Media, Kościół - dwie planety
Sprawa niefortunnej instrukcji, którą wydała kuria diecezji kaliskiej obiła się w mediach szerokim echem. Dokument skrytykowali także kościelni eksperci i w efekcie został on wycofany. Głos zabrała w końcu odpowiednia komisja Episkopatu. Cała ta sytuacja jest dobrym materiałem do analizy relacji między Kościołem a mediami. Nie wypada ona korzystnie, dla nikogo.
Przypomnijmy. Wydział Katechetyczny kurii w Kaliszu wydał instrukcję duszpasterską, której część poświęcona została uczniom wybierającym lekcje etyki zamiast katechezy. Od 1 września tamtejsi księża i katecheci byli zobowiązani do informowania, że "jest to forma pisemnej apostazji". Dokument podpisali kanclerz kurii oraz wikariusz biskupi ds. katechetycznych.
Na to zareagowały media. I słusznie, ponieważ ich powołaniem jest krytyczne patrzenie na rzeczywistość, a Kościół nie ma immunitetu na bycie recenzowanym (czego zresztą się nie domaga). Oto główne punkty tej medialnej krytyki:
1. Kościół straszy tych, którzy zamiast lekcji katechezy wybiorą etykę (rodziców lub uczniów), nazywając to aktem apostazji. A przecież taka decyzja nie jest równoznaczna z porzuceniem wiary.
2. Wysocy urzędnicy diecezjalni nie znają praw i regulacji instytucji, którą reprezentują, czym kompromitują siebie i Kościół, utwierdzając ludzi w przekonaniu, iż Kościół to ciemnota i zacofanie.
3. Jeszcze niedawno była burza o to, że do formalnego aktu apostazji Kościół wymaga dwóch wizyt w parafii i przyprowadzenia świadka. A teraz wygląda na to, że wystarczy dziecka nie posłać na religię i efekt jest taki sam. Kupy to się nie trzyma.
4. Strategia, która zamiast zachęcać i przyciągać, straszy poważnymi karami jest w dzisiejszych czasach przeciwskuteczna. To wypędzanie ludzi z Kościoła.
Z punktu widzenia zjawiska, które tu opisuję nie jest istotne, czy wszystkie te zarzuty są zasadne czy też nie. Ważne, że takie się pojawiły i zostały głośno wyartykułowane w wielu środkach przekazu. Potem była następująca sekwencja zdarzeń: dla KAI-u wypowiedzieli się eksperci kościelni (o tym konkretnym puncie dokumentu krytycznie), instrukcja zniknęła ze stron internetowych diecezji kaliskiej, kanclerz kurii przyznał publicznie, że został popełniony błąd, kuria wysłała do księży i katechetów pismo o wycofaniu dokumentu, o czym media naturalnie poinformowały. Trzy dni po usunięciu błędnej instrukcji ze stron internetowych diecezji pojawił się komunikat informujący, że tamta już nie obowiązuje, a obecnie przygotowywana jest nowa.
Na to zareagował Episkopat. I słusznie, ponieważ rzecz dotyczy spraw istotnych dla wiary i Kościoła, a głos z tej strony był wręcz oczekiwany. Komisja Wychowania Katolickiego KEP z datą 11 września 2014 wydała oświadczenie. Oto jego główne punkty:
1. W przedszkolach i szkołach organizuje się naukę religii na pisemne życzenie rodziców lub pełnoletnich uczniów.
2. Wszystkie dzieci z rodzin katolickich są zobowiązane do uczestniczenia w lekcjach katechezy. Wynika to z obowiązku pogłębiania wiary oraz z przyrzeczeń rodziców składanych podczas sakramentów chrztu i małżeństwa (do wychowania potomstwa w wierze i po katolicku).
3. Przygotowanie do przyjęcia sakramentów odbywa się podczas katechezy parafialnej oraz w trakcie lekcji religii w szkole. Z czego wynika, że uczniowie chodzący tylko na etykę nie zostaną do sakramentów dopuszczeni.
Przedstawiciele Episkopatu naturalnie mają tu swoje racje. Nie o to jednak chodzi mi w tym komentarzu. Pragnę raczej zwrócić uwagę na fakt, iż zarówno media jak i kuria w Kaliszu oraz KEP na pierwszy rzut oka zrobiły po prostu to, co do nich należy. A jednak wszystkie strony mogły zrobić więcej. Oto lista zadań niewykonanych:
1. Media skupiły się wyłącznie na wątku apostazji, choć sytuacja - oraz fakt początku roku szkolnego - zachęcała do głębszego przyjrzenia się kwestii lekcji religii w szkole. Zamiast krytykować i bezmyślnie odsyłać ją do parafialnych salek, można przecież zbudować sensowną debatę wokół ewentualnego przekształcania katechezy w przedmiot poświęcony wiedzy religijnej. Czyli dziedzictwu, z którego nasza cywilizacja, jak by nie było, wyrasta. Wtedy tradycyjna katechizacja mogłaby wrócić do parafii. Ale dziennikarze potraktowali problem bardzo powierzchownie.
2. Kuria w Kaliszu potrzebowała aż trzech dni, by opublikować jednozdaniowy komunikat o wycofaniu poprzedniej instrukcji i przygotowywaniu nowej. W dobie mediów elektronicznych te trzy dni to o dwa za dużo. Gdyby diecezja zareagowała szybciej, lwia część medialnego szumu w ogóle by nie powstała, bo sprawa byłaby już załatwiona. A przynajmniej obok informacji o niefortunnej instrukcji pojawiły by się notki, że Kościół szybko sprawę załatwił.
3. Komisja Wychowania zareagowała szybciej niż diecezja, owszem, ale niestety jej oświadczenie zupełnie rozminęło się z problemem, który narodził się w Kaliszu. Wystarczy porównać powyżej zamieszczone wyliczenie elementów krytyki, jaka powstała w mediach z tym, co samo oświadczenie mówi. Punkty te zupełnie do siebie nie przystają. Z czego wypływa wniosek, że głos, który wyszedł z polskiego Episkopatu w ogóle nie odpowiedział na krytykę, która pojawiła się w środkach społecznego przekazu. W efekcie wierni, którzy w mediach ten przekaz usłyszeli lub przeczytali, nie otrzymali od swojego Kościoła żadnych wyjaśnień.
Inna sprawa to pytanie, czy akurat Komisja Wychowania Katolickiego KEP jest do takiej roli predestynowana. Może raczej powinno zareagować biuro prasowe lub sam przewodniczący Episkopatu? Jakkolwiek by to oceniać, na opisanym tu przykładzie widać, że kościelne instytucje oraz media świeckie to wciąż osobne planety, które na siebie spoglądają, ale z bezpiecznego dystansu. Niestety ofiarami tego wzajemnego nieprzystosowania są sami wierzący.
Konrad Sawicki - absolwent teologii na UKSW, publicysta, redaktor "Więzi", współpracownik Deon.pl, "Tygodnika Powszechnego" i "W drodze", twórca projektu Kościół dla mniej praktykujących. Twitter: @Konrad_Sawicki
Skomentuj artykuł