Przepisy VELM zostaną utrzymane. Co powinno się zmienić
Stolica Apostolska powoli, acz dość konsekwentnie, dąży do tego, by przestępstwa seksualne, do których dochodziło i dochodzi wewnątrz Kościoła były traktowane poważnie, by sprawcy byli karani, i by konsekwencje wyciągano wobec ich przełożonych, którzy dopuszczali się zaniedbań.
Temu mają służyć m.in. wprowadzona niedawno reforma prawa kanonicznego, czy ogłoszona kilka dni temu reorganizacja Kongregacji Nauki Wiary, w obrębie której istniała wprawdzie sekcja dyscyplinarna, ale niezbyt liczna i stojąca niejako niżej w hierarchii ważności aniżeli ta zajmująca się kwestiami wiary. Teraz obie sekcję będą tak samo ważne, a na ich czele nie będzie stał już podsekretarz lecz sekretarz kongregacji. Prawdopodobnie na tym tle pojawiły się spekulacje, że blisko 78-letniego prefekta kongregacji kard. Luisa Ladarię Ferrera zastąpi wkrótce abp. Charles Scicluna, metropolita Malty, sekretarz pomocniczy w tej dykasterii, zajmujący się właśnie kwestiami przestępstw seksualnych.
W najbliższych miesiącach Watykan będzie musiał także rozstrzygnąć, co dalej z przepisami zawartymi w motu proprio „Vos estis lux mundi”. Wprowadzony eksperymentalnie na trzy lata VELM pozwala właśnie na wyciągnięcie konsekwencji wobec biskupów czy przełożonych zakonnych. A trzyletni okres tego eksperymentu kończy się w czerwcu. Zza Spiżowej Bramy dochodzą już głosy, że Franciszek dostał już od ekspertów pewne rekomendacje i intensywnie pracuje.
Nie ma raczej wątpliwości, że przepisy VELM zostaną utrzymane. Pytanie, co ewentualnie zostanie dodane, a co zmienione. Z perspektywy osób wykorzystanych kluczową decyzją powinno być jasne określenie ich praw. Są one co prawda w jakiś sposób określone, ale w różnych kościelnych ustawach - nie ma jednego zbioru w jednym miejscu. Nie ma zaś przede wszystkim decyzji uznającej pokrzywdzonych za stronę w procedurach kanonicznych. Co to oznacza w praktyce? Ano tyle, że sprawca i jego pełnomocnicy mają np. dostęp do akt postępowania, ale pokrzywdzony już nie. To m.in. sprawia, że osoby poszkodowane bardzo często czują się źle traktowane i skarżą się, że muszą dobijać się o każdą najmniejszą informację, a to powoduje w nich poczucie upokorzenia, wycofywania się, itd.
Skoro jesteśmy już przy kwestiach informacyjnych, to tu też VELM potrzebuje zmiany. Dotychczasowa praktyka, dobrze nam znana chociażby z procesów, które dotyczyły polskich biskupów, była taka, że podawano do wiadomości fakt ukarania danego hierarchy, podawano katalog kar, ale nie tłumaczono konkretnie, za co jest ta kara. Naciskano zatem na Watykan, by powiedział coś więcej. Takie głosy słychać było także od biskupów, którzy prowadzili dochodzenia w odniesieniu do kolegów z tej samej konferencji episkopatu.
Te głosy do Watykanu dotarły, ale wydaje się, że niespecjalnie je usłyszano. Posłyszano za to inne głosy. W ubiegłym roku kary - przynajmniej na polskich biskupów - sypały się lawinowo. Ale choć niektóre postępowania trwają w Watykanie już ponad dwa lata (np. o zakończeniu postępowania w odniesieniu do bp. Andrzeja Dziuby informowano w październiku 2019 roku), a niektórym lada chwila stukną dwa lata (np. sprawie bp. Henryka Tomasika) to wciąż nic nie wiadomo. Ktoś gdzieś nacisnął hamulec? A może Stolica Apostolska wsłuchała się w głos abp. Stanisława Gądeckiego, który podczas jesiennej wizyty mówił, że publiczne ogłaszanie kar to skazanie danego człowieka, a przecież jego wina jest inna niż ta, której dopuścił się sprawca?
Nawet jeśli usłyszano ten właśnie głos i teraz jesteśmy świadkami jego zastosowania w praktyce, to jednak wydaje się, że sprawy które były publicznymi wymagają podania do wiadomości rozstrzygnięcia. Chyba, że ktoś uważa, że opinia publiczna o nich zapomni. Byłby to jednak pogląd bardzo krótkowzroczny.
Niebawem Kościół w Polsce przedstawi - już po raz drugi - w sposób kompleksowy budowany od jakiegoś czasu system prewencji i ochrony. Wygląda on całkiem nieźle. Sęk jednak w tym, że ciągle mamy problem z rozliczaniem przeszłości. Wiele pytań będzie wracać – ot choćby te postawione powyżej – i wszystko to, co robi się dla ochrony dzieci i młodzieży dziś, będzie de facto przykrywać wczoraj. I to co było trzeba wyjaśnić, przeanalizować, wyciągnąć wnioski. Nie po to, by kogoś pogrążyć, ale po to, by nie popełniać wciąż tych samych błędów.
Skomentuj artykuł