"Musiałem coś zrobić" - wywiad z o. Kramerem SJ
"Wiedziałem, że muszę coś zrobić" - mówi ojciec Grzegorz Kramer SJ o swojej propozycji adopcji dziecka Katarzyny Bartkowskiej, która zapowiedziała, że w wigilię Bożego Narodzenia dokona aborcji.
- Proszę Panią jako mężczyzna, niech Pani nie zabija swojego Dziecka - napisał na blogu na naszym portalu o. Grzegorz Kramer. Zadeklarował też, że jeśli zajdzie taka możliwość, adoptuje dziecko warszawskiej feministki, Katarzyny Bratkowskiej.
- Dla mnie osobiście będzie się to równało z odejściem z zakonu i rezygnacją z kapłaństwa. To będzie rewolucja dla trzydziestosiedmioletniego mężczyzny. Ta odpowiedź jest poważna i nie jest żadnym medialnym zagraniem. Wierzę, że jest Pani poważną kobietą, przynajmniej tak, jak ja. Dlatego zrobię wszystko by moja publiczna deklaracja dotarła do Pani. Proszę wziąć ją serio. Jeśli naprawdę nie jest Pani (w stanie) wychować tego Dziecka, ja się tego podejmę. Mówię bardzo serio. Cały dzień o tym myślę i dużo się w tym temacie modliłem" - podkreślił jezuita.
Od tego czasu sprawa kontrowersyjnej deklaracji Bartkowskiej jest jedną z najczęściej komentowanych, nie tylko w mediach katolickich. Pojawia się również coraz więcej wątpliwości związanych z samą ciążą. Jak sprawczyni całego zamieszania stwierdziła w wywiadzie z "Gazetą" - jej słowa mogą być słusznie odbierane jako "manifest polityczny". Dodała również, że zapowiedź dokonania aborcji w wigilię powinna być traktowana jako "sarkazm".
Postanowiliśmy zapytać jak na to wszystko zapatruje się ojciec Kramer, i jak komentuje odpowiedź na swój apel, który ukazał się na portalu Onet.
Marcin Łukasz Makowski: Grzegorzu, co Tobą kierowało, kiedy składałeś tak odważną deklarację wobec aborcyjnych zamiarów Katarzyny Bartkowskiej?
o. Grzegorz Kramer SJ: Motywacja mojego działania była prosta. Wiara w Boga dobrego i żywego. Od lat głoszę, że Ewangelia to żywe Słowo Boga, które musi w naszym życiu objawiać się w konkrecie. Ja nie jestem herosem, kto mnie zna wie, że jestem często bardzo słabym człowiekiem. Ale kiedy wczoraj rano przyjaciel podesłał mi tekst w którym Pani Bartkowska zapowiada aborcję w wigilię, najpierw nie mogłem go całego przeczytać. Później po przeczytaniu całości wiedziałem, że muszę coś zrobić. Podczas dyżurów w konfesjonale dużo o tym myślałem, słuchając grzechów, rozgrzeszając wiedziałem, że Bóg chce ode mnie czegoś więcej niż różańca w intencji pani Katarzyny.
Czy spodziewałeś się tak szerokiej reakcji mediów na swój apel? Niektórzy zarzucają Ci, że celowo chciałeś zwrócić na siebie uwagę.
Kiedy pisałem mój list naprawdę chciałem by to było coś zwykłego. Podesłałem linka do redaktora, który z tą Panią robił wywiad. I nagle rozpętała się burza, która nie była moim zamiarem. Modliłem się dużo i wiele osób się modliło. Dzięki temu cały czas miałem pokój w sercu. Wiedziałem, że dzieją się dobre rzeczy.
Nadal podtrzymujesz wszystko, o czym napisałeś na blogu? Jesteś gotów, aby wziąć za to dziecko pełną odpowiedzialność?
Tak, podtrzymuję moją deklarację. Sporo dziś o tym myślę. I boję się tego. Nie mam scenariusza w szufladzie. Ale ufam Bogu. Wiem, że On za tym "stoi". Jeśli miałoby dojść do realizacji wiem, że po ludzku nie jestem sam. Jest sporo osób, które nadesłały konkretne oferty pomocy. Jedyne, co mną kierowało to dobro Dziecka.
A co z innymi dziećmi?
Tak wiem, że jest tysiące innych. Jednak poczułem, że mam zrobić coś takiego w tym konkretnym momencie. Dla tej konkretnej osoby. Nie umiem tego wytłumaczyć.
A jak odczytujesz argument, że nie bierzesz pod uwagę samego procesu ciąży, który "może przekraczać czyjeś możliwości poświęcenia". Jak rozwiązać ten dylemat w podobnej sytuacji?
Jako ksiądz nie mam prawa wiedzieć jak wyniszcza ciąża. Fizycznie to wielka próba dla kobiety, ale o tym wie mało wielu mężczyzn - nie tylko kapłanów. Ja w swoim liście nie chce spierać się na takie argumenty, bo nie o to tu chodzi. Wiem, że nie mam doświadczenia rodzicielskiego, jestem społecznie "nikim", ale to nie jest najważniejsze. Rodzicielstwa każdy musi się nauczyć.
Czy w takim razie do urodzenia dziecka można kogoś "przymusić"?
Nie mogę zmusić Pani Katarzyny, ani żadnej innej kobiety do urodzenia dziecka. Mogę o to tylko prosić, i to czynię - proszę, by poniosła ten trud. Wiem, że nie mogę jej osobiście ulżyć w ciąży, bo nie jestem Nią, ale ponawiam moją deklarację.
W niektórych wywiadach Pani Katarzyna sugeruje, że całe zamieszanie związane z jej deklaracją o dokonaniu aborcji w wigilię było jedynie "politycznym manifestem", a ona sama może nie być w ciąży. Jakbyś zareagował, gdyby ta informacja się potwierdziła?
Nie wiem, czy to co powiedziała Pani Katarzyna było tylko manifestem. Nie interesuje mnie to. Obiecałem, że nie będę się włączał w publiczną debatę, a na pewno nie dołączę do głosów potępienia, oskarżeń. Mi chodzi tylko o tego konkretnego człowieka. Tak po prostu. Nie wiem, co sądzić, jeśli okaże się, że Pani Katarzyna nie jest w ciąży. Ja zdeklarowałem poważnie, biorąc poważnie Jej oświadczenie. W takich kwestiach inaczej niż poważnie nie można.
Z o. Grzegorzem Kramerem SJ dla portalu DEON.pl rozmawiał Marcin Makowski
Skomentuj artykuł