Pełzająca stabilność
"Mimo intensywnych przemian, religijność polskich katolików cechuje stabilność" - podała za Instytutem Statystyki Kościoła Katolickiego w Polsce Katolicka Agencja Informacyjna. To brzmi uspokajająco.
Skoro od siedmiu lat około 40 procent Polaków regularnie uczestniczy w niedzielnej Mszy św., to chyba nie ma powodów, aby wpadać w panikę. Jak mówi dyrektor ISKK, ks. Wojciech Sadłoń, te dane świadczą o "względnej stabilizacji katolicyzmu oraz działalności duszpasterskiej w Polsce". Jego zdaniem utrzymywanie się podstawowych danych dotyczących religijności Polaków na stałym poziomie ma źródło przede wszystkim w sile, jaką jest aktywna, systematyczna, codzienna działalność parafii.
Nie jest może rewelacyjnie, ale w sumie można powiedzieć, że jest przyzwoicie, może nawet całkiem nieźle. Zwłaszcza w porównaniu z innymi. Udało się zatrzymać spadek, o którym nie tak dawno krzyczały media, sugerując wielkimi tytułami, że polskie kościoły pustoszeją. Osiągnęliśmy pewien poziom, który udaje się utrzymać, przestaliśmy ponosić straty. Obroniliśmy pozycję. Czy nie należy tego uznać za sukces? Zwłaszcza w obecnych warunkach.
W książce "Sukces organizacji: ujęcie zasobowe i procesowe" można przeczytać, że stabilna firma, charakteryzująca się ugruntowaną pozycją na rynku, nastawiona jest na utrzymanie standardów działania, rynku i swojej na nim pozycji, zaufania do marki, utrzymania klientów. Jest jednak niebezpieczeństwo, na które wskazuje np. Stefan Kwiatkowski w książce "Przedsiębiorczość intelektualna". Autor zauważył, że wiele firm po osiągnięciu pewnej stabilizacji "spoczęło na laurach". "Nie myślą o dalszym rozwoju, nie przewidują w przyszłości zagrożeń dla swojego przedsiębiorstwa. Silnie trzymają się rynku w przekonaniu, że rynek jest im wierny. Tymczasem to raczej przedsiębiorca jest wierny rynkowi poprzez swoje silne od niego uzależnienie".
Kościół katolicki nie jest firmą ani przedsiębiorstwem produkcyjnym. Jednak w swym ludzkim wymiarze pod wieloma względami poddany jest tym samym mechanizmom funkcjonowania, jak inne instytucje. Podlega też podobnym pokusom. Jedną z nich jest skoncentrowanie uwagi i większości działań na utrzymaniu pewnego "stanu posiadania" i rezygnacja z "ekspansji".
Przed laty jeden z polskich biskupów mówił, że nie obawia się gwałtownego spadku liczby katolików w Polsce, lecz raczej ich powolnego, niemal niezauważalnego odchodzenia.
Przypomniały mi się te słowa, gdy czytałem komentarze do opublikowanych na początku stycznia br. najnowszych wyników badań ISKK. "W Polsce widać elementy sekularyzacji, ale jest to sekularyzacja pełzająca" - stwierdził ostrożnie ks. prof. Sławomir Zaręba, socjolog z Uniwersytetu kard. Stefana Wyszyńskiego.
Zwrócił uwagę, że doświadczamy w Polsce procesu transformacji religijnej i transformacji kościelnej, wyrażającej się coraz częściej postawą "wierzę, ale nie przynależę". Ocenił, że o ile nie można twierdzić, że Polsce mamy do czynienia ze zjawiskiem "odchrześcijanienia", to jednak badania wskazują na zjawisko "odkościelnienia". Jego zdaniem Polska zmierza powoli do obrazu religijności, jaki obecny jest w krajach Europy Zachodniej.
Cytowany już ks. Sadłoń, komentując opublikowane pod koniec ubiegłego roku dane GUS, wskazujące m.in. na słabą religijność młodych Polaków, stwierdził: "Badania pokazują, że stoimy przed dużym wyzwaniem, jeśli chodzi o młodzież, o znalezienie sposobu na przekaz wiary młodemu pokoleniu".
Myślę, że tego typu głosów nie można lekceważyć. Trzeba je traktować z powagą i uwzględniać w strategii pracy duszpasterskiej Kościoła katolickiego w Polsce nie tylko na najbliższe trzy albo pięć lat, lecz w perspektywie ćwierćwiecza, a może i szerszej. Chociaż sformułowanie "Polska krajem misyjnym" wywołuje dziś oburzenie wielu, to jednak patrząc na działalność misyjną w taki sposób, jak papież Franciszek ujął ją w adhortacji "Evangelii gaudium" wydaje się ono w pełni uprawnione i aktualne.
Skomentuj artykuł