Pożarów nie gasi się benzyną
Środowiska LGBT od wielu lat zabiegają o różnorakie przywileje, domagają się legalizacji ich związków itp. Nierzadko robią to w sposób nachalny. Spotykają się oczywiście z krytyką, niezrozumieniem, nietolerancją. A być może krzykliwe happeningi i parady dałoby się zastąpić po prostu merytoryczną dyskusją?
Prokuratura w Częstochowie zajmie się sprawą obrazu Matki Bożej z tęczową aureolą, którą niesiono w czasie częstochowskiego Marszu Równości. Zawiadomienie dotyczące obrazy uczuć religijnych trafiło właśnie do tamtejszych śledczych. To kolejna taka sprawa w Częstochowie. Raz ta sama prokuratura umarza postępowanie, bo nie zauważa znamion przestępstwa (2019). Innym razem (2023) kieruje do sądu akt oskarżenia, a ten wyrokiem nakazowym skazuje osobę, która niosła podobny obraz (podczas marszu w 2022), na pięć miesięcy ograniczenia wolności i wykonywanie w tym czasie prac społecznych. Ukarana nie zgadza się z decyzją sądu, wiec w październiku ruszy normalny proces.
Bodaj najsłynniejszą sprawą dotyczącą obrazu była ta z roku 2019 z Płocka, gdy tamtejsi aktywiści rozwiesili nocą w okolicach jednego z kościołów plakaty i naklejki z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej z tęczową aureolą. Sprawą zajęła się prokuratura i sąd. W 2021 uniewinnił oskarżone. Uznał, że ich działania nie wypełniły znamion czynu zabronionego i podkreślił, że symbol tęczy nie może sam w sobie zostać uznany za obrażający, a protest oskarżonych służyć miał wsparciu osób nieheteronormatywnych w walce o równouprawnienie. Zdanie to podzielił potem także Sąd Okręgowy. On także nie dopatrzył się w działaniu aktywistek obrazy uczuć religijnych.
Linia orzecznicza w tych sprawach wydaje się być zatem jasna i trudno spodziewać się, że ten najnowszy przypadek skończy się inaczej. Niby z orzeczeniami sądów nie powinno się dyskutować, a jednak w działaniach aktywistów trudno nie dopatrywać się złośliwości. Ich plakat nie ma - jak tłumaczą - uderzać w ludzi, ma zwrócić uwagę na problem nietolerancji. Ale uderza w święty wizerunek. W boski aspekt Kościoła. A przecież szacunek wobec uczuć religijnych wynika nie z przekonań religijnych, ale z czysto humanistycznego szacunku wobec drugiego człowieka. Skoro coś jest dla niego ważne i święte, to to uszanuję, choć dla mnie być nie musi. Gdy mowa o tolerancji, chyba warto też czasem przypomnieć, że osoby wierzące, katolicy również zasługują na szacunek i tolerancję. I nie ma powodu, dla którego zawsze mają przymykać oko na szarganie ich świętości, oburzać się zaś wyłącznie, gdy bezcześci się symbole innych religii. Rozumiałbym oburzenie Żydów czy Muzułmanów, gdyby ktoś bawił się ich symbolami. I oczekuję zrozumienia, gdy ktoś narusza symbole święte dla polskich katolików.
Niemniej cała sprawa ma też drugie dno. W Polsce, zwłaszcza w przestrzeni medialnej, publicystycznej, debacie publicznej istnieje dość wyraźny podwójny standard, wrażliwość na naruszenie chronionych wolności religijnej chrześcijan. Jak łatwo i zdecydowanie używa się określenia "mowa nienawiści", jak rozciągane są definicje tolerancji czy dyskryminacji, gdy mowa jest o mniejszościach seksualnych. Z jaką furią piętnuje się pojedyncze incydenty związane z Kościołem, takich jak "pastwienie się nad kukłą Judasza" czy palenie książek przez mało rozgarniętego księdza. Te sprawy były przedstawiane jako w najwyższym stopniu bulwersujące, wymagające stanowczej reakcji i potępienia. Na drugim biegunie pojawiała się tymczasem niezakłócona wolność przekonań czy artystycznego wyrazu, kiedy na warsztacie artystów pojawiały się symbole religijne chrześcijan.
Jakieś trzy lata temu aktywiści LGBT pod osłoną nocy zawiesili tęczowe flagi na warszawskich pomnikach. Jedna z nich pojawiła się na figurze Chrystusa, który spogląda na Trakt Królewski sprzed bazyliki św. Krzyża. Kard. Kazimierz Nycz oświadczył, że profanacja "spowodowała ból ludzi wierzących", zaapelował o szacunek dla ich uczuć religijnych. - Zaprzestańmy stosowania aktów wandalizmu i przekraczania granic w debacie publicznej - poprosił.
Premier zaś zareagował tak: "Tego rodzaju akty wandalizmu, jakie obserwowaliśmy wczoraj w Warszawie, nie prowadzą do niczego dobrego i mają jeden cel - jeszcze bardziej podzielić społeczeństwo. Nie pozwolę na to!". I bach. Następnego dnia w pobliżu siedziby Kampanii Przeciw Homofobii zawisły banery "pokazujące fakty o środowisku LGBT". I tak za każdym razem. Akcja powoduje reakcję. Za każdym razem.
Co będzie dalej? Jacyś aktywiści zdecydują się być może na wdrapanie się na figurę Chrystusa w Świebodzinie i zawieszenie mu na szyi tęczowego szalika, a jakiś hierarcha znów powie z ambony o "tęczowej zarazie". Kolejne miasto ogłosi się strefą wolną od LGBT, a któryś minister stwierdzi, że cała Polska powinna takową strefą być. I tak będziemy się ganiać i próbować, kto mocniejszy, kto komu bardziej zalezie za skórę.
Środowiska LGBT od wielu lat zabiegają o różnorakie przywileje, domagają się legalizacji ich związków itp. Nierzadko robią to w sposób nachalny. Spotykają się oczywiście z krytyką, niezrozumieniem, nietolerancją. A być może krzykliwe happeningi i parady dałoby się zastąpić po prostu merytoryczną dyskusją?
Kościół naucza, że osobom o skłonnościach homoseksualnych należy się szacunek. Kwestia ich miejsca we wspólnocie Kościoła i odpowiedź na ich oczekiwania była poważnie dyskutowana na synodzie o rodzinie. Papież Franciszek mówi: "Kim ja jestem, by ich oceniać?". To wszystko dość opornie przebija się do polskiego społeczeństwa i trzeba o tym głośno mówić. Podkreślać, że Matka Boska jest nie tylko matką tych hetero, ale też homo. Ale trzeba zadawać sobie pytanie czy takie akcje, do których wykorzystuje się otaczane przez wieki wielkim szacunkiem święte wizerunki, nie przynoszą skutków odwrotnych od zamierzonych? Czy nie powodują tego, że agresja i niechęć do osób LGBT+ w społeczeństwie wzrasta? Czy nie jest to polityczne paliwo dla różnych partii?
Nieustająco ktoś podpala nasz dom. Raz z jednaj, raz z drugiej strony. Strażacy nie garną się do gaszenia i raz po raz ktoś wlewa w ogień kolejny kanister paliwa. Temperatura rośnie. Kto pierwszy pójdzie po rozum do głowy i zrozumie, że pożarów nie gasi się benzyną?
Skomentuj artykuł