Ksiądz Lemański i wymieranie biskupów
Bardzo łatwo jest powiedzieć na Woodstocku, że struktury Kościoła są skostniałe, a biskupi beznadziejni. Tylko po co?
Nie mam zamiaru rozdzierać szat i krzyczeć, że były proboszcz parafii w Jasienicy pluje na własne gniazdo. Jednak po jego wystąpieniu na Przystanku Woodstock jednego jestem pewien - ksiądz Lemański zmarnował doskonałą okazję. Szkoda.
W mediach pojawiły się fragmenty jego wypowiedzi ze spotkania z młodzieżą na Woodstocku. Kilka z nich opublikował portal Tokfm.pl:
"Kościół jest niechętny Przystankowi Woodstock z zazdrości. Owsiakowi udaje się to, co im się nie udaje od lat. Jezus przyjąłby zaproszenie na Woodstock"; "Głos Kościoła w Polsce to nie jest głos Kościoła Powszechnego - inaczej mówi się w Czechach, Francji czy Rzymie. W Polsce to głos ludzi sfrustrowanych, tracących władzę, ich głos jest bezowocny, nieskuteczny"; "Przemiany w Kościele zależą od was. To wy w najbliższych latach kształtować będziecie oblicze Kościoła. W rodzinie bywa różnie, ale nie przestaje się w niej być. Są w Kościele ludzie różni - jedni chcieliby oblężoną twierdzę - i im nie można władzy oddać, są tacy, którzy zgadzają się na wszystko, i są też tacy, którzy chcą rodzinę uzdrowić. Czeka was ciężkie zadanie, zadanie na całe życie. To wy wniesiecie energię i nową jakość. Biskupi się nie zmienią. Powiem brzydko. Muszą wymrzeć".
Te i kilka innych wypowiedzi byłego proboszcza parafii w Jasienicy wprowadziły mnie w konsternację. Nie dlatego, że uważam przedstawiane przez niego tezy za całkowicie błędne i bezpodstawne. Sam wielokrotnie wyrażałem się krytycznie na temat pewnych postaw i zjawisk w naszym Kościele. Są biskupi, z których stylem duszpasterskim się identyfikuję, ale są też tacy, których sposób działania mnie irytuje. Trudno też nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że to od przebudzenia i zaangażowania młodych ludzi zależy przyszłość Kościoła.
Problem leży gdzie indziej. Chodzi o formę, miejsce i czas wypowiadania pewnych myśli. Czym innym jest rozmowa wewnątrz Kościoła, spór publicystów, osób zaangażowanych, świeckich, duchownych czy dyskusja w mediach, a czym innym wyjście do młodych ludzi - w tym wypadku takich, którzy w większości na co dzień z Kościołem raczej zbyt wiele wspólnego nie mają.
Spotkanie ks. Lemańskiego z uczestnikami Woodstocku było doskonałą okazją do zaintrygowania ich, zarażenia ich entuzjazmem wiary, dania świadectwa. Mówiąc krótko - po prostu do głoszenia Ewangelii. Oczywiście umiejętnie, nienachalnie, pamiętając do kogo się zwracamy i dostosowując do tych konkretnych warunków formę i sposób dzielenia się Dobrą Nowiną.
Nie chodzi o to, żeby wychodzić do zbuntowanej młodzieży i mówić im okrągłe zdania o tym, że Pan Jezus ich kocha, jest bardzo dobry i ma dla nich cudowny plan. Młodego człowieka trzeba przede wszystkim wysłuchać, próbować zrozumieć, dowiedzieć się, dlaczego jest wkurzony na Kościół, pomodlić się za niego albo razem z nim, spróbować zdobyć jego zaufanie, zburzyć mur.
Ktoś może powiedzieć, że taka była specyfika i konwencja spotkania, że ks. Lemański został zasypany trudnymi pytaniami. To nie jest dobre wytłumaczenie. Nawet na najtrudniejsze i bardzo niewygodne pytanie można odpowiedzieć mądrze i inspirująco. W mojej ocenie odpowiedzi ks. Wojciecha nie są ani mądre, ani inspirujące. Nie nazwałbym ich nawet niepokornymi i odważnymi. Widzę w nich raczej - niestety - szukanie taniego poklasku.
Bardzo łatwo jest powiedzieć na Woodstocku, że struktury Kościoła są skostniałe, a biskupi beznadziejni. Tylko, że takie stwierdzenia są po pierwsze krzywdzącym uproszczeniem, a po drugie trudno mi sobie wyobrazić, żeby takie słowa mogły coś zmienić w sercu drugiego człowieka. A przecież o to powinno nam chodzić.
Piotr Żyłka - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg i papieskiego profilu Franciszek. Jego projekty można znaleźć na blogu autorskim
Skomentuj artykuł