Pigułka dzień po, głupota dzień przed

Fot. Suvee_Subyen / Depositphotos.com

Nasz nowy rząd z przytupem zabrał się do wprowadzania zmian i jak zazwyczaj trzymam się od polityki z daleka, tak tym razem nie zdzierżę, bo sytuacja wokół pigułki „dzień po”, czyli tak zwanej antykoncepcji awaryjnej, zaczyna być potężnie absurdalna, a skutki tego eksperymentu na naszych dzieciach będą opłakane.

Dlaczego tak uważam? Nie dlatego, że jestem katoliczką i rekomendowanym i sprawdzającym się w praktyce rozwiązaniem na mojej ścieżce jest powstrzymać się od seksu do momentu, gdy się ma warunki do spokojnego i ogarniętego życia z tegoż seksu wszelakimi konsekwencjami i to bez startowych ciężarów finansowo-relacyjnych. Więc czemu? Bo jestem matką i nie urodziłam się wczoraj, i dobrze wiem, kto poniesie ciężar odpowiedzialności, finansowy, psychiczny, fizyczny i każdy inny, za cudowną pigułeczkę dzień po - to teoretycznie wspaniałe wybawienie od możliwej niechcianej ciąży dla dziewczynek w ósmej klasie podstawówki. I że nie będzie to prawodawca.

Nie oszukujmy się: edukacja seksualna w Polsce nie jest najwyższych lotów. Choć sporo ludzi stara się jak może, to seks jest wciąż tematem tabu i dzieciakom łatwiej jest o nim gadać z przypadkowymi ludźmi w internecie niż z własnymi rodzicami. Co więcej, sfera seksualnych odkryć jest na tyle pociągająca, że łatwo jest, mając lat piętnaście (lub mniej) i szukając argumentów za wystartowaniem z życiem intymnym przyjąć za pewnik głoszone z buńczuczną pewnością teorie o niezawodności środków antykoncepcyjnych, której żaden ich producent nie zagwarantuje, bo by zbankrutował, wypłacając odszkodowania. A pigułka „dzień po” brzmi jak czysta zachęta do uprawiania seksu, gdyż daje złudzenie, że nawet gdyby zamajaczyło w perspektywie jakieś poczęcie, to nasza tabletka szybko ustawi dziewczęciu hormony tak, by do zapłodnienia nie doszło. I po kłopocie. Jesteś bezpieczna, nie wpadniesz, rób, dziecko, na co masz ochotę. Nie musisz o niczym mówić rodzicom. A że są twoimi prawnymi opiekunami do osiemnastki? Oj tam, to na pewno nie będzie twój problem.

DEON.PL POLECA

Marginalnie wspomnę, choć temat wcale nie jest marginalny, że idealizowanie antykoncepcji zwykłej czy awaryjnej jest to woda na młyn wszystkich mających złe intencje mężczyzn, a ich naprawdę nie brakuje. I że o tym też powinno się bardzo głośno mówić; fakt istnienia antykoncepcji awaryjnej w kontekście niepełnoletnich dziewczynek jest dla wielu z tych mężczyzn cichym przyzwoleniem na brak odpowiedzialności za swoje seksualne działania.

Mamy więc piętnastolatkę. Ósma klasa podstawówki, egzaminy końcowe, wódki ani energetyka nie może kupić, papierosów nie może palić, utrzymują ją rodzice, bo sama jeszcze nie pracuje, choć zasadniczo by mogła, bo prawo na to pozwala. Ogarnia się lepiej lub gorzej. Zakochuje się bardziej lub mniej. Statystycznie ma spore kłopoty z poczuciem własnej wartości, równie spore szanse na depresję, którą obecnie ma co trzeci człowiek w jej wieku, jest duże prawdopodobieństwo, że jest uzależniona cyfrowo oraz że jest objęta pomocą psychologa albo pedagoga jak przynajmniej połowa jej kolegów i koleżanek. Jest w wieku, w którym jeszcze do końca nie wie, czego chce od siebie, od życia, od ciała. Nie pomaga jej w tym to, co znajduje na TikToku czy Instagramie. Oczywiście zdarzą się wybitnie dojrzałe mentalnie dziewczyny między piętnastką a osiemnastką, ale nie oszukujmy się – należą do rzadkości.

Nie pracuje, więc nie utrzymuje się sama. Często też nie umie też sama ugotować obiadu, uruchomić pralki, zapłacić rachunków, załatwić spraw w urzędzie i dogadać się samodzielnie z lekarzem rodzinnym (choć znowu: to nie jest reguła, ale jednak ogarnięte dzieciaki są w mniejszości i wszyscy, którzy mają kontakt z piętnastolatkami, dobrze o tym wiedzą). I do osiemnastego roku życia pozostaje pod prawną opieką rodziców, którzy ponoszą także prawną odpowiedzialność za jej działania.

No i nasza ósmoklasistka dostaje oto z najwyższej, prawnej półki bardzo wyraźne przyzwolenie na uprawianie seksu bez wiedzy rodziców, poparte głębokim przekonaniem, że „pigułka dzień po” rozwiąże jej ewentualne problemy, jeśli takie będzie mieć – czyli że na pewno uratuje ją przed niechcianą ciążą, gdyby do takiej doszło.

Że dojść może, każdy powinien wiedzieć, gdyż żaden istniejący środek antykoncepcyjny nie daje stuprocentowej skuteczności, daje za to ogromny szok, gdy się okazuje, że stosująca go para w ciążę zaszła, choć była głęboko przekonana, że nigdy się nie znajdzie w puli tych statystycznych kilku lub kilkudziesięciu procent mających szansę na ciążę mimo użycia prezerwatyw, pigułek i całej reszty środków. Niestety, wbrew wszystkim pięknym zapewnieniom fakty są takie, że jedynym w stu procentach skutecznym sposobem, by nie być w ciąży, jest nie współżyć, a jeśli ktoś twierdzi inaczej, to biorąc pod uwagę aktualny stan wiedzy medyczno-farmakologicznej jest w 2024 roku naprawdę wybitnym ignorantem.

A więc mamy naszą piętnastolatkę z ochotą na seks (albo poczuciem wstydu, że jeszcze jest dziewicą, albo przekonaniem, że bez seksu straci miłość życia, albo ogromną potrzebą bycia ważną i kochaną, i tak dalej). Mamy wspaniałą narrację, że oto każda dziewczyna w jej wieku może szybciutko polecieć do apteki, gdy nagle zacznie podejrzewać, że może być w ciąży. I mamy jej rodziców, którzy mają się nie wtrącać, bo prawo pozwala ich córce uprawiać seks - ale to właśnie oni będą ogarniać cały ten bałagan, gdy się okaże, że antykoncepcja awaryjna nie zadziałała, bo któryś uparty plemnik wygrał swój jedyny w życiu wyścig. I to oni będą utrzymywać dziecko swojego dziecka i prawnie odpowiadać za oboje, póki ich córka nie skończy 18 roku życia. A to jest ciężar, który bardzo trudno nieść...

Tak, wiem, można teraz powiedzieć: ale właśnie po to jest pigułka dzień po, żeby ciąży nie było. Tyle, że sam producent uprzejmie informuje, że dwie na sto kobiet mimo zastosowania antykoncepcji awaryjnej i tak w ciążę zajdą, więc nie ma żadnej stuprocentowej gwarancji. A do tego, jeśli do zapłodnienia już doszło, tabletka "dzień po" nic nie zmieni. Tyle z ulotki.

Jaki jest logiczny wniosek? Że szykowana ustawa niesie ze sobą przekaz, który brzmi mniej więcej tak: dziewczyno, możesz uprawiać seks i takie jest twoje prawo, ale nikt ci nie zagwarantuje, że nie zajdziesz w ciążę, a jeśli tak się zdarzy, że zajdziesz, to jedyne, co ci zaproponujemy, to jej usunięcie. A jeśli się na to nie zdecydujesz, to o ile nie ogarną cię rodzice, zostaniesz z tym sama. Twoje życie zmieni się na zawsze. Nie będziesz nawet mieć praw rodzicielskich i decydować o swoim dziecku, bo do tego musisz mieć 18 lat (ciekawa rozbieżność w przepisach, prawda?) i muszą je przejąć twoi rodzice (albo kurator ustanowiony przez sąd, jeśli rodzice nie zechcą tego obowiązku na siebie wziąć). A jeśli zdecydujesz się na aborcję, z jej traumatycznymi skutkami tak bardzo negowanymi przez lewicowe środowiska – no bo kasa, moi drodzy! - też będziesz potem z tym obciążeniem walczyć sama lub w towarzystwie rodziców.

Jasne, mogę się mylić.
Jasne, kwestia seksualności jest bardzo istotna i piętnastolatki są bardzo ważne, jak wszystkie inne dzieciaki. Jasne, o seksie trzeba mówić, uczyć, rozmawiać, bo to jedna z kluczowych potrzeb każdego człowieka i wymaga mądrego zaopiekowania.

Ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że takie rozwiązanie jak pigułka „dzień po” to nie jest żadna troska o dzieciaki i ich seksualność, tylko wyrywkowe podjęcie gorącego tematu po to, by udowodnić, że teraz będzie "po naszemu i kto nam zabroni". Że żadne dobro żadnych nastolatek tu się nie liczy. Że chodzi wyłącznie o władzę, kasę i polityczną rację, a być może także o poszerzenie po cichu puli kobiet możliwych do wykorzystywania seksualnego bez żadnych konsekwencji - a nie o sensowne rozwiązanie problemu seksualności nastolatek i nastoletnich matek. I że na pewno w tych rozgrywkach nie liczą się zwykli, chcący dla swoich dzieci jak najlepiej rodzice. Bo im, podobnie jak dzieciom, wciska się cudowny miraż zwolnienia z odpowiedzialności, z której jednak życie nikogo nie zwalnia niezależnie od tego, ile razy nas ktoś będzie o tym przekonywał.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pigułka dzień po, głupota dzień przed
Komentarze (23)
MJ
~Marzena Jaworska
14 lutego 2024, 19:44
Olaboga, nastoletnia młodzież popełnia błędy i podejmuje decyzje, które jej szkodzą (w domyśle: My, Dorośli, My, wierzący katolicy, My, Biskupi powiemy, jak ma być zorganizować świat, aby przynajmniej jawnie tej głupoty było mniej) ;-) Uffff, duszno.
KR
~Kamil Rutek
8 lutego 2024, 10:08
Pani Marto, dziękujemy, że bardzo konkretnie podzieliła się Pani swoimi spostrzeżeniami. Potrzbujemy więcej takich wypowiedzi - zwłaszcza kobiet.
ŁL
Łukasz Lipiński
6 lutego 2024, 19:03
No cóż, nie ma żadnej wątpliwości że rodzice chętniej poniosą (skoro już mają ponosić) ciężar odpowiedzialności, finansowy, psychiczny, fizyczny i każdy inny za pigułkę, niż za ciążę. Chcecie żeby tych pigułek nie stosowano? To zróbcie tak - nie mam pojęcia w jaki sposób - żeby niechciana ciąża nie była końcem marzeń o lepszej edukacji i karierze zawodowej.
GW
~Gocha Wójcik
9 lutego 2024, 14:45
Problem leży jednak w tym, że rodzice mogą nawet nie wiedzieć, z jakim ciężarem przyjdzie im się zmierzyć, bo zadecyduje o tym nastolatka, którą cechuje labilność zachowań i którą targają silne emocje. Po prostu podejmie decyzję bez ich przyzwolenia, a nawet świadomości.
TN
~Tadek Niedzwiadek
6 lutego 2024, 14:29
Za tak zwanej komuny , aborcja była legalna, a dzieci rodzilo się dużo,
JS
~Jan Stanirowicz
7 lutego 2024, 16:45
To wracaj mentalnie do tamtych czasów, skoro ci pasuja
JM
~Justyna Mic
9 lutego 2024, 10:45
W innych krajach Europy aborcja jest legalna, a dzieci rodzi się tam coraz mniej.
MM
Mario Montessari
6 lutego 2024, 09:29
"A do tego, jeśli do zapłodnienia już doszło, tabletka "dzień po" nic nie zmieni. Tyle z ulotki. " Nie kumam. Przecież ona działa też wczesnoporonnie!?
MS
~Marcin S
5 lutego 2024, 20:32
Drobna uwaga: te środki nie są nazywane środkami wczesnoporonnymi bo WHO zdefiniowało początek ciąży jako zagnieżdżenie zarodka w macicy. Co nie zmienia faktu, że to już jest zapłodniony zarodek z unikalnym nowym genomem. Więc wedle katolickiej definicji jest to człowiek.
GW
~Gocha Wójcik
5 lutego 2024, 19:22
Dziwi mnie fakt, że w tej dyskusji nikt nie podjął tematu skutków ubocznych tzw. awaryjnej antykoncepcji. Przecież to nie paracetamol czy witamina C.
E
~Eliza ~
5 lutego 2024, 18:01
Jest dla mnie szokiem, jak łatwo w kręgach kościelnych się zakłada, że 15-latki (płci obojga) niczego tak nie pragną jak seksu, tylko perspektywa ciąży je ogranicza. Ludzie ogarnijcie się! Też mam dzieci i widzę coś zgoła przeciwnego. Młodzi trudniej wchodzą w związki, niż dawniej. I później, a efekty już widać w statystykach
AR
Awdotia Romanowa
7 lutego 2024, 11:06
Podzielam, jako matka nastolatków martwię się tym, że relacje między równieśnikami przeniosły się do neta. Nie widzę nadmiernych chęci do zwykłego choćby "chodzenia" z chłopakiem w prawdziwym świecie. Wolą Mesengera a w taki sposób to się w ciążę nie zajdzie.
BB
~Big Ben
5 lutego 2024, 17:50
Ile to tam na kursach przedmałżeńskich mówili o skuteczności metody Retzera ( taki trochę zmodyfikowany kalendarzyk ) - 100 % ?
E3
edoro 333
5 lutego 2024, 17:05
Jestem przeciwna sprzedaży pigułki dzień po 15-latkom bez wiedzy i zgody rodziców. Ale młodzież i tak będzie uprawiać seks (przepraszam za określenie, jeśli kogoś uraziłam) i NA PEWNO większość, zdecydowana większość z nich nie zechce czekac z tym do ślubu. Niechciane dzieci to tragedia przede wszystkim dla tych dzieci. Antykoncepcja wydaje się lepszym rozwiazaniem
HZ
~Hanys Z Namysłowa
5 lutego 2024, 16:23
W Niemczech mimo sexedukacji jest w roku 150. 000 aborcji.Ilosc sprzedanych tabletek dzień po nie jest mi znana,dlatego potrzebujemy imigrantów z Afryki i ich kupę dzieci,ale to nie będą już Niemcy.
KK
~karol karol
5 lutego 2024, 12:57
>Tyle, że sam producent uprzejmie informuje, że dwie na sto kobiet mimo zastosowania antykoncepcji awaryjnej i tak w ciążę >zajdą, więc nie ma żadnej stuprocentowej gwarancji. to się nazywa "otwartość na życie" xd
AM
~Alicja M.M.
5 lutego 2024, 12:30
Zdumiewa mnie jedno i Pani tekst mi to jeszcze mocniej uświadomił. Otóż, odsuńmy na moment (umownie odsuńmy) kwestie moralne. Rozumiem, że dla znacznej części elektoratu obecnego rzędu atrakcyjna jest obietnica złagodzenia prawa antyaborcyjnego (bo „moja macica” i tak dalej). Ale myślę, że kobiety i mężczyźni, który są za dostępem do aborcji, często mają dzieci, urodzone i kochane, będące obiektem rodzicielskiej troski. Wydawało mi się, że pigułka "dzień po" w wolnym dostępie dla piętnastolatek powinna wzbudzić falę protestów także ze strony zwolenników aborcji, z tych powodów, o których Pani pisze. Dlaczego tak nie jest? Czy nawet jeśli chodzi o własne dzieci, ich zdrowie, ich szczęście, wygodniej chować głowę w piasek?
ŁR
~Łukasz Ruda
6 lutego 2024, 09:50
Na złość starej babci cnocie odmrożę sobie uszy. Plus marketing, który jest władcą absolutnym przestrzeni cyfrowej. Tak teraz działa homo sapiens.
PR
~Ppp Rrr
5 lutego 2024, 12:20
Pigułka "dzień po" oczywiście nie rozwiązuje WSZYSTKICH problemów, ale jako pierwszy element, prosty i szybki do wprowadzenia - już jest OK. Pisze Pani, że w 2% nie działa - możliwe, ale jaka jest "skuteczność" środków legalnych z puntu widzenia Kościoła? Najpierw trzeba liczyć, potem pisać i publikować. Pozdrawiam.
AM
~Alicja M.M.
5 lutego 2024, 18:07
Jeśli chodzi o zapobieganie ciąży, to skuteczność wstrzemięźliwości seksualnej piętnastolatek jest stuprocentowa. I najlepsza dla nich pod każdym względem.
RG
~Roman Gawor
5 lutego 2024, 20:54
Pan postrzega pojawienie się dzieckaka jako "problem". I jak tu rozmawiać normalnie z takim.
TP
~Tomasz P
5 lutego 2024, 21:06
Całkiem wysoką. Nie współżyć =100% skuteczności.
TN
Tomasz Niemirowski
6 lutego 2024, 09:08
Skuteczność środków legalnych, czyli powstrzymania się od współżycia, jest stuprocentowa.