Nie hejtuj, proszę!

(fot. shutterstock.com)

Internet daje nam wiele możliwości: sprawny przepływ informacji, dostęp do wiedzy jednym kliknięciem, możliwość komunikacji z całym światem…

Można by wymienić jeszcze wiele jego zalet. Obok nich istnieją także wady i zagrożenia, których lista mogłaby być pewnie dużo dłuższa. Chciałbym skupić się jednak na jednej tylko kwestii wynikającej z tego, że ta sieć sieci stała się nieodłączną częścią życia wielu ludzi. Internet utrwalił w nas bowiem niebezpieczny pogląd, że wszystko i zawsze podlega ocenianiu i komentowaniu.

Przyzwyczailiśmy się już do widoku "łapek w górę". Zaraz potem pojawiły się obok nich "łapki w dół". Wiele portali społecznościowych, informacyjnych czy opiniotwórczych pozwala nam także zareagować na post bądź artykuł na różne sposoby, wyrażając w ten sposób odczucia pojawiające się po lekturze tekstu czy konfrontacji z filmem, zdjęciem, memem. Mogę wystawić ocenę, przyznać odpowiednią liczbę gwiazdek. No i komentarze! Jaką one dają możliwość wyrażenia swojego zdania! A czemu niby mam siedzieć cicho, skoro nie zgadzam się z czyjąś opinią?! Przecież tak pieprzy, że nie można tego czytać! Ależ to korci! I zaczynają się niekończące się "dyskusje" w komentarzach…

Ułatwiony dostęp do wiedzy dzięki Internetowi sprawił, iż uwierzyliśmy w to, że wiemy wszystko. A przynajmniej, że w ciągu kilku minut możemy potrzebną nam wiedzę posiąść. Nie sprzyja to rozwojowi bardzo ważnej dla człowieka cnoty - pokory, bez której nie ma dialogu i bez której niemożliwe jest spotkanie między osobami. Zanim nastała era Internetu, zgłębianie wiedzy i poszukiwanie mądrości wiązało się z trudną i żmudną umysłową pracą. Człowiek, który wreszcie do czegoś doszedł i coś odkrył, był bardzo pewny swego.

Wydaje się jednak, że był przy tym także bardzo pokorny. Choć mógł się z czyimiś poglądami nie zgadzać, szanował swoich adwersarzy, wiedząc, ile wysiłku włożyli w wypracowanie swojego stanowiska. Wówczas możliwy był prawdziwy dialog, twórczy spór, owocne napięcie pomiędzy ścierającymi się stronami.

Dzisiejsze komentowanie wszystkiego i wszystkich niewiele ma wspólnego ze sporami światopoglądowymi, a zarozumiałość (i często także nienawiść) zawarta w wielu komentarzach dowodzi jedynie słabości prezentowanych stanowisk. Tzw. hejt jest bowiem niczym innym jak po prostu zewnętrznym wyrazem strachu przed dialogiem i spotkaniem. Skąd ten strach? Hejt pojawia się w człowieku, który w konfrontacji z odmiennym od swojego poglądem traci pewność siebie: czuje, że brakuje mu wystarczających argumentów, że ziemia usuwa się mu spod nóg, że zbudowany przez niego system wali się jak domek z kart. Albo po prostu człowiek ten jest na tyle zarozumiały i zadufany w sobie, że złudna internetowa anonimowość dodaje mu odwagi do wypowiedzenia swojej racji - i to jakże świętej racji!

Ktoś powie: przecież każdemu potrzebna jest krytyka. Owszem, jeśli jest krytyką, a nie krytykanctwem. Prawdziwa bowiem krytyka, ta budująca, podejmowana jest ze względu na Prawdę, do której chce się kogoś doprowadzić, i z szacunkiem wobec tego, kto - według krytykującego - błądzi. Krytykanctwo oraz mogący być jego konsekwencją hejt są natomiast działaniami niszczycielskimi, których następstwem są jedynie gruzy i spalona ziemia. Częstokroć "krytykujemy" tylko po to, by wyśmiać, zgnoić, zdeptać czy zniszczyć kogoś w oczach innych. Mocne stwierdzenie, ale tak często okazuje się jednak prawdziwe.

Czasami lubię robić w sieci "eksperymenty". Zamieszczam na swoim profilu link do jakichś kontrowersyjnych tekstów czy wypowiedzi z dopiskiem w stylu: "Do przemyślenia. Proszę, nie komentujcie, lecz spróbujcie wyciągnąć wnioski". Efekt: komentarzy wielokrotnie więcej niż zazwyczaj, o treści dużo bardziej obszernej niż zwykle, z dokładną "analizą" niemal każdego słowa. Usuwam post, bo nie chcę patrzeć na to wzajemne "zjadanie się".

Innym razem wdałem się w "dyskusję" w komentarzach, wypowiadając się na temat pewnego zachowania grupy katolików. Odwołałem się wówczas do znanego cytatu z Ewangelii Mateuszowej: "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni" (Mt 7,1). "To dlaczego sam ich osądzasz, odwołując się do cytatu, przez który chcesz wykazać, że oni swoim postępowaniem osądzili innych?" - tak można by mniej więcej oddać sens odpowiedzi, którą ktoś napisał pod moim komentarzem. Czujecie to? Jak widać, nawet Ewangelia nie uniknie dziś zhejtowania (i to przez chrześcijan!), jeśli nie pasuje do systemu…

Już prawie wcale nie potrafimy podejść do drugiego człowieka jako do kogoś, kto jest mi w stanie coś od siebie dać, kto może mnie zainspirować do dalszych poszukiwań, nawet jeśli się z nim nie zgadzam. Nie potrafimy wzbudzić w sobie refleksji, innymi słowy, prawie przestaliśmy już używać rozumu w sposób aktywny i twórczy, wykorzystując go jedynie jako kompilator treści, z których budujemy swój własny bezpieczny system. Świat zdaje się stawać coraz bardziej czarno-biały, a nasze opinie i wystawiane przez nas oceny - coraz bardziej spolaryzowane.

Bardzo jestem ciekaw, czy i co pojawi się pod tymi słowami. Aż strach pomyśleć.

ks. Mateusz Tarczyński - kapłan archidiecezji gdańskiej, student teologii dogmatycznej na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie hejtuj, proszę!
Komentarze (12)
23 listopada 2017, 18:44
Hejt nie musi się wcale uzewnętrzniać, na zewnątrz może przywdziewać maskę poprawnego i grzecznego obywatela, co to stoi na straży porządku i ładu społecznego. Ale jak zajrzeć mu w głąb jego jestestwa okazuje się , że gości  tam zazdrość, bo inni mają się lepiej a jemu tylko wiatr hula w kominie. Więc będzie - jako że porządny z niego obywatel -powstrzymywał się siłą woli od jawnego hejtu, ale za to użyje wszelkich sposobów żeby w zawoalowany sposob  tych, którym lepiej się powodzi wpędzić w poczucie winy. Czym? A no wyświechtanym argumentem, że w Afryce dzieci z głodu umierają a tu jeden z drugim luksusowe dania na obiad wcina, ma ładne ubranko, na wczasy jeździ dobrym samochodzikiem no i w ogóle ze jest szczęśliwy a przecież nie powinien skoro innym źle. Smutni ludzie mają smutne życie. Panie Boże strzeż mnie przez smutasami zawistnymi!
no_name (PiotreN)
24 listopada 2017, 22:22
Theamikification (Amelio Mel), czekałem dwa dni aż opanujesz emocje i pójdziesz po rozum do głowy. Ale jak widzę raczej się nie doczekam. Zapytam więc: ponieważ ostatnio wklejałem galerię czarno - białych fotografii, wśród nich tę: [url]https://www.deon.pl/galerie-uzytkownikow/galeria,3108,,zdjecie,1.html[/url] dodatkowo do niej dodałem komentarz. Czy to tę fotografię (z opisem) namaściłaś mianem "hejt", a mnie nazwałaś hejterem? Dobrze zrozumiałem ten przekaz?
Andrzej Ak
22 listopada 2017, 21:50
Prawda Boża hejtu się nie boi! Jednak namiętność, która będzie się w hejcie nasycać może być oznaką pokusy od upadłych. Jednak, aby zaradzić wszelkim słabościom duszy i Ducha polecam cudowne lekarstwo, którym jest Eucharystia. Aby uściślić, czym Ona jest i jak ten Dar Boga pielęgnować we własnym życiu posłużę się poniższym poradnikiem, którego gorąco polecam każdemu wierzącemu. [url]https://www.youtube.com/watch?v=XTB6QU2dYpA[/url]
Zbigniew Ściubak
22 listopada 2017, 20:04
Dobry tekst. Ja zetknąłem się z hejtem obu stron. Konserwatywnej hejtującej "postępowych" oraz postępowej, która hejtuje przeciw konserwie i przeciw "hejtowi". Sprawa jest banalnie prosta. NIE LICZY SIĘ CZŁOWIEK. Ten obok mnie. Ten naprzeciwko mnie. On się nie liczy bo liczą się "prawdy", "idee", jedynie słuszne, prawdziwe, nawet święte. Bez nich wszystko się rozpadnie i zniszczeje. W ich obronie depczemy innych ludzi. To zwycięstwo (przejściowe) Starego Testamentu z jego umiłowaniem PRAWA. To także zwycięstwo egoizmu, bo moje - przecież szczere i z najszczytniejszej intencji - poglądy, działania, emocje, postawy, potrzeby - liczą się NAJBARDZIEJ. Cios w nie, to cios w człowieka, który je posiada, wyznaje, prezentuje. Krytyka hejtu też za wiele nie da. Dyskusja z hejterami jest na nic. Trzeba, jeśli się da, próbować kochać, Boga, drugiego człowieka, siebie. Łatwo nie będzie :) Ale to jedyna droga. http://camino.zbyszeks.pl/
Z
Zbyszek
22 listopada 2017, 22:20
Interesując ujęcie
22 listopada 2017, 15:46
Czytaj i pozwól, niech czytają twoi, Niech się z nich każdy niewinnie rozśmieje. Żaden nagany sobie nie przyswoi, Nicht się nie zgorszy, mam pewną nadzieję. Prawdziwa cnota krytyk się nie boi, Niechaj występek jęczy i boleje. Winien odwołać, kto zmyśla zuchwale: Przeczytaj - osądź. Nie pochwalisz - spalę.
22 listopada 2017, 13:29
Ależ,hejtuj! ​Dlaczego?Ano dlatego,że to hejt katolicki niezbędny w dzisiejszych czasach,kiedy to hierarchia toleruje błąd i miesza prawdę z fałszem. ​Hejt katolicki to nasz obowiązek - uczynek miłosierdzia wobec tych którzy prowadzą na zatracenie i tych którzy są na nie prowadzeni. Wiem,że to sytuacja nienormalna,lecz żyjemy w nienormalnych czasach
Z
Zbyszek
22 listopada 2017, 10:28
„Hejt” stał się słowem - zaklęciem. Zauważyłem ze zarzucanie „hejtu” jest zarówno w odniesieniu do agresywnych odpowiedzi jak i niepasujących drugiemu poglądów. Powoli jako zarzut staje się bronią w zwalczaniu niewygodnych wypowiedzi i osób. Jest to bowiem zbyt szerokie i nieprecyzyjne pojęcie. Lepiej stosować precyzyjniejsze określenia mówiące o rodzaju ataku, np: Ad personam, rozszerzanie tematu. Wreszcie więcej uwagi powinnismy poświecić na umiejetność radzenia sobie z różnymi atakami. Jedna z nich jest ćwiczenie swojego męstwa, odpornosci
22 listopada 2017, 18:18
Otóż to. Kto się z autorem nie zgadza ten hejter. I nie jest ważne że też ma argumenty i nie wypowiada się o autorze a o jego poglądach/myślach/ konfrontuje doświadczenia. Jest hejter i już. Tak łatwiej. Zdecydowanie łatwiej. Może po prostu teraz kiedy mamy Internet więcej osób może się wypowiedzieć przez co autor wypowiedzi narażony jest na to że jednak więcej osób się z nim nie zgodzi bo po prostu ma taką możliwość. I dobrze. Skoro plecie głupoty...  "Hejterka"
S
Szymon
25 listopada 2017, 22:43
Zgadza się. Mam podobne wrażenie, że skarżenie się na "hejt" zwykle idzie w parze ze zwykłym brakiem odporności na krytykę. Wiele łatwiej jest najpierw pisać nieprzemyślane bzdury, a potem skarżyć się na "hejt" i kasować komentarze, niż podjąć jakąś autorefleksję.
Edyta Drozdowska
22 listopada 2017, 10:19
Dzień dobry :) Bardzo fajny i bardzo potrzebny tekst, dziękuję i pozdrawiam! :)  
22 listopada 2017, 09:29
Zdecydowanie tak jest. ludzie czują się bezpeicznie w swoim wymoszczonym grajdołku, szarym burym i nijakim. Drażni ich wszystko, co  posiada kolor, inną fakturę, rozmach, swobodę. Szarość daje poczucie bezpieczeństwa, można się nad szaroscią poużalać, popłakać wspólnie, inni mają podobnie lunb gorzej niż ja czyli jest dobrze itp. To co kolorowe z samego faktu inności od szarego jest zagrożeniem, odbiega od normy, najlepiej i innych przeciagnac na swoja stronę. Zawiść, zazdrość, patrzenie krzywym okiem. Dlatego niech żyją czerwone kapelusze i jaguary hahaha:)