Przestrogi od jezuickiego generała

Przestrogi od jezuickiego generała
(fot. gc36.org)

Polityka schodzi na psy. Można takie stwierdzenie potraktować jak modny slogan usprawiedliwiający własny brak zaangażowania. Narzekanie na polityków jest bardzo popularne. Do tego stopnia, że jak się chce jakieś słowa czy zabiegi zdyskredytować, to się je oskarża o to, że są polityczne: "Tu nie chodzi o czyjeś dobro, tylko o interes polityczny".

Kilka dni temu ukazał się obszerny wywiad z niedawno wybranym generałem jezuitów, czyli głównym przełożonym Towarzystwa Jezusowego. Ojciec Arturo Sosa studiował nauki społeczne i polityczne. Stąd oprócz wielu innych tematów spytano go również o politykę. Oto co powiedział:

DEON.PL POLECA

Zwycięstwo Trumpa w USA, wzrost ruchów populistycznych i radykalnej prawicy w Europie... Co Ojciec sądzi o obecnej sytuacji geopolitycznej?

Za rzecz najbardziej martwiącą uważam personalizację władzy politycznej. Zamiast ruchów i zorganizowanych partii z teorią polityczną, rewolucyjną czy też nie, zaczynają rządzić osoby. Wydaje mi się to być niebezpiecznym krokiem w tył, ponieważ indywidualizm niezauważenie może przerodzić się w dyktaturę, a w reżimach totalitarnych nie ma miejsca na wolność i ruchy społeczne. Dla nas, jezuitów, dla Kościoła, jednym z ważniejszych wyzwań jest sprawienie, aby społeczeństwo było bardziej zaangażowane w sprawy polityczne.

Więcej polityki?

Oczywiście. Sposobem na rozwiązanie ludzkich konfliktów jest polityka. W innym wypadku idzie się w kierunku przymusu, w kierunku wojny. Więcej polityki oznacza więcej przestrzeni, ponieważ ludzie mogą podejmować decyzje w sposób demokratyczny, słuchać i decydować. Złotą zasadą jest: głos większości z poszanowaniem mniejszości. Ale wszyscy muszą wznieść się ponad swoje osobiste interesy, żeby osiągnąć konsensus. Także nad tym pracujemy w naszych akademiach, na szkoleniach, w różnych dziedzinach ewangelizacji.

Zgadzam się z moim przełożonym. Nie jest to może jakiś bardzo nowy problem, ale pozostaje jak najbardziej aktualny. Zamiast wokół idei gromadzimy się wokół ludzi, zamiast myśleć o konkretnych zadaniach do zrealizowania, o projektach i programach, jesteśmy za lub przeciw konkretnym nazwiskom, politykom. Do tego popieramy lub potępiamy w całości danego przywódcę. Nie obchodzi nas racja lub jej brak w konkretnych projektach. Nieważne. Oceniamy wg tego, kto to proponuje, a nie co proponuje. Liczy się wierność, a nie myślenie.

Tak uprawiana polityka to parodia polityki. Jak wspomniałem nihil novi. Tak politykę, którą nie powinniśmy się jako jezuici zajmować, opisywał już w XVI wieku św. Ignacy. Zalecał w naszych Konstytucjach (potocznie można je nazwać regułą zakonną): "[823] - 11 (...) W samym zaś Towarzystwie nie powinna istnieć ani przejawiać się przychylność do jakiegoś ze stronnictw, jakie by powstały między książętami czy możnowładcami chrześcijańskimi, lecz niech ma raczej miejsce powszechna miłość, która by wszystkie stronnictwa - choćby nawzajem sobie przeciwne - ogarniała w Panu".

Są to słowa skierowane do jezuitów, ale pewnie warto, by każdy zastanowił się, czy chce swoją troskę o dobro wspólne zredukować do popierania (lub zwalczania) jakiegoś nazwiska, jakiegoś "możnowładcy"?

O. Arturo Sosa ostrzega, że takie traktowanie polityki prowadzi do dyktatury lub do rządów autorytarnych. Historia przytacza sporo przykładów. Bardzo emblematyczne jest przejście od rewolucyjnego fermentu we Francji obalającej monarchię do cesarstwa rządzonego przez Napoleona, żeby nie wspomnieć o nastrojach politycznych towarzyszących zdobywaniu władzy przez tyranów okresu międzywojennego w Europie.

Wiele ruchów politycznych brało swoją nazwę od nazwisk ich przywódców. Nie chodzi tylko o Stalina czy Hitlera, ale też np. Perona czy de Gaulle. Ich wyznawcy często nie potrafili powiedzieć, czy są lewicowi czy prawicowi, socjalistyczni czy liberalni, jakie według nich są najlepsze rozwiązania systemowe dla gospodarki, dla opieki społecznej, jaki model państwa im odpowiada... Oni po prostu szli za przywódcą.

Co w tym złego? Narastająca bezideowość. Zacietrzewienie może wzrastać. Podziały stają się ostrzejsze. Walka jest bezpardonowa. Ale w imię czego? To już nie jest takie jasne. Hasła stają się coraz bardziej agresywne, ale nie po to, by skupiać się wokół konkretnych, przemyślanych projektów. To wszystko "zwalnia" z myślenia. Odpowiedzialność składamy na liderów. Nie chcemy zastanawiać się nad dobrem wspólnym. Tak naprawdę "zwalniamy się" z uprawiania polityki. Odrzucamy tę formę miłości bliźniego.

Zohydzanie polityki to usypianie naszego sumienia. Do tego stopnia jest ono wygodne, że jak ktoś próbuje budzić nasze sumienie w tej materii, to go wyzywamy od polityków.

Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przestrogi od jezuickiego generała
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.