Polska okiem Japończyka
Jakieś 30 lat temu jeden z moich współbraci w dość zaskakujący sposób opisał piękną kaplicę w naszym domu nowicjackim. Zaczął tak: "wyobraźmy sobie, że do tej kaplicy wszedł Japończyk, człowiek, który nigdy wcześniej nie zetknął się z naszą kulturą i religią. I co widzi?"… Po czym nastąpiła barwna opowieść, całkowicie wypruta z wszelkiego sacrum. Do dzisiaj z humorem wspominamy tę historię, choć prawdopodobnie nie jest ona daleka od prawdy.
Minęły lata. Polska odzyskała niepodległość, Kościół może swobodnie działać, a w prasie i w telewizji znajdujemy same "prawdziwe" wiadomości. Nasz Japończyk wraca i bierze do ręki jedną z najbardziej poczytnych gazet, a wieczorem siada przed telewizorem, by zobaczyć czego dziś może się dowiedzieć o Kościele w Polsce. I dowiaduje się o tym, że Kościół to najbardziej pazerna instytucja w naszym kraju, zachłanna na każdy grosz, budowlę i skrawek ziemi. Polscy biskupi to banda pasibrzuchów, jeżdżących najbardziej wytwornymi limuzynami. Na te luksusy łożą nie tylko wierni, składający na tacę hojne ofiary i wymuszane opłaty, ale i nasze biedne państwo, związane konkordatem i ustawą o tzw. funduszu kościelnym.
W Kościele w Polsce szerzy się plaga pedofilii i homoseksualizmu. Kobietom przeszkadza się w swobodnym korzystaniu z takich możliwości współczesnej medycyny jak aborcja, zapłodnienie in vitro, środki antykoncepcyjne. Młodzież jest indoktrynowana na lekcjach religii przez opłacanych przez państwo fanatycznych katechetów, którzy zamiast mówić o sposobach zapobiegania niepożądanej ciąży, uczą odpowiedzialności za życiowe wybory i przygotowują do życia w rodzinie. Do tego dochodzi jeszcze bezczelne wdzieranie się do polskich domów katolickiej telewizji i radia.
Oszołomiony Japończyk pyta dobrze poinformowanego polityka, jak państwo polskie zamierza reagować na te zagrożenia ze strony Kościoła. Otrzymuje odpowiedź, że winę za takie rozpanoszenie się Kościoła ponoszą jedynie poprzednie rządy. No, ale my sobie z tym poradzimy i nie pozwolimy, aby poza nami nawet tak potężna instytucja jak Kościół miała wpływ i kształtowała umysły i sumienia naszych młodych obywateli. Przede wszystkim lekcje religii uczynimy przedmiotem dodatkowym, a katecheci będą opłacani przez samorządy. Młodzież, wiedząc, że katecheza nie jest obowiązkowa, a jej ocena nie będzie umieszczana na świadectwie, łatwo się z udziału w niej zwolni. No, a poza tym samorządy, będą się mocno zastanawiać czy niewielkie pieniądze jakimi dysponują przeznaczyć na naprawę dróg i kanalizację, czy na pensję dla katechety.
Fundusz kościelny jest oczywiście do likwidacji. Trzeba tylko poszukać odpowiedniej większości w parlamencie i rozwiązać tę archaiczną instytucję, która od 60 lat dofinansowuje Kościół. Państwo jest zbyt ubogie, żeby utrzymywać najbiedniejsze zakonnice z klasztorów klauzurowych czy opłacać ubezpieczenia misjonarzy, którzy często są jedynymi ambasadorami Polski w dalekich krajach. Trzeba tylko, żeby ludzie zapomnieli o tym, że finansowanie jest jedynie drobną rekompensatą za dobra siłą zabrane Kościołowi po II wojnie światowej.
Jeśli chcemy oderwać naród od Kościoła to trzeba promować i nagłaśniać wszelkie ruchy libertyńskie i feministyczne. Trzeba, żeby ludzie zrozumieli, jak wielką "krzywdę" Kościół wyrządza polskim kobietom nie zgadzając się na aborcję, środki antykoncepcyjne, wolną miłość czy zapłodnienie "in vitro". Ostatecznie, trzeba Kościołowi zamknąć usta. Nadarza się dobra okazja. Jest czas wchodzenia na platformę cyfrową polskiej telewizji. Trzeba użyć wszelkich prawnych, a nawet bezprawnych sztuczek, żeby jedyna katolicka telewizja nie znalazła się pośród stacji, które otrzymają koncesję. To nic, że ludzie protestują na ulicach miast i napisali już ok. 2 miliony petycji. Muszą wiedzieć, kto tu rządzi i decyduje o tym na co mają patrzeć w telewizorze. Zwykle o tej porze mieliśmy rekolekcje, ale widzi pan, w tym roku jest tyle ważnych spraw do przemyślenia, że na takie fanaberie nie możemy tracić czasu. Musimy pilnować naszych wizji, zwłaszcza, że na lojalność naszego koalicjanta tak do końca liczyć nie możemy.
Nasz Japończyk nie jest jednak człowiekiem bezmyślnym. Dlatego pyta: jak to jest, że Kościół, który tyle "zła" wyrządził Polsce wciąż cieszy się wielkim autorytetem w narodzie, a pomimo waszych dobrze przemyślanych zabiegów ludzie wcale tłumnie od wiary i od Kościoła nie odstępują? Znam trochę historię Waszego kraju i wiem, że od początku swojej państwowości Polska była związana z Kościołem i w ogóle jej państwowość liczy się od przyjętego przez Mieszka I Chrztu Polski w 966 roku?
W tej ponad 1000-letniej historii dzieje Polski i Kościoła są przecież ze sobą nierozerwalnie złączone. W najtrudniejszych czasach reżimu komunistycznego Prymas Tysiąclecia wołał na Jasnej Górze: "Tutaj zawsze byliśmy wolni". Pamiętamy też rolę Kościoła w czasie stanu wojennego. Jak wielu spośród tych, którzy dzisiaj z Kościołem walczą, tam właśnie znajdowało schronienie i wsparcie. A dzisiaj Caritas i inne instytucje charytatywne, działające przy Kościele jakże wiele dobra świadczą najbardziej potrzebującym, wyręczając w ten sposób instytucje państwowe. Nie mówię już o formowaniu ludzkich sumień i osobowości młodych Polaków.
To wszystko dzisiaj jest mało ważne. Dzisiaj liczy się władza. "Kto ma władzę, ten ma wszystko". Dzisiaj naszym rządzącym Kościół wydaje się być do niczego niepotrzebny, a nawet im przeszkadza. Kiedy był potrzebny, trzeba było się z nim liczyć, a nawet się do niego łasić. Dzisiaj wydaje się, że wręcz przeszkadza w kierowaniu narodem. Ze strony olbrzymiej rzeszy ludzi Kościoła partia władzy nie może liczyć na wsparcie. Wobec tego trzeba się od niego odwrócić a zwrócić się ku tym, od których władza może liczyć na potrzebne głosy, nawet jeśli będą to głosy jakiejś partii bezideowej i bez żadnych zasad moralnych. Uderzenie w Kościół musi być mocne, bo to najpotężniejsza przeszkoda na drodze realizacji planów partii władzy.
Ludzie, co się z wami dzieje? - zapytał oszołomiony Japończyk.
Skomentuj artykuł