Nie mówmy, że dbamy o dzieci. Nie dbamy

(fot. unsplash.com)

Serca i sumienia uspokaja zgrany, miły refren, że "wszystkie dzieci nasze są" w zestawie ze starą śpiewką na temat obrony dzieci przed którymś z ideologicznych demonów. Chociaż być może przed nim udaje się chronić dzieci, to prawdziwe problemy, domagające się reakcji, nadal nie przeskakują niedofinansowania, braku specjalistów, braku oddziałów i zerowej profilaktyki.

Przez ostatnie tygodnie trochę wciągnęło mnie śledzenie politycznych poszturchiwań w koalicji. Stream sprzed siedziby partii, czekanie na kolejne oświadczenia polityków i dyskusje publicystów. I całe to narastające napięcie: zostanie? Rozpadnie się? Jakie będą warunki ugody? Wzmocnił się ten czy tamten? Takie niegroźne guilty pleasure, podobne do tego, gdy oglądam nie najlepszy, ale wciągający serial. Przypominam sobie dzięki niemu dawne dobre czasy: wesołe lata gimnazjum, gdy w telewizji transmitowano barokowe konferencje z pokazywaniem dyktafonu-gwoździa albo kulisy afery taśmowej ze stołkami w tle. Lata, gdy Mezo wypuścił piosenkę „Sacrum", Paris Hilton "Stars are blind”, gdy zimą padał śnieg, a w lecie nie było suszy.

Dużo działo się też w Kościele. Z jednej strony publikowane dokumenty, stanowiska i „głosy w sprawie”, piętnowane z ambony ideologie, publicystyczne i memiczne reakcje na to, a z drugiej strony, kolejne poważne, gorszące doniesienia - z polskiego podwórka i nie tylko. Weźmy chociażby niedawną sprawę kardynała Becciu i informacje dziennikarzy, że purpurat mógł dać gigantyczną łapówkę, by pozbyć się swojego największego wroga, kardynała Pella, i wsadzić go do więzienia. To przecież brzmi jak coś nierealnego, jak opis kolejnego sezonu „House of cards” w edycji watykańskiej.

DEON.PL POLECA

Naprawdę można się w tę rzeczywistość zagapić i potraktować jak wciągający serial. Ale ani tarcia politycznych koterii, ani kościelne „głosy w sprawach”, ani głośne afery to nie wytwory scenarzystów. To się dzieje naprawdę i tym żyje opinia publiczna. Zdecydowanie nie zmierzam do tego, że nie warto o tym informować - broń Boże!

Po prostu podczas kolejnych briefingów smutnych panów, spokojnie płonął sobie świat. I zamiast go gasić, patrzymy - jako bohaterowie, media i odbiorcy - w zupełnie inną stronę.

Wstrząsający raport NIK

Po lekturze raportu NIK o psychiatrii dziecięcej i młodzieżowej z lat 2017-19 czuję grubą wściekłość na rzeczywistość, w której pożar w psychiatrii dziecięcej nie jest tematem numer jeden.

W Polsce, podobnie jak innych krajach Europy, w ok. 9% dzieci i młodzieży (czyli 630 tys. osób) wymaga pomocy w ramach leczenia psychologicznego i psychiatrycznego. Specjaliści wskazują, że ta tendencja magicznie nie ulegnie poprawie - sytuacja wymaga raczej wytężenia sił przez system opieki zdrowotnej. Według danych Komendy Głównej Policji, samobójstwa to druga przyczyna zgonów wśród nastolatków. W 2019 samobójstwo próbowało popełnić 905 osób poniżej 18. roku życia, skutecznie zrobiło to 98 osób (4 dzieci do 12 roku życia i 94 osoby w wieku 13-18 lat) - i z całą pewnością nie są to pełne dane.

Z raportu wynika, że w naszym kraju brakuje ok. 300 lekarzy psychiatrów (i problem będzie się pogłębiał), tak lekarze, jak i oddziały są rozmieszczone w kraju nierównomiernie - w województwie podlaskim nie ma żadnego (!) szpitalnego oddziału psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży, a w pięciu województwach (lubuskim, opolskim, świętokrzyskim, warmińsko - mazurskim i zachodniopomorskim) żadnego oddziału dziennego. Młodzi pacjenci bywają leczeni w oddziałach dla dorosłych. Wykazano także brak profilaktyki zdrowia psychicznego.

Cyfry nie zawsze działają na wyobraźnię (chociaż akurat w tym wypadku trudno mi to sobie wyobrazić: w województwie podlaskim nie ma żadnego oddziału psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży!), ale konkretne historie już tak. Opisuje je m. in. Janusz Schwertner, dziennikarz portalu Onet.pl, w reportażu „Miłość w czasach zarazy” i książce „Szramy - jak psychosystem niszczy nasze dzieci”. „Mama Wiktora zdołała zrobić z ukrycia zdjęcia na oddziale w Józefowie pod Warszawą. Pościel w plamach krwi i brudna, ewidentnie nie została wyprana po poprzednim pacjencie. Brudne, odrapane i pomazane ściany: napisy „Fuck life”, „Jutro się zabiję” oraz rysunki, głównie penisy i szubienice. Inni rodzice opisują smród i zaduch na oddziałach – okna zabite na głucho, żeby nikt nie próbował ucieczki, a klimatyzacji brak. Przepełnienie takie, że część młodych pacjentów śpi na starych, posklejanych materacach w korytarzu – nawet ci świeżo po próbie samobójczej czy związani pasami bezpieczeństwa, inni chodzą im nad głową" - mówi w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.

Tymczasem serca i sumienia nadal uspokaja zgrany, miły refren, że "wszystkie dzieci nasze są" w zestawie ze starą śpiewką na temat obrony dzieci przed którymś z ideologicznych demonów. Niestety, chociaż być może przed nim udaje się chronić dzieci, to prawdziwe problemy, domagające się reakcji, nadal nie przeskakują niedofinansowania, braku specjalistów, braku oddziałów i zerowej profilaktyki.. Krajowa konsultantka ds. psychiatrii dzieci i młodzieży, dr hab. Barbara Remberk, mówi dla portalu parenting.pl, że raport stworzono jeszcze przed pandemią. Jakie wnioski będą po roku 2020 - po lockdownie, który w wielu przypadkach wywołał albo wzmógł przemocowe zachowania w domu? Po spontanicznej zdalnej szkole, doświadczeniach wykluczenia cyfrowego i niepewnościach związanych z tym, jak będzie wyglądał kolejny tydzień i miesiąc, co z maturą albo z rekrutacją do liceów? Po oddzieleniu od znajomych i przyjaciół? Po tym, jak rodzice stracili prace? Cezura w badaniach NIK wskazuje na jeszcze jedną rzecz, co podkreśla parenting.pl za dr hab. Remberk. Na początku 2020 roku wreszcie rozpoczęto pracę nad reformami w psychiatrii dziecięcej i budowę sieci placówek wsparcia psychiatrycznego i psychologicznego. Zanim jednak proces zdążył ruszyć, został zawieszony z powodu pandemii.

Wszyscy jesteśmy winni

Wszyscy jesteśmy winni.

Przesada, niby co przeciętny Kowalski może mieć wspólnego z systemem niewydolnym od lat? Mimo że, rzeczywiście, przede wszystkim potrzeba dużych rozwiązań na skalę państwową i regionalną, to wszyscy jesteśmy winni.

Nadal - w 2020 roku! - ludzie łykają jak pelikany nędzny transgeneracyjny przekaz, że choroba psychiczna, zaburzenie albo zwykła profilaktyka w tej dziedzinie to tabu. To podejście powoli się zmienia, nawet w języku, ale czy wszędzie? Czy tylko w pojedynczych bańkach? Nie dbamy o własne zdrowie psychiczne. Dzieci z depresją nadal słyszą, żeby przestały udawać i wzięły się do nauki, że ich emocjonalny świat to drobiazg, moda albo wymówka. Mimo że Polacy mają coraz większą świadomość, że klaps to bicie, a nie metoda wychowawcza - statystyki nadal niepokoją. Za mało dbamy o pogłębienie świadomości i edukację psychologiczną - tu znowu powinien zadziałać system, ale niestety, on nauczy nas raczej, jak obliczyć cotangens albo uzgodnić równanie reakcji, ale jak regulować emocje, jak radzić sobie ze stresem, co robić podczas ataku paniki albo jak reagować na czyjeś myśli samobójcze? Niekoniecznie.

A wśród osób wierzących? Mimo że świadomość rośnie, a alternatywa „modlitwa kontra leczenie” jest fałszywa, wciąż bywają próby zaradzenia zaburzeniom psychicznym w pierwszej kolejności modlitwą. Często pojawia się lęk przed skorzystaniem z pomocy psychologicznej w ogóle lub szukanie za wszelką cenę chrześcijańskich psychologów (mimo że kodeks etyczny jasno mówi, że psycholog i psychoterapeuta, niezależnie od swoich przekonań, nie może namawiać pacjenta do zmiany światopoglądu czy wyśmiewać jego systemu wartości i wszelkie nadużycia w tej kwestii należy zgłaszać) - to ostatnio wybrzmiewa mocniej przy okazji dokumentu na temat osób LGBT i wątku wsparcia psychologicznego dla osób nieheteroseksualnych. Do tego, niestety, niektórzy kaznodzieje nadal bagatelizują pomoc psychologiczną, w nauczaniach swobodnie mieszając problemy duchowe i psychiczne, mówiąc o karze boskiej albo o skutkach przemian cywilizacyjnych. „Księża niestety dość często wypowiadają się na temat zdrowia i chorób psychicznych, nie mając do tego żadnych kompetencji. Wzmacnia to wtedy przekonanie wiernych, że choroba psychiczna musi mieć przyczynę duchową albo być wynikiem niewłaściwego — w podtekście: grzesznego — życia” - mówi Jacek Prusak SJ, ksiądz i psychoterapeuta, w książce „Kościół na kozetce”.

Tak więc po trosze wszyscy jesteśmy winni, bo nie troszcząc się o własne zdrowie psychiczne - zwłaszcza jeśli jesteśmy rodzicami, nie edukując się rzetelnie w tym zakresie, nie informując o stanie rzeczy, nie dbamy o najsłabszych na podstawowym szczeblu: uważności i indywidualnego wsparcia.

A systemowo?

"Przez 30 lat III RP przeszliśmy symboliczną przemianę: zaczęto w Polsce mówić o dziecku jako podmiocie, zadekretowano zakaz bicia, zapisano w ustawach, że ceglany mur i wieloosobowa sala powinny być mrocznym wspomnieniem. Ale realnie pozostajemy jedną nogą w starej epoce – z anachronicznymi instytucjami i arteriami systemu zatykającymi się tam, gdzie są one najbardziej potrzebne. A epidemia może tylko zwiększyć skalę problemów, które i bez niej – jak widać – przekraczają możliwości polskiego państwa" - pisze Przemysław Wilczyński w „Tygodniku Powszechnym”.

Co z tym wszystkim zrobić?

Poczuć wściekłość. Nie zapomnieć. Dbać o siebie, być świadomym swoich emocji i mechanizmów. Czytać reportaże i książki. Finansować organizacje, które wykonują konkretną pracę (np. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę prowadząca telefon zaufania dla dzieci i młodzieży 116 111). Praktykować codzienne ćwiczenia z empatii, w myśl zasady: nie wiesz, z czym zmaga się osoba, z którą rozmawiasz.

Redaktorka i dziennikarka DEON.pl, autorka książki "Pełnymi garściami". Prowadzi blog dane wrażliwe.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie mówmy, że dbamy o dzieci. Nie dbamy
Komentarze (2)
TS
~Taki Sobie
10 października 2020, 18:34
Otóż to, rodzice nie pomogą bo może sami sobie by nie umieli pomóc. Wystarczy odrobina wiedzy, jak zachowywac się kiedy ktoś bliski ma depresję, zalamanie nerwowe. Tak to nasza wina bo traktujemy wiedzę tą minimalną niepoważnie. Kiedy coś nam próbuje wytłumaczyć doswiadczony terapeuta okazuje się, ze wiemy lepiej. Czy choremu na zapalenie pluc też mowimy "musisz, powinieneś"? Nie, kladziemy do łóżka się opiekujemy, czy jak mamy grype idziemy do lekarza, czy do spowiedzi? . To "muszisz" po trochu dobija nawet jezeli wedlug nauczania KK byloby ok, i wiara tego nie usprawiedliwia, bo wiara bez rozumu to mit, legenda a w tym przypadku nawet szkodliwa. To powazne sprawy, bardzo poważne.
AM
~Alicja M.M.
10 października 2020, 14:13
Warto też informację o telefonie zaufania podać dalej; ja wysłałam ją do dyrekcji szkół moich dzieci, mimo soboty jedna ze szkół przekazała ją od razu rodzicom i uczniom przez dziennik elektroniczny. Trud znikomy, a komuś może się przydać.