O drodze wskazanej przez Ponikłę
"Nie tędy droga z pedofilią" - pouczył mnie Tomasz Ponikło. I oznajmił: "Mówienie o atakach na Kościół pod przykrywką troski o pokrzywdzonych przez pedofilów w Kościele nie ma sensu, dopóki - zgodnie ze strategią Benedykta XVI - sama wspólnota wierzących nie dokona rachunku sumienia i nie wypełni pokuty oraz nakazu pojednania". Moim zdaniem to pogląd niedorzeczny. O obłudnych atakach można i trzeba pisać, co przecież nie oznacza, że przede wszystkim nie trzeba oczyszczać własnych szeregów. Jedno nie wyklucza drugiego, wręcz przeciwnie.
Sądzę, że to, co zaprezentował Ponikło, jest ilustracją postawy, będącej swoistym dogmatem w pewnych kręgach. Postępowanie oparte na tym dogmacie scharakteryzowałem w tekście "Księża «Gazety Wyborczej»". Otóż zdaniem księży "GW", Kościołowi nie zagrażają żadne siły zewnętrzne, a jedynie wewnętrzne. Każdą krytykę skierowaną na zewnątrz Kościoła skłonni są wyśmiewać jako straszenie masonami, gejami, satanistami, gdy tymczasem - ich zdaniem - prawdziwe zło i głupota czają się wewnątrz Kościoła, przede wszystkim wśród kapłanów. W ewangeliach Jezus przestrzega przed wilkami zagrażającymi owczarni z zewnątrz, Heroda nazywa lisem. Nie koncentruje się na krytykowaniu nieudolności swoich uczniów. Ksiądz "GW" na odwrót, nie dostrzega na zewnątrz wilków i lisów. Co więcej, czasem pomaga im w ich działalności. Nigdy mocno nie skrytykuje nawet najbardziej nikczemnego ataku na Kościół, o ile wyszedł z tzw. salonu. Oburzenie zachowuje dla "moherowych beretów" od ojca Rydzyka.
Jezus walczył z obłudą, która widzi źdźbło w oku bliźniego, a nie dostrzega belki we własnym. Żadną miarą nie oznaczało to jednak, iż uważał, że zanim wypowie jakieś słowo krytyczne wobec kogokolwiek na zewnątrz, najpierw musi dokonać ostatecznego rachunku sumienia w gronie swych najbliższych uczniów. Jezus formował apostołów, którzy nie byli bez skazy, ale jednocześnie wchodził w ostry spór z ówczesnym establishmentem. W sprawie pedofilii niech Kościół oczyszcza przede wszystkim własne szeregi, ale z tego nie wynika, że nie należy pisać o obłudzie niektórych mediów i niektórych prawników, zajmujących się pedofilią. Tym bardziej, że ta obłuda owocuje brakiem wrażliwości na ofiary pedofilów, którzy nie byli księżmi.
Różne środowiska wrogie Kościołowi katolickiemu od lat propagują scenariusz zepchnięcia Kościoła w kanał ciągłego samobiczowania się i przepraszania, że żyje. Kościół miałby być skoncentrowany na przepraszaniu za grzechy swych członków, popełnione dziś i przed wiekami. A jednocześnie miałby siedzieć cicho i nie mówić niczego złego o otaczającym go świecie. A kiedy mógłby coś pisnąć na temat świata? No wtedy, kiedy "wypełni pokutę". Oczywiście taki czas nigdy nie nadejdzie, bo - niestety - zawsze znajdą się grzesznicy, za których cały Kościół ma kajać się w popiele. Jak nie pedofile, to alkoholicy, jak nie alkoholicy, to księża mający dzieci itd. W tym schemacie nigdy nie ma momentu, aby wskazać na jakieś zło w świecie, ale zawsze jest moment, aby przepraszać. Gdyby ten schemat stosowali apostołowie, to nigdy by nie ruszyli z miejsca, tylko wciąż lustrowaliby Judasza oraz wyjaśniali sprawę zaprzaństwa Piotra. Jan Paweł II dokonał w Roku Jubileuszowym aktu pokuty w imieniu Kościoła, ale jednocześnie potrafił w imieniu tegoż samego Kościoła wzywać świat do nawrócenia.
Tomasz Ponikło myli się, przypisując swoje myślenie Papieżowi, i nazywając to "strategią Benedykta XVI". Ojciec święty zajmuje się bolączkami struktur i ludzi Kościoła, i chwała mu za to, ale jednocześnie wchodzi w spór z tzw. światem. Jest oczywiste, że Benedykt XVI nie będzie wtrącał się w skandal pedofilski we wspólnocie nowojorskich Żydów, ale przecież w Liście do katolików Irlandii zwrócił uwagę, że "problem nadużyć w stosunku do nieletnich nie jest specyficznym problemem ani Irlandii, ani Kościoła". W książce "Światłość świata" mówi bez ogródek o skandalu pedofilów w sutannach, ale jednocześnie pokazuje na szerszy kontekst: "Duchowa atmosfera lat siedemdziesiątych, która swoje początki ma już w latach pięćdziesiątych, sporo wniosła do sprawy. Nie jest bez znaczenia, że wtedy rozwinięto teorię, zgodnie z którą pedofilia miałaby być traktowana jako coś pozytywnego". Skoro Papież dotyka tego tematu, to może warto byłoby przypomnieć te opinie i ludzi je głoszących. Ponikło zapewne powie, że nie ma sensu. Benedykt XVI stwierdza ponadto: "Nie można było przeoczyć, że nie tylko czyste pragnienie prawdy napędzało rewelacje prasy, ale także była w tym radość ze skompromitowania i zdyskredytowania Kościoła". Dodaje też, że "chrześcijaństwo czuje się poddane nietolerancyjnej presji", i że jest zawiedziony tym, iż "w zachodnim świecie istnieje niechęć do Kościoła".
Trzeba też podkreślić, że Benedykt XVI i jego współpracownicy nie zgadzają się z zakusami chciwych prawników, aby odpowiedzialnością za poszczególne przypadki pedofilii księży, a nawet świeckich pracujących w instytucjach kościelnych, obciążać cały Kościół z papieżem na czele i wydobywać "kosmiczne’ odszkodowania, które niszczą finansowo kościelne podmioty. Tomasz Ponikło przeprowadził natomiast jakiś wywód, z którego wynika, że ma inne zdanie w tej sprawie. Mniej więcej takie, jak obłudni prawnicy zarabiający miliony na stosowaniu zbiorowej odpowiedzialności wobec Kościoła za czyny pedofilów. Ciekawe, co by Ponikło powiedział, gdyby tak jakiś sędzia ukarał Ministerstwo Oświaty odszkodowaniem 100 mln na wyczyny jakiegoś pedofila nauczyciela, a adwokatom i to byłoby mało i domagaliby się obciążenia odpowiedzialnością samego urzędu premiera. W każdym razie jakiekolwiek słowo sprzeciwu wobec prób oskarżenia samego Papieża, by wyciągnąć jeszcze więcej kasy, pewno panu Tomaszowi wydaje się bez sensu, dopóki Kościół nie dopełni pokuty. Tyle że pokuta zostanie dopełniona pewno dopiero w czyśćcu. A do tego czasu bij się Kościele coraz mocniej w piersi i o żadnych przebiegłych wilkach nie wspominaj…
Skomentuj artykuł