Papież o dopuszczalności antykoncepcji
Ilekroć papież wraca z pielgrzymki, tylekroć na pokładzie samolotu odpowiada na pytania dziennikarzy. Nie inaczej było podczas powrotu z zakończonej niedawno pielgrzymki do Meksyku.
I - jak należało się spodziewać - nie zabrakło kontrowersji. Do tych Ojciec Święty już nas zresztą przyzwyczaił. Tym razem poszło o wirus Zika i o ewentualne działania, które miały powstrzymywać jego rozpowszechnianie się.
To właśnie w takim kontekście Franciszek odniósł się do aborcji i antykoncepcji. Tę pierwszą nazwał zbrodnią (dosłownie: "aborcja nie jest mniejszym złem, to przestępstwo"), natomiast przy unikaniu ciąży zaproponował, aby niekonieczne widzieć w takiej postawie zło absolutne. I odwołał się do pewnej historii, która miała miejsce na początku lat sześćdziesiątych. Otóż to wtedy papież zgodził się, aby zakonnice, które pracowały w Kongo belgijskim i były narażone na gwałty ze strony walczących o niepodległość (i pewnie nie tylko ze strony "szlachetnych" wyzwolicieli tej belgijskiej kolonii), mogły zażywać środki antykoncepcyjne.
Wtedy to trzem teologom moralistom Stolica Apostolska zadała pytanie, czy w sytuacji zagrożenia gwałtem jest rzeczą dopuszczalną, aby siostra zakonna stosowała środki antykoncepcyjne. Na to pytanie mieli odpowiedzieć prałat Pietro Palazzini (późniejszy kardynał), Francesco Hürt (wykładowca teologii moralnej na Uniwersytecie Gregoriańskim) oraz Ferdinando Lambruschini (ten wykładał teologię moralną na Uniwersytecie Laterańskim). Wszyscy trzej opowiedzieli się za godziwością takiej decyzji. W swoich wywodach odwoływali się do zasady dobra osoby pokrzywdzonej i wyboru mniejszego zła. Powtarzam, że nie dotyczyła spędzenia płodu, czyli uśmiercenia innej istoty, a zapobieżenia poczęciu w sytuacji gwałtu.
Oczywiście wspomniana decyzja stała się jednym z argumentów w dyskusji dotyczącej moralności seksualnej wspólnoty rzymskokatolickiej. Po to ustalenie sięgali zwłaszcza ci, którzy domagali się swoistej liberalizacji w stosowaniu środków antykoncepcyjnych. Najlepiej wyraził to chyba ksiądz Ambrogio Valsecchi, który w swojej książce z 1967 roku pytał: "dlaczego to, co było dobre dla zakonnicy w Kongo - w perspektywie jej dobra osobistego, duchowego - nie może być dobre dla zamężnej kobiety…?". Valsecchi ze względu na swoje poglądy musiał pożegnać się z katedrą uniwersytecką. To się zdarza.
Rok później, w 1968 roku, Paweł VI opublikował swoją encyklikę Humanae vitae, w której opowiedział się przeciwko antykoncepcji (przy jej pisaniu spory udział miało środowisko krakowskiego Kościoła z kardynałem Karolem Wojtyłą na czele). Przez kolejnych dziesięć lat (do śmierci w 1978 roku) nie napisał już żadnej encykliki. Niemało historyków tłumaczy to falą krytyki (również ze strony wielu środowisk katolickich), która spadła na Pawła VI po ogłoszeniu Humanae vitae.
Wydaje się, że trzeba jednak oddać sprawiedliwość papieżowi, gdyż jego nauczanie nie odnosiło się do przypadków granicznych, w których kobieta jest gwałcona. Trudno, aby z takich sytuacji wyciągać normy moralne mające obowiązywać ogół wiernych. Celnie zauważył to wspomniany nieco wcześniej kardynał Pietro Palazzini. Napisał, że Paweł VI sprzeciwił się stosowaniu środków antykoncepcyjnych w sytuacji, w której dochodziło do zbliżenia seksualnego za obopólną zgodą małżonków.
Trzech wymienionych moralistów zajmowało się natomiast kwestią, jak powinna zachować się kobieta przymuszona do współżycia. Uznali, że w takiej właśnie sytuacji, sytuacji zagrożenia, zastosowanie środków antykoncepcyjnych jest uzasadnioną obroną, do której kobieta ma prawo. To oczywiście stawia przed nami dwa dylematy.
Pierwszy, jak często w małżeństwach zdarza się, że żona jest gwałcona przez swojego męża. Drugi dylemat, jak jasna jest świadomość tego, czym jest aborcja (w tym również środki farmakologiczne, które są stosowane po stosunku), a czym antykoncepcja. Wydaje się, że uwaga papieża Franciszka wyraźnie pokazuje, że czym innym jest aborcja, a zatem targnięcie się na ludzkie życie (pozostajemy w materii piątego przykazania), a czym innym antykoncepcja, a zatem odniesienie się do czystości aktu małżeńskiego (pozostajemy w materii szóstego i dziewiątego przykazania).
Franciszek nie po raz pierwszy odniósł się do problemu antykoncepcji. Już w listopadzie ubiegłego roku, wracając z Afryki, był pytany (a jakże, na pokładzie samolotu) o to, czy Kościół nie powinien zmienić swojej doktryny odnośnie do stosowania prezerwatyw, zważywszy na plagę AIDS, która dziesiątkuje ludy kontynentu afrykańskiego. Odpowiadając, zaznaczył, że stanowi to dla Kościoła problem, gdyż z jednej strony stoimy przed koniecznością troski o życie ludzi, którzy mogą zostać zarażeni (i prezerwatywa może być w tym jakąś pomocą), z drugiej strony Kościół niezmiennie broni wizji ludzkiej seksualności otwartej na przekazywanie życia (i wiążącej się z przekazywaniem życia).
Ale zaznaczył także, że te rozważania przypominają kazuistykę niedostrzegającą wielkich i prawdziwych problemów targających Afryką: niedożywienia, faktycznego niewolnictwa, braku wody pitnej, wojen i wyzysku. Dosyć mocno zabrzmiały wtedy jego słowa, że nie podoba mu się roztrząsanie jakichś kwestii kazuistycznych, kiedy ludzie umierają z braku wody i żywności.
Skomentuj artykuł