Reality-show z aborcji
Dotąd toczono ostre dyskusje na tematy okołoaborcyjne, ale nikt ze zwolenników liberalizacji przerywania ciąży nie posuwał się do tego, żeby zrobić z zapowiadanego aktu aborcji reality-show.
Raz po raz zastanawiam się, co stanowi o specyfice współczesnej kultury masowej i przesuwających się coraz głębiej w stronę "jądra ciemności" dyskusji publicznych. Z pomocą przyszedł... Platon.
W "Państwie" opowiada on taką oto historię: "Leontios, syn Aglajona, szedł raz z Pireusu na górę pod zewnętrzną stroną muru północnego i zobaczył trupy leżące koło domu kata. Więc równocześnie i zobaczyć je chciał, i brzydził się, i odwracał, i tak długo walczył z sobą i zasłaniał się, aż go żądza przemogła i wytrzeszczywszy oczy przybiegł do tych trupów, i powiada: »No, macie teraz, wy moje oczy przeklęte, napaście się tym pięknym widokiem«".
Filozof podał ten przykład, opisując spór wewnętrzny, jaki toczy się w człowieku, między różnymi częściami jego duszy. W tym przypadku wygrała ta najniższa część osobowości: dusza pożądliwa, czyli epithymetikon. Co to ma wspólnego z naszą obecną obyczajowością/kulturą masową? Niestety, bardzo wiele. Nazwijmy to pragnieniem sycenia wzroku (także wewnętrznego) najbardziej mrocznymi tajemnicami człowieka i grozą śmierci. Pożądaniem makabreski.
Owszem, odbiorca współczesnej kultury masowej nie ulega pragnieniu fizycznego oglądania "trupów koło domu kata". Zerka na sesję zdjęciową morderczyni (z perwersyjnym ciepłem nazywaną "mamą Madzi"). Uczestniczy w karykaturze żałoby po zabitym dziecku, urządzanej przez prasę brukową, tak długo, jak dzięki zwłokom da się sprzedać jeszcze jeden egzemplarz gazety. Współczesny widz jest o wiele bardziej perfidny niż Leontios: dla tamtego był to jednorazowy wybryk, zdawał sobie sprawę z grozy tego, co ogląda i niestosowności swojej ciekawości. Współczesny odbiorca mediów jest już w tej materii niemal znieczulony, w dodatku... nie czuje fetoru zwłok. Rzecz jest zapośredniczona przez wirtualne obrazy. Taka specyfika samych mass mediów, które w dodatku potrafią zracjonalizować i wytłumaczyć niestosowność grzebania w śmierci ludzkiej.
Doczekaliśmy kolejnej odsłony spektaklu makabry w scenerii współczesnej kultury masowej. Katarzyna Bratkowska, współzałożycielka Porozumienia Kobiet 8 Marca (organizatora Manif), zadeklarowała, że w Wigilię Bożego Narodzenia dokona aborcji. Dotąd toczono ostre dyskusje na tematy okołoaborcyjne. Ale nikt ze zwolenników liberalizacji przerywania ciąży nie posuwał się do tego, żeby zrobić z zapowiadanego aktu aborcji swoiste reality-show. Ale "postęp kulturowy" posuwa się w szybki tempie, mamy zatem kolejną zabawę (z) grozą.
Co prawda pani Bratkowska twierdzi aktualnie, że jej ciąża była "figurą retoryczną", a deklaracja aborcji stanowiła "akt polityczny", jednak sprawnie poczyniono krok do przodu. Szerokiej widowni nie jest dane uczestniczyć w "spektaklu aborcji", ale wyobraźnię społeczną właściwie nasycono już jej widokiem. Jeśli zwolennicy pani Bratkowskiej sądzą, że jej działanie ma walor "wolnościowy", to niestety obawiam się, że jest to ta sama wolność, która wiąże się z kolejnym triumfem makabreski. Można człowieka epatować tym, co wiąże się z unicestwieniem życia, ale nie da się tego robić bezkarnie. Traktowanie jak niezłej rozrywki "aborcji w Wigilię" to krok ku większej akceptacji znieczulicy społecznej, której i tak mamy dużo.
Ze smutkiem przy tym dostrzegam, że wielu widzom tego "proaborcyjnego happeningu" złośliwa satysfakcja z faktu, że jest on wymierzony przeciw Kościołowi, odbiera zdrowy rozsądek. A ten ostatni nakazywałby następującą refleksję: czy da się bezkarnie oswajać miliony ludzi/odbiorców mediów ze spektaklami grozy? I co dalej? Do czego jeszcze mamy zacząć się przyzwyczajać? Do myśli, że dystopijne wizje nowych, publicznych walk gladiatorów na śmierć i życie, wcale nie są takie nierealne? Bo może tylko kwestią czasu jest to, kiedy upadną kolejne granice, chroniące dziś kruchość człowieczeństwa przed nowym barbarzyństwem; ratujące ludzkie wspólnoty przed nowymi ideologiami, które w sobie właściwy sposób zdefiniują to, co można dla rozrywki, w imię nasycenia pewnego rodzaju ciekawości, zrobić z drugim człowiekiem. Oczywiście, nie musi się tak stać. Ale póki co bardzo szybko kulturowe i obyczajowe trendy kierują nas ku apoteozie współczesnej wersji danse macabre.
Dodajmy do tego jeszcze jedną rzecz. Jeśli pani Bratkowska swoją deklarację aborcji traktowała właśnie jako "akt polityczny", to znaczy, że mamy do czynienia właśnie z upolitycznieniem makabry. Rzecz idzie dwutorowo. Z jednej strony otrzymujemy produkt medialny: aborcja w Wigilię. Z drugiej: upolitycznienie tej zapowiedzi. Bardzo logiczne i świetnie wpisujące się w strategię tego, jak się dziś uprawia politykę. Coś dla ideologów ruchu pro-choice i coś dla mniej wybrednych odbiorców, których bawi to show z zapowiedzią śmierci w tle. W pewnym sensie pułapka na ludzi, którym to się nie podoba, bo ich protest wzmacnia nagłośnienie sprawy, a milczeć nie sposób.
Trzeba zatem dobrze przemyśleć nie tylko argumenty w sporze z panią Bratkowską, ale także jak postępować z kulturą masową, która tak często bywa rezonatorem ciemnych stron ludzkiej natury.
Skomentuj artykuł