Odstrzał prenatalny
Dziki poruszyły naszą wyobraźnię. A zwłaszcza lochy prośne (czyli ciężarne). Poszło to tak daleko, że usłyszeliśmy zarzut o lepszym traktowaniu nienarodzonych dziczków niż nienarodzonych dzieci. I oczywiście nie wynika z tego, że ktoś postuluje odstrzał kobiet w ciąży.
Chodzi raczej o język, o to, jak mówimy o dzikach przed urodzeniem, a jak o ludziach przed urodzeniem.
W zasadzie nie powinno to być problemem. A jednak widzimy, jak antagonizuje takie stawianie problemu i jak wpływa (destrukcyjnie) na poziom debaty publicznej. Już się przyzwyczailiśmy, że aborcją można "zarżnąć" każdą dyskusję. Mimo takiego doświadczenia chciałbym jednak zaryzykować próbę pogłębienia języka, a w zasadzie jego rozumienia, w pewnej aktualnej kwestii aborcyjnej.
Biskup postrzelił myśliwego podczas polowania. Chciał zabić dzika >>
Chodzi o tzw. aborcję eugeniczną. Zwykło się do tego worka wrzucać również sytuacje, które nazwałbym "eutanazją prenatalną". To jest niesprawiedliwe i krzywdzące, gdy pod jedną ścianą stawia się rodziców pragnących mieć dzieciątko o wymarzonym kolorze oczu i włosów oraz IQ z rodzicami stojącymi wobec nieuchronnej śmierci i niewyobrażalnego cierpienia swojego nienarodzonego dziecka.
Istnieje oczywiście ryzyko podejmowania decyzji o eutanazji z powodów np. finansowych. Rozumiem, że chcemy prawnie zabezpieczać życie umierających. Ale musimy też przyznać, że najczęściej ktoś, kto stoi wobec bolesnego umierania ukochanej osoby, nie za bardzo przejmuje się prawem.
Powiedziałbym nawet, że im bardziej kocha (o ile można to zmierzyć?), tym mniej obchodzą go tu zakazy czy nakazy. Decyzja o tym, by skrócić to cierpienie lub go nie skrócić, by zabić lub nie zabić, by podjąć jakieś działanie lub go nie podejmować, tak naprawdę nie zależy od kodeksów, które napiszemy. W obliczu śmierci ukochanej osoby człowiek staje się "dziwnie" wolny czy obojętny wobec zdania innych ludzi.
Podobnie dzieje się, gdy taka ukochana osoba jeszcze się nie narodziła. Jeszcze jest w "brzuchu u mamy", ale już umiera. Pewnie się urodzi, będzie strasznie cierpieć i umrze.
Co jako społeczeństwo możemy zrobić dla takich dzieci i ich rodziców? Jak uszanować ich życie? Nie sądzę, by słuszne było posługiwanie się tylko jednym paragrafem.
W Biblii przykazaniu "Nie zabijaj" towarzyszą kwestie związane z wyrokami śmierci, zabijaniem na wojnie, szacunkiem wobec (w końcu zabijanych) zwierząt itp. Ciągle jeszcze zmagamy się z dopuszczalnością kary śmierci albo z tym, czy rzeczywiście musimy masowo wybijać dziki, by móc masowo zabijać i zjadać trzodę chlewną… Wrzucanie tych wszystkich problemów do jednego worka byłoby absurdem.
Nie można tego załatwiać jednym paragrafem.
Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe". Tekst ukazał się pierwotnie w Gazecie Krakowskiej
Skomentuj artykuł