Pani Katarzyno, kochamy Pani dziecko
Ojciec Grzegorz Kramer deklarując, że zaadoptuje dziecko feministki, która zamierza dokonać aborcji w wigilię, uruchomił lawinę, do której nasza rodzina chcę dołączyć. Wychowujemy jedno dziecko, które jest radością naszego życia. Odpowiedzialnie i z wdzięcznością przyjmiemy kolejne.
Czytając wywiad, jakiego Katarzyna Bratkowska udzieliła serwisowi NaTemat.pl, czułem narastającą bezsilność z domieszką autentycznego przerażenia. Mam szczerą nadzieję, że deklaracja feministki jest prowokacją; przykrym manifestem cierpiącej duszy. Jednocześnie jestem więcej niż pewien, że odpowiedź o. Grzegorza Kramera prowokacją nie jest.
List otwarty opublikowany na blogu o. Grzegorza, może budzić mieszane uczucia. Rozumiem zdziwienie i dystans tych, którzy zwracają uwagę na konsekwencje święceń kapłańskich i ślubów zakonnych; zwłaszcza ślubów składanych w Towarzystwie Jezusowym, gdzie posłuszeństwo stanowi jedną z fundamentalnych wartości.
Chcę stanąć z boku tych kontrowersji. Po pierwsze dlatego, że znam o. Grzegorza; jest moim przyjacielem, codziennie doświadczam jego służby. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że jest kapłanem powołanym, wierzącym księdzem, który kocha Kościół i swój zakon. Po drugie: od samego początku jestem bardzo blisko tego przykrego zamieszania i widzę jak - wbrew ludzkiej logice - przynosi ono wiele dobra, a Bóg daje tu o sobie znać. To zadziwia i buduje. Strach, o którym wspomniałem we wstępie, ustępuje miejsca nieludzkiej nadziei.
Oto bowiem mamy obraz kobiety, która z uporem i zastanawiającą agresją, odbiera nienarodzonemu dziecku status człowieka. W programie telewizyjnym oskarża tych wszystkich, którzy chcą chronić życie o egoizm, krzywdzenie kobiet, budowanie politycznego i finansowego kapitału. W końcu deklaruje, że jest w ciąży i zamierza usunąć swoje dziecko. Z dużą ironią zachęca do ochrony życia, ale kosztem własnym.
Kilka dni później pani Bratkowska dolewa oliwy do ognia, mówiąc, że może dokonać aborcji na wiele sposobów: przez połknięcie szkodliwej substancji, sfingowany wypadek, zbyt gorącą kąpiel. Wymienia adres serwisu, w którym można nabyć środki wczesnoporonne.
Obok media pokazują reakcję ludzi deklarujących wiarę, którzy - w mniej lub bardziej bezpośredni sposób - potępiają feministkę. Padają oskarżenia o satanizm i życzenia śmierci. Patrzyłem na to wszystko z poczuciem, że wszyscy przegrywamy, że kolejny raz oblaliśmy trudny egzamin z człowieczeństwa.
A później o. Grzegorz opublikował swój list, w którym publicznie oświadczył, że jest gotów adoptować dziecko pani Bratkowskiej. Wyraźnie zaznaczył, że jest bardzo daleki od potępienia i jednoznacznej oceny jej samej jako człowieka. Dla księdza i zakonnika taka deklaracja, nawet jeśli nie zostanie zrealizowana, musi pociągać przykre konsekwencje. Nie trzeba było na nie długo czekać.
List o. Grzegorza jest absolutnym zaprzeczeniem tego wszystkiego, o czym zarówno w Polsat News jak i późniejszym wywiadzie, mówiła pani Bratkowska. To mocny i ważny głos, inny niż te, które wybrzmiewały dotychczas. Głos, za który jestem wdzięczny. Jeśli bohaterka ostatnich dni oczekuje, że przeciwnicy aborcji, będą bronić życia własnym kosztem, to właśnie taka sytuacja ma miejsce. Grzegorz, na rzecz tego małego człowieka, obiecał poświęcić najważniejsze. Wiem, że to nie manifest, ani krzyk na pokaz. Zbyt dobrze się znamy.
Za jezuitą podobną deklarację złożył, wraz z żoną, Tomasz Terlikowski i kilka, a może już kilkanaście innych osób. Jednak nie to jest najważniejsze. Nie jest ważna ani pani Katarzyna, ani o. Grzegorz, zupełnie nie ma znaczenia medialny szum, który za kilka dni ucichnie pod naporem innych spraw.
Jeśli pani Bratkowska rzeczywiście jest w ciąży i odrzuca to życie, to tak naprawdę mówi: nie chcę, nie kocham, nie uznaję cię za człowieka, nie daję ci prawa do istnienia. Po wstydliwej chwili gniewu i poruszenia, chrześcijaństwo zareagowało w sposób, który musi poruszać sumienia i serca.
Powiedzieliśmy: my kochamy to dziecko, chcemy je i zrobimy wszystko, by mogło żyć, rozwijać się, cieszyć się swoim istnieniem. Nie potępiamy pani, chcemy pomóc.
Na odrzucenie, jako wspólnota, zareagowaliśmy miłością i współczuciem, jednocześnie nadal nazywając zło po imieniu. Ojciec Grzegorz uruchomił lawinę, do której nasza rodzina chcę dołączyć. Wychowujemy jedno dziecko, które jest radością naszego życia. Odpowiedzialnie i z wdzięcznością przyjmiemy kolejne. Więcej, jeśli tyko Pani zechce, jesteśmy gotowi udzielić pełnego, potrzebnego wsparcia (w tym finansowego oraz zapewnić pomoc środowiskową do czasu porodu i po nim). Proszę potraktować to poważnie.
Na jednym z wykładów, z historii Kościoła, usłyszałem, że Bóg każde zło jest w stanie przekuć w coś dobrego. Dzisiaj ten proces dzieje się na naszych oczach. W chaosie współczesności, konfliktach i agresji, chrześcijaństwo ciągle potrafi stanąć na wysokości zadania. Świadczyć i ponieść ofiarę.
Konrad Kruczkowski - mąż i tata, niedoszły teolog zawodowo związany z branżą nowych mediów; bloger na haloziemia.pl
Skomentuj artykuł