Opowiadanie po opowiadaniu
Każdy z nas pewnie wyniósł jakąś mądrość z tekstu, nad którym się zatrzymał. Chłoniemy opowieści, ale sami nie opowiadamy. To źle.
Zainspirowany słowami Olgi Tokarczuk w Sztokholmie, tym, co mówiła o opowieści, o roli literatury, uświadomiłem sobie, że czuły narrator to nie tylko ten, kto opowiadał przy ognisku starożytne dzieje (jak drużynowy), nie tylko ten, kto spisywał różne mity i utrwalał historie, nie tylko ten, kto czytał na głos przypowieści, nie tylko ci, którzy rozdawali lub wypożyczali książki, ale także ci, którzy po przeczytaniu dzielili się swoim odczytaniem.
Każdy z nas pewnie doświadczył natchnienia płynącego z kontaktu z opowieścią. Wyniósł jakąś mądrość z tekstu, nad którym się zatrzymał. Poczuł, że to o nim, o nas. Może nawet był wdzięczny „opowiadaczowi” za głęboką przypowieść. Ale może nie każdy (i nie zawsze) miał okazję podzielić się tym swoim odbiorem. Chłoniemy opowieści (niekoniecznie bezrefleksyjnie), ale sami nie opowiadamy. To źle.
Niektórzy z nas robią to zawodowo, jak ksiądz podczas dobrej homilii. Ale już dużo rzadziej spotyka się tzw. dzielenie się Ewangelią, czyli krąg słuchaczy, który staje się grupą opowiadaczy, dzielących się swoim odbiorem opowieści. Szkoda.
W tłumie można głosić. Dzielenie się odbiorem wymaga pewnej intymności, atmosfery zaufania.
W tłumie można głosić. Dzielenie się odbiorem wymaga pewnej intymności, atmosfery zaufania. Dlatego formacja opierająca się na słuchaniu przypowieści potrzebuje małej grupy przyjaciół, gdzie można sobie poopowiadać z serca do serca, gdzie czułość nie będzie sprofanowana. Ta profanacja to nie tylko szkolny rozgardiasz, to też kłócenie się o poprawność prawdy historycznej, która nie przylega do prawdy postaci, o nieprawdopodobieństwo legend, o to, że dorośli nie powinni wierzyć w bajki… Potrzebujemy przyjaciół (czule mówiących i słuchających czule), byśmy po wysłuchaniu tej samej opowieści nie tylko zainspirowali się ich rozumieniem, ale też byśmy mówiąc im o naszym odbiorze, jeszcze raz i jeszcze głębiej odbierali.
Tak jest nawet z czytaniem. Super poczytać sobie cichutko do poduszki. Ale czytanie głośno (choćby bajek dzieciom) to jest dopiero uczta dla… duszy, chciałoby się powiedzieć, lecz jest to cielesna uczta, bo ciało przepuszcza przez swoje zmysły słowa. Wtedy one pulsują, żyją, wibrują i gadają… i stają się inaczej niż selfie. W starożytności na głos czytano i tak słowa smakowano.
Tokarczuk ostrzega przed serialami telewizyjnymi, których poszczególne odcinki nie są całościami (nie mają sensownego zakończenia). Ludzie zamiast rozmawiać o puencie, o przekazie, puszczają czym prędzej następną część. Tak skonstruowane produkcje nie stawiają kropki, a więc nie dają miejsca na opowieść odbiorców. Może dzielimy się zachwytami nad kunsztem twórców, ale nie dzielimy się naszą opowieścią. Nie opowiadamy po opowiadaniu…
Skomentuj artykuł