Krzyżak: Synod nie skończył się rewolucją doktrynalną, jak wielu wieszczyło

Fot. Grzegorz Galazka

Pod koniec października zakończył się w Rzymie Synod o synodalności. Było to wydarzenie bez precedensu, bo jeszcze nigdy obrady synodalne nie były aż tak rozciągnięte w czasie. Bo przecież najpierw dyskutowaliśmy na poziomie parafii i diecezji, potem był etap kontynentalny i dwie sesje w Rzymie. W debatach synodalnych wybrzmiewały różnorakie tematy. Wielu wieszczyło rewolucję doktrynalną. Zniesienie celibatu, święcenia kobiet, itd. Tymczasem nic takiego się nie wydarzyło. Synod się skończył.

Papież nie wyda po synodzie żadnej adhortacji, bo uznał, że dokument końcowy wystarczy. Polscy biskupi, którzy uczestniczyli w Synodzie, mówią, że właściwie przypomniano nam wszystkim coś co już dawno – m.in. na Soborze Watykańskim II – ustalono, a czego dotąd nie udało się wdrożyć. Nieco ponad dwa tygodnie po Synodzie niewiele osób już o nim mówi, niektórzy nie zauważyli w ogóle, że się odbył.

DEON.PL POLECA

Nic nowego. A skoro nic nowego, to może niczego nie trzeba zmieniać? Skoro to, co postanowili przed laty np. w odniesieniu do większego zaangażowania się świeckich w życie Kościoła ojcowie Soboru nie zadziałało, to po co do tego wracać? Mam obawy, że choć Synod wezwał nas wszystkich – tak duchownych, jak i świeckich – do wejścia na nową drogę, drogę dialogu, wspólnego rozeznawania i ewangelizacji, to wciąż będziemy iść starymi doskonale nam znanymi ścieżkami. Otwarcie przyznaję, że się tego boję. Dlaczego? Bo jakoś nie dostrzegam entuzjazmu.

Biskupi mówią, że realizacja postanowień synodalnych powinna np. odbywać się w parafiach na poziomie rad parafialnych. O radach ekonomicznych, które powinny funkcjonować w każdej parafii, oraz radach parafialnych napisano i powiedziano już w minionych latach wiele. Są miejsca, gdzie nie ma ich wcale, są miejsca, w których istnieją, lecz tylko formalnie, są miejsca, gdzie działają fantastycznie. W paru diecezjach wydano zatem odgórne zalecenia powołania tychże. Mam wątpliwości czy takowe nakazy jest realizacją postulatów Synodu o synodalności. Coś tam się stworzy, bo każą, a potem i tak każdy zajmie się swoim ogródkiem. I będzie jak było.

Zamiast odgórnych nakazów oczekiwałbym raczej zachęty do zaangażowania się księży i świeckich. Oczekiwałbym wzajemnego otwarcia się na siebie i dialog – do tego bowiem zachęca nas Synod. Problemem – jak się wydaje – jest to, że nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Albo uznajemy, że rozmowa nie ma sensu, bo nie prowadzi do konkretnych decyzji, lecz rozmywa tematy. Albo po prostu rozmawiać nie chcemy. Efekt jest tego taki, że albo wzajemnie na siebie nagadujemy, albo niewiele obchodzi nas to, co się dzieje. W kościele jesteśmy tylko po to, by wypełnić obowiązek.

Kościół tymczasem jest wspólnotą. Wspólnotą, którą łączy osoba Chrystusa. Wspólnota zakłada zaś współpracę. Bez tego nie istnieje. Jest za to jakiś zbiór luźnych elektronów. A to nie powinno raczej tak wyglądać.

Ten brak więzi wspólnotowych jest widoczny w Kościele na wielu poziomach. Jest widoczny np. w podejściu hierarchii i wielu księży do osób skrzywdzonych przestępstwami seksualnymi. Podczas gdy papież mówi o duszpasterskim nawróceniu, o potrzebie wysłuchania takich osób, o potrzebie sprawiedliwości, w Polsce raczej dominuje wciąż myślenie: „byle tylko nie było zgorszenia”. Rezultat tego jest taki, że skrzywdzeni błagają wręcz o to, by ich głos został usłyszany. W przyszłym tygodniu mają spotkać się z biskupami należącymi do Konferencji Episkopatu Polski. To blisko stu hierarchów. Czy ich głos zostanie usłyszany? Czy po tym spotkaniu coś w relacjach się odmieni? Pewnie wielu, by chciało. Ale śmiem mieć wątpliwości. Komisja ds. wyjaśnienia przypadków wykorzystywania z przeszłości – mimo deklaracji złożonych wiosną ub. roku – pozostaje wciąż na etapie projektu. I wiele wskazuje na to, że i tym razem nie uda się jej stworzyć.

Pedofilia nie jest w Kościele sprawą najważniejszą – tu pełna zgoda z wieloma głosami krytycznymi, które płyną z wnętrza KEP – ale jest jednym z istotnych elementów dla dalszego funkcjonowania Kościoła w Polsce. Dla jego wiarygodności, dla jego misji, dla zaangażowania się ludzi. Tu może objawić się w pełni idea synodalności promowana przez papieża Franciszka. W dialogu, we wspólnym rozeznaniu mogą wyjść rzeczy, których byśmy nigdy nie oczekiwali. O to w tym wszystkim chodzi. O wysłuchanie, zrozumienie i działanie. Nic więcej nie trzeba. Przy okazji runąć może rzecz jasna wizerunek „nieskazitelnego” Kościoła. Ale czy on kiedykolwiek był nieskazitelny?

Recepcja postanowień Synodu jest ważna na wielu poziomach. Troska o Kościół, o wspólnotę jest zadaniem wszystkich. Czas najwyższy, by to zadanie podjąć. Nie można iść ku przepaści. Ta droga kiedyś skończy się urwiskiem.

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Krzyżak: Synod nie skończył się rewolucją doktrynalną, jak wielu wieszczyło
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.