potencjałem wiary.

- Pochwały są miłe, ale one nie powinny nas usypiać. Ojciec Święty zwrócił bowiem uwagę na potrzebę większej komunii duchowej i jedności między biskupami: w wierze, miłości, nauczaniu i w trosce o dobro wspólne. "Nikt niech nie wprowadza podziałów między wami, drodzy bracia! Jesteście wezwani, aby budować jedność i pokój zakorzenione w miłości braterskiej i by wszystkim dać tego podnoszący na duchu przykład" - zaznaczył.

Te słowa są sygnałem ostrzegawczym. Nikt z biskupów nie chce wprowadzać podziałów w sposób zamierzony. Każdy biskup pragnie jak najpełniej przedstawić naukę Magisterium Kościoła. Rozbieżności, jeśli są, nie pojawiają się w przestrzeni "wiary nauczanej", ile raczej w przestrzeni "wiary aplikowanej", czyli pośród sposobów jej realizacji w przestrzeni publicznej.

A konkretnie?

- Chodzi o aplikację wiary w odniesieniu do konkretnych wydarzeń społecznych, politycznych, gospodarczych czy kulturowych. Biskupi często indywidualnie zabierają głos na te tematy, według swojej własnej, osobistej oceny, bez koniecznej, uprzedniej konsultacji w gronie Episkopatu. W ten sposób głos biskupów w tych sprawach nie jest jednobrzmiący. Zresztą prawdopodobnie w Kościele nigdy nie istniała tego rodzaju monotematyczność. Czasami z tej różnorodności może zrodzić się nawet coś pożytecznego. Może to doprowadzić np. do rozwoju doktryny społecznej Kościoła.

Problemem jest natomiast zbytnie angażowanie się niektórych biskupów po stronie jakiejś opcji politycznej. Kościół nie powinien nigdy sobie na to pozwalać. Jest to nieszczęście, które krytykowane jest przez Stolicę Apostolską i samego Ojca Świętego. Kościół jest powszechny i dlatego nie może wiązać się z jakąś polityczną, partykularną wizją świata. Kościół jest posłany do wszystkich. Nie znaczy to, że winien traktować każdą propozycję programową tak samo. On powinien uchować się od naiwności i trzeźwo oceniać programy każdej partii w perspektywie Ewangelii.

A jeśli chodzi o inne punkty papieskich wskazań?

- Papież uświadamiał nam, że znaleźliśmy się na dużym zakręcie historii. Faktycznie, wyrażał uznanie dla Kościoła w Polsce, ale mówił też, że gdy idzie o cały Lud Boży w naszym kraju, to wystawiony jest on na niebezpieczne i trudne wyzwania kulturowe. Podkreślał, że potrzeba "rozeznania, poszukiwania przyczyn i sposobów zmierzenia się z nowymi wyzwaniami, takimi jak np. idea niczym nie skrępowanej wolności, tolerancja wroga lub nieufna względem prawdy czy niezadowolenie ze sprzeciwu Kościoła wobec panującego relatywizmu". Mówiliśmy o tym, że we współczesnej kulturze są pewne tendencje samobójcze. Jest to tendencja do relatywizacji, obejmująca dosłownie wszystkie dziedziny życia.

Papież pośród najważniejszych spraw wymienił kwestię małżeństwa i rodziny. Podkreślał, że małżeństwo jest coraz częściej przeżywane jako pewna forma uczuciowej gratyfikacji. Można więc by ją rzekomo zmienić czy porzucić, zależnie od wrażliwości każdego.

W rozmowach pojawiła się też kwestia związków niesakramentalnych. Ojciec Święty podkreślał, że duszpasterze są wezwani do odpowiedzi na pytanie: jak pomóc tym ludziom, aby nie czuli się wykluczeni z Bożego miłosierdzia? Jest to przedmiotem jego wielkiej troski. Papież prosił by zastanowić się nad tym, w jaki sposób im pomóc, aby nie porzucali wiary i mogli wychowywać dzieci przekazując im chrześcijańskie doświadczenie. Ewangelia jest przecież dla wszystkich: przede wszystkim dla grzeszników, dla tych, którzy potrzebują pomocy. Chodzi o to, by miłosierdzia Kościoła nie zastępować podejściem dyscyplinarnym, które z gruntu jest odrzucające i wykluczające.

Ale czy może nastąpić liberalizacja na tym odcinku, pozwolenie na przyjmowanie Komunii Świętej osobom żyjącym w związkach niesakramentalnych i utrzymujących kontakty seksualne między sobą?

- Nie sądzę. Kard. Müller odpowiedzialny za watykańską Kongregację Nauki Wiary przypomina, że udzielanie Komunii św. rozwiedzionym, którzy weszli w nowe związki nie jest możliwe, gdyż są to osoby żyjące świadomie w grzechu ciężkim. Ale z drugiej strony nie można też przekreślić ducha Ewangelii i dopuścić do ich wykluczenia z Kościoła.

Nie musi to oznaczać dopuszczenia do sakramentów; tym bardziej jeśli ktoś nie chce zmienić swojej postawy. Jako Kościół nie możemy zgodzić się na rozmycie zasad, bo skończylibyśmy podobnie jak niektóre Kościoły protestanckie, które poszły bardziej za wołaniem świata, niż za głosem Ewangelii. Nie możemy przytakiwać na każde pragnienie kierowane do Magisterium Kościoła. Fakt, że duża część wiernych - jak pokazuje ankieta papieża Franciszka - nie rozumie, czy nie chce respektować zasad moralnego nauczania Kościoła, nie musi prowadzić do wniosku, że nauczanie to jest błędne i że należy je zmieniać. Nie należy zmieniać zasad sztuki lekarskiej tylko dlatego, że domagają się tego chorzy. Może trzeba zastanowić się, jak należy je lepiej przekazywać, szczególnie ludziom młodym.

Rodzina winna być więc wielkim tematem dla Kościoła w Polsce?

- To, co dostrzegamy w parafialnych księgach metrykalnych jest przerażające. Rzuca się w oczy olbrzymi wzrost ilości dzieci ze związków pozamałżeńskich. 20 lat temu było ich 10 - 20 %, a teraz księża alarmują, że bywają parafie, gdzie liczba dzieci ze związków pozamałżeńskich wynosi 50 %. Dzieje się tak szczególnie w dużych miastach.

Trzeba więc zrobić wszystko, co możliwe, aby wzmocnić poczucie więzi sakramentalnej, walcząc z popularnym mniemaniem, że przyjemność jest głównym celem ludzkiego życia. Pilne jest pytanie, jak udoskonalić przygotowanie młodych do małżeństwa, aby mogli oni odkryć piękno więzi sakramentalnej, która - oparta na miłości i odpowiedzialności - pomaga pokonać kryzysy i upadki.

Dla Kościoła, który jest w Polsce praca nad małżeństwem i rodziną winna być sprawą pierwszej wagi. Wiele zależy tu od właściwego rozumienia przez chrześcijanina kwestii miłości, rodziny, pracy, wychowania i cierpienia. Te punkty dotyczą każdego, i jeśli są źle ustawione, to zdrowego społeczeństwa się nie zbuduje, ani też zdrowej wspólnoty kościelnej. Papież apelował by nasz Kościół szczególną opieką otoczył młodzież.

Młodzież decydować będzie o tym jak Kościół będzie wyglądać w przyszłości? Tymczasem statystyki pokazują, że jej przywiązanie do wiary jest mniejsze niż w starszym pokoleniu.

- U nas praca z młodzieżą wygląda dość cienko. Bywają kapłani bardzo gorliwi, ale większość księży jest przekonana, że tak wielki trud włożyli w szkolną katechizację, że trudno jest im angażować się w inne formy pracy z młodymi.

Praca z młodzieżą, stworzenie dla nich miejsca w Kościele jest sprawą priorytetową. Ludzie, którzy sprawują w Polsce jakieś wyższe urzędy i sprawdzają się w życiu społecznym, wyrastają w jakieś mierze z kręgów duszpasterstwa młodzieży akademickiej, które pomogło im nie tylko w ukształtowaniu ich wiary, ale również charakteru i zdolności społecznych.

Młodzież znajduje się dziś w niezwykle trudnej sytuacji. Świat narzędzi informatycznych daje jej nowe możliwości komunikacji, a jednocześnie ogranicza relacje interpersonalne, bezpośredni kontakt, wymianę wartości i wspólnych doświadczeń. A jednocześnie w sercach młodzieży pozostaje gorąca tęsknota za czymś głębszym.

Rozmawialiśmy też o katechezie. Katechizacji nie wolno sprowadzić do przekazu wiedzy, gdyż o wiele ważniejsze jest budowanie więzi z Bogiem. Niestety, na terenie szkoły cel ten jest trudny do osiągnięcia. Katecheza szkolna zwykła służyć przekazowi wiedzy religijnej, natomiast katecheza przyparafialna winna być skoncentrowana na kształtowaniu więzi człowieka z Bogiem, na przygotowaniu go do życia sakramentalnego.

Ojciec Święty pragnie, byśmy zachęcali młodych do włączenia się w ruchy i stowarzyszenia. Ważne jest proponowanie doświadczenia wspólnotowego, liturgii, misji. Sprzyja to rozwijaniu u młodych tego, co jest dla nich czymś naturalnym; do rozwoju idealizmu. Chodzi o kształtowanie wrażliwości na drugiego człowieka, szczególnie człowieka potrzebującego. Taką rolę w Polsce mogą spełniać m. in. szkolne koła Caritas, których rozwój jest zbyt powolny.

Rozmawialiśmy też o nowych powołaniach, o kwestiach życia kapłańskiego. Wskazania Ojca Świętego szły zarówno w kierunku modlitwy o powołania jak i poprawienia formacji seminaryjnej.

W jakim zakresie winna być ona zreformowana?

- Poprawa formacji seminaryjnej to nie tylko kwestia - wprowadzonego już w niektórych polskich seminariach - roku propedeutycznego, którego celem jest wyrównanie kulturowych braków, albo braków w zakresie wiary. Wychowanie seminaryjne jest dziś o wiele trudniejszym procesem niż dawniej.

Dlaczego?

- Dziś zdarza się, że formację seminaryjną należałoby zacząć od leczenia osobowości kandydata. Jeśli młodzi przychodzą z rodzin rozbitych, to w punkcie wyjścia nie posiadają naturalnej wizji ojcostwa. Sto lat temu sprawa była prostsza. Jeśli ktoś w rodzinie - do trzeciego pokolenia wstecz - był chory psychicznie, lub uzależniony, to tego rodzaju kandydat nie miał prawa wstępu do seminarium duchownego. Jeśli czyjś dziadek był nałogowym alkoholikiem, jego wnuk nie mógł zostać księdzem. Nie było też możliwości przyjęcia kogoś z rozbitej rodziny. Do seminariów duchownych przychodzili ludzie o znacznie silniejszej strukturze wewnętrznej, zdolni do przezwyciężania wielu trudności. Sam styl wychowania seminaryjnego był zresztą znacznie surowszy.

Dzisiaj zdarzają się kandydaci, którzy potrzebują nieustannego wsparcia. Zamiast stanowić wsparcie dla parafian, sami łatwo popadają w depresję, widząc ile sił wkładają w duszpasterstwo, z jaką agresją się spotykają i jak znikome nieraz osiągają owoce. Słabość obecnej kultury odbija się także na kandydatach do kapłaństwa.

Papież mówił też wiele o potrzebie zmiany stylu pełnienia posługi kapłańskiej...

- Papież Franciszek mówi o tym wciąż! Zauważyłem nawet, że na tym tle zdaje się panować jakieś przerażenie w watykańskich kongregacjach. Mówi się tam, trzeba zmienić styl duszpasterstwa, choć zdaje się jakoby sami nie byli pewni na czym miałoby to konkretnie polegać.

Papież mówi często, że Kościół powinien dokonać "nawrócenia duszpasterskiego".

- Papież Franciszek przynosi ze sobą silną duchowość jezuitów Ameryki Łacińskiej. Kościół na tamtym kontynencie żyje w biedzie. Nazywano go w Argentynie "kardynałem ubogich". On nadal pozostaje wierny tej preferencji. Kiedy spotkał się z naszą grupą, rozpoczął od pochwały arcybiskupa Konrada Krajewskiego, który - jako jałmużnik - odpowiada m.in. za dzieła charytatywne papieża, za Urząd Dobroczynności Apostolskiej. Chwalił go za niezwykłą gorliwość, za sprawne działanie i wyjątkowe zaangażowanie na rzecz ubogich. Wysoko cenił to, że regularne spowiada wiernych. Papież sprawiał wrażenie, że wierzy, iż są to cechy charakterystyczne polskich kapłanów. Ma wysokie wyobrażenie o naszych księżach. "Nawrócenie duszpasterskie" - mówiąc najkrócej - to zwrot ku żywszemu zaangażowaniu się w duszpasterstwo oraz większe zwrócenie się ku peryferiom wszelkiego rodzaju biedy.

A jak ten nowy, papieski styl realizować tu w Polsce?

- Trzeba zmienić naszą mentalność. Mentalność sporej części duchowieństwa, osób życia konsekrowanego jak i świeckich. Ewangelia domaga się, aby ubodzy byli w samym sercu Kościoła i to nie tylko jako obiekt domagający się pomocy, ale jako pełnoprawni członkowie wspólnoty. Zdaniem papieża, jeśli "caritas" nie znajduje się w centrum posługi Kościoła, to jego świadectwo słabnie, a Ewangelia przestaje być dla ludzi pociągająca. Istnieje w Polsce wielu kapłanów oddanych tej sprawie, także wielu świeckich. Niestety, nie jest to postawa powszechna, charakteryzująca polskich wyznawców Chrystusa. Czasami jej brak widać nawet u młodych księży, którzy - przede wszystkim pragną samorealizacji. Chcą ograniczyć swoją posługę duszpasterską tylko do tych gałęzi duszpasterstwa, które przynoszą im satysfakcję, a od innych zadań uciekają. Tymczasem duchowieństwo winno ciągnąć wszystkich w górę; w szczególności w ich pracy na rzecz włączenia do wspólnoty wszelkiego rodzaju ubóstwa.

Kiedy spotkaliśmy się z kardynałem Markiem Ouelletem, prefektem Kongregacji ds. Biskupów, zwrócił on nam uwagę na lichą ofiarność Kościoła w Polsce, na rzecz papieskiej Caritas. Dowodził, że maleńki Kościół w zlaicyzowanych Czechach wnosi więcej niż duży Kościół w Polsce.

Obawiam się, że wcielanie w życie stylu papieża Franciszka może okazać się dla naszego Kościoła niełatwym problemem. Mimo to, powinien on być egzekwowany, jeśli w ogóle można mówić o "egzekwowaniu" miłości.

Papież Franciszek podczas spotkania z polskimi biskupami przytoczył cytat Jana Pawła II wypowiedziany w Szczecinie, że kapłani winni żyć na poziomie przeciętnej, ubogiej rodziny...

- To sprawiedliwe podejście do sprawy ubóstwa, tworzące pomosty z ludźmi ubogimi. Bogactwo zasklepia w sobie. Tworzy mury dookoła człowieka i sprawia, że nie potrzebuje on drugiego. W tym sensie jest ono destrukcyjne dla żywej wiary. O ubóstwie kapłańskim mówi się prawie na każdych rekolekcjach dla księży. Myślę, że jakaś część księży w naszych diecezjach żyje poniżej standardu wskazanego kiedyś przez bł. Jana Pawła II.

Czy obserwuje Ksiądz Arcybiskup brak respektu dla tej zasady wśród księży?

- Sytuacja jest bardzo zróżnicowana. Wielu ludzi w Polsce mówi, że księża są bogaci, bo widzą ich samochody. To kłuje w oczy. Tymczasem w mojej diecezji znam pewną ilość księży, którzy żyją wręcz na skraju ubóstwa. W małych wiejskich parafiach często nie stać ich nawet na ogrzewanie mieszkania, nie mówiąc już o świątyni. Dlatego istnieje diecezjalny fundusz na wspomożenie ich w zakupie węgla. Inna - bez porównania lepsza sytuacja - istnieje w dużych parafiach miejskich.

Podczas wizyty "Ad limina" Ksiądz Arcybiskup mieszkał w Domu św. Marty pod jednym dachem z papieżem Franciszkiem. Jakim człowiekiem, prywatnie jest Ojciec Święty Franciszek i czego dotyczyły rozmowy z nim?

- To niezwykle ciekawe doświadczenie. Widzieliśmy papieża prawie przy każdym posiłku, zazwyczaj z sekretarzami i zaproszonymi gośćmi. Jest bardzo bezpośredni i nieskrępowany jakąś niewidzialną etykietą. Sprawia wrażenie, jakby w dalszym ciągu był prowincjałem jezuitów. Samodzielnie bierze dania ze szwedzkiego stołu. Nie jest to jakaś narzucająca się bezpośredniość czy "klepanie po ramieniu". Zachowuje nawet pewien dystans. Podczas niespodziewanego spotkania na korytarzu, pragnąc wyrazić mu nasze uznanie i szacunek dla jego nieustannej pracy powiedziałem, iż "urząd papieski wydaje się być permanentnym męczeństwem". Franciszek natychmiast odparował: "to permanentna radość z poznawania Kościoła". Zrozumiałem skąd biorą się jego siły.

Duże wrażenie zrobił też na mnie jego niezwykle skupiony sposób odprawiania Eucharystii. Samo obserwowanie tego zjawiska jest wielkim przeżyciem duchowym. Franciszek nie może klękać, lecz pochyla się przed ołtarzem z ogromnym, wręcz mistycznym skupieniem. Nie wspomnę już o chwili przeistoczenia.

Ta rozmowa pokazała chyba różnicę w akcentowaniu niuansów w posłudze pasterskiej jeśli chodzi o Kościół w Polsce i Papieża?

- My często podkreślamy ogrom pracy duszpasterskiej i cierpienia z braku owoców tej pracy. Kiedy pojawiają się trudności, bywa iż mówimy o prześladowaniach Kościoła. Tego nauczyła nas historia. Postawa Papieża jest bardziej optymistyczna. Nie przywiązana tak bardzo do skuteczności działania, a jednocześnie skuteczna.

Wydaje mi się, że posługiwanie Franciszka charakteryzuje zdanie wypowiedziane dawno temu, jeszcze w Argentynie: "Nam nie wolno zgodzić się na przeciętność!". To rzeczywiście piękne motto. Chciałbym żyć w takim duchu i aby taka postawa charakteryzowała każdego człowieka ochrzczonego w Polsce.

Zbliża się pierwsza rocznica nowego pontyfikatu. Jak Ksiądz Arcybiskup podsumowałby ten pierwszy rok? Co Księdza Arcybiskupa najbardziej frapuje? Czy będzie to "pontyfikat przełomów", jak mówiono ongiś o okresie rządów Jana Pawła II?

- Niektórzy włoscy kardynałowie i biskupi podkreślają, że nie da się porównać ogromnego echa jakie wywołuje nauczanie papieża Franciszka z bardziej powściągliwym oddźwiękiem towarzyszącym genialnemu nauczaniu Benedykta XVI. Z jednej strony można się z tego cieszyć, ale w sumie prowadzi to do bardzo smutnej konstatacji na temat rozumności naszej wiary. Przypominam sobie taki oto obrazek z początków pontyfikatu Franciszka. Pewna starsza pani, po wysłuchaniu kazania papieża Franciszka, w zachwycie mówi do kamery telewizyjnej: "po raz pierwszy w życiu zrozumiałam kazanie, nareszcie nie było w tym żadnej teologii". Wielkie nauczanie teologiczne ustępuje wobec prostego nauczania duszpasterskiego. Niesie to koniec końców jakąś nadzieję dla duszpasterzy.

Czy faktycznie nie ma u Franciszka pogłębionej teologii?

- Dostrzegam u papieża Franciszka głęboką i mądrą teologię. Jej rzekoma prostota jest jej ogromną siłą. Przypuszczam, że jest to żywa ilustracja tego, w jaki sposób pierwotna kerygma, czyli pierwsze głoszenie promieniowało w okresie apostolskim.

A rozpoczęta przez papieża Franciszka koncepcja reformy funkcjonowania Kościoła, w tym i Stolicy Apostolskiej? Co Ksiądz Arcybiskup o tym sądzi?

- Wszystko trzeba nieustannie odnawiać, i Kościół i kurię. Urzędy mają skłonność do nieustannego rozrastania się. Do każdego tematu chciałyby tworzyć osobną radę. Zgadzam się z Papieżem, że niektóre z urzędów można scalić w większe organizmy. Przecież jeden kurialny urząd może zajmować się wieloma problemami.

Jednak pragnąłbym zauważyć, że Stolica Apostolska jest oszczędna, jeśli idzie o ilość swoich urzędników. Weźmy za przykład Kongregację Nauczania Katolickiego, która ma w polu swojej odpowiedzialności wszystkie wyższe uczelnie katolickie na świecie, szkoły katolickie różnych szczebli oraz płaszczyznę nauki w Wyższych seminariach Duchownych. Kongregacja ta zatrudnia 20 - 30 osób. W jednym polskim ministerstwie podobną pracę wykonuje kilka tysięcy urzędników. Jestem daleki od przekonania, że w Watykanie siedzi rzesza darmozjadów.

A czy dzięki temu, że Papież tak trafia do ludzi, jest szansa na zatrzymanie potężnej fali sekularyzacji, obecnej w dzisiejszym świecie?

- Niektórzy są przekonani, że laickość jest warunkiem sine qua non istnienia liberalnej demokracji. Stąd, dla nich światopogląd nielaicki jest w najlepszej wersji niedoskonałym, a w najgorszej - jest aberracją. W myśl takiej filozofii zadaniem demokratów i liberałów jest podejmowanie prób podcięcia skrzydeł religijnym przejawom państw nielaickich tak mocno, jak tylko się da. Jest to ich moralnym imperatywem.

Ten imperatyw jest realizowany z wielkim zaangażowaniem. Pomagają mu w tym z wielkim zapałem pewne media. Pomaga dzisiejsza kultura przekazu. Kiedy w Rzymie został wybrany papież Franciszek, w Poznaniu pani dyrektor Teatru Dnia Ósmego natychmiast oskarżyła go, że nie bronił on jezuitów w Argentynie, gdy byli prześladowani przez reżim. Skąd w Poznaniu tak szczegółowa - w końcu nieprawdziwa - wiedza o człowieku z Argentyny? Przypuszczam, że istnieje ogólnoświatowa sieć zainteresowana przekazywaniem informacji antychrześcijańskich.

Sekularyzacja pojawiła się, kiedy chrześcijanie przestali myśleć o swojej wierze i postrzegać siebie w kategoriach chrześcijańskich. Szansa na odwrócenie rozwoju sekularyzacji leży w powrocie do chrześcijańskich kategorii myślenia. Tego zaś nie dokona się przez zaklęcia, lecz przez pojawienie się prawdziwych chrześcijan; ludzi uformowanych i żyjących duchem Ewangelii. Ojciec Święty Franciszek może wiele zrobić dla zatamowania sekularyzacji. Nadzieją jest m. in. odzew, z jakimi spotyka się w środkach przekazu. Nie może on jednak zatrzymać fali sekularyzacji bez żywego wsparcia ze strony duchowieństwa, osób życia konsekrowanego i wiernych chrześcijan. Każdy musi przyjąć na siebie część odpowiedzialności za chrześcijańskie świadectwo wobec świata. Latorośl wszczepiona w krzew winny, którym jest Chrystus, przynosi owoce w każdej sferze działalności i istnienia. Wszystkie bowiem dziedziny świeckiego życia są objęte Bożym planem, są "historycznym miejscem" objawienia się i urzeczywistnienia miłości Chrystusa.

Olbrzymią dyskusję w Polsce wywołał list Episkopatu nt. gender. Kościół tak ostro ukazując ten problem naraził się wielu środowiskom. Czy nie można było od tego uciec?

- Episkopat uderzył w mocne tony, bo "gender" to nie zabawa, ale szkodliwa ideologia. "Gender" to jedno z największych zagrożeń dla przyszłości świata - przestrzegał Benedykt XVI. Jej przyjęcie oznacza koniec rodziny, małżeństwa, a także życia społecznego. Zmiana podejścia do płci jest zaprzeczeniem człowieka swojej własnej naturze i dualizmu płciowego ustanowionego w akcie stworzenia. Negowanie istoty mężczyzny i kobiety sprawia, że przestaje istnieć także rodzina.

Na przynętę "gender" zarzuca hasło równości a któż z nas nie pragnie równości. Lecz za tą piękną fasadą kryje się groźny projekt. Tradycyjne znaczenie płci kulturowej (ang. gender = rodzaj) jest związane z gramatycznymi kategoriami "męskim", "żeńskim" i "nijakim" w językach starożytnych i współczesnych. Tymczasem humaniści i socjologowie należący do zachodniej postmodernistycznej inteligencji pracowali - od połowy lat 50.tych - nad odmiennym znaczeniem. Przekładając marksistowską ideologię walki klas na relacje między kobietami a mężczyznami, gdzie grupą uciskaną miałyby być kobiety, czerpiąc inspirację z z radykalnych ruchów feministycznych i homoseksualnych - dążących do równości wyłącznie w aspekcie praw społecznych - wprowadzili rozróżnienie pomiędzy płcią kulturową a fizyczną. Płeć fizyczną ograniczyli do biologiczno-fizjologicznej charakterystyki definiującej mężczyznę i kobietę. Natomiast pojęcie płci kulturowej odnoszą do tego, co uznali za społecznie ustanowione role, które dane społeczeństwo uważa za właściwe dla mężczyzn i kobiet.

W praktyce więc gender traktuje macierzyństwo i rodzinę opartą na małżeństwie mężczyzny i kobiety, komplementarność mężczyzny i kobiety, małżeńską tożsamość osoby, kobiecość, męskość i heteroseksualność - jako społeczne wytwory i stereotypy prowadzące do braku równouprawnienia i dyskryminacji, a zatem wymagające kulturowej dekonstrukcji. Na końcu tego rewolucyjnego procesu samo ciało mężczyzny i kobiety postrzegano jako wytwór społeczny, który może podlegać modyfikacji. Agenda płci kulturowej oddziela osobę niejako od niej samej, od jej ciała i antropologicznej struktury. Nie ulega wątpliwości, że przy tak radykalnej definicji płeć kulturowa staje się wyłącznie wytworem intelektualnym, trudnym do pojęcia dla kultur niezachodnich.

Nie wspomnę już o następstwach, np. o leczeniu psychiki dzieci, których rodzice nieopatrznie zaczęli eksperymentować z ich płcią, przez jeden tydzień zwracając się do dziecka jako dziewczynki a drugi tydzień jak do chłopca. Skoro nie można było w Polsce przeforsować tego rodzaju projektu przez Ministerstwo Edukacji, to ok. 80 przedszkoli tego typu powstało z poręki Ministerstwa Rozwoju Regionalnego.

O. Maciej Zięba rozróżnił gender od "genderyzmu", wskazując, że pierwszy termin to nic innego jak kulturowo uwarunkowany sposób manifestowania własnej płci, zmienny w zależności od epoki i szerokości geograficznej. Drugi zaś definiowany jest jako wynaturzona ideologia, która bywa rozumiana jako swobodne decydowanie przez jednostkę, czy chce być "panem", czy "panią", w oderwaniu od biologii.

Jedyna uzgodniona międzyrządowo i wiążąca prawnie definicja płci kulturowej znajduje się w art. 7/3 Statutu Międzynarodowego Sądu Karnego z 1998 r. Oto ona: "Termin ‘płeć kulturowa’ dotyczy dwóch płci fizycznych, męskiej i żeńskiej, w kontekście społeczeństwa. Termin płci kulturowej nie wskazuje na jakiekolwiek znaczenie odmienne od powyższego". A zatem, w obecnym stanie rzeczy, nie ma prawnego czy politycznego, a tym bardziej moralnego obowiązku przestrzegania ideologicznej interpretacji płci kulturowej.

"Naukowy" marksizm zniknął w naszym kraju natychmiast, kiedy nie mógł już korzystać z politycznego, finansowego i propagandowego wsparcia. To samo stanie się z gender studies, gdy tylko funkcjonariusze tej ideologii - oddelegowani do aktywności politycznej na odcinku "naukowym" - przestaną mieć pozamerytoryczne wsparcie swoich politycznych, finansowych i medialnych sponsorów.

Ksiądz Arcybiskup od lat kieruje Komisją Duszpasterstwa KEP. Jakie główne wyzwania stoją przed duszpasterstwem Kościoła w Polsce AD 2014? W jakiej mierze obecny, program duszpasterski: "Przez Chrystusa, z Chrystusem, w Chrystusie. Przez wiarę i chrzest do świadectwa" - ma na nie odpowiedzieć?

- Główne wyzwanie - jak uczy "Lumen fidei" - jest wciąż podobne: "W wierze Chrystus nie jest tylko Tym, w którego wierzymy, najwyższym objawieniem miłości Bożej, ale także Tym, z którym się jednoczymy, aby móc wierzyć. Wiara nie tylko patrzy na Jezusa, ale patrzy z punktu widzenia Jezusa, Jego oczami: jest uczestnictwem w Jego sposobie patrzenia. [...] Życie Chrystusa, Jego sposób poznania Ojca, życie całkowicie w relacji z Nim, otwiera przed życiem ludzkim nową przestrzeń, i my możemy w nią wejść".

Myśląc o tej linii wiodącej, w bieżącym programie duszpasterskim Kościoła w Polsce musimy obecnie łączyć trzy praktyczne sprawy: przygotowanie do Światowych Dni Młodzieży w Krakowie, peregrynację krzyża Światowych Dni Młodzieży oraz jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski. Chcemy, aby wspomnienie tego historycznego wydarzenia o fundamentalnym znaczeniu dla chrześcijaństwa i państwowości na naszej ziemi, jakim było przyjęcie chrztu przez naszych pierwszych władców, stało się impulsem do odnowienia i umocnienia naszej wiary. Dynamika programu prowadzi nas przez doświadczenie wiary, nawrócenia oraz chrztu ku postawie apostolstwa.

27 kwietnia nastąpi kanonizacja Jana Pawła II. Ktoś trafnie powiedział, że będzie to ostatnie w dziejach tak liczne zgromadzenie wokół tej postaci. Czy jego naukę jako Kościół nad Wisłą, Odrą i Wartą należycie wcielamy w życie? O czym należałoby z tej okazji przypomnieć?

- Zgromadzenie wokół osoby Jana Pawła II jest nieustannie znacznie większe, niż to, które odbędzie się w Rzymie 27 kwietnia. W każdym kraju, w takiej czy innej formie, jednoczą się dookoła osoby świętego papieża dziesiątki milionów ludzi. Znacznie więcej niż może sobie pozwolić na przyjazd do Rzymu na kanonizację.

Prawdziwym zadaniem jest wprowadzanie w życie Kościoła katolickiego w Polsce nie tylko nauczania Jana Pawła II, ale przede wszystkim jego postawy świętości. Ludzie dziś niewiele czytają, nie mniej jednak spragnieni są duchowości. Cieszyłbym się, gdyby - dzięki kanonizacji - Polacy zapragnęli świętości, każdy w swoim własnym stanie i na miarę swoich wyzwań. Jana Paweł II wyrósł z tego samego środowiska co my. On - podobnie jak wielu polskich świętych - dowodzi, że świętość jest możliwa w polskich realiach. Że może ona ubogacić niepomiernie naszą Ojczyznę i świat.

Za kilkanaście dni odbędzie się zebranie plenarne Konferencji Episkopatu Polski, na którym zostanie wybrany jej nowy przewodniczący. Na czym polega w istocie ta zaszczytna rola dziś, w epoce wewnątrzkościelnej demokracji i kolegialności?

- Za czasów kard. Stefana Wyszyńskiego wyglądało wszystko inaczej, gdyż przyjął on na siebie rolę olbrzyma, który niesie na swoich barkach Kościół. Stało się to możliwe, gdyż w pewnym momencie naprzeciw stała jedna wola i polscy biskupi zgodzili się na to. Dziś mamy do czynienia z inną sytuacją, nadszedł czas kolegialnych rządów w Kościele. Ten sposób praktykuje także Ojciec Święty. On dąży do umocnienia kolegialności, czego dowodem są gremia doradcze, które prosi o konsultacje. Większy pożytek płynie z wysłuchania głosu wielu roztropnych ludzi, wspieranych przez Ducha Świętego, niż stawianie wszystko na jedną kartę.

Jaki więc powinien być przewodniczący Episkopatu w epoce kolegialności? Czym powinien się charakteryzować?

- Rola przewodniczącego Episkopatu polega na cierpliwym, rozważnym i mądrym wytyczaniu drogi Ewangelii. Na pokornym przekonywaniu wielu do wspólnej drogi. Na zdolności ukazania Prawdy pośród wielu opinii. Na przekonaniu do niej biskupów, duchowieństwa, osób życia konsekrowanego, wreszcie także wiernych świeckich, po wcześniejszej konsultacji z głosem Ducha Świętego i Ludu Bożego.

Jego obowiązkiem jest reprezentowanie Kościoła na zewnątrz. Przewodniczący Episkopatu staje się niejako "twarzą" Kościoła w Polsce, co widać szczególnie w mediach. Dlatego uważam, że najlepiej tę rolę pełnić może ktoś przebywający w stolicy, słowem któryś z biskupów warszawskich.

Dodam jeszcze jedno. Przewodniczący Episkopatu musi zachowywać bezstronność w sprawach partii politycznych. Nie może się dać "zmanipulować" żadnej partii. Orędzie Kościoła jest bowiem powszechne. Przesłanie partii jest partyjne, czyli częściowe. Politykom udaje się często wykorzystywać Kościół. Oni na tym niewiele tracą, a Kościół traci nieraz wszystko.

W 2016 r. Ojciec Święty zawita w Polsce. Czy w oparciu rozmowy podczas wizyty "Ad limina" można powiedzieć coś konkretnego o obchodach 1050-lecia Chrztu Polski z jego udziałem? Jak przebiegają przygotowania do tego wydarzenia?

- Będąc teraz w Rzymie dwukrotnie prosiłem Papieża o uwzględnienie jubileuszu 1050-lecia Chrztu. Przy pierwszym spotkaniu wspomniałem, że w tym samym roku Światowych Dni Młodzieży będziemy obchodzić w Polsce jubileusz Chrztu Świętego. Papież odpowiedział: "zostawmy te kwestię otwartą".

Drugi raz "zaatakowałem" Ojca Świętego podczas spotkania z całą Konferencją Episkopatu Polski. Papież uśmiechnął się i powiedział: "zrobimy coś w tej sprawie". Podniosło mnie to ogromnie na duchu.

A jeśli chodzi o przygotowania do wizyty Papieża w Poznaniu, to panuje tu bardzo dobra atmosfera współpracy różnych podmiotów. Wielkopolskie władze rządowe i samorządowe, wojewódzkie, miejskie i powiatowe zadeklarowały wolę współpracy. Podpisany został specjalny list intencyjny. Rozmawiałem też z ministrem kultury panem Zdrojewskim, który życzliwie ustosunkował się do sprawy renowacji niektórych zabytków na Ostrowie Tumskim, co powinno poprzedzić przyjazd papieża.

Jesteśmy świadkami głębokich zmian za naszą wschodnią granicą. Ukraińcy walczą o sanację swojego państwa. Jak Kościół w Polsce może pomóc naszym braciom z Ukrainy?

- Pierwszą rzeczą jest "płacz z płaczącymi". Gdzie giną ludzie, tam winniśmy być razem z ludźmi, tam musi być Kościół. Tym bardziej, że jako Polacy i Kościół w Polsce mamy swoje własne doświadczenia walki o wolność. Kościół katolicki zawsze towarzyszył narodowi w tej walce. To skłania nas do szczególnej solidarności z Ukraińcami dzisiaj.

Druga sprawa to modlitwa. Dzień 28 lutego - z inicjatywy prezydium Konferencji Episkopatu - był Dniem Modlitwy i Postu w intencji Ukrainy. W ślad za tym winniśmy kontynuować możliwą pomoc humanitarną.

Trzecia sprawa to szacunek dla wkładu Ukrainy w ofiarne budowanie własnej historii. Nie pomijając bolesnych kart polsko-ukraińskiej historii, należy pamiętać o tym, że Ukraina złożyła chyba największą daninę krwi pośród narodów europejskich za swoje dążenia do wolności i niepodległości. Sam zorganizowany przez sowietów tzw. Wielki Głód pochłonął tam ok. 6 mln ofiar. Nigdzie też w Europie żaden Kościół nie był tak silnie prześladowany jak Ukraiński Kościół Greckokatolicki. Zresztą z Kościołem tym od 25 lat prowadzimy bliski dialog, który niezmiernie pomógł w pojednaniu polsko-ukraińskim.

Po czwarte, powinniśmy być "adwokatami" Ukrainy na forum Unii Europejskiej. Winniśmy nakłaniać ją do większej pomocy. Błędem UE było pozostawienie Ukrainy bez istotnej pomocy, gdy decydowały się losy podpisania umowy stowarzyszeniowej.

Wreszcie - co zresztą czynimy - winniśmy popierać studia w Polsce dla studentów ukraińskich. Oni zresztą już studiują na KUL-u i na innych uczelniach. Warto im pomóc, aby - z przyjaznym obrazem Polski w sercu - wrócili na Ukrainę i budowali tam jej lepszą przyszłość.

Dziękuję za rozmowę.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Kościół zawsze powinien się reformować
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.