Jesteśmy to winni żyjącym ofiarom
W ubiegłym tygodniu archidiecezja Monachium i Freising opublikowała obszerny raport o nadużyciach seksualnych popełnionych przez duchownych wobec małoletnich. Jesienią ub. roku podobny raport powstał w odniesieniu do Kościoła we Francji. Niezależna komisja, mająca zbadać skalę nadużyć powstaje w Portugalii, do podobnego kroku przymierzają się też biskupi hiszpańscy.
Publikacja niemieckiego raportu zbiegła się w czasie z ujawnieniem w Polsce watykańskiej instrukcji na temat udostępniania dokumentów w sprawach nadużyć. Sprowadza się ona w zasadzie do tego, że biskupi mogą świeckim organom ścigania oraz wymiarowi sprawiedliwości udostępniać dokumenty w sprawach, które aktualnie prowadzą. Jeśli zaś już je zamknęli i przesłali akta do Watykanu, to należy o nie występować na drodze dyplomatycznej. Podniosły się głosy, że Stolica Apostolska utrudnia wyjaśnienie spraw z przeszłości.
Tyle, że w istocie leżące za Spiżową Bramą akta niewiele powiedzą. Watykan – zgodnie z przepisami – miał być zawiadamiany o tego typu przestępstwach od roku 2001. Wcześniej załatwiano je w diecezjach. I tam też trzeba robić poszukiwania. Umożliwia to zniesiony w roku 2019 sekret papieski. Tą drogą szli autorzy raportów monachijskiego i francuskiego. Sięgnęli do kurialnych archiwów, przejrzeli teczki personalne księży i pracowników świeckich, zderzyli je z innymi wytworzonymi w kurii materiałami, danymi uzyskanymi od świeckich organów ścigania, sądów, prokuratur a także z doniesieniami prasowymi. Wykonali gigantyczną kwerendę krzyżową i powstały ich raporty. Bez żadnego udziału Stolicy Apostolskiej.
Wydaje się, że i w Polsce jest to możliwe. Tymczasem nasi hierarchowie zachowują się w tym temacie trochę jakby błądzili we mgle. Raz zrobią krok na przód, a potem dwa do tyłu.
W niemieckim raporcie jego autorzy podkreślają, że obok słabej administracji, nieznajomości przepisów, klerykalizmu jedną z przyczyn niewłaściwego podejścia był przez lata brak wymiany doświadczeń między Kościołami. Niemcy nie wyciągali wniosków z doświadczeń krajów anglosaskich, nie próbowali nawiązać współpracy interdyscyplinarnej. To podejście zmieniło się dopiero w 2012 roku, gdy jezuita Hans Zollner założył w Monachium Centrum Ochrony Dziecka (potem przeniesione do Rzymu, dziś funkcjonujące jako Instytut Antropologii Uniwersytetu Gregoriańskiego).
W Polsce w pewnym momencie wydawało się, że pójdziemy podobną drogą. W czerwcu 2013 r. Konferencja Episkopatu Polski na koordynatora ds. ochrony dzieci i młodzieży powołała jezuitę o. Adama Żaka, w 2014 r. powstało w Krakowie Centrum Ochrony Dziecka.
Co trzeba zrobić dziś? Otworzyć kurialne szafy, dokonać przeglądu wszystkich teczek personalnych, zbadać wszystkie wytworzone przez lata dokumenty. Zajrzeć też do archiwów Instytutu Pamięci Narodowej. Pojawią się zapewne głosy, że teczki będą wybrakowane albo puste, bo ze względu na sytuację polityczną w PRL wielu rzeczy w nich nie odnotowywano. Ktoś powie, że w ogóle w kościelnych archiwach jest bałagan. I będzie to prawdą. Zarówno francuscy, jak i niemieccy eksperci w swoich raportach podkreślają nieład archiwalny oraz zwracają uwagę na przetrzebione dokumenty. A jednak wykonali tytaniczną robotę. Pojawi się zapewne także argument, że na dużą kwerendę potrzeba pieniędzy - Niemcy i Francuzi są bogaci, więc mogli sobie na to pozwolić. Odrzućmy ten argument - Kościół w Polsce też ma pieniądze, by to zrobić - dość wspomnieć o składce jaką diecezje wpłacają do kasy Fundacji św. Józefa.
Inna sprawa, że w niektórych diecezjach takie mini audyty już przeprowadzono. W 2019 r. część biskupów poinformowała o liczbie spraw, z jakimi mieli do czynienia od czasu, gdy objęli posługę w diecezjach. Potem dane zebrano i episkopat je upublicznił. Tyle tylko, że dostaliśmy suche dane statystyczne. Dobry krok w tym zakresie zrobiła diecezja płocka, która w ub. roku opublikowała raport obejmujący lata 2007-2021. Z przemilczanego właściwie przez media opracowania wynika, że w tym czasie 10 księży skazano w sądzie kościelnym, pięć przypadków uznano za niepotwierdzone, pięć wciąż jest badanych. Raport wskazuje też na to, że przed 2007 r. praktycznie nie gromadzono w Płocku dokumentów w sprawach nadużyć seksualnych księży, nie przeprowadzono też żadnego procesu kościelnego. Pierwsza informacja o nadużyciach została przekazana do Kongregacji Nauki Wiary dopiero 14 marca 2007 r. przez administratora diecezji bp. Romana Marcinkowskiego, natomiast pierwsze formalne zgłoszenie przesłał do Stolicy Apostolskiej bp Piotr Libera 8 kwietnia 2008 r.
Trzeba jednak cofnąć się bardziej w czasie. Tak, może się okazać, że znajdzie się coś, co obciąży byłego, żyjącego jeszcze, poprzednika - tak jak stało się to w Monachium w przypadku emerytowanego papieża. Może pojawić się coś, co zburzy wizerunek nieżyjącego, który nie będzie miał szans obrony. Wydaje się, że ten lęk jest w Polsce dość duży, ale tak po prostu trzeba postąpić, bo jesteśmy to jako wspólnota winni żyjącym ofiarom, z których wiele wciąż oczekuje sprawiedliwości i wyjaśnienia starych spraw - choćby dlatego, że owo postawienie „kropki nad i” jest im potrzebne w procesie terapeutycznym, do zamknięcia pewnego, bolesnego, rozdziału w ich życiu.
Jesienią ub. roku w Warszawie odbywała się konferencja na temat wykorzystywania seksualnego małoletnich, w której brali udział przedstawiciele Kościołów Europy Środkowej i Wschodniej. Okazało się, że Polska jest na ich tle swego rodzaju liderem, bo w wielu krajach wschodnich problemu jeszcze w ogóle się nie dostrzega, ale w porównaniu do wielu krajów zachodnich, zwłaszcza tych z kręgu anglosaskiego, jesteśmy bardzo daleko w tyle. Jeśli rzeczywiście chcemy być liderem i chcemy dzielić się swoimi doświadczeniami z innymi, to musimy odważnie iść do przodu. I przestańmy wreszcie mówić o jedności episkopatu, że potrzebne jest wspólne działanie, itp. Jedność w wielu sprawach jest mitem, więc jeśli nie chcą wszyscy, to może znajdzie się jeden, który cofnie się do czasów sprzed swojego urzędowania?
Ludzi, których można byłoby powołać do ogólnopolskiej komisji, jest wielu. Mamy w naszym kraju wielu cieszących się autorytetem prawników, psychologów, historyków. Polka jest członkiem Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich. Jest z kogo niezależną komisję zbudować – także na poziomie diecezji.
Kościoły na zachodzie Europy podejmują wysiłek oczyszczenia, w Polsce coraz większa jest presja oddolna, by to zrobić. Biskupi zaś niby chcą, ale wciąż się boją. Czas, by zrobili krok w przód. Im szybciej, tym lepiej. Bo czas gra wyłącznie na niekorzyść Kościoła hierarchicznego i Kościoła jako wspólnoty wierzących. Raport może być bolesny, trudny do przyjęcia. Zapewne rozpęta się burza, ale po burzy zawsze przychodzi spokój i czas na to, by wyciągać wnioski i wdrażać adekwatne działania naprawcze i zapobiegawcze. Bez porządnego audytu ciągle będziemy poruszać się nieco po omacku.
Skomentuj artykuł