Bp Ważny: Kościół jawi się młodym ludziom jako przeżytek, który ogranicza wolność
Kościół jawi się młodym ludziom jako przeżytek, który ogranicza wolność, wprowadza krępujące normy, których jego członkowie sami nie przestrzegają – powiedział biskup sosnowiecki Artur Ważny. Dodał, że młodzi odchodzą od Kościoła także przez fałszywy obraz Boga przedstawiany przez wierzących.
Iwona Żurek, PAP: Jakie wydarzenia uważa ksiądz biskup za najważniejsze dla Kościoła w Polsce w mijającym roku?
Bp Artur Ważny: - Nie było spektakularnych wydarzeń, które można by wyróżnić. Niemniej warto tutaj wspomnieć o zmianach w strukturach Episkopatu i związanym z tym poszukiwaniem nowej formuły funkcjonowania tego gremium. Należy także wyróżnić powołanie dwóch zespołów ds. opracowania podstawy programowej do nauczania religii w szkole oraz zespołu ds. przygotowania wytycznych dotyczących przekazu wiary w parafiach. Widzę w tym nowy impuls do refleksji nad wizją Kościoła w Polsce, nad nowym modelem Kościoła w jego niezmiennej misji. Nie można pominąć również tego, że w kilku diecezjach doszło do zmiany biskupów, w tym w diecezji sosnowieckiej, co dla mnie osobiście jest wydarzeniem roku.
W październiku w Watykanie zakończył się synod o synodalności, trwający w Kościele od 2021 r. Czy widzi ksiądz biskup owoce tego synodu w Polsce i diecezji sosnowieckiej?
- Na owoce zawsze trzeba długo czekać. Niemniej wydaje się, że echo synodu nie jest wyraźnie słyszalne w Polsce, czy na poziomie lokalnym. Zapewne jest to zróżnicowane w zależności od diecezji, jednak nie widać wielkiego entuzjazmu. Trudno mi powiedzieć o przyczynach. Z pewnością większym zainteresowaniem synod cieszył się wśród osób świeckich, duchowieństwo wykazywało zaś tutaj większy dystans. Wydaje się, że przeniknięcie treściami synodalnymi, a zwłaszcza stylem synodalnym naszych parafialnych, czy diecezjalnych wspólnot, dalekie jest od oczekiwań. Właśnie ukazało się oficjalne polskie tłumaczenie dokumentu końcowego. Mam nadzieję, że będzie on ważnym odniesieniem przynajmniej dla naszego lokalnego Kościoła. Chciałbym, aby stał się on jednym ze źródeł naszej refleksji w planowanym wkrótce synodzie diecezjalnym.
Czy zdaniem księdza biskupa mamy w Kościele w Polsce dużo do zrobienia, jeśli chodzi o umiejętność dialogu, słuchania siebie nawzajem i współpracę duchownych ze świeckimi?
- Nie tylko w Kościele mamy dużo do zrobienia w tym względzie. Jest to problem ogólnospołeczny. Kościół w Polsce wciąż jest przenikający i oddziałujący w dużej mierze na życie społeczne i odwrotnie. Przeżywamy, jak widać gołym okiem, duży kryzys w umiejętności słuchania i dialogu na każdym poziomie życia społecznego. Jest to negatywny proces, który trwa już dłuższy czas. Dotyczy to także kościelnego życia. Jesteśmy w okresie około bożonarodzeniowym. Powinniśmy brać więc przykład ze Słowa, które przyszło na świat. To Słowo stało się Człowiekiem i zamieszkało pośród nas. Słowo, a zwłaszcza to Słowo, powinno dużo mówić, bo wszystko, co wypowie jest Boże. Tymczasem to Słowo milczało. Trzydzieści lat milczało, z wyjątkiem małego epizodu, gdy miało dwanaście lat. To bardzo wymowne.
My zaś nie umiemy milczeć, nie umiemy się słuchać. Mamy określone poglądy, z których nie potrafimy zrezygnować. Wielu ma swoje jedyne gazety, programy informacyjne, portale, swoich etatowych, ulubionych dziennikarzy, publicystów, którzy za nich myślą. Nie lubimy też różnorodności. Drażni nas, oby tylko, pobożność innych. Naszą pobożność, czy duchowość, uważamy za lepszą, a nawet czasami za jedyną. Nie ufamy sobie, ponieważ się nie spotykamy, nie słuchamy się i nie prowadzimy dialogu. Przekłada się to więc i na współpracę. Jaki dialog, taka współpraca. Dotyczy to także współpracy duchownych ze świeckimi.
Był ksiądz biskup organizatorem Kongresu Nowej Ewangelizacji, który odbył się w październiku w Tarnowie. Tematem kongresu był symboliczny „Powrót do domu” – czyli do Kościoła – młodych, którzy obecnie są według badań najszybciej laicyzującą się grupą społeczną w Polsce. Na jakie przyczyny odchodzenia młodych od wiary wskazywali uczestnicy kongresu?
- Bynajmniej nie pierwsze, jakby się wydawało, były wskazywane przyczyny gorszącej, czy mizernej postawy ludzi Kościoła, w tym duchownych. Owszem, o nich też była mowa, niemniej dla młodych są to przyczyny wtórne. Wydaje się, że dla nich potrzeby duchowe nie są dzisiaj najważniejsze.
Dramatycznie brzmią wypowiedzi młodzieży nieoczekującej od Kościoła, nawet od Pana Boga, niczego. Dzieje się to w kontekście postępującej laicyzacji, na którą wpływ ma cyfryzacja i powiązana z nią globalizacja. Kościół jawi się tutaj jako archaiczny przeżytek, który ogranicza wolność, wprowadza krępujące normy i zasady, których jego członkowie niekoniecznie sami przestrzegają, jak to doskonale obserwuje młodzież. Dla młodych, którzy jeszcze poszukują wiary w Kościele, dużą przeszkodą, na co wskazywali uczestnicy kongresu, jest obraz Boga, który czasami jest fałszywie przedstawiany przez wierzących słowem czy życiem. Nadto wiara jawi się dzisiaj w dyskursie publicznym jako sprzeczna z rozumem, na co Kościół nie zawsze umie dać sensowną odpowiedź. Również zbyt wysokie wymagania moralne, zwłaszcza w dziedzinie ludzkiej seksualności sprawiają, że dla wielu młodych nie po drodze jest dzisiaj z Kościołem.
Czy na kongresie udało się znaleźć jakieś rozwiązania, w jaki sposób można zatrzymać ten proces? Jak pomóc młodym wrócić do wspólnoty Kościoła albo – w przypadku tych, którzy nigdy nie byli jego częścią – odkryć wiarę?
- Wskazywano tutaj na język, którego trzeba się nieustannie uczyć, by umieć komunikować się ze światem młodych. Znają go najlepiej sami młodzi, stąd ważną propozycją jest odpowiednia formacja młodych wierzących, by szli z Ewangelią do swoich rówieśników. Dla takich młodych ta forma zaangażowania w życie Kościoła sprawia, że pogłębiają swoją więź ze wspólnotą i czują się za nią także odpowiedzialni. Znając zaś serca swoich rówieśników, będą gwarancją adekwatnego oddziaływania na nich. Powstające w ten sposób środowiska młodych wierzących będą naturalnym miejscem, do którego inni młodzi chętnie przyjdą, licząc na zrozumienie i wsparcie.
Nadto nie bez znaczenia jest postawa rodziców, czy ważnych dla młodych liderów, którzy poprzez umiejętne budowanie relacji i więzi będą mogli świadectwem, a kiedy trzeba również i słowem, objawiać młodym wartość i atrakcyjność życia Ewangelią. Potrzebni są też autentyczni duszpasterze, którzy nie tylko będą dla młodych znajdować czas i poświęcać im uwagę, ale przede wszystkim będą umieć ich prowadzić do Boga, a nie zatrzymywać na sobie.
Czy uczestnicy kongresu dawali jakieś wskazówki rodzicom, jak powinni reagować, jeśli ich dorosłe dzieci porzucają wiarę albo żyją w sytuacjach, które Kościół określa mianem nieregularnych np. związki nieformalne, orientacja homoseksualna lub transpłciowość?
- Nie ma uniwersalnych rozwiązań. Każda sytuacja, a zwłaszcza każda osoba, jest inna. Chociaż z drugiej strony jest tylko jedno rozwiązanie, które przybiera kształt w zależności od sytuacji i osoby. Chodzi o miłość, która tworzy relacje.
W czasie kongresu podkreślano, że cokolwiek dzieje się pomiędzy dziećmi a rodzicami, ważne jest, by dbać o relacje pomiędzy sobą. Często powtarzała się fraza: „racje czy relacje?”. Ważne są, owszem, racje, prawda ewangeliczna, normy moralne, doktryna i nauczanie Kościoła, które są dla rodziców fundamentem ich całego życia i światopoglądu. Niemniej podkreślano, by nie zmieniając swoich poglądów, a więc i racji, umiejętnie zawsze dbać o relacje ze swoimi dziećmi, które często już nie podzielają świata wartości rodziców. Jest to trudne i niejednokrotnie bolesne, jest to rodzaj umierania i upokorzenia, niemniej tylko miłość, która współweseli się z prawdą, jest w stanie zmieniać serca drugiego, zwłaszcza młodego człowieka.
Pomocą jest tutaj umiejętność słuchania dzieci, także tego, czego nie mówią słowami oraz próba zrozumienia przyczyn ich wyborów i postaw. Niejednokrotnie stoją za nimi nie tak oczywiste powody, jak się z pozoru wydaje. Ważne jest tutaj również, by rodzice będący w trudnych dla nich sytuacjach, szukali grup wsparcia, czy takie grupy tworzyli, spotykając się z innymi, którzy przeżywają podobne sytuacje. To pozwoli na wymianę doświadczeń, towarzyszenie w codziennych zmaganiach i zapewni wsparcie oraz modlitwę w wyjątkowo dramatycznych chwilach.
Po zakończeniu listopadowego zebrania plenarnego biskupi spotkali się z osobami skrzywdzonymi. Jakie owoce widzi ksiądz biskup po tym spotkaniu?
- Trudno mi odpowiadać za wszystkich, chociaż słyszę w rozmowach z wieloma braćmi biskupami, że treść i ton ich wypowiedzi jest już inny. Wiem na pewno, jak mnie takie spotkania i rozmowy zmieniały i zmieniają. Bez takich spotkań, trudnych zapewne zwłaszcza dla osób skrzywdzonych, jakakolwiek zmiana znów widniałaby daleko na horyzoncie. Dlatego jestem bardzo wdzięczny wszystkim uczestnikom tego wydarzenia za stworzony klimat i atmosferę bezpieczeństwa, aby można było podzielić się wzajemnie tym, co dramatycznie boli, co czujemy, czego wzajemnie oczekujemy, a gdzie jeszcze są sprawy do załatwienia.
Głównym owocem jest zapewne deklaracja wspólnej drogi ku Kościołowi bezpiecznemu, przyjaznemu i troszczącemu się o wszystkich i każdego. Nie mogę jednak też nie wspomnieć, że pojawiły się po spotkaniu, ze strony niektórych komentatorów, insynuacje, a nawet ohydne oszczerstwa wobec osób skrzywdzonych. To tylko pokazuje, że są też i tacy, którym wcale nie zależy na prawdziwym dobru osób skrzywdzonych.
Podczas tego samego zebrania plenarnego prymas Polski abp Wojciech Polak zapowiedział, że prace nad powołaniem niezależnej komisji ds. zbadania nadużyć w Kościele są bliskie zakończenia. Co zdaniem księdza biskupa zmieni powołanie tej komisji? Czy komisja ma szanse wyjaśnić wszystkie sprawy wykorzystania seksualnego małoletnich z przeszłości i ukazać mechanizmy, które blokowały ich wyjaśnianie wcześniej?
- Tak, prace nad powołaniem komisji są już bardzo zaawansowane. Kto nie doświadczył tego procesu, wydaje mu się, że jest to bardzo łatwe. Zapewniam, że nie jest. Wiem coś o tym, ponieważ tworzyłem dwie takie komisje w diecezji, a wymiar ogólnopolski jeszcze dodaje tutaj dodatkowych trudności.
Co komisja może zmienić? Przede wszystkim może i powinna wpłynąć na zmianę naszej mentalności i wrażliwości oraz reakcji i postaw dotyczących każdej krzywdy, a zwłaszcza wobec bezbronnych i małych, nie tylko we wspólnocie Kościoła, ale i całym społeczeństwie. Nawet jeśli nie uda się wszystkiego wyjaśnić, z różnych powodów, to zawsze przynajmniej niektórzy skrzywdzeni, jeszcze żyjący, będą mogli usłyszeć, że nie byli winni swej krzywdzie, usłyszą słowa przeproszenia, a wspólnota zapewni im oczekiwaną przez nich formę zadośćuczynienia i wsparcia. To pewnie niewiele, wobec ich krzywdy po tak wielu latach, ale im się to należy.
Nadto, kiedy prawda wychodzi na jaw, zawsze jest to też przestrogą dla potencjalnych krzywdzicieli, że wcześniej czy później krzywda może zostać ujawniona, a to być może zapobiegnie chociaż w części nowym zranieniom. Także prace komisji mogą ukazać niewłaściwe czy nawet niegodne motywy działania i sposoby postępowania osób odpowiedzialnych w Kościele za ukrywanie niektórych przestępstw, co pozwoli na unikanie powielania takich zachowań w przyszłości. Wreszcie prace komisji prowadzone w pełnej transparentności oraz niezależności mogą się przyczynić do chociaż częściowego odzyskiwania wiarygodności przez wspólnotę Kościoła, a zwłaszcza za nią odpowiedzialnych.
PAP/dm
Skomentuj artykuł