Postanowienie noworoczne, czyli o pokusie miecza

ks. Artur Stopka

To ciekawe, że Kościół, któremu świat zawdzięcza najbardziej rozpowszechniony na świecie jest kalendarz gregoriański, oparty na długości roku zwrotnikowego, swój wewnętrzny czas odmierza inaczej. Nie dostosowuje do niego początku i końca roku liturgicznego. Dlatego 1 stycznia w roku kościelnym nie jest wielkim rozpoczęciem, lecz raczej finałem jednego z najważniejszych okresów - zamyka Oktawę Narodzenia Pańskiego.

Podejmowanie postanowień noworocznych nie jest więc zwyczajem z Kościołem kojarzonym. Mimo to myślę, że można by spróbować podjąć pewien eksperyment i wyobrazić sobie, jakie postanowienie na rok 2014 mógłby podjąć Kościół katolicki w Polsce.

Jak wynika z badań naukowych nad zjawiskiem postanowień noworocznych, w wymiarze jednostkowym bardzo często dotyczą one zmiany postępowania człowieka. Niejednokrotnie chodzi o stanowcze przeciwstawienie się jakiejś pokusie, której uleganie dotychczas przyniosło niedobre, niepożądane skutki.

DEON.PL POLECA

Przyszło mi na myśl, że polscy katolicy, jako wspólnota połączona wiarą, mogliby na najbliższy rok, choćby tylko na próbę, podjąć postanowienie zdecydowanego przeciwstawienia się pewnej pojawiającej się raz po raz.

Chodzi o pokusę, której, według św. Jana Ewangelisty, uległ w Ogrójcu św. Piotr. Gdy Judasz wraz z kohortą oraz strażnikami otrzymanymi od arcykapłanów i faryzeuszów, przybył z zamiarem wydania Jezusa i umożliwienia Jego pojmania, Szymon Piotr w obronie swego Mistrza sięgnął po miecz i odciął prawe ucho Malchosowi, słudze arcykapłana.

Z Ewangelii według św. Łukasza wiemy, że Jezus nie tylko zgodził się na zabranie do Ogrójca dwóch mieczów, ale chwilę przed wyjściem zachęcał nawet swych uczniów, by kupili tę broń nawet za cenę pozbycia się płaszcza. Jak jednak zachował się, gdy jeden z nich rzeczywiście, w Jego obronie, miecza użył? Natychmiast przerwał walkę. Dwóch Ewangelistów zanotowało polecenie Chrystusa: "Schowaj miecz do pochwy". Św. Mateusz podał następujące uzasadnienie decyzji Jezusa: "bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną" i przytoczył Jego kolejne słowa: "Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów? Jakże więc spełnią się Pisma, że tak się stać musi?". Według św. Łukasza Chrystus dotknął odciętego ucha i uzdrowił poszkodowanego.

W każdej społeczności znajdują się ludzie, którzy sens i cel swego istnienia widzą przede wszystkim w walce. Prą oni na wszelkie sposoby do konfliktu i wojny. Nie tylko usiłują przekonać do niech wszystkich wokół, ale również przy lada okazji sięgają pospiesznie po miecz, prowokując potyczki. Nie brak ich i w Kościele. Sami łatwo i chętnie ulegają pokusie i kuszą innych, upowszechniając myślenie o Kościele nie kategoriach pokoju, lecz wojny, nie budowania jedności, lecz walki, nie miłości i braterstwa, lecz nienawiści i tropienia wroga gdzie się tylko da, zarówno na zewnątrz, jak i we własnych szeregach.

Rodzi się pytanie, jak taką postawę pogodzić ze słowami biskupa Rzymu Franciszka z Orędzia na tegoroczny Światowy Dzień pokoju: "W sercu każdego człowieka kryje się pragnienie życia pełnego, do którego należy nieodparte dążenie do braterstwa, pobudzające do jedności z innymi, w których znajdujemy nie wrogów czy konkurentów, ale braci, których trzeba serdecznie przyjąć". Papież przypomniał w stanowczych słowach, że Ten, kto przyjmuje życie Chrystusa i żyje w Nim, uznaje Boga jako Ojca i Jemu całkowicie oddaje samego siebie, kochając Go ponad wszystko. "Człowiek pojednany widzi w Bogu Ojca wszystkich, a tym samym jest wewnętrznie mobilizowany do życia braterstwem otwartym na wszystkich. W Chrystusie drugi człowiek jest przyjmowany i miłowany jako Boży syn czy córka, jako brat lub siostra, a nie jako obcy, ani tym bardziej jako rywal czy nawet wróg".

Już dziś widać, że w rozpoczynającym się roku kalendarzowym pojawi się wiele pokus, aby członkowie Kościoła katolickiego w Polsce sięgali po miecz i wśród zagrzewających do bitwy okrzyków wyruszali na rozmaite wojny. Niech fakt, że 1 stycznia od wielu lat Kościół katolicki, także w Polsce, obchodzi Światowy Dzień Pokoju, będzie dla nas wskazówką, jak się wobec tych już widocznych na horyzoncie i dopiero mających nadejść pokus zachować. Mogłoby to być nasze noworoczne postanowienie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Postanowienie noworoczne, czyli o pokusie miecza
Komentarze (45)
PT
przyjdzie taka
5 stycznia 2014, 11:48
ad Jerkud A racjonalność nakazuje aby miała swój sens i znaczenie w czymś więcej niż w powtarzaniu frazesów. I to podstawowe znaczenie tkwi właśnie w zapominanym dziś Dekalogu, czyli w lekceważonej woli Boga. Bez tego nie ma miłości i nie ma Chrystusa. Są tylko nic nie znaczące emocje i krzywda jaką się wyrządza bliźnim. Tych ze złą wolą gładkimi frazesami na pewno nie przekonasz. Im trzeba na kłamstwo odpowiadać prawdą. A jeśli przyjdzie taka potrzeba stanąć w jej obronie. Jeśli tego nie czynisz, to to jest właśnie katolicyzm bezobjawowy i bez zobowiązań.
K
Karkasą
5 stycznia 2014, 11:47
ojawia się wyraz "zawieszono" a nie "zawiesił sobie sam". Tzn że Jezus pokazuje, że inni mieliby prawo zawiesić taki kamień osobie, która sieje zgorszenie i mogliby wrzucić ją do morza. Okazuje się, że byłoby to z większym pożytkiem dla osoby gorszącej... Na koniec Jezus mówi o przebaczeniu ale pod pewnym warunkiem... :) A co jeśli aborter zabija kolejne istnienia ludzkie i ma z tego satysfakcję?
L
Ludźmierz
5 stycznia 2014, 11:46
Tymczasem chrześcijański elementarz definicji słowa "miłość" zawiera się w Dekalogu, a szczyty przyjętej nauki Chrystusa w dawaniu świadectwa prawdzie aż po śmierć włącznie. No ale przecież to takie stresujące i konfliktogenne jest - bo budujące podziały na kłamstwo i prawdę, dobro i zło, miłość i nienawiść, cnotę i grzech. I w tym sprzeczne z ogólną fajnością katolicyzmu bezobjawowego i bez zobowiązań. Nie pisał bym tego, gdyby nie miłość bliźniego. A racjonalność nakazuje aby miała swój sens i znaczenie w czymś więcej niż w powtarzaniu frazesów. I to podstawowe znaczenie tkwi właśnie w zapominanym dziś Dekalogu, czyli w lekceważonej woli Boga. Bez tego nie ma miłości i nie ma Chrystusa. Są tylko nic nie znaczące emocje i krzywda jaką się wyrządza bliźnim. Tych ze złą wolą gładkimi frazesami na pewno nie przekonasz. Im trzeba na kłamstwo odpowiadać prawdą. A jeśli przyjdzie taka potrzeba stanąć w jej obronie. Jeśli tego nie czynisz, to to jest właśnie katolicyzm bezobjawowy i bez zobowiązań.
M
Marcus
5 stycznia 2014, 07:24
do @~Marcin Kaczmarczyk (bo się nie zmieściło) Na ochłodę chciałbym zainteresować Cię inną ewangelią (Łk 17, 1-3) "Rzekł znowu do swoich uczniów: «Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą.  Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie! Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu!  I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwróciłby się do ciebie, mówiąc: "Żałuję tego", przebacz mu!»" Pojawia się wyraz "zawieszono" a nie "zawiesił sobie sam". Tzn że Jezus pokazuje, że inni mieliby prawo zawiesić taki kamień osobie, która sieje zgorszenie i mogliby wrzucić ją do morza. Okazuje się, że byłoby to z większym pożytkiem dla osoby gorszącej... Na koniec Jezus mówi o przebaczeniu ale pod pewnym warunkiem... :) A co jeśli aborter zabija kolejne istnienia ludzkie i ma z tego satysfakcję? Tyle w temacie :) Pozdrawiam.
M
Marcus
5 stycznia 2014, 07:22
do @~Marcin Kaczmarczyk Bardzo lubię jak ktoś podpiera się ewangelią (J 8, 4-11), ale muszę Cię zmartwić, że w całym tym pięknie, jest to m.in. ulubiona ewangelia przeciwników Kościoła, głównie ze względu na cytat wyrwany z kontekstu "Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień".... (to tak na marginesie....) Osobiście tą ewangelię tłumaczę sobie w ten sposób, że jeżeli Jezus powiedziałby "ukamienować ją" to dałby znak, że w cudzołóstwie winna jest tylko kobieta, bo tylko kobietę do Niego przyprowadzili. Być może większą winę ponosi mężczyzna, który doprowadził do cudzołóstwa? Dlaczego nie chcieli ukamienować drugiej strony (czyli faceta)? Jezus w subtelny sposób ukazał tą niesprawiedliwość. Dalsza część mówi, że po słowach Jezusa wszyscy odeszli, co oznacza, że Ci wojujący z kamieniami w rękach, natychmiast zrozumieli, że też są ludźmi grzesznymi.... Może się okazać, że katolicy sięgający po miecz jednak widzą u siebie takie grzechy o których Ty mógłbyś powiedzieć, że są zbyt drobne, żeby się nad nimi rozwodzić...
KB
katolicyzm bezobjawowy
2 stycznia 2014, 20:28
Nastała nam jakaś śmiertelna moda na chrześcijaństwo i katolicyzm bez zobowiązań. Fajnie jest powtarzać innym i sobie takie ogólniki o miłości, miłosierdziu, dobru - bez konsekwencji ciężaru i znaczenia słów. Wszak największy złoczyńca kiedy zabija czyni to z miłości do siebie albo "miłości" zmienia sens i znaczenie. Który to tyran mówił: jestem zły i wszystkich nienawidzę ? Wszyscy z "miłości" tyranami byli ! Fajnie jest z wszystkimi pogadać - to się teraz nazywa dialogowaniem - bez zadrażnień i sporów, bez dawania choćby werbalnego świadectwa prawdzie. Fajnie jest wtopić się w szary tłum ludzi bez własnego zdania i bezstresowo płynąc na fali fajności i nierozłącznie własnych korzyści. Tymczasem chrześcijański elementarz definicji słowa "miłość" zawiera się w Dekalogu, a szczyty przyjętej nauki Chrystusa w dawaniu świadectwa prawdzie aż po śmierć włącznie. No ale przecież to takie stresujące i konfliktogenne jest - bo budujące podziały na kłamstwo i prawdę, dobro i zło, miłość i nienawiść, cnotę i grzech. I w tym sprzeczne z ogólną fajnością katolicyzmu bezobjawowego i bez zobowiązań. Nie pisał bym tego, gdyby nie miłość bliźniego. A racjonalność nakazuje aby miała swój sens i znaczenie w czymś więcej niż w powtarzaniu frazesów. I to podstawowe znaczenie tkwi właśnie w zapominanym dziś Dekalogu, czyli w lekceważonej woli Boga. Bez tego nie ma miłości i nie ma Chrystusa. Są tylko nic nie znaczące emocje i krzywda jaką się wyrządza bliźnim. Tych ze złą wolą gładkimi frazesami na pewno nie przekonasz. Im trzeba na kłamstwo odpowiadać prawdą. A jeśli przyjdzie taka potrzeba stanąć w jej obronie. Jeśli tego nie czynisz, to to jest właśnie katolicyzm bezobjawowy i bez zobowiązań.
MK
Marcin Kaczmarczyk
2 stycznia 2014, 18:20
"Jezus natomiast udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz?» Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć3. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień». I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz!». (J 8, 4-11) Tyle w temacie :) Pozdrawiam
K
klara
2 stycznia 2014, 15:04
@Kinga Pominęłaś szczegół, Klaro: to wszystko spełni się dopiero na tamtym świecie. ... Po pierwsze - zapowiedź, ze "w końcu Niepokalene Serce Maryi zatriumfuje" odnosi się do tego świata. Po drugie - zło zostanie raz na zawsze pokonane na świecie - tym i tamtym A po trzecie - nawet jesli zaliczysz wielkie zdziwko na tamtym świecie, to tym lepiej (gorzej?), bo będziesz się dziwić całą wieczność.
Jadwiga Krywult
2 stycznia 2014, 14:59
Klaro, kiedyż to Bóg zapowiedział, że katolicy będą żyli na tym świecie jak pączki w maśle ? Intrygujące.
Jadwiga Krywult
2 stycznia 2014, 14:57
Pominęłaś szczegół, Klaro: to wszystko spełni się dopiero na tamtym świecie.
L
leszek
2 stycznia 2014, 14:56
@leszek A zgadza się, uwagi Księdza są bardzo słuszne. Niby wszyscy wiedzą, ale nigdy dość przypominania, że tak naprawdę wzięcie miecza do ręki jest oznaką słabości i strachu, a odłożenie miecza i wyrzeczenie się przemocy jest oznaką siły i odwagi.  ... Tchórze Szarych Szeregów, stańcie przed @leszkiem do apelu! Tchórze z Armii Krajowej, stańcie przed @leszkiem do apelu! Słabeusze z narodowych powstań, stańcie prezed @leszkiem do apelu! Stańcie! I nie opuśćcie go! Uczcie się od niego odwagi i mocy:))))) ... Obawiam się, że to jakieś pomieszanie z poplątaniem. Zupełnie czym innym jest przemoc czy przymus stosowane przez legalne władze dla dobra wspólnego, a zwłaszcza w celu samoobrony.
K
klara
2 stycznia 2014, 14:54
Ale mnie raczej pasuje, żeby (jak przystało na dziedziców Królestwa) Kościół raz na zawsze obronili. To się rozczarujesz. Nie ma takiej opcji: raz na zawsze. ... A to raczej ty zaliczysz wielkie zdziwko, bo właśnie taką opcję zapowiedzał Bóg i potwierdza w licznych objawieniach Jego Matka.
Jadwiga Krywult
2 stycznia 2014, 14:50
Ale mnie raczej pasuje, żeby (jak przystało na dziedziców Królestwa) Kościół raz na zawsze obronili. To się rozczarujesz. Nie ma takiej opcji: raz na zawsze.
K
klara
2 stycznia 2014, 14:47
@Kinga Klaro, nie mieszaj tu Szarych Szeregów, ale odpowiedz na pytanie kto wykazał się siłą i odwagą: broniący kościoła w Argentynie czy kłapiący buźką jak Ty ? ... Wiem, ze tobie bardzo by pasowało, zeby chrześcijanie ociekając sliną i sprejem bez końca kościoła bronili  Ale mnie raczej pasuje, żeby (jak przystało na dziedziców Królestwa) Kościół raz na zawsze obronili.
Jadwiga Krywult
2 stycznia 2014, 14:31
Klaro, nie mieszaj tu Szarych Szeregów, ale odpowiedz na pytanie kto wykazał się siłą i odwagą: broniący kościoła w Argentynie czy kłapiący buźką jak Ty ?
K
klara
2 stycznia 2014, 14:28
@leszek A zgadza się, uwagi Księdza są bardzo słuszne. Niby wszyscy wiedzą, ale nigdy dość przypominania, że tak naprawdę wzięcie miecza do ręki jest oznaką słabości i strachu, a odłożenie miecza i wyrzeczenie się przemocy jest oznaką siły i odwagi.  ... Tchórze Szarych Szeregów, stańcie przed @leszkiem do apelu! Tchórze z Armii Krajowej, stańcie przed @leszkiem do apelu! Słabeusze z narodowych powstań, stańcie prezed @leszkiem do apelu! Stańcie! I nie opuśćcie go! Uczcie się od niego odwagi i mocy:)))))
L
leszek
2 stycznia 2014, 13:43
A zgadza się, uwagi Księdza są bardzo słuszne. Niby wszyscy wiedzą, ale nigdy dość przypominania, że tak naprawdę wzięcie miecza do ręki jest oznaką słabości i strachu, a odłożenie miecza i wyrzeczenie się przemocy jest oznaką siły i odwagi.  Pokusa miecza jest zawsze silna i przemożna. Wziąć miecz do ręki, założyć zbroję, podnieść tarczę, zatrzasnąć przyłbicę i zacząć machać mieczem. Zwłaszcza zatrzaśnięcie przyłbicy, widać wtedy świat przez malutką szparkę, jedyne co trzeba wiedziec, to odróżnić wroga od przyjaciela, kto dobry, a kto zły. 
2 stycznia 2014, 12:41
W każdej społeczności znajdują się ludzie, którzy sens i cel swego istnienia widzą przede wszystkim w walce. Prą oni na wszelkie sposoby do konfliktu i wojny. Nie tylko usiłują przekonać do niech wszystkich wokół, ale również przy lada okazji sięgają pospiesznie po miecz, prowokując potyczki. Nie brak ich i w Kościele. [url]http://www.fronda.pl/a/o-maciej-zieba-oni-sa-po-zlej-stronie-mocy-wiec-trzeba-skuc-im-ryja,33119.html[/url] Żal patrzeć, co alkohol może zrobić z człowieka, jednakże pora chyba, żeby jakiś delegat Watykanu przyjrzał się temu, co wyrabiają w Polsce dominikanie. Skoro o. Zięba jest tak bezczelny, że publicznie krytykuje list KEP, to u dominikanów nie dzieje się dobrze.
AV
ad vocem
2 stycznia 2014, 10:18
Nastała nam jakaś śmiertelna moda na chrześcijaństwo i katolicyzm bez zobowiązań. Fajnie jest powtarzać innym i sobie takie ogólniki o miłości, miłosierdziu, dobru - bez konsekwencji ciężaru i znaczenia słów. Wszak największy złoczyńca kiedy zabija czyni to z miłości do siebie albo "miłości" zmienia sens i znaczenie. Który to tyran mówił: jestem zły i wszystkich nienawidzę ? Wszyscy z "miłości" tyranami byli ! Fajnie jest z wszystkimi pogadać - to się teraz nazywa dialogowaniem - bez zadrażnień i sporów, bez dawania choćby werbalnego świadectwa prawdzie. Fajnie jest wtopić się w szary tłum ludzi bez własnego zdania i bezstresowo płynąc na fali fajności i nierozłącznie własnych korzyści. Tymczasem chrześcijański elementarz definicji słowa "miłość" zawiera się w Dekalogu, a szczyty przyjętej nauki Chrystusa w dawaniu świadectwa prawdzie aż po śmierć włącznie. No ale przecież to takie stresujące i konfliktogenne jest - bo budujące podziały na kłamstwo i prawdę, dobro i zło, miłość i nienawiść, cnotę i grzech. I w tym sprzeczne z ogólną fajnością katolicyzmu bezobjawowego i bez zobowiązań. ... Nie mówię o katolicyzmie bez zobowiązań. Nie istnieje coś takiego jak katolicyzm bez zobowiązań. Mówię o sposobie komunikowania się z tymi, którzy nie wiedzą czym jest katolicyzm. Jako uczniowie Chrystusa mamy głosić, zachowując przy tym jakąś racjonalną kolejność. Najpierw milośc potem upomnienie. Czy Chrystus przy kobiecie cudzołożnej najpierw powiedział jej "idź i nie grzesz" czy pokazał jej czym jest miłość i miłosierdzie? ... @Marcinie, nie pisał bym tego, gdyby nie miłość bliźniego. A racjonalność nakazuje aby miała swój sens i znaczenie w czymś więcej niż w powtarzaniu frazesów. I to podstawowe znaczenie tkwi właśnie w zapominanym dziś Dekalogu, czyli w lekceważonej woli Boga. Bez tego nie ma miłości i nie ma Chrystusa. Są tylko nic nie znaczące emocje i krzywda jaką się wyrządza bliźnim. Tych ze złą wolą gładkimi frazesami na pewno nie przekonasz. Im trzeba na kłamstwo odpowiadać prawdą. A jeśli przyjdzie taka potrzeba stanąć w jej obronie. Jeśli tego nie czynisz, to to jest właśnie katolicyzm bezobjawowy i bez zobowiązań. .......... katolicyzm bezobjawowy - świetne określenie 
L
lopterk
2 stycznia 2014, 10:08
@szanlem xc Nie brak ich i w Kościele. Sami łatwo i chętnie ulegają pokusie i kuszą innych, upowszechniając myślenie o Kościele nie kategoriach pokoju, lecz wojny, nie budowania jedności, lecz walki, nie miłości i braterstwa, lecz nienawiści i tropienia wroga gdzie się tylko da, zarówno na zewnątrz, jak i we własnych szeregach. Kościoła katolickiego w Polsce sięgali po miecz i wśród zagrzewających do bitwy okrzyków wyruszali na rozmaite wojny. Niech fakt, że 1 stycznia od wielu lat Kościół katolicki, także w Polsce, obchodzi Światowy Dzień Pokoju, będzie dla nas wskazówką. To nie średniowiecze. Jak ktoś spoza nie zobaczy, dlaczego może mieć jakąś korzyść z przyjęcia Chrystusa, to na podstawie jakiej logiki miałby niby się zainteresować naszym Panem i Jego nauką? A potem będzie czas na dobrą spowiedź oraz systematyczną pracę nad WŁASNYMI grzechami w ramach formacji chrześcijańskiej.
SX
szanlem xc
2 stycznia 2014, 10:07
Osoby spoza, przyciągał: dobrym słowem, dobrymi czynami. Jak chcecie przyciągnąć kogoś spoza Kościoła? Machając szabelką? Strasząc ich piekłem? Paleniem na stosie? To nie średniowiecze. Jak ktoś spoza nie zobaczy, dlaczego może mieć jakąś korzyść z przyjęcia Chrystusa, to na podstawie jakiej logiki miałby niby się zainteresować naszym Panem i Jego nauką? A potem będzie czas na dobrą spowiedź oraz systematyczną pracę nad WŁASNYMI grzechami w ramach formacji chrześcijańskiej.
F
Foooooter
2 stycznia 2014, 10:05
Nie brak ich i w Kościele. Sami łatwo i chętnie ulegają pokusie i kuszą innych, upowszechniając myślenie o Kościele nie kategoriach pokoju, lecz wojny, nie budowania jedności, lecz walki, nie miłości i braterstwa, lecz nienawiści i tropienia wroga gdzie się tylko da, zarówno na zewnątrz, jak i we własnych szeregach.
F
fuze
2 stycznia 2014, 10:04
Już dziś widać, że w rozpoczynającym się roku kalendarzowym pojawi się wiele pokus, aby członkowie Kościoła katolickiego w Polsce sięgali po miecz i wśród zagrzewających do bitwy okrzyków wyruszali na rozmaite wojny. Niech fakt, że 1 stycznia od wielu lat Kościół katolicki, także w Polsce, obchodzi Światowy Dzień Pokoju, będzie dla nas wskazówką, jak się wobec tych już widocznych na horyzoncie i dopiero mających nadejść pokus zachować. Mogłoby to być nasze noworoczne postanowienie.
B
Benz
2 stycznia 2014, 10:02
Do tych wszystkich wojujących mieczem: Jezus atatkował ludzi najbardziej religijnych, ale diabelsko w tym obłudnych. Osoby spoza, przyciągał: dobrym słowem, dobrymi czynami. Jak chcecie przyciągnąć kogoś spoza Kościoła? Machając szabelką? Strasząc ich piekłem? Paleniem na stosie? To nie średniowiecze. Jak ktoś spoza nie zobaczy, dlaczego może mieć jakąś korzyść z przyjęcia Chrystusa, to na podstawie jakiej logiki miałby niby się zainteresować naszym Panem i Jego nauką? A potem będzie czas na dobrą spowiedź oraz systematyczną pracę nad WŁASNYMI grzechami w ramach formacji chrześcijańskiej. @~Jacol Obawiam się, że wielu polskich katolikow, nie potrafiłoby zdefiniować swojej religijnej tożsamości bez walki z wrogiem. Obawiam się, że nie  potrafi także tego wielu polskich biskupów. Czytam co mówi Franciszek i ani razu nie znalazłem wypowiedzi, która sugerowałaby użycie miecza. Wielu polskim katolikom bardzo się to nie podoba, co widać wyraźnie w komentarzach na Deonie. :-(
B
Brasil
2 stycznia 2014, 10:01
Nastała nam jakaś śmiertelna moda na chrześcijaństwo i katolicyzm bez zobowiązań. Fajnie jest powtarzać innym i sobie takie ogólniki o miłości, miłosierdziu, dobru - bez konsekwencji ciężaru i znaczenia słów. Wszak największy złoczyńca kiedy zabija czyni to z miłości do siebie albo "miłości" zmienia sens i znaczenie. Który to tyran mówił: jestem zły i wszystkich nienawidzę ? Wszyscy z "miłości" tyranami byli ! Fajnie jest z wszystkimi pogadać - to się teraz nazywa dialogowaniem - bez zadrażnień i sporów, bez dawania choćby werbalnego świadectwa prawdzie. Fajnie jest wtopić się w szary tłum ludzi bez własnego zdania i bezstresowo płynąc na fali fajności i nierozłącznie własnych korzyści. Tymczasem chrześcijański elementarz definicji słowa "miłość" zawiera się w Dekalogu, a szczyty przyjętej nauki Chrystusa w dawaniu świadectwa prawdzie aż po śmierć włącznie. No ale przecież to takie stresujące i konfliktogenne jest - bo budujące podziały na kłamstwo i prawdę, dobro i zło, miłość i nienawiść, cnotę i grzech. I w tym sprzeczne z ogólną fajnością katolicyzmu bezobjawowego i bez zobowiązań.
A
Alonzo
2 stycznia 2014, 10:00
@do Jazmig Nie zgodzę się z tobą. Przede wszystkim mamy mówić o Chrystusie i o nadzei jaką jest dla każdego człowieka. Grzechem na lewo i prawo rzucali Faryzeusze. Twój wywód trochę mi ich przypomina. Najwazniejszym zadaniem Kościoła jest ewangelizacja. Ewangelizacja nie zaczyna się od pokazywania co jest grzechem, a co nim nie jest. Zaczyna się od pokazania tego, że Bóg jest dobry, że kocha każdego cżłowieka, każdego grzesznika. Gdy ktoś uzna tę prawdę można zacząć rozmawiać z nim o grzechu. "Kto we mnie wierzy, choćby i umarł żyć będzie". Idźcie i głoście. Nie chce tutaj oczywiście powiedzieć, że grzechy które wymieniłeś nie są grzechami, bo są. Chodzi raczej o sposób mówienia. Jezus Chrystus był radykalny ale najpierw kochał a dopiero potem pouczał. Polecam Ewangelie, które mniemam powienieneś znać. Pozdrawiam @Marcin Kaczmarczyk - dokładnie. Do tych wszystkich wojujących mieczem: Jezus atatkował ludzi najbardziej religijnych, ale diabelsko w tym obłudnych. Osoby spoza, przyciągał: dobrym słowem, dobrymi czynami. Jak chcecie przyciągnąć kogoś spoza Kościoła? Machając szabelką? Strasząc ich piekłem? Paleniem na stosie? To nie średniowiecze. Jak ktoś spoza nie zobaczy, dlaczego może mieć jakąś korzyść z przyjęcia Chrystusa, to na podstawie jakiej logiki miałby niby się zainteresować naszym Panem i Jego nauką? A potem będzie czas na dobrą spowiedź oraz systematyczną pracę nad WŁASNYMI grzechami w ramach formacji chrześcijańskiej. @~Jacol Obawiam się, że wielu polskich katolikow, nie potrafiłoby zdefiniować swojej religijnej tożsamości bez walki z wrogiem. Obawiam się, że nie  potrafi także tego wielu polskich biskupów. Czytam co mówi Franciszek i ani razu nie znalazłem wypowiedzi, która sugerowałaby użycie miecza. Wielu polskim katolikom bardzo się to nie podoba, co widać wyraźnie w komentarzach na Deonie. :-(
KB
katolicyzm bezobjawowy
2 stycznia 2014, 09:02
Nastała nam jakaś śmiertelna moda na chrześcijaństwo i katolicyzm bez zobowiązań. Fajnie jest powtarzać innym i sobie takie ogólniki o miłości, miłosierdziu, dobru - bez konsekwencji ciężaru i znaczenia słów. Wszak największy złoczyńca kiedy zabija czyni to z miłości do siebie albo "miłości" zmienia sens i znaczenie. Który to tyran mówił: jestem zły i wszystkich nienawidzę ? Wszyscy z "miłości" tyranami byli ! Fajnie jest z wszystkimi pogadać - to się teraz nazywa dialogowaniem - bez zadrażnień i sporów, bez dawania choćby werbalnego świadectwa prawdzie. Fajnie jest wtopić się w szary tłum ludzi bez własnego zdania i bezstresowo płynąc na fali fajności i nierozłącznie własnych korzyści. Tymczasem chrześcijański elementarz definicji słowa "miłość" zawiera się w Dekalogu, a szczyty przyjętej nauki Chrystusa w dawaniu świadectwa prawdzie aż po śmierć włącznie. No ale przecież to takie stresujące i konfliktogenne jest - bo budujące podziały na kłamstwo i prawdę, dobro i zło, miłość i nienawiść, cnotę i grzech. I w tym sprzeczne z ogólną fajnością katolicyzmu bezobjawowego i bez zobowiązań. ... Nie mówię o katolicyzmie bez zobowiązań. Nie istnieje coś takiego jak katolicyzm bez zobowiązań. Mówię o sposobie komunikowania się z tymi, którzy nie wiedzą czym jest katolicyzm. Jako uczniowie Chrystusa mamy głosić, zachowując przy tym jakąś racjonalną kolejność. Najpierw milośc potem upomnienie. Czy Chrystus przy kobiecie cudzołożnej najpierw powiedział jej "idź i nie grzesz" czy pokazał jej czym jest miłość i miłosierdzie? ... @Marcinie, nie pisał bym tego, gdyby nie miłość bliźniego. A racjonalność nakazuje aby miała swój sens i znaczenie w czymś więcej niż w powtarzaniu frazesów. I to podstawowe znaczenie tkwi właśnie w zapominanym dziś Dekalogu, czyli w lekceważonej woli Boga. Bez tego nie ma miłości i nie ma Chrystusa. Są tylko nic nie znaczące emocje i krzywda jaką się wyrządza bliźnim. Tych ze złą wolą gładkimi frazesami na pewno nie przekonasz. Im trzeba na kłamstwo odpowiadać prawdą. A jeśli przyjdzie taka potrzeba stanąć w jej obronie. Jeśli tego nie czynisz, to to jest właśnie katolicyzm bezobjawowy i bez zobowiązań.
MK
Marcin Kaczmarczyk
2 stycznia 2014, 07:39
Nastała nam jakaś śmiertelna moda na chrześcijaństwo i katolicyzm bez zobowiązań. Fajnie jest powtarzać innym i sobie takie ogólniki o miłości, miłosierdziu, dobru - bez konsekwencji ciężaru i znaczenia słów. Wszak największy złoczyńca kiedy zabija czyni to z miłości do siebie albo "miłości" zmienia sens i znaczenie. Który to tyran mówił: jestem zły i wszystkich nienawidzę ? Wszyscy z "miłości" tyranami byli ! Fajnie jest z wszystkimi pogadać - to się teraz nazywa dialogowaniem - bez zadrażnień i sporów, bez dawania choćby werbalnego świadectwa prawdzie. Fajnie jest wtopić się w szary tłum ludzi bez własnego zdania i bezstresowo płynąc na fali fajności i nierozłącznie własnych korzyści. Tymczasem chrześcijański elementarz definicji słowa "miłość" zawiera się w Dekalogu, a szczyty przyjętej nauki Chrystusa w dawaniu świadectwa prawdzie aż po śmierć włącznie. No ale przecież to takie stresujące i konfliktogenne jest - bo budujące podziały na kłamstwo i prawdę, dobro i zło, miłość i nienawiść, cnotę i grzech. I w tym sprzeczne z ogólną fajnością katolicyzmu bezobjawowego i bez zobowiązań. ... Nie mówię o katolicyzmie bez zobowiązań. Nie istnieje coś takiego jak katolicyzm bez zobowiązań. Mówię o sposobie komunikowania się z tymi, którzy nie wiedzą czym jest katolicyzm. Jako uczniowie Chrystusa mamy głosić, zachowując przy tym jakąś racjonalną kolejność. Najpierw milośc potem upomnienie. Czy Chrystus przy kobiecie cudzołożnej najpierw powiedział jej "idź i nie grzesz" czy pokazał jej czym jest miłość i miłosierdzie?
KB
katolicyzm bezobjawowy
2 stycznia 2014, 05:05
Nastała nam jakaś śmiertelna moda na chrześcijaństwo i katolicyzm bez zobowiązań. Fajnie jest powtarzać innym i sobie takie ogólniki o miłości, miłosierdziu, dobru - bez konsekwencji ciężaru i znaczenia słów. Wszak największy złoczyńca kiedy zabija czyni to z miłości do siebie albo "miłości" zmienia sens i znaczenie. Który to tyran mówił: jestem zły i wszystkich nienawidzę ? Wszyscy z "miłości" tyranami byli ! Fajnie jest z wszystkimi pogadać - to się teraz nazywa dialogowaniem - bez zadrażnień i sporów, bez dawania choćby werbalnego świadectwa prawdzie. Fajnie jest wtopić się w szary tłum ludzi bez własnego zdania i bezstresowo płynąc na fali fajności i nierozłącznie własnych korzyści. Tymczasem chrześcijański elementarz definicji słowa "miłość" zawiera się w Dekalogu, a szczyty przyjętej nauki Chrystusa w dawaniu świadectwa prawdzie aż po śmierć włącznie. No ale przecież to takie stresujące i konfliktogenne jest - bo budujące podziały na kłamstwo i prawdę, dobro i zło, miłość i nienawiść, cnotę i grzech. I w tym sprzeczne z ogólną fajnością katolicyzmu bezobjawowego i bez zobowiązań.
AV
ad vocem
2 stycznia 2014, 03:02
Ewangelizacja nie zaczyna się od pokazywania co jest grzechem, a co nim nie jest. Zaczyna się od pokazania tego, że Bóg jest dobry, że kocha każdego cżłowieka, każdego grzesznika. Gdy ktoś uzna tę prawdę można zacząć rozmawiać z nim o grzechu. ...Ewangelizacja to jest ukazywanie zbawczej prawdy przeciw kłamstwu i dobra przeciw złu ! Jak człowiek może uznać prawdę bez odrzucenia kłamstwa ? I jak uzna dobro jeśli nie będzie wiedział, że ma odrzucać zło, czyli wszelkimi siłami nie grzeszyć ? Człowiek upada ale musi o tym wiedzieć aby się podnieść i nawrócić !
1 stycznia 2014, 22:07
do Rafał Borowski Dziękuję :-) Podpisuję się pod tym co napisałeś. @Marcinie, cieszę się, że podobne głosy są na Deonie nie tylko w tekstach Autorów, czym mnie ten portal przyciagnął swego czasu, ale że zaczynają się pojawiać też w komentarzach:)
MK
Marcin Kaczmarczyk
1 stycznia 2014, 22:01
do Rafał Borowski Dziękuję :-) Podpisuję się pod tym co napisałeś.
1 stycznia 2014, 21:47
do Jazmig Nie zgodzę się z tobą. Przede wszystkim mamy mówić o Chrystusie i o nadzei jaką jest dla każdego człowieka. Grzechem na lewo i prawo rzucali Faryzeusze. Twój wywód trochę mi ich przypomina. Najwazniejszym zadaniem Kościoła jest ewangelizacja. Ewangelizacja nie zaczyna się od pokazywania co jest grzechem, a co nim nie jest. Zaczyna się od pokazania tego, że Bóg jest dobry, że kocha każdego cżłowieka, każdego grzesznika. Gdy ktoś uzna tę prawdę można zacząć rozmawiać z nim o grzechu. "Kto we mnie wierzy, choćby i umarł żyć będzie". Idźcie i głoście. Nie chce tutaj oczywiście powiedzieć, że grzechy które wymieniłeś nie są grzechami, bo są. Chodzi raczej o sposób mówienia. Jezus Chrystus był radykalny ale najpierw kochał a dopiero potem pouczał. Polecam Ewangelie, które mniemam powienieneś znać. Pozdrawiam @Marcin Kaczmarczyk - dokładnie. Do tych wszystkich wojujących mieczem: Jezus atatkował ludzi najbardziej religijnych, ale diabelsko w tym obłudnych. Osoby spoza, przyciągał: dobrym słowem, dobrymi czynami. Jak chcecie przyciągnąć kogoś spoza Kościoła? Machając szabelką? Strasząc ich piekłem? Paleniem na stosie? To nie średniowiecze. Jak ktoś spoza nie zobaczy, dlaczego może mieć jakąś korzyść z przyjęcia Chrystusa, to na podstawie jakiej logiki miałby niby się zainteresować naszym Panem i Jego nauką? A potem będzie czas na dobrą spowiedź oraz systematyczną pracę nad WŁASNYMI grzechami w ramach formacji chrześcijańskiej.
J
Jacol
1 stycznia 2014, 21:30
Obawiam się, że wielu polskich katolikow, nie potrafiłoby zdefiniować swojej religijnej tożsamości bez walki z wrogiem. Obawiam się, że nie  potrafi także tego wielu polskich biskupów. Czytam co mówi Franciszek i ani razu nie znalazłem wypowiedzi, która sugerowałaby użycie miecza. Wielu polskim katolikom bardzo się to nie podoba, co widać wyraźnie w komentarzach na Deonie. :-(
MK
Marcin Kaczmarczyk
1 stycznia 2014, 20:31
do Jazmig Nie zgodzę się z tobą. Przede wszystkim mamy mówić o Chrystusie i o nadzei jaką jest dla każdego człowieka. Grzechem na lewo i prawo rzucali Faryzeusze. Twój wywód trochę mi ich przypomina. Najwazniejszym zadaniem Kościoła jest ewangelizacja. Ewangelizacja nie zaczyna się od pokazywania co jest grzechem, a co nim nie jest. Zaczyna się od pokazania tego, że Bóg jest dobry, że kocha każdego cżłowieka, każdego grzesznika. Gdy ktoś uzna tę prawdę można zacząć rozmawiać z nim o grzechu. "Kto we mnie wierzy, choćby i umarł żyć będzie". Idźcie i głoście. Nie chce tutaj oczywiście powiedzieć, że grzechy które wymieniłeś nie są grzechami, bo są. Chodzi raczej o sposób mówienia. Jezus Chrystus był radykalny ale najpierw kochał a dopiero potem pouczał. Polecam Ewangelie, które mniemam powienieneś znać. Pozdrawiam
A
Anglia
1 stycznia 2014, 19:27
Zgadzam sie z jazmigiem. Jezus nie ma na tym swiecie innych rak/nog/glow niz nasze. Mamy nimi glosic Dobra Nowine ale takze przeciwstawiac sie zlu. Zauwazmy postawe katolikow z Wandei ktorzy ruszyli na Paryz widzac jak rewolucja niszczy chrzescijanstwo. Swoja smiercia dali wspaniale swiadectwo. Ile razy slyszeliscie kogos odwaznie swiadczacego o swojej wierze (chocby w malej rzeczy np. sugerujacego na spotkaniu rodzicow zeby dzieci zrobily obrazki przedstawiajace scene Bozego Narodzenia zamiast balwankow i "Mikolajow"). Czy wsparliscie ich? Jesli nie, czy Wasza postawa wynikala z unikania "pokusy miecza" czy byla po prostu zwyklym tchorzostwem? A moze sami skwitowaliscie sprawe drwiacym usmieszkiem? Kiedy Jezus mowi o Kosciele ktorego nie przemoga bramy piekielne to do ktorej strony naleza owe bramy? Do piekla, ktore jest przedstawione jako forteca. To Kosciol jest strona oblegajaca! Tak, mamy odwaznie atakowac wroga na calej linii frontu!
jazmig jazmig
1 stycznia 2014, 18:37
@Marcin Kaczmarczyk Co, według ciebie, trzeba mówić? Może zamiast wytykać błędy i grzechy, pokaż innym co masz im do zaoferowania jako Katolik? Masz cokolwiek do zaoferowania światu? ... Mamy mówić prawdę, całą prawdę, nawet prawdę niemiłą. Dlatego listy KEP nt in vitgro, a ostatnio gender to krok we właściwym kierunku. KK nie ma się podlizywać mediom, w ogromnej większości lewicowym, ani nie ma się podlizywać ludziom, którzy nie przestrzegają w swoim życiu podstawowych prawd wiary. Mamy mówić wyraźnie, że cudzołóstwo jest grzechem, więc grzechem jest współżycie bez ślubu. Grzechem jest związek z inną osobą po rozpadzie małżeństwa, a ponieważ grzech zachodzi ciągle, niemożliwe jest udzielenie takim osobom rozgrzeszenia, które wymaga żalu za grzechy i postanowienie poprawy. Niektórzy uważają, że sam żal wystarczy, a poprawa nie jest konieczna i należy ich z tego błędu wyprowadzić, a nie utwierdzać, jak to najwyraźniej robiono w Niemczech. Grzechem ciężkim, jeżeli nie śmiertelnym, jest aborcja, nakłanianie do niej, a zatem także i in vitro które w swojej technologii ma zabijanie żywych embrionów, które rzekomo nie nadają się do wszczepienia kobiecie. Grzechem jest sama ta technologia, o czym można poczytać w liście KEP. Co ja daję z siebie światu? To właśnie co napisałem: uświadamiam ludziom, co jest grzechem wbrew ich wyobrażeniom. Kilka par dzięki moim perswazjom zrezygnowało z aborcji i to uważam za swój wielki sukces. Piszę o czasach, kiedy aborcja była legalna i mało kto miał pojęcie, czym ona naprawdę jest. Należy mówić ludziom, że współżycie homoseksualne jest grzechem ciężkim, także okłamywanie dzieci i młodzieży, że homoseksualizm jest normalną orientacją jest ciężkim grzechem. Gender opisano w liście KEP, z którego treścią w pełni się zgadzam.
jazmig jazmig
1 stycznia 2014, 18:23
@jazmig Wcale nie wyrywam słów z kontekstu. Właśnie wtedy zaczynała się największa, najważniejsza walka Jezusa. ... Wyrwałeś słowa z kontekstu, bo te słowa dotyczyły wtedy jednego konkretnego zdarzenia, gdybyś uważnie przeczytał Ewangelie wiedziałbyś, dlaczego Jezus nie chciał zbrojnej obrony swojej Osoby i pozwolił się aresztować.
WM
wyciągnij miecz
1 stycznia 2014, 17:45
wyciągnij miecz - dołącz do protestu:  promocja gender jak promocja komunizmu!  „od czasu systemu komunistycznego nie mieliśmy do czynienia z podobnie skandalicznym rodzajem nacisku ideologicznego”. Europoseł przypomniał również, że sprawy związane z wychowaniem i moralnością – zgodnie z Traktatem Lizbońskim – pozostawione być miały kompetencjom państw narodowych. „Środki przeznaczone na Regionalne Programy Operacyjne powinny być przeznaczone na dobro mieszkańców regionów, a w żadnym razie nie na propagowanie podejrzanych ideologii. To, jak dzieci i obywatele będą wychowywani zależy tylko i wyłącznie od nich samych, od przyjętych w Polsce obyczajów i od polskiego prawa. Jak ktoś chce wierzyć w ideologię gender, to niech wierzy, ale zmuszanie innych do jej przyjmowania, to przemoc i to tym groźniejsza, że skierowana wobec dzieci oraz ubezwłasnowolniająca rodziców i nauczycieli” Były minister edukacji przypomniał, że genderyści uznają płeć za sztuczną konstrukcję społeczna, a ideologia ta narzuca absurdalne modele wychowania, rodziny, szkoły. Zmusza więc dzieci począwszy od wieku przedszkolnego (!!!) do szkodliwej seksualizacji, łamie bariery wstydu i stosowności, a przede wszystkim indoktrynuje młodych ludzi, łamiąc prawa rodziców do opieki i wychowania własnych dzieci. Dlatego europoseł Legutko zachęca wszystkich do wysyłania do Marszałków Województw – rozdzielających unijne fundusze – listu o następującej treści: CZYTAJ: [url]http://www.pch24.pl/europosel--promocja-gender-jak-promocja-komunizmu--dolacz-do-protestu--,20192,i.html[/url]
J
Jakub
1 stycznia 2014, 17:23
@rafi Jezus mówi "schowaj miecz", ale my chcemy walczyć po swojemu... ... Nie wyrywaj słów Jezusa z kontekstu. Jezus powyrzucał ze świątyni handlarzy, a nie prosił ich grzecznie, żeby opuścili świątynię. Ponadto tak się dziwnie składa, że walka jest zawsze wtedy, kiedy ktoś zarzuci lewicy lub otwartym chrześcijanom, że popełniają błędy. Kiedy oni stawiają zarzuty innym, to walki nie ma. KEP ogłosiła list nt. ideologii gender i zaraz okazało się, że jest to bezprzykładny atak. Podbnie było, gdy pojawił się list nt. in vitro. Nie dajmy się zastraszyć, róbmy swoje, mówmy to, co trzeba mówić, bez oglądania się na ludzi, którzy swoimi ustępstwami pchają KK ku zagładzie, jak już tego dokonali w wielu krajach Europy. ...Kolejny skandaliczny tekst na deonie tym razem w wykonaniu ks. Stopki. A do tej pory wydawało się, że pisze w miarę rozsądnie. Wielki zawód... On także opowiedział się za dzisiejszym Herodem świata.
1 stycznia 2014, 16:37
Wszyscy po części macie rację, Drodzy Użytkownicy... W istocie nie możemy w ciągłej walce ustać, toczymy ją przecież już od początków istnienia wspólnoty Kościoła... Potrzeba jednak sobie odpowiedzieć, na czym owa walka polega... Czy rzeczywiście na rozwiązaniach czysto siłowych, na mordzie, konieczności przalania niewinnej krwi, na występowaniu przeciw sobie? Nie, walka, którą zobowiązani jesteśmy podjąć dokonuje się na zgoła odmiennych, jakże różnych płaszczyznach... Dysponujemy wówczas również orężem, choć dość osobliwym... Jest nim dobro. To "dobro" płynące od Boga będącego najwyższą Miłością, Dobrem, Prawdą, Dążeniem i Celem... Walka ta postępuje wedle ściśle określonych reguł... Najważniejszą spośród nich pozostaje... "Zło dobrem zwyciężaj"... I to hasło winno przyświecać każdemu z wiernych Kościoła chrystusowego. Tak, zgadza się, nie możesz pozostać biernym i obojętnym, potrzeba Ci podjąć konieczny trud i wysiłek, ale orężem w zmaganiach będzie Ci właśnie "dobro"... Nie w obliczu przelanej krwi bratniej dokonują się wielkie dzieła Boże, ale niepojętej strukturze wzajemnego obdzielania się dobrem, szacunkiem, zrozumieniem. I zgodzę się, jest to pewien ideał, powinniśmy stale ku niemu dążyć, dążyć w zdecydowanej postawie, z czołem uniesionym w górze, niekiedy z należytą surowością (patrz: Chrystus wypędzający kupców ze świątyni), ale zawsze z przesłaniem Ewangelii na ustach i w sercu, przesłaniem potężnej Miłości i Przebaczenia...  Z Bogiem.
AF
Antonina Fey
1 stycznia 2014, 15:42
W istocie, ludzie walczą o drobiazgi, sprzeniewierzając się Temu, który stanowi o istocie chrześcijaństwa. Jezus mówi "schowaj miecz", ale my chcemy walczyć po swojemu... Bo to takie kuszace... a zeby walczyc w chrystusowy sposob to trzeba czuwac, zeby wiedziec kiedy zaatakowac, a kiedy sie wycofac. A nam sie tak nie chce czuwac i czekac na odpowiednie polecenia. Czytam drugi raz to co napisalam i zastanawia mnie slowo zaatakowac....
MK
Marcin Kaczmarczyk
1 stycznia 2014, 15:33
Nie dajmy się zastraszyć, róbmy swoje, mówmy to, co trzeba mówić, bez oglądania się na ludzi, którzy swoimi ustępstwami pchają KK ku zagładzie, jak już tego dokonali w wielu krajach Europy. ... Co, według ciebie, trzeba mówić? Może zamiast wytykać błędy i grzechy, pokaż innym co masz im do zaoferowania jako Katolik? Masz cokolwiek do zaoferowania światu?
jazmig jazmig
1 stycznia 2014, 13:37
@rafi Jezus mówi "schowaj miecz", ale my chcemy walczyć po swojemu... ... Nie wyrywaj słów Jezusa z kontekstu. Jezus powyrzucał ze świątyni handlarzy, a nie prosił ich grzecznie, żeby opuścili świątynię. Ponadto tak się dziwnie składa, że walka jest zawsze wtedy, kiedy ktoś zarzuci lewicy lub otwartym chrześcijanom, że popełniają błędy. Kiedy oni stawiają zarzuty innym, to walki nie ma. KEP ogłosiła list nt. ideologii gender i zaraz okazało się, że jest to bezprzykładny atak. Podbnie było, gdy pojawił się list nt. in vitro. Nie dajmy się zastraszyć, róbmy swoje, mówmy to, co trzeba mówić, bez oglądania się na ludzi, którzy swoimi ustępstwami pchają KK ku zagładzie, jak już tego dokonali w wielu krajach Europy.
Paweł Tatrocki
1 stycznia 2014, 12:03
Może zacytować ks. Stopce KKK o wojnie sprawiedliwej. Walka nie jest rozrywką, ale służy obronie podstawowych wartości jak wiara, godne życie, moralność. Bez tego szybko staniemy się narodem pogańskim, ludźmi zniewolonymi przez pieniądz, własną pychę czy seks. Sama modlitwa nie wystarczy, choć bardzo bym pragnął by tak było, by modlitwa miała siłę sprawczą, aby przez nią Bóg działał cuda i wyeliminował przez to konieczność walki. Póki tak nie będzie walka będzie konieczna.