O liturgicznych przegięciach i dwóch mszach idealnych

Msza święta. Fot. Lucia Garo / Unsplash

Na mszę przychodzimy usłyszeć Słowo, modlić się we wspólnocie, nakarmić się Ciałem Jezusa i uwielbiać Boga, a nie słuchać ględzenia, aktów wzajemnej adoracji albo muzycznego samouwielbienia. To drugie naprawdę zniechęca. I trzeba być mocno ociosanym w wierze, żeby nie psuło to radości ze spotkania.

O moje wykształcenie liturgiczne mocno zadbał podczas studiów prowadzący dla nas wykłady ksiądz. Nie sądzę, żeby wiedział, jak to wpłynie na moje dalsze kościelne życie. A jak wpływa? Jestem w pełni świadoma wszystkich liturgicznych potknięć i przegięć, które się podczas mszy wydarzają. Co gorsza, zdarza mi się czasem iść do zakrystii i o tym powiedzieć. Reakcje są zazwyczaj bardzo podobne: łagodnie mówiąc – „odwal się, kobieto, nie będziesz tu rządzić”. Jakby to (na litość!) o rządzenie chodziło, a nie o coś wiele większego.

I gdy słucham czasem marudzenia duchowieństwa pod adresem znudzonych na długaśnej mszy ludzi, którzy to ludzie „się nie znają na liturgii” i „nie rozumieją, w czym uczestniczą”, myślę, że bardzo wiele by się zmieniło, gdyby o jakość liturgii zadbali ci, którzy za nią odpowiadają. Bo piękna liturgia przyciąga i otwiera serce. I wcale nie musi być długa.

Wydawałoby się, że to proste: jest przecież szczegółowa (naprawdę szczegółowa) instrukcja, co kiedy robić, a czego nie robić, i mnóstwo wyjaśnień, dlaczego robić i po co. Wystarczy wykonać to, co jest napisane, bez pośpiechu i z pobożnością, bez zadęcia i ze skromnością. Ale nie. I tu jestem w stanie zrozumieć niektórych (podkreślam: niektórych) zwolenników tzw. mszy trydenckiej: ona naprawdę nie pozwala na zbyt wiele odstępstw od formularza. A na pewno nie pozwala celebransowi na cytowanie fragmentów poezji przed kluczowymi momentami Eucharystii.  

Co nas, lud wierny, mierzi na mszy najbardziej? Tasiemcowe powitania i podziękowania, trwające kilkanaście minut na początku albo na końcu mszy. Życzenia składane z różnych okazji (gdy świeccy z błyskiem oku i dwoma stronami druku idą do mikrofonu, zawsze ogarnia mnie zgroza). Rozwlekłe komentarze na początku i na ogłoszeniach duszpasterskich (ironicznie zwane „dodatkowymi kazaniami”), pełne dygresji, które odciągają nas od tego, co najważniejsze. Albo, na drugim biegunie, pośpiech, który sprawia, że zanim weźmiemy oddech, by odpowiedzieć księdzu, organista już kończy frazę, jakby wraz z celebransem przerzucali się gorącym ziemniakiem. W mojej rodzinnej parafii panowie na chórze i przy ołtarzu byli w stanie w ten sposób skrócić majowe nabożeństwo tak, że trwało jedenaście minut, a niedzielna msza z w miarę pełnym kościołem – trzydzieści pięć. I wcale nie dlatego, że homilia była krótka.

Śpiew: to jest oddzielna kategoria przegięć i wcale tu nie dominują osławione „schole z gitarami”: najgorsze przeżycie miałam kiedyś w Gdańsku, gdzie msza była odprawiana plenerowo na Długim Targu i chór z orkiestrą wywalili „Ojcze nasz” pełne sopranów, skrzypcowych solówek i zawijasów, które trwało czternaście minut (z czystej złośliwości patrzyłam na zegarek) i skonfundowało dziewięćdziesiąt procent wierzących biorących we mszy udział. Nie lepsze są dziecięce scholki wyśpiewujące nieznane ludziom utwory, bazujące na śpiewie solistki przeplatanym chóralnymi refrenami. A lud, który ma śpiewać razem, stoi i milczy, bo nie zna tekstu ani melodii. Nie o to chodzi, naprawdę.   

Świeccy wygłaszający homilie. Jest w Polsce mała parafia, w której w wakacje bywałam regularnie i przestałam, bo po Ewangelii wychodzi tam z jakimś pobożnym gadaniem jednego tygodnia dziennikarz, a kolejnego tygodnia piosenkarz. Gdy grzecznie zwróciliśmy proboszczowi uwagę, rozzłoszczony zbył nas niegrzecznym komentarzem, a dziennikarz ciężko się obraził na sugestię, że mógłby swoje świadectwo wygłosić po mszy – bo kto wtedy zostanie posłuchać?

Jestem przekonana, że gdyby się stanowczo pozbyć tych wszystkich strasznych liturgicznych chwastów i zadbać o prostotę i piękno wynikającą z oficjalnej instrukcji, jaką jest mszał i do niego wprowadzenie – o wiele więcej osób miałoby szansę zagłębić się w istocie rzeczy i po prostu spotkać Jezusa, bo nie odrywałoby ich od tego zbyt wiele słów i zbyt wiele osób nie na swoim miejscu. Na mszę przychodzimy usłyszeć słowo, modlić się we wspólnocie, nakarmić się Ciałem Jezusa, uwielbiać Boga, a nie słuchać ględzenia, aktów wzajemnej adoracji albo muzycznego samouwielbienia. A to naprawdę zniechęca. I trzeba być mocno ociosanym w wierze, żeby nie psuło to radości ze spotkania.

To nie jest trudne i bardzo wiele zależy od księdza, który mszę sprawuje; od jego osobistej pobożności i od determinacji w dążeniu do pokornej doskonałości. Bardzo dobrze pamiętam dwie msze, które były tym, czym powinny być: przedsionkiem nieba. Pierwszą odprawiał młody ksiądz, umierający właśnie na ciężką, genetyczną chorobę. Był między jednym szpitalem a drugim, miał kilka godzin, żeby się przepakować. Nie był w stanie stać, więc mszę odprawiał na siedząco. I chciał ją odprawić; była jedna z ostatnich niedziel Wielkiego Postu. Byliśmy na tej mszy w małej kaplicy na plebanii: tylko on i ja. Przyszłam, żeby nie był sam, przekonana, że ze względu na potężny ból (morfina nie dawała rady) będzie chciał odprawić ją szybko. Nic bardziej mylnego. Celebrował każdy detal, łącznie ze śpiewem na wejście i wyjście. Najbardziej zdumiał mnie tym, że powiedział do mnie jednej homilię: o tym, że śmierć nie jest końcem, że jest na nią gotowy, że głęboko wierzy w zmartwychwstanie Jezusa i w swoje. Że zaufanie Bogu jest sensem życia. Cierpiał, ale niczego nie pominął, żadnej chwili ciszy, żadnego liturgicznego gestu ani znaku; bez pośpiechu i z miłością sprawował Najświętszą Ofiarę.

Druga msza była całkiem inna, ale równie kameralna: w małym wiejskim kościółku o świcie, poza księdzem starszy pan i ja. Mroźna cisza wokół kościoła sprawiła, że słychać było każdy dźwięk: pocałunek złożony na ołtarzu, wodę wlewającą się do wina, łamiącą się hostię. I wszystko działo się w swoim czasie: nie zabrakło żadnego gestu, żadnej liturgicznej chwili ciszy, a na uwielbienie celebrans z czułością zaśpiewał Dzieciątku leżącemu w stajence kilka zwrotek kolędy, jak kołysankę. Nie było nic dodatkowego, nic pominiętego, nic nadzwyczajnego – dzięki czemu na pierwszy plan mogła wyjść cudowna zwyczajność Eucharystii.

To nie znaczy, że sprawujący te dwie msze księża byli idealni - bo nie byli. Wystarczył stan łaski uświęcającej i ta staranność, dbałość o liturgię. Msza jest prosta: tak ją wymyślił Kościół, by przybliżać nas do Boga, by nas włączać za każdym razem do wspólnoty z Nim i ludźmi tuż obok. Nie musi do tego być kameralna. Podobne doświadczenie dbałości o jej istotę mam z tłumnych dominikańskich wieczornych mszy.

Żeby przeżyć głębię Eucharystii, nie trzeba wiele. Jest tak skonstruowana, że działa na umysł, na serce i na zmysły. Jej działanie nie jest wprost proporcjonalne do długości. Nie trzeba upiększać jej w pozaliturgiczną nieskończoność, wystarczy wiernie wykonać to, co zapisane i nie wykonywać tego, co zapisane nie jest. Nie trzeba być wybitnym kaznodzieją, mistrzem duchowości; wystarczy być porządnym robotnikiem. I gdy widzę coraz bardziej rozpaczliwe próby przyciągnięcia ludzi na mszę ozdobnością i pomysłowością, a z drugiej strony kompletne olanie odczuć wiernych na rzecz dobrego samopoczucia celebrujących, robi mi się żal, że tak bardzo ignoruje się rzecz kluczową: prostotę, która nie zasłania Najważniejszego, ale do Niego prowadzi.

  

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O liturgicznych przegięciach i dwóch mszach idealnych
Komentarze (37)
KO
~Katarzyna Osinkowska
18 kwietnia 2024, 14:57
Najsmutniejszym przeżyciem dla mnie w kościele była 1 komunia moich synów, odbyta bez rodziców i chrzestnych, pełna wierszyków i podziękowań dla katechetów i wychowawczyń, na której było tyle znamienitych gości, że rodzice i rodzeństwo dzieci komunijnych nie zmieścili się w kościele a że było bardzo zimno to część spędziła ten czas w zaparkowanych na parkingu samochodach. Wtedy po raz pierwszy i na szczęście ostatni pomyślałam sobie, że to nie mój kościół i nie moja wspólnota. A potem większość rodziców wszczęła bunt i w ramach rewanżu na proboszczu nie dała kasy na dar ołtarza
SN
~Stefan Nocoń
22 kwietnia 2024, 17:09
Oj głupoty, głupoty. Kobieta nie cieszy się że jej dziecko przyjęło I Komunię, tylko jest wielce obrażona, bo musiała stanąć na polu.
KP
~katolik pomniejszego płazu
16 kwietnia 2024, 10:57
"Na mszę przychodzimy usłyszeć Słowo, modlić się we wspólnocie, nakarmić się Ciałem Jezusa i uwielbiać Boga" - znamienne, że pominęła Pani najważnieszy aspekt Mszy
ET
~ese tünk
15 kwietnia 2024, 22:58
mam prośbę i pytanie jednocześnie - proszę wyjaśnić mi czy naprawdę jestem w błędzie? podczas kolędowania, kilka lat temu, odwiedził mnie proboszcz, odważyłem się i zapytaniem czy podczas komunii możnaby spiewać stare tradycyjne pieśni, ale nie jedną, dwie zwrotki, tylko cały tekst, dla przypomnienia, bo kto je dziś pamięta? i nawet jeśli jakaś liczy ze trzydzieści zwrotek, trudno, od czasu do czasu można.... proboszczowi pomysł nie przypadł do gustu, wyjaśnił, że wówczas ludzie przestaną przychodzić do kościoła.... naprawdę?
KP
~katolik pomniejszego płazu
16 kwietnia 2024, 20:30
stare pieśni zawierają milion razy więcej katolickich treści niż współczesne "kanony"
AK
~Agnieszka Kowalczyk
15 kwietnia 2024, 22:03
Podpisuję się pod tym tekstem obiema rękami! Dodam jedynie, że bardziej niż pobożność celebransa liczy się jego wiara w to, co robi. Można być pobożnym a nie wierzyć. To też da się wyczuć i też odpycha. Jeśli w kapłanie jest prawdziwa wiara w Eucharystię, to sam w sobie będzie przyciągał ludzi i ta wiara sprawi, że nie będzie przekraczał wyznaczonych granic. Pozdrawiam serdecznie.
KK
~Kasia Kasia
15 kwietnia 2024, 19:35
Ważny temat, ale szkoda że autorka opisuje go z taką wyższością, pouczając tych księży, pisząc jak to ona po wykładach od razu zauważa "wszystkie" niedociągnięcia w liturgii (to cytat), oraz wypowiadając się w imieniu ludu bożego (wypraszam sobie - mnie te wspomniane przez autorkę kwestie nie przeszkadzają, a przeszkadzają inne rzeczy). Natomiast co do meritum się zgadzam i pięknie opisano przykłady tych dwóch "udanych" mszy.
KK
~Kamil Kurant
15 kwietnia 2024, 18:51
Mszę św. sprawują coraz starsi, wiekowi już kapłani. A wielu ludzi się spodziewa że proboszcz - staruszek będzie im głosił cudowne, energiczne kazania, że będzie śpiewał mszalne modlitwy jak Pawarotti, że będzie siedział godzinami w konfesjonale choć boli go okrutnie kręgosłup, że będzie miał intelekt 30-letniego profesora teologii. Radzę obniżyć trochę wymagania. Kościół w Polsce będzie sprawował Mszę takimi kapłanami jakich ma. A ma już tylko starych i bardzo starych.
SM
~Sławko Mir
15 kwietnia 2024, 15:52
Polecam Pani przeczytać trylogię liturgiczną Michaela Daviesa: 1. Zniszczenie mszy świętej - czyli nowy obrządek Cranmmera. 2. Msza Pawła VI, 3. Sobór papieża Jana. skrótem tych pozycji są " Liturgiczne bomby zegarowe". Ma pai rację brakuje katechez dla dorosłych. Ja od covida chodzę do bractwa św. Piusa X. Tam są właśnie katechezy dla dorosłych. To u nich poznałem dawne katechizmy , w tym książki o mszy św. w. np. autorstwa ks. Cozel, polskiego jezuity. Kto z nas katolików wie , że Msza święta jest Ofiarą Pana Jezusa, że podczas niej jesteśmy na Kalwarii pod Krzyżem. Nikt nam o tym nie mówił. Większość myśli, że to powtórka z Ostatniej Wieczerzy i Uczta. A to katolickie do końca nie jest. Owszem jest uczta ale ofiarna , która jest skutkiem Ofiary Pana Jezus na Krzyżu. Pozdrawiam.
GN
~Grzegorz Nowak
15 kwietnia 2024, 09:34
Jak to ks. Pawlukiewicz mawiał: Msza św tutaj na ziemi nie może nas zbytnio zadowalać i napełniać rozkoszą - bo byśmy nie tęsknili do liturgii niebieskiej w Nowym Jeruzalem.
SK
~Solomon Kane
15 kwietnia 2024, 07:16
Na niedzielnej mszy sw. w zaprzyjaźnionej parafii mogłem zobaczyć ciekawe połaczenie. Schola z gitarami, fletem, bębnem (fajnie grali) i liturgią prawie "trydencka" czyli procesja, ornat kapłana jak sorzed Soboru, świece i okadzanie ołtarza, Pisma, wiernych . Nieco wstawek po łacinie (w śpiewie). Tradycjonalistów chyba by "skręcilo". ;)
KP
~katolik pomniejszego płazu
15 kwietnia 2024, 22:36
kręciło by pomponiarzy a nie tradycjonalistów
JS
~Jakub Szymczyk
14 kwietnia 2024, 23:44
W Św. Józefa tak mi się zdążyło, że miałem ważną wizytę lekarską o 20:00 (lekarz specjalnie został dla mnie po godzinach) pracowałem od 5:45 do 17:45. Liczyłem, że uda mi się zaliczyć mszę o 18:30 i zdążyć. Niestety było to zbyt trudne dla jakiegoś starego księdza. Komunię skończono rozdawać około 19:40 sądziłem, że 10 minut wystarczy na zakończenie. Niestety przez kolejne 13 minut trwały wylewne podziękowania... Ponieważ nie zamierzał "płynąć do brzegu" musiałem wyjść przed błogosławieństwem. Gadulstwo to paskudny objaw pychy, ktoś stawia swoją potrzebę wygadania się ponad obowiązkami i planami innych.
AS
Agnieszka Stolarczyk
14 kwietnia 2024, 23:24
Należałoby zacząć od nazywania mszy świetej mszą świetą i nie mylenia jej z Eucharystią. Eucharystia, to sakrament i jest ona owocem mszy. Dalej należałoby się zastanowić dlaczego autorka na siłę odrzuca Mszę Swiętą Wszechczasów, skoro zauważa, że nawet przepisy określające warunki jej celebracji są najwłaściwsze. Reszty głupot nie chce mi się nawet komentować. Dobranoc
AK
~Agnieszka Kwiatkowska
15 kwietnia 2024, 21:04
A czym się różni Msza święta od Eucharystii? Na religii tego nie czyli
HH
~Hanka H
16 kwietnia 2024, 21:17
Msza Święta to Przenajświętsza Ofiara - missah, obrzęd ustanowiony na pamiątkę ofiary krzyżowej naszego Zbawiciela przez Niego samego podczas Ostatniej Wieczerzy. Owocem tego obrzędu jest Eucharystia - Dziękczynienie, Ciało i Krew Jezusa Chrystusa pod postaciami Chleba i Wina. Czyli krótko Msza to obrzęd, Eucharystia to sakrament.
SK
~Solomon Kane
14 kwietnia 2024, 07:04
A ja lubię krótkie msze, z kilkuzdaniowym mądrym kazaniem, bez grania i śpiewania, okadzania, procesji. Ale gdy jest i Słowo i modlitwa i Eucharystia. No i te ogłoszenia ! Kiedy są i tak wywieszone, można je nadawać przed mszą na telebimach, są w internecie . Brakuje mi za to modlitwy do św. Michała Archanioła. Pierwsza Msza św. to była Wieczerza. Spotkanie przyjaciół z Nauczycielem. Muszę poczytać , skąd ta "celebracja" obecna sie wzięła. Ale wbijać do zakrystii z krytyką od razu ?
GG
~Gość G
14 kwietnia 2024, 14:13
Co jest z tą modlitwą do św.Michała Archanioła wtrącaną do mszy przed znakiem pokoju ? To jakaś nowa moda ? Sam Jezus nie wystarczy ?
AS
~A. Szczawiński
14 kwietnia 2024, 22:10
Masz rację. U mnie ks. Proboszcz na koniec dawał przegląd prasy katolickiej, gdy chciałem po prostu modlić się po przyjęciu Pana Jezusa. Poprosiłem o przeniesienie ogłoszeń na czas przed Mszą świętą. Pomogło o tyle, że Proboszcz uspokoił się z tymi przeglądami. Trzeba księżom zwracać uwagę!
SK
~Solomon Kane
15 kwietnia 2024, 07:12
To nie jest nowa moda. To modlitwa z XIX wieku. Poczytaj choćby w sieci
AK
~Agnieszka Kwiatkowska
15 kwietnia 2024, 21:03
Ale powinna mieć miejsce już po błogosławieństwem, bo nie jest częścią Mszy św. Mszy św. Jest poświęcona tylko Bogu i nie można się modlić do kogoś innego. Po błogosławieństwem końcowym już tak.
PK
Piotr Kortas
14 kwietnia 2024, 01:40
Teraz wystarczy zacząć uczęszczać na Mszę Tradycyjną i nie będzie tam żadnych z wyżej wymienionych problemów, polecam osobiście, bo sam ilekroć uczęszczam na Nową Mszę spotykam opisane przez Panią naurzycia, a więc żeby się nie irytować i nie odrywać od modlitwy wolę ryt tradycyjny.
AS
~A. Szczawiński
14 kwietnia 2024, 22:13
A o otóż to!
SR
~Stefan Rataj
13 kwietnia 2024, 23:40
Problemem z wielu tu komentujących jest subiektywizm i egoizm. Aby mi było dobrze i wzruszająco na mszy. Aby msza spełniała wszystkie standarty które ja sobie wyznaczę. Aby msza mnie zadowalała. Przestańcie ludzie tak wiele myśleć o sobie, to będziecie dużo bardziej święci.
MN
~Mateusz Nadolski
13 kwietnia 2024, 20:19
Brawo, naprawdę mądry i rozważny tekst, dziękuję Pani za to. :) Przeczytałem dwie fantastyczne książki o tej tematyce oczywiście "Duch Liturgii" kard. Ratzingera i "Boża miłość stała się ciałem" kard. Burka. I po lekturze tych pozycji zgadzam się z Panią w 95%. Oczywiście, że nową Mszę można celebrować pięknie, ba można celebrować Ją nawet ad orientum i z chorałem i w pięknych ornatach z namaszczeniem każdego gestu. Jednakże, bez zmiany mentalności części duchowieństwa i odwrócenia uwagi z ludu na Boga nie osiągniemy zakładanego przez Panią stanu. Była szansa na reformę reformy. Liturgię trzeba ustandaryzować nie możemy pozwolić aby ars celebrandi był powiązany jedynie z wrażliwością poszczególnego ofiarnika. Dlatego zgadzam się z tekstem kard Ratzingera, że "odwrócenie kapłana było ogromnym błędem" i jako lud boży musimy zrobić wszystko co w naszej mocy abyśmy wszyscy ponownie patrzyli ku wschodowi, ku krzyżowi i ku temu co się na tym krzyżu odnawia na każdej Mszy :)
PZ
~Parafianin Z Parafii
15 kwietnia 2024, 22:56
Zapytam przekornie, czy Pan Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy tez był odwrócony ku Wschodowi i tylem do Apostołów?
MD
~Mateusz Dziurowicz
13 kwietnia 2024, 17:12
Nic dodać, nic ująć.
AW
~Artur Wojtkiewicz
13 kwietnia 2024, 14:16
A ileż to można się naczytac, że "litera prawa" zabija" prawdziwego ducha i nie ma co się tak przejmować przepisami. Dobrze celebrowana msza święta nie nudzi i aż chce się być dlugo w Kościele. Osobiście ubolewam, że często msza trwa krócej niż połowa meczu piłkarskiego, a i tak wychodzę z wrażeniem, że jest przegadana. W wielką sobotę byłem na liturgii, która trwała ponad 4 godziny i ani przez chwilę nie czułem, że trwa za długo.
JW
~Joanna Wiśniewska
15 kwietnia 2024, 09:01
Oczywiście w międzyczasie można skorzystać z toalety przy kościele?
KK
~Kasia Kasia
15 kwietnia 2024, 19:30
Tak może napisać tylko osoba bezdzietna. My mamy dwójkę maluchów i dziękuję Bogu że nasze Triduum tyle nie trwało, bo zwyczajnie nie moglibyśmy na nie pójść.
AK
~Agnieszka Kowalczyk
13 kwietnia 2024, 14:04
Podpisuję się pod tym tekstem obiema rękami! Dodam jedynie, że bardziej niż pobożność celebransa liczy się jego wiara w to, co robi. Można być pobożnym a nie wierzyć. To też da się wyczuć i też odpycha. Jeśli w kapłanie jest prawdziwa wiara w Eucharystię, to sam w sobie będzie przyciągał ludzi i ta wiara sprawi, że nie będzie przekraczał wyznaczonych granic. Pozdrawiam serdecznie.
HZ
~Hanys Z Namyslowa
13 kwietnia 2024, 13:44
Szanowna Pani Marto, nie ma sie czemu dziwic, jak biskup zaczynajacy Msze Swieta od Prefacji zostaje kardynalem , wymachuje Najswietszym Sakramentem ja bombonierka z Mozartkugeln, to juz kogo maja brac przyklad zwykli wikarzy? Przyklad idzie z gory.
BG
~Barbara Gąsiorek
13 kwietnia 2024, 12:38
Artykuł naprawdę dobry,dodam tylko że osobie ze spektrum autyzmu brakuje "cichej" Mszy św. Bez organów i dewotek które nie rozumieją nawet adoracji i bez głośnej modlitwy to dla nich czas stracony .
TB
~Tadeusz Borkowski
13 kwietnia 2024, 12:11
Nic dodać nic ujać. To Bóg jest głównym "bohaterem" mszy św. a nie celebrans.
AK
~Agata Krajewska
13 kwietnia 2024, 10:17
U mnie w parafii kantorem jest muzykolog, który "odkrywa" dla nas perełki dawnych pieśni. Zdarzało się, że na 5 pieśni liturgicznych 4 były sprzed wieków. Wierni oczywiście ich nie znali I Eucharystia przypominała koncert muzyki dawnej bo można było tylko słuchać. Dobrze, że choć tekst był po polsku. Ale ilu ludzi lubi taką muzykę?
HH
~Hanka H
14 kwietnia 2024, 20:28
Przed Mszą Świętą można ćwiczyć dawne pieśni, one mają mądrość teologiczną, a i kulturę naszą by się pielęgnowało. Kościół ma już ponad 1000 lat w naszej ojczyźnie.
EL
~Ewa Lipińska
13 kwietnia 2024, 09:13
W pełni podzielam pogląd na temat przegięcia muzycznego podczas mszy. Wierni nie śpiewają, bo nie są w stanie dorównać i nadążyć za ambitnym organistą.