Pot z czoła
Naturze grozi śmierć. Już nie możemy z nią walczyć, jeśli chcemy przeżyć. Trzeba o nią dbać. Pozwolić jej złapać równowagę.
Urlopom towarzyszą zmienne nastroje. Jedni marzą o nicnierobieniu, inni o nowych przygodach. Wielu nie chce wracać z wakacji, ale są i tacy, którzy chętnie powracają do pracy. W polityce zdobywa się głosy, obiecując łatwy dostatek. Jednak bywało i tak, że politycy porywali za sobą takich, którzy w poświęceniu dla sprawy widzieli sens swojego życia. Bez potu i łez życie wydawało się im miałkie. Utrudzeni czuli się kimś wartościowym.
Stoimy w pewnym rozkroku między rosnącą konsumpcją napędzającą wskaźniki gospodarcze a poszukiwaniem głębszego sensu pozwalającego cieszyć się życiem. Pytamy się o szczęście. Dość powszechna odpowiedź to wskazywanie na dobre, głębokie relacje. Świat o wiele lepiej smakuje z przyjaciółmi. A samotność postrzegamy jako zmorę naszych czasów, jako efekt uboczny stawiania na bezpieczeństwo.
Jak w tym kontekście rozumieć słowa Jezusa o zaparciu się samego siebie? Przyjaźń jest tym godniejsza zaufania, im bardziej wypróbowana… wypróbowana w ogniu przeciwności. Trud włożony w wychowanie dzieci zwykle tworzy niepowtarzalną więź rodzinną. Jeśli chętnie wracamy do pracy, to z ludźmi, z którymi przeżyliśmy przygodę: ryzyko, trud ramię w ramię, wzajemne przekonywanie się, trochę zrozumienia dla szaleństwa, dla innowacji, zaufanie w krytycznych momentach.
Chyba już najwyższy czas, by podobnie było w relacjach z "(pod)daną" nam Ziemią. Biblijne "w pocie czoła" kojarzy się z przekleństwem uprawiania "niewdzięcznej" ziemi. Walka człowieka z naturą miałaby przynosić mizerne owoce. Obecnie widzimy, że wydajność z hektara znacznie wzrosła. Można by powiedzieć, że wygrywamy. Jednak naturze grozi śmierć. Już nie możemy z nią walczyć, jeśli chcemy przeżyć. Trzeba o nią dbać. Czy to też nie wymaga zaparcia się siebie? Czy nie musimy się trochę posunąć, zrobić miejsce dla środowiska, zaprzyjaźnić się z nim? Usunąć się to m.in.: dać ziemi odpocząć (przestać ją niszczyć), pozwolić jej złapać równowagę, zrozumieć jej rytmy i mechanizmy, okazać szacunek też wtedy, gdy ją wykorzystujemy. Przekształcanie nie musi oznaczać braku przyjaźni. Natomiast brak przyjaźni to obojętność: nie zależy mi na środowisku, nic do niego nie czuję, służy mi tylko do przetrwania.
Mówienie o pięknie i braterstwie w kontekście ekologicznym to stara franciszkańska intuicja. Gdy ktoś się nam podoba, gdy czymś zachwyca, łatwiej o fajną relację. Bez kontemplowania piękna, bez dawania sobie czasu na poznanie i odkrywanie podchodzimy utylitarnie i do ludzi, i do środowiska. Wtedy ekologię sprowadzamy tylko do strachu o przetrwanie gatunku i sporu o szanse na uniezależnienie się od dzikiego (i pięknego) otoczenia.
Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe". Tekst ukazał się pierwotnie w Gazecie Krakowskiej
Skomentuj artykuł