Papież, który pomaga transseksualnym prostytutkom, robi to, co zrobiły Jezus

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Kilkanaście dni temu do proboszcza z Torvaianica pod Rzymem zgłosiła się grupa transseksualnych prostytutek z prośbą o pomoc. Proboszcz prośbę przekazał papieskiemu jałmużnikowi – kard. Konradowi Krajewskiemu, który natychmiast pospieszył z pomocą.

„Nie ma w tym żadnej sensacji. To normalna rzecz – mówi kardynał w rozmowie z Edwardem Augustynem. Robimy to, co mówi Ewangelia. Pomagamy nawet przestępcom: na święta wysłaliśmy do więzienia Rebibbia 3 tysiące ciast wielkanocnych. A przecież to mordercy, prostytutki i gwałciciele. Gdy nie wiemy, co robić, pytamy, co zrobiłby Jezus. Odpowiedź przychodzi natychmiast. I nie ma znaczenia, czy to osoba transseksualna czy inna, chrześcijanin czy muzułmanin” („Nie jestem kamikadze”, „Tygodnik Powszechny”, 5.05.2020 r.).

„Ja jestem drogą, i prawdą, i życiem; nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie” (J 14,6). To jedno z najważniejszych zdań Jezusa. Wypowiada je w czasie ostatniej wieczerzy – na moment przed swoim odejściem. Atmosfera jest napięta. Uczniowie przerażeni. Ogarnia ich strach przed śmiercią, przed końcem, przed zbliżającą się tragedią. Jak Jezus odpowiada na ten lęk? On mówi: Jestem z wami. We wspólnocie ze mną możecie doświadczyć drogi, prawdy i życia. Jezus nie wygłasza abstrakcyjnych nauk, najsłuszniejszych teorii i moralizatorskich zachęt. On po prostu jest.

Jezus uświadamia nam że odpowiedzią na czyjś lęk może być nasza obecność. Nie teoria, nie wiedza, nie wysublimowane pouczenia, ale zwyczajna obecność. Kościół musi być obecny przy ludziach najbardziej potrzebujących i najbardziej zalęknionych. Bez względu na ich wiarę lub niewiarę, poglądy, wyznawane wizje świata i filozofie życia czy w końcu kondycję moralną. Czyż nie tego uczy nas dzisiaj Jezus? Czy nie o tym do znudzenia przypomina nam papież Franciszek i jego najbliższy współpracownik kard. Krajewski, zwany „papieskim Robin Hoodem”?

Nie możemy się bać tego, co papież Franciszek opisuje swoimi ulubionymi słowami: „bliskość”, „towarzyszenie”, „dotknięcie”, „czułość”.

Czytamy w Dziejach Apostolskich, że w pierwotnym Kościele „codziennie rozdawano jałmużnę” (por. Dz 6,1). Niesienie pomocy najuboższym od samego początku było fundamentalną misją Kościoła, wpisaną w jego DNA. Oczywiście, że Kościół nie jest jedynie organizacją charytatywną, choć wielu tylko takim chciałoby go widzieć. Nie zmienia to jednak faktu, że działalność charytatywna była i jest fundamentalna. Poprzez nią bowiem możemy być obecni, więcej nawet – Jezus może być obecny – przy najbardziej zalęknionych.

Myślę, że część naszych parafialnych funduszy powinna być przeznaczana na jałmużnę. Na konkretną pomoc ludziom potrzebującym. Na misję obecności! Bo często niewiele można pomóc wypowiedzianym słowem, a jeszcze mniej można pomóc słowem wypowiedzianym z bezpiecznego dystansu. Trzeba po prostu być. Trzeba się zaangażować. Pomocą staje się człowiek, który jest, który poświęca swój czas, swoje pieniądze, swoje siły. Nie możemy się bać tego, co papież Franciszek opisuje swoimi ulubionymi słowami: „bliskość”, „towarzyszenie”, „dotknięcie”, „czułość”.

Zagraża nam, że staniemy się takim Kościołem, który potrafi o Bogu wiele gadać, ale przestaje być obecny.

Jezus wskazuje nam dzisiaj prawdziwą drogę prowadzącą do życia. To droga naśladowania Go i wprowadzania w życie Ewangelii. To droga prowadząca od zapatrzenia się w siebie, od zatroskania się o siebie, od egoizmu, który nie widzi nic poza własnym interesem, do stanu na wzór Jezusa, który przychodzi, żeby być dla innych. Wiele razy w życiu tę drogę musimy przejść. Każdy z nas osobiście, ale też nasze wspólnoty parafialne, a nawet cały Kościół. Powie abp Grzegorz Ryś, że „mamy zaryzykować przejście do stabilizacji do prostoty, od bogactwa do ubóstwa, od władzy do służby. Tak jak Jezus, który przychodzi do nas w prostocie, w ubóstwie, w radykalnej miłości, w takiej otwartości na człowieka, że już się bardziej nie da i mówi: »Bądźcie tacy«! A my myślimy: »To niebezpieczne, to nam zagraża«”. Zagraża nam jednak coś innego. Zagraża nam, że staniemy się takim Kościołem, który potrafi o Bogu wiele gadać, ale przestaje być obecny, staje się skupiony na sobie, zatroskany o własne istnienie, a w konsekwencji nikomu niepotrzebny. Na to pozwolić sobie nie możemy.

Proboszcz parafii na South Kensington w Londynie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Papież, który pomaga transseksualnym prostytutkom, robi to, co zrobiły Jezus
Komentarze (7)
ZL
~zbigniew lechowicz
13 maja 2020, 12:05
ja wiem że każda sytuacja jest inna, losy ludzkie są skomplikowane począwszy od miejsca urodzenia, wychowanie itp. ale moja córka przez cały rok pracowała w różnych miejscach w tzw. Europie Zachodniej w hotelach, polach uprawnych, fabrykach za najniższą ich najniższą krajową więc można godznie żyć. Nie rozmuniem tych osób i zachowania jałmużnika papieskiego. Gdyby taka osoba przyszła po pomoc ponieważ chce zmieniś swoje życie to jak to rozumiem, ale tylko przyjście po pomoc a potem powrócić do swego "zawodu" to ja tego nie rozumiem. Przyszło mi na myśl np zasady u Aniołów z Bronxu gdzie ludzie mogą przyjść o pomoc ale tylko w przypadku gdy są trzeźwi. wtedy uzyskują wszechstronną pomoc i wsparcie ale w przypadku gdy są nietrzeźwi wtedy nie maja wstępu do schroniska. Takie zasady są też w różnych ośrodkach pomocy. Może to inna sytuacja ale oddaje troche ten sens.
AW
~ania waliszko
12 maja 2020, 22:32
Teoretycznie to ksiądz jest nieco wygadany, ale praktycznie - jak ksiądz pomaga prostytutkom w Londynie? Jeśli ksiądz jest tylko teoretykiem to proszę raczej zamilknąć, aby nie było pisania dla pisania i gadania dla gadania.
TS
~Taki Sobie
12 maja 2020, 17:22
A ja nie wiem co by zrobił lub powiedział Jezus. W Ewangelii jest nieprzewidywalny do współczesnych mu ludzi. Ale wiem, że głodnym i potrzebującym się pomaga bez względu, czy wyznają tę samą wiarę co my i nie koniecznie te same wartości. Dla mnie to potrzebujący ludzie, natomiast dziwnym jest to "zdziwienie" że papieski jalmuznik im pomógł. To " zdziwienie" katolików - chrześcijan jest nie do pojęcia.
RF
~Robert Forysiak
12 maja 2020, 15:34
Moim zdaniem na tę sytuację odpowiedź daje przypowieść o miłosiernym ojcu i synu marnotrawnym. Syn w głodzie i nędzy wraca do ojca, ale zaczyna od przyznania się do winy, a nawet domaga się poniżenia, tzn. przyjęcia go w poczet sług. Ojciec nawet o tym nie chce myśleć, chce by syn był znowu jego synem. A po tym nawróceniu obdziela go wszystkimi dobrami a na znak miłości ojcowskiej wręcza , symbol więzów rodzinnych i wspólnej własności. Gdyby syn przyszedł po to, żeby ojciec go nakarmił i dorzucił grosza, po to aby następnie znowu ruszyć w świat marnotrawić się, to mielibyśmy analogię do sytuacji z trans-sexworkerkami.
JG
~J G
12 maja 2020, 09:42
Jezus Chrystus powiedział by im idź nie grzesz więcej.
AR
~A R
15 maja 2020, 06:14
Czy ktokolwiek był przy dawaniu tej jałmużny i słyszał co kard. Krajewski mówił potrzebującym?
RF
~Robert Forysiak
15 maja 2020, 19:35
Raczej nikogo przy tym nie było, bo kardynał przekazał pieniądze przelewem elektronicznym do parafii, do której wcześniej zwrócili się transseksualiści. Może w tytule przelewu coś wpisał...