Papież przeprosił i co dalej? Co zmieni Synod?
Jest wiele spraw "synodalnych", których nawet u nas nie da się już ignorować. Chociażby język. Sposób, w jaki Kościół powinien mówić o problemach, tak aby pomagać, a nie wypychać.
Synod o rodzinie jest tuż-tuż. Rozpocznie się w niedzielę. Poruszono wiele tematów. Dokumenty z pierwszej części, dokument roboczy przed drugą częścią, wywiady, opinie, kontrwywiady... Uproszczenie procedur procesów stwierdzających niezaistnienie małżeństwa. Postulaty płynące z całego świata. To ogromny materiał.
Nad Wisłą może nie mamy wielkiej tradycji aktywnego udziału w takich dyskusjach, ale powoli uczymy się... I dostrzegamy, że to wszystko ma znaczenie i dla nas. Nie jesteśmy nieistotnym i niewidocznym "kątkiem" Kościoła. Jest o co zabiegać.
I u nas młodzi boją się małżeństwa. Coraz więcej konkubinatów, rozwody już nie zdumiewają. Obserwujemy "niewierzących" (takich katolików tylko zwyczajowych), którzy jednak ślubują przed ołtarzem. Pytamy, czy to są rzeczywiście sakramenty?
A z drugiej strony widzimy też ludzi, którzy dojrzeli do wiary, będąc już w powtórnych związkach. Dla nich (w ich głębokim, osobistym odczuciu i przekonaniu) prawdziwym sakramentalnym małżeństwem jest dopiero ten drugi związek. Trudno ignorować tego typu "nawrócenia", czyli przejścia od formalnej religijności do osobistej wiary pragnącej zaangażować całe życie w miłość do Boga i ludzi.
Jest wiele spraw "synodalnych", których nawet u nas nie da się już ignorować. Chociażby język. Sposób, w jaki Kościół powinien mówić o problemach, tak aby pomagać, a nie wypychać. Zwłaszcza trudne jest "dopracowanie się" odpowiedniej wrażliwości, gdy chcemy dialogować z osobami homoseksualnymi. Dokument przygotowujący drugą część synodu, podsumowując wyrażone opinie, wskazuje na konieczność przezwyciężenia języka godzącego w ludzką godność:
"131. Potwierdza się, że każda osoba, niezależnie od jej tendencji seksualnych, powinna być szanowana w swojej godności i przyjęta z wrażliwością i delikatnością, czy to w Kościele, czy w społeczeństwie. Byłoby pożądanym, by diecezjalne projekty duszpasterskie zwracały uwagę na towarzyszenie rodzinom, w których żyją osoby o tendencjach homoseksualnych, a także na towarzyszenie takim właśnie osobom" (Instrumentum Laboris).
Myślę, że dla nas, Polaków, nie powinny być również obojętne pewne "nowe" akcenty, które papież ostatnio stawia w kontekście rodziny. Mianowicie mówi o ekonomii. Franciszek coraz częściej to robi. Przed wyjazdem do Ameryki prosił bankierów o modlitwę, a nie o ich pieniądze. Wracając z Ameryki Południowej, w samolocie przyznał, że za mało do tej pory zajmował się klasą średnią, tą płacącą podatki, wpływającą znacząco na ekonomię światową. Przeprosił i obiecał poprawę. I oto mamy jego wypowiedź na ostatniej przed synodem audiencji generalnej (w środę 30 września), a jednocześnie pierwszej po powrocie z USA:
"Warto zauważyć, że to nie przypadek, ale zrządzenie Opatrzności, że przesłanie, a nawet świadectwo Światowego Spotkania Rodzin płynie do nas w tym momencie ze Stanów Zjednoczonych Ameryki, tj. z kraju, który w zeszłym wieku osiągnął ogromny rozwój ekonomiczny i technologiczny bez wyrzekania się swoich korzeni religijnych. Teraz te korzenie wzywają do tego, by zaczynając od rodziny, na nowo przemyśleć i zmienić modele rozwoju, dla dobra całej ludzkiej rodziny".
Obecnie w "gorączce przedwyborczej" słyszymy wiele o rodzinie. I dobrze! Wielu obiecuje jakąś sumę na dziecko. U innych w programie staje się realne wspólne rozliczenie podatkowe dla całej rodzin (wraz z dziećmi). W nowym systemie więcej mają świadczyć na rzecz państwa tylko bogaci single. Są różne pomysły. Nie tutaj jest miejsce na ich ocenę. Warto jednak pamiętać, że nie są to tematy obce Kościołowi i że "wyobraźnia miłosierdzia" również na tym polu może wiele stworzyć.
Niech potwierdzi to inny fragment dokumentu wprowadzającego w drugą część synodu:
"Wyzwania ekonomiczne
14. Konkretne życie rodzinne jest ściśle powiązane z rzeczywistością ekonomiczną. (…) Z punktu widzenia ekonomicznego najbardziej ewidentne są problemy związane z niewystarczającymi zarobkami, bezrobociem, niepewnością ekonomiczną, brakiem godnej pracy i bezpieczeństwa w miejscu pracy, handlem ludźmi i niewolnictwem.
W rodzinach w sposób bardzo wyraźny dostrzega się efekty nierówności ekonomicznych, które przeszkadzają w rozwoju: brak własnego domu; nie rodzą się dzieci; te, które są, mają trudności w studiowaniu i usamodzielnianiu się; trudno wtedy planować spokojnie swoją przyszłość. Aby przezwyciężyć te sytuacje, potrzeba strukturalnej zmiany perspektywy całego społeczeństwa, jak to nam przypomina papież: »Zrównoważony wzrost wymaga czegoś więcej niż tylko wzrostu ekonomicznego, chociaż go zakłada, wymaga decyzji, programów, mechanizmów i procesów specjalnie zorientowanych na lepszą dystrybucję dochodów, na tworzenie możliwości pracy, na integralną promocję biednych pozwalającą wyjść poza rozdawnictwo«".
Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe"
Skomentuj artykuł