Przychodzi katoliczka do ginekologa

Fot. Depositphotos.com

Rozmawiam z kobietami z mojego środowiska, które antykoncepcji nie potrzebują, a jest im nieustannie, na siłę i przy każdej okazji proponowana. Są tym zmęczone.

Przychodzą do ginekologa, specjalisty od spraw kobiecych, a on dziwi się, że w ogóle znają swój cykl. Standardy nauczania o płodności w Polsce nie są może wszędzie najwyższych lotów, ale na litość, to jest wiedza na poziomie podstawówki! Trenerzy na siłowniach potrafią opowiedzieć, co się dzieje w jakim tygodniu cyklu i jak w związku z tym ćwiczyć, jeść i czego się spodziewać - ale nie ginekolodzy.

Jakiś czas temu lewicowe środowiska robiły nagonkę na lekarzy „nie dających antykoncepcji”, określając ich jako mało fachowych i działających na szkodę przychodzących do nich pacjentek. Prawdopodobnie niedługo to samo może się powtórzyć w kontekście pigułek „dzień po” – już czekam na te piętnujące niektórych lekarzy listy publikowane przez wściekłe aktywistki w internecie. Co tam RODO…

Ja jednak szczerze przyznam, że bardzo bym chciała takie listy zobaczyć z jednego prostego powodu: my, katoliczki (choć wcale nie tylko my) mogłybyśmy przestać wreszcie wkurzać się na wizytach u ginekologa, bo prościej byłoby wybierać specjalistę, do którego udajemy się z naszymi zdrowotnymi kłopotami.

Gdyby bowiem popatrzyć na świat w czarno-biały sposób, jak to robią moje siostry-aktywistki, trzeba by przyznać, że to właśnie u „niekatolickich” ginekologów większość wizyt wygląda mniej więcej tak.

- Panie doktorze, coś dzieje się z moim cyklem i to mnie trochę niepokoi, chciałabym sprawdzić, czy wszystko jest ok.
- Aha. A rodziła pani?
- Rodziłam.
- Ile razy?
- Trzy.
- Planuje pani kolejne ciąże?
- Na razie nie.
- A bierze pani antykoncepcję?
- Nie.
- To możemy założyć wkładkę hormonalną – mówi lekarz z szerokim uśmiechem - i w ogóle nie będzie pani miała miesiączek i nie będzie też problemów z cyklem! Zakładamy?

Serio? To jest właśnie ta wspaniała diagnoza lekarzy przepisujących antykoncepcję? Jak się okazuje, dokładnie tak. A jeśli myślicie, drodzy czytelnicy, że ta rozmowa to żart, niestety muszę was zapewnić, że jest najzupełniej prawdziwa… Rozmawiam z kobietami z mojego środowiska, które antykoncepcji nie potrzebują, a jest im nieustannie, na siłę i przy każdej okazji proponowana. Są tym zmęczone. Przychodzą do ginekologa, specjalisty od spraw kobiecych, a on dziwi się, że w ogóle znają swój cykl. Standardy nauczania o płodności w Polsce nie są może wszędzie najwyższych lotów, ale na litość, to jest wiedza na poziomie podstawówki! Trenerzy na siłowniach potrafią opowiedzieć, co się dzieje w jakim tygodniu cyklu i jak w związku z tym ćwiczyć, jeść i czego się spodziewać - ale nie ginekolodzy.

- Panie doktorze, cykl mi się skraca przed owulacją.
- A skąd pani wie, kiedy ma pani owulację? – pyta zdumiony lekarz.
A twoim zadaniem, droga pacjentko, jest mu wytłumaczyć, jak wygląda ze szczegółami pierwsza część miesięcznego, kobiecego cyklu i po czym poznajesz, że ową owulację masz. Gdy to zrobisz, może zleci ci jakieś badania, a może nie, ale na pewno zakończy pytaniem:
- No, to może chce pani to uregulować antykoncepcją? Będzie pani miała spokój, cykl się sam pięknie uporządkuje, nie będzie się pani zastanawiać, czemu coś jest wcześniej albo później!

To mniej więcej tak, jakby przyjść do internisty i powiedzieć:

- Panie doktorze, od kilku miesięcy codziennie wieczorem boli mnie głowa. Boję się, że to coś poważnego.
- No, możemy zrobić jakieś badania, coś tu pani zlecę, ale wie pani co? Mogę pani przepisać świetny środek przeciwbólowy, bierze pani codziennie rano i ma pani kłopot z głowy! Nic panią nie będzie boleć. To jak, przepisujemy?

Nic dziwnego, że po jakimś czasie my, pacjentki, czujemy się u ginekologa trochę jak u akwizytora. Ale kuriozalnie na wizycie w gabinecie ginekologicznym robi się wtedy, gdy lekarz zaczyna – czasem z ciekawości, czasem ze złośliwości – przekraczać pewną granicę. Bo jak się okazuje, „przepisujący antykoncepcję” ginekolodzy (choć na pewno nie wszyscy, części trzeba oddać sprawiedliwość) kochają dopytywać nas, kobiety, które nie potrzebują antykoncepcji, jak my to robimy, że nie zachodzimy w ciążę – choć przychodzimy do nich z zupełnie innym problemem i pytanie ani na krok nie zbliża nas do diagnostyki tegoż problemu.

- Ale to jak, nie bierze pani antykoncepcji i nie zachodzi w ciążę?
- No nie.
- Ale współżyje pani?
- Regularnie.
- I prezerwatyw też pani nie używa?
- Nie.
- No to jak to pani robi, że pani nie zachodzi w ciążę?
- Jestem kosmitką z Wenus, panie doktorze.

Nieważne, z czym przyjdziesz, nawet jeśli jesteś w ciąży, lekarz zaproponuje ci antykoncepcję – skwitowała kiedyś gorzko jedna z ginekologicznych pacjentek. Takie podejście budzi niesmak, odczuwany jeszcze długo po wyjściu z gabinetu, a podejście lekarzy, którzy antykoncepcji nie uważają za cudowny środek na wszystko, przynosi grubą ulgę.

Bo wtedy nagle czujemy, że jesteśmy w fachowych rękach. Że ktoś szanuje fakt, że znamy swoje na ciało na tyle dobrze, żeby widzieć pierwsze niepokojące oznaki, i w dodatku tych oznak nie ignoruje, tylko używa swojej wiedzy i doświadczenia, nie wciskając nam bez pytania i bez potrzeby tabletek antykoncepcyjnych, żeby mieć nas szybciej z głowy. Że do głowy przychodzą mu po pierwsze przyczyny naszych kłopotów, a po drugie – rozwiązania, które leczą nasz organizm, a nie zmuszają go do forsownego marszu w nieznane w rytmie wyznaczonym przez syntetyczne hormony.

A my nie czujemy się u ginekologa jak przy kasie w sieciówce, przy której sprzedawca musi nam zaoferować produkty na promocji: widzę, drogi kliencie, że przyszedłeś po wodę, kiełki rzodkiewki i pomarańcze, ale do tego koniecznie polecam ci energetyka! Choć jest jednak różnica: sprzedawcy przy kasach, gdy uprzejmie odmówisz, nie zaczynają cię dopytywać, jak sobie radzisz w życiu bez tajgerów i redbuli i nie zdumiewają się tym, że można ich nie pić i normalnie żyć.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przychodzi katoliczka do ginekologa
Komentarze (24)
AH
~Agnieszka Hennel-Brzozowska
25 stycznia 2024, 13:18
Bardzo mądry, ciekawy tekst. Obecnie zamiast doskonalenia sposobów rozpoznania owulacji, wszystkim kobietom "wpycha się" sztuczne hormony antykoncepcyjne. Odradza się nam jeść kurczaki pasione sztucznymi hormonami. Ale kobiety - do łykania latami sztucznych hormonów się namawia! Tzw. naturalne metody nie są idealne. Ale w wielu wypadkach są najlepsze, w młodości i przed osiągnięciem chcianej liczby dzieci. A rozpoznawanie biologii własnego ciała , w tym rytmu miesięcznego przez kobietę jest w XXI wieku czymś obowiązkowym, niezależnie co potem zdecyduje ona brać lub nie brać.
AM
~Alicja M.M.
26 stycznia 2024, 21:02
Też uważam, że jest to wiedza obowiązkowa (zresztą niezależnie od wyznawanej wiary) Nie rozumiem też niektórych zwolenniczek „absolutnej otwartości na życie”, które w imię tejże otwartości chciałyby te wiedzę – potrzebną z wielu różnych względów – wyeliminować z kursów przedmałżeńskich.
BB
~Barbara Basia
22 stycznia 2024, 01:09
Ta katolicka "antykoncepcja", kalendarzyk, badanie śluzu itd to wielka ściema. Trudno w codziennym życiu stosować to w praktyce.
HH
~Hubert Hubert
22 stycznia 2024, 23:04
Ja już mam piątkę, pozdrawiam
KS
~Ka Sia
23 stycznia 2024, 16:57
Sprawdzanie śluzu to 5 sekund w kazdej wizycie w toalecie. Badanie temperatury to więcej roboty, okej, ale nadal to ile, minuta raz dziennie? Bez przesady... Problemem jest brak współżycie w dni płodne, tu się zgodzę, ale samo określenie w którym momencie cyklu jest się nie jest trudne, dla większości przypadków.
E3
edoro 333
20 stycznia 2024, 20:34
Gruba przesada. Jestem katoliczką i bywam pacjentką, a nikt nigdy ze mną takiej rozmowy w gabinecie nie odbył. A cykl może się rozregulować z byle powodu, np zmęczenia, niewyspania, wypicia kieliszka wina itp. To wręcz norma a nie patologia.
BR
~Barbara Rokicka
21 stycznia 2024, 12:09
A ja się z tym spotkałam wiele razy. Na założenie wkładki namawiano mnie po urodzeniu trzeciego dziecka, po usunięciu polipa i bez okazji. Tabletki jako cudowny lek proponowano mi zawsze, np. problemy z zaburzeniami cyklu, chociaż okazało się, że ich powodem była niedoczynność tarczycy. Na szczęście trafiłam kilka lat temu na lekarza, który nie przepisuje antykoncepcji i nareszcie mam spokój.
GW
~Gocha Wójcik
20 stycznia 2024, 20:18
Widzę teraz, że mam dużo szczęścia, że nie spotkałam jeszcze takiego antykoncepcyjnego akwizytora.
WU
~Weronika Ulrich
20 stycznia 2024, 16:28
Przychodzi baba do lekarki rodzinnej i prosi o skierowanie do dermatologa. Lekarka pyta: z jakiego powodu? Baba: ze względu na zmiany skórne. Lekarka: to ja pani zapiszę tabletki antykoncepcyjne. Baba: ale ja nie chcę tabletek, potrzebuję skierowanie do dermatologa. Lekarka: Ale dlaczego? Ze względów zdrowotnych wolno.
PR
~Ppp Rrr
20 stycznia 2024, 14:13
A może jakieś proporcje? Wymieniła Pani kilka przypadków, kiedy lekarz głupio gadał - wierzę, zdarza się, ja też się z takowymi spotkałem. Tylko czuję dysonans, czytając ten artykuł, a pamiętając o kobietach, które z powodu braku antykoncepcji czy aborcji miały nieskończenie poważniejsze problemy - ze ŚMIERCIĄ włącznie. PROPORCJE!!! Pozdrawiam.
AZ
~Adrian Zabek
21 stycznia 2024, 03:36
Jesli w wyniku zabiegu ratujacego zycie kobiety umiera dziecko, to nie jest morderstwo. Proporcje.
JM
~Just M
21 stycznia 2024, 09:02
Po aborcji czy pigułce dzień po zdarzają się zgony. A śmiertelność kobiet w ciąży i po porodzie w krajach , gdzie aborcja jest dozwolona, jest znacznie większa niż tam, gdzie zabiegów aborcji jest mało.
E3
edoro 333
22 stycznia 2024, 23:02
Po paracetamolu też zdarzają się zgony
WT
~Wojtek T.
20 stycznia 2024, 13:32
antykoncepcja to ogromny i bardzo popłatny biznes. Preparaty są do ciągłego stosowania przez kobietę przez kilkadziesiąt lat, więc walka o klienta jest szczególnie zaciekła. Niektórzy przedstawiciele firm farmaceutycznych potrafią sprawdzać recepty w aptece, czy dany lekarz faktycznie przepisał promowany przez nich specyfik, by móc wypłacić lekarzowi należną z tego tytułu prowizję. Liderzy w przepisywaniu preparatów otrzymują dodatkowe nagrody - np. atrakcyjne zagraniczne wycieczki. Pacjenci zaś wykupują preparaty tylko za część ceny, bo resztę należności płaci firmie farmaceutycznej państwo. To bardzo popłatny biznes, porównywalny tylko do handlu bronią, ale legalny i bezpieczny. Nic jednak dziwnego, że przy tak dużych zyskach rządzi się bezwzględnymi prawami.
AM
~Ana M.
21 stycznia 2024, 08:20
Antykoncepcja antykoncepcji nie równa. Antykoncepcja jak handel bronią? Ale odleciałeś. Znudziła się krytyka szczepionek to czas przerzucić się na uogólnioną krytykę antykoncepcji, zwłaszcza jak się jest mężczyzną więc ciąża się nie przydarzy.
AR
Awdotia Romanowa
21 stycznia 2024, 14:18
Opisany przez Pana schemat wynagradzania lekarzy przez koncerny farmaceutyczne dotyczy wszystkich preparatów przepisywanych na receptę. I nikt się specjalnie nie burzy, nie protestuje. Ale jeśli sprawa dotyczy życia seksualnego, nagle jest ożywienie. Nasz Bóg jest chyba tylko starożytnym bożkiem płodności.
WT
~Wojtek T.
22 stycznia 2024, 00:53
chodzi o poziom zyskowności. Przemysł farmaceutyczny jest bardzo dochodowy, a w szczególności dotyczy to preparatów, które w założeniu mają być przyjmowane regularnie przez kilkadziesiąt lat (są to np. leki na nadciśnienie tętnicze, cukrzycę, itd.). Co zaś do antykoncepcji hormonalnej, to dziwnym trafem różne opracowania dotyczące jej szkodliwości są niechętnie rozpowszechniane.
WT
~Wojtek T.
22 stycznia 2024, 01:05
@Awdotia Owszem, dotyczy to ogólnie preparatów medycznych, i ta praktyka jest dość szeroko rozpowszechniona. Nie jest ona naganna, o ile zalecanie danego produktu pacjentom jest faktycznie uzasadnione ze względów medycznych, a preparat jest zaakceptowany / zarejestrowany przez Instytut Leków. Jest tu całe spektrum zachowań, w zależności od indywidualnych preferencji i poziomu etyki. Ogólnie, to długi temat, i dotyczy nie tylko lekarzy, ale większość usługodawców korzystających z produktów umożliwiających wykonanie usługi (np. mechaników samochodowych, fryzjerów, kosmetyczek, itd.).
WT
~Wojtek T.
22 stycznia 2024, 01:16
@Ana M. Antykoncepcja może dotykać też negatywnie mężczyzn. Istnieją badania wskazujące, że zwiększa ona ryzyko nowotworu prostaty (u partnera osoby ją stosującej, dodam na wszelki wypadek). Proszę wpisać w wyszukiwarce, bo nie chcę podawać odnośników (chyba nie są dozwolone). Mam nadzieję, że mechanizm wchłaniania jest oczywisty i nie wywoła takich komentarzy jak pod artykułem w Wirtualnej Polsce na ten temat.
AM
~Ana M.
24 stycznia 2024, 15:10
Ryzyko chorób prostaty w tym nowotworów rośnie wraz z wiekiem i obecnie dotyczy wszystkich mężczyzn. Proszę do tego nie mieszać antykoncepcji.
AR
Awdotia Romanowa
20 stycznia 2024, 11:00
Od 25 lat chodzę do "nie katolickiego" ginekologa i takich scen jak przytoczone w artykule w życiu nie widziałam. Mój "niekatolicki "lekarz zawsze mnie zachęca żebym znała swoje ciało, cykl. I rozmawia ze mną o tym, z czym do niego przychodzę. I nawet jako katoliczka wolę chodzić do tzw niekatolickich lekarzy, bo wtedy jest szansa że poznam wszystkie informacje o swoim stanie i wszystkie możliwe sposoby leczenia. Czy wybiorę te akceptowalne przez biskupów - to już moje sumienie, nie lekarza. I moje rozterki i autorki rozwiązałoby jasne określenie przez lekarzy, czy w danym gabinecie jest dostępna antykoncepcja czy nie, najlepiej na drzwiach. A katolicki i niekatolicki lekarz i tak pewnie powie na końcu "300 zł się należy" więc za tę kwotę niech każda kobieta otrzyma to, czego oczekuje.
AW
~Artur Wojtkiewicz
20 stycznia 2024, 10:45
Straszny ten katolicki ciemnogród. Uzywa rozumu, jak to? Szczerze współczuję problemu. Dobrze, że to Pani to nagłaśnia.
EO
~Eugenia Orczyk
20 stycznia 2024, 09:33
Brawo.wspanialy artykuł. Tak właśnie zachowują się ginekolodzy.
AM
~Ana M.
22 stycznia 2024, 11:43
Kiedy ostatnio pani Eugenia była u ginekologa? Niech zgadnę w PRLu ?