Odpowiedź na wstrząsające słowa arcybiskupa
Słowa arcybiskupa Konrada Krajewskiego mogą szokować. Chyba jeszcze żaden Polak nie mówił o uchodźcach i reakcji naszego społeczeństwa na problem migracji tak mocno i przejmująco.
Terapia wstrząsowa
"Byłem na Lampedusie, gdzie utopiło się 350 osób. Przez cały tydzień na polecenie papieża Franciszka towarzyszyłem nurkom na pontonach przy wyławianiu ciał. Drodzy państwo, zapraszam na statki, na wyławianie ciał, skoro nie chcemy pomagać". To słowa jałmużnika papieskiego z wywiadu, który kilka dni temu został wyemitowany w TVN24. Kiedy je pierwszy raz usłyszałem, trochę się przestraszyłem, że to jednak zbyt mocne słowa, że ludzie zareagują na nie alergicznie, że nikogo w ten sposób nie uda się przekonać do działania.
Ale może takie mocne wstrząsy są nam czasem potrzebne. Arcybiskup Krajewski patrzy na Polskę z zewnątrz. Zna nasze społeczeństwo, ale na co dzień pracuje w Watykanie, więc z pewnej odległości może dostrzec rzeczy, których my sami nie zauważamy. Z różnych powodów.
Jednym z nich na pewno jest to, że jesteśmy tak bardzo podzieleni i zantagonizowani. I przez to już się prawie nie słuchamy. Przerzucamy się wciąż tymi samymi argumentami. Nawet nie staramy się od początku do końca posłuchać albo przeczytać tego, co mówi/pisze druga osoba. Szczególnie wyraźnie widać to przy okazji sporu o pomaganie i formę tej pomocy lub niepomaganie uchodźcom. Dlatego mocne słowa jałmużnika papieskiego są tak ważne. Jeden z najbliższych współpracowników papieża zdaje się patrzeć na nas i mówić: "Ludzie kochani, opamiętajcie się. Kiedy wy tu bawicie się w pyskówki i przekonywanie, kto kogo bardziej «zaorał» w facebookowej wymianie ciosów, w której bronią są bezmyślnie powtarzane argumenty, tam umierają niewinni ludzie. Giną w zbombardowanych miastach, które w zasadzie przestały istnieć; giną, topiąc się w morzu w trakcie rozpaczliwych prób przedostania się do świata, w którym panuje pokój. Przestańcie przez chwilę okładać się maczugami jak członkowie prymitywnych plemion i wyjdźcie na spotkanie realnego człowieka potrzebującego waszej pomocy".
Spojrzeć w twarz
W ostatnich miesiącach poznałem wiele osób starających się pomagać ludziom dotkniętym tragedią wojny (w różny sposób - na miejscu w ich krajach, w obozach dla uchodźców, u nas w Europie) i samych uchodźców.
Każde z tych spotkań miało wspólny mianownik. Jeśli dajemy sobie szansę na realne spotkanie się, spojrzenie sobie w oczy, wysłuchanie swoich historii, poznanie problemów, kontekstów, niuansów, to jest szansa, że pojawi się wzajemne zrozumienie, współczucie i zaufanie.
Poznałem między innymi syryjską rodzinę, która od roku mieszka w Polsce. Uciekli z totalnie zniszczonego miasta. Przed wojną prowadzili spokojne życie, a teraz nie mają tam czego szukać, co nie zmienia faktu, że powrót do ojczyzny jest ich największym marzeniem.
Próbują się odnaleźć w naszej rzeczywistości. Nie zawsze jest to łatwe. Z jednej strony spotkali serdecznych ludzi, którzy przyjęli ich, pomogli znaleźć mieszkanie i pracę. Z drugiej strony doświadczyli też jednak zachowań rasistowskich i nie raz usłyszeli, że "mają wracać do siebie do domu".
Najlepszy kontakt nawiązałem z ich kilkuletnim synem, który po roku mieszkania w naszym kraju doskonale mówi po polsku. Jest uśmiechnięty, bawi się z innymi dziećmi i - przede wszystkim - jest bezpieczny. To wszystko dzięki ludziom, którzy przezwyciężyli swój lęk, odważyli się na spotkanie twarzą w twarz i otworzyli serca.
Modlitwa i szukanie rozwiązań
Nie każdy jednak ma szansę na takie spotkanie. Nie każdy też może rzucić wszystko, zostać wolontariuszem i wyjechać na Lampedusę albo do Syrii czy jakiegoś innego miejsca ogarniętego wojną. W chwili obecnej Polska w zasadzie nie przyjmuje uchodźców, więc jak w takim razie możemy odpowiedzieć na wstrząsające słowa arcybiskupa Krajewskiego?
Najlepiej zacząć od modlitwy i spotkania. Siostra Małgorzata Chmielewska w "Sposobie na (cholernie) szczęśliwe życie" mówi, że faktycznie nie jesteśmy w stanie fizycznie uratować wszystkich uchodźców, ale przynajmniej możemy stawać w ich imieniu przed Panem Bogiem. A teraz nadarza się ku temu doskonała okazja. W ciągu najbliższych dni w wielu miastach w Polsce w ramach Tygodnia Modlitwy za uchodźców odbędą się właśnie modlitwy i spotkania. Będzie tak między innymi w Warszawie (pod przewodnictwem kard. Kazimierza Nycza), Krakowie (pod przewodnictwem bp. Grzegorza Rysia), Poznaniu (pod przewodnictwem przewodniczącego KEP abp. Stanisława Gądeckiego) i w Gnieźnie (pod przewodnictwem prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka).
Szczegóły dotyczące wydarzeń w różnych miastach można znaleźć tutaj. Ja z całego serca zapraszam wszystkich na ulicę Stolarską w Krakowie. Najpierw w bazylice dominikanów o godzinie 20:30 pomodlimy się za tych, którzy zginęli w trakcie próby przedostania się do Europy. Bezpośrednio po modlitwie odbędzie się spotkanie z udziałem uchodźców z Czeczenii i Syrii, Janiny Ochojskiej i moim. Uchodźcy opowiedzą o swoich doświadczeniach ucieczki przed wojną i późniejszego życia w Polsce. Szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej przybliży temat pomocy i wsparcia humanitarnego "na miejscu", tam skąd ludzie uciekają. Ja postaram się opowiedzieć o przykładach realizowania w Europie wezwania papieża Franciszka do otwarcia się wspólnot na pomoc przybyszom.
Bądźmy w tych dniach razem i pamiętajmy o słowach papieża Franciszka, który w czwartek powiedział: "Patrząc na wiele twarzy cierpiących w Syrii, w Iraku, w krajach ościennych i dalekich, gdzie miliony uchodźców zmuszonych jest do szukania schronienia i ochrony, Kościół dostrzega oblicze swego Pana podczas Jego męki".
PS: Pieniądze zebrane podczas krakowskiego spotkania zostaną przeznaczone na pomoc wspomnianej syryjskiej rodzinie, która od roku mieszka w Polsce.
Piotr Żyłka - redaktor naczelny DEON.pl
Skomentuj artykuł