Posłuchajmy Kościoła, wyciągnijmy w październiku nasze różańce
Zbliża się październik, czas w którym Kościół zaprasza szczególnie do modlitwy różańcowej. Uśmiecham się, widząc oczami wyobraźni skrzywione miny tych, którzy różaniec kojarzą wyłącznie z paniami w wieku emerytalnym, które "zakłócają" ciszę w kaplicach i świątyniach.
Trochę nie dziwię się osobom, których drażni modlitwa różańcowa odmawiana głośno, przed mszą lub na adoracji. Przychodzimy po ciszę, a po uszach aż biją kolejne Zdrowaśki. Może to być frustrujące, męczące i trudne. Sama staram się patrzeć na to z dużą wyrozumiałością, choć nie zawsze jest to łatwe. Jednak widzę w tym też dużą potrzebę modlitwy wspólnotowej, głośnej, dającej poczucie bliskości.
Tym właśnie dla wielu osób jest i staje się różaniec. Z ogromnym podziwem od lat przyglądam się takim dziełom jak Teobańkologia, gdzie na wspólnej modlitwie różańcowej gromadzi się masa ludzi, z różnych części Polski. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się na Instagramie, wśród młodych katolików. Choćby zachęta Klaudii Naczke-Wójcik i jej akcja ukryta pod hasztagiem #scrollujróżaniec przyciągająca wielu.
Usłyszałam ostatnio słowa, że często mamy w domu sporo pięknych różańców, ale nikt się na nich nie modli. Prawdą jest, że rynek katolicki przestaje straszyć kiczem i łatwo jest wpaść w pułapkę posiadania pięknych dewocjonaliów, których żal używać by się nie zniszczyły. Leżą więc gdzieś na widoku, może i cieszą oko, ale pożytek z nich mały. Sama jednak stoję na stanowisku, że lepszy pożytek mały niż żaden i dopóki w naszym domu dewocjonalia są traktowane z choćby minimalnym szacunkiem, nie jest tak źle. Być może kiedyś przyjdzie chwilowe natchnienie by się pomodlić i dobrze jest wtedy złapać ten piękny różaniec i za tym pragnieniem pójść.
Nie jest to już modlitwa starszych państwa, którzy mają zbyt dużo czasu, więc z nudy "klepią Zdrowaśki" w kościołach. Ta modlitwa staje się coraz bardziej powszechna wśród młodych, zapracowanych ludzi, którzy szukają w swojej codzienności wyciszenia, poczucia wspólnoty, kontaktu z Bogiem. Dla wielu młodych matek Maryja staje się oazą normalności, wsparcia, matczynej czułości, też dzięki pomocy mądrych rozważań różańcowych, których na katolickim rynku wydawniczym nie brakuje. Wystarczy tylko pójść za pragnieniem…
Pragniemy ciszy i spokoju, którą wielu daje powtarzalność w różańcu. Pragniemy być częścią grupy, wspólnoty, którą zaspokajamy niekiedy przez dołączenie do "głośnej" ekipy różańcowej w kaplicach, czy do róż różańcowych przy parafiach. Gdy chorujemy, cierpimy, nie rozumiemy - łatwiej jest sięgnąć po różaniec, który ma swój rytm i określony schemat, niż po modlitwę spontaniczną, która nijak nie idzie. Wtedy, gdy serce biegnie, różaniec pomaga zwolnić. Gdy nie ma czasu na adorację w kościele, można wyciągnąć różaniec w drodze do pracy. I choć rodzi to ryzyko tego, że będziemy "klepać" bezmyślnie kolejne dziesiątki, to czasem właśnie taka modlitwa jest tą jedyną, na którą nas stać tu i teraz, w konkretnej chwili i sytuacji życiowej. Nie warto więc z tej możliwości rezygnować.
Uwielbiam nabożeństwa różańcowe dla dzieci w mojej parafii. Widok maluchów klęczących wokół Najświętszego Sakramentu przy ołtarzu, sam w sobie jest mocny. Gdy do tego dochodzą dziecięce głosiki, z drżeniem prowadzące do mikrofonu kolejne dziesiątki, ta modlitwa staje się dla mnie czymś szczególnym. Spotkaniem z Matką, która jest, kocha, czeka aż dzieci - te w wieku lat 6 i te w wielu lat 60 - przyjdą i drżącym głosem wypowiedzą słowa pełne ufności. Być może wyuczone jak wierszyk w zerówce, ale pomimo to ukrywające w sobie ogromną potrzebę bliskości - z samym sobą, Bogiem, a czasem też z drugim człowiekiem.
Posłuchajmy Kościoła, wyciągnijmy w październiku nasze piękne różańce. Niech cieszą nie tylko oko, ale i serce.
Skomentuj artykuł