Ks. Pawlina: młodzi nie są rewolucjonistami
Rośnie pokolenie młodych, którzy nie są rewolucjonistami, lecz nastawieni są jedynie na swój rozwój, karierę, rodzinę plasując na dalszym miejscu - uważa ks. prof. Krzysztof Pawlina, prorektor Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie sekcji św. Jana Chrzciciela. Swoje spostrzeżenia opiera na badaniach wśród warszawskich gimnazjalistów i licealistów, których wyniki zawarł w książce "Młodzież szkolna o swoich problemach".
KAI: Dlaczego zajął się Ksiądz badaniami młodzieży szkolnej?
Ks. Prof. Pawlina: Bardzo często słyszy się negatywne opinie o gimnazjalistach. Często irytowały mnie te opinie, niepoparte żadnymi argumentami, opierające się na uogólnieniach czy kilku incydentach z udziałem młodzieży. Dlatego postanowiłem zrobić badania wśród gimnazjalistów i licealistów, by zobaczyć czy są między tymi dwiema grupami znaczne różnice w postrzeganiu siebie i swoich planów na przyszłość. Ankiety przeprowadziłem w gimnazjach i liceach warszawskich, w kilku dzielnicach, wypełniło je 350 gimnazjalistów i tyle samo licealistów. Pytania były otwarte, a ciekawsze uzasadnienia uczniów umieściłem w książce. Nie pytałem młodzieży o religię, bo wyniki badań religijności młodych są znane. Mnie bardziej interesuje jakie młody człowiek ma oczekiwania, cele życiowe, jak postrzega świat.
KAI: Jaki obraz młodzieży wyłania się z tych badań?
- Współczesna młodzież to nie jest pokolenie rewolucjonistów. Nie chcą zmieniać kraju ani społeczeństwa. To jest pokolenie skoncentrowane na sobie i swoim rozwoju. Liczy się zdobycie wykształcenia, zawodu, zarabianie pieniędzy i ewentualnie potem założenie rodziny. Ten spadek rodziny na czwarte miejsce jest niepokojący.
KAI: Gimnazjaliści postrzegają to inaczej niż licealiści?
- Nie ma szalonych różnic. Choć gimnazjaliści cechują się większą szczerością, są bardziej autentyczni. Licealiści wiedzą już co „wypada” odpowiedzieć, są politycznie poprawni.
KAI: Jak Ksiądz sądzi, skąd takie przewartościowanie – do tej pory młodzież deklarowała założenie rodziny jako jedno z pierwszych celów życiowych.
- Być może to pewien sygnał rozczarowania młodych ludzi. Czują się pozostawieni samym sobie – przez opiekunów, nauczycieli, społeczeństwo. Widzą, że nikt się nimi nie zajmuje, więc postanawiają zadbać samodzielnie o swoją przyszłość. Ja nazywam to pokolenie pokoleniem bez skrzydeł. Nie czekają na wielkie sprawy, nie angażują się społecznie, nie chcą niczego zmieniać.
Z drugiej strony zaskakujące jest to, co młodzieży sprawia największą radość – nie komputer i media, które są na drugim miejscu, ale spotkania z drugim człowiekiem. Dla wielu najważniejsze są spotkania z rodzicami. To pokazuje głód relacji, którego nie może zaspokoić wirtualny świat. Młodzi domagają się relacji z drugim człowiekiem, tego nikt im nie zastąpi.
Ta młodzież jest też krytyczna wobec samej siebie. Sami o sobie piszą – jesteśmy niedojrzali i definiują tą niedojrzałość jako głupotę, infantylizm, brak kultury osobistej, wulgaryzmy. Widzą, że złe jest używanie narkotyków i używek. Ich ocena siebie samych jest negatywna. To jest jakieś wołanie o pomoc do nauczycieli i rodziców, sami się z tego nie dźwigną. Dziś autorytety wychowawcze schowały głowy w piasek, usprawiedliwiając się tym, że każdy ma swoje prawa, nie można niczego wymagać. A młodzi mówią: zechciejcie być rodzicami i nauczycielami.
- Nadal najbliższa rodzina a następnie ludzie mediów. Mimo słabej kondycji współczesnej rodziny, młodzi nadal szukają autorytetów w swoim najbliższym otoczeniu.
KAI: A co jest największym problemem młodzieży?
- Zdecydowanie obowiązki szkolne. Młodzi skarżą się, że mają problemy w nauce, przeszkadza im zachowanie kolegów, mają zły kontakt z rodzicami. Szkoła nie daje młodym wiatru w skrzydła. Opracowując nowe programy i podręczniki warto zadać sobie pytanie ile w nich jest człowieka.
KAI: A co z moralnymi wzorcami?
- Pytałem o przykazania Boże. Ponad 40 proc. licealistów i ponad 50 proc. gimnazjalistów deklaruje, że stosuje się do Dekalogu, choć nie do wszystkich przykazań. Zdarzały się odpowiedzi – „jestem niewierzący, ale Dekalog nie jest taki głupi, warto się do niego odwoływać”. 19 proc. nie odwołuje się wcale do przykazań. Widać jednak, że dla tego pokolenia autorytet rodziców i prawo moralne to drogowskazy na życie.
Widać w młodych głód miłości, rodzice nie mają dla nich czasu. Brakuje im pedagogów, którzy swoją tożsamością mogliby im imponować. Współcześnie gubimy tożsamość ojca i matki i tożsamość nauczyciela. Produkujemy nowe podręczniki a gubimy człowieka.
Z moich obserwacji wynika, że współcześnie okres młodości wydłużył się znacznie – trwa do 11-12 roku życia aż po 30-stkę. W tym czasie człowiek zdąża doświadczyć wszystkiego – wszelkiego rodzaju relacji seksualnych, narkotyków, alkoholu. I wszystko mu się nudzi, zaczyna tęsknić za pięknem, za normalnością. Z jednej więc strony duchowni powinni zwrócić szczególną uwagę na 30-stolatków, którzy chcą zacząć wszystko od nowa, z drugiej strony trzeba mówić już 11-12-letnim młodym ludziom o konsekwencjach ich wyborów.
Skomentuj artykuł