Religia w szkole. Ważne sygnały

Fot. depositphotos.com

W kwestii nauki religii w polskich szkołach sytuacja wygląda na patową. Pojawiły się jednak sygnały, które trzeba zauważyć, odnotować i wyciągnąć z nich wnioski.

Temat nauczania religii w polskich szkołach nie dominuje w medialnych czołówkach. Nie znaczy to jednak, że nic się w tej sprawie nie dzieje. Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że doszło w tej kwestii do swego rodzaju sytuacji patowej. Wrażenie to podtrzymuje komunikat po spotkaniu delegatów Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski oraz Zespołu roboczego KEP do spraw kontaktów z Rządem RP w sprawie lekcji religii w szkole z przedstawicielami Ministerstwa Edukacji Narodowej. Miało ono miejsce pięć dni temu (9 października br.), a komunikat, o którym mowa, wydała strona kościelna.

Wynika z niego, że reprezentanci państwa przedłożyli projekt kolejnej nowelizacji rozporządzenia dotyczącego warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach. Natomiast przedstawiciele Kościoła katolickiego zgłosili swój sprzeciw i wątpliwości wobec planowanych przez rząd zmian.

O jakie zmiany chodzi? Przede wszystkim o zmniejszenie liczby godzin religii na wszystkich poziomach nauczania szkolnego o połowę. Rzecz jednak nie tylko w liczbie godzin religii w tygodniu. Problemem jest również ich usytuowanie w codziennym programie zajęć szkolnych. Cytowany komunikat przypomina, że według Konkordatu powinny się one odbywać „w ramach planu zajęć szkolnych i przedszkolnych”. Tymczasem w planowanym przez MEN nowym kształcie rozporządzenia ten konkordatowy zapis ma być zastąpiony „sztywną zasadą, że lekcje te będą się odbywać przed lub po obowiązkowych zajęciach edukacyjnych”. Czyli na pierwszej lub ostatniej lekcji.

DEON.PL POLECA

Strona kościelna podczas spotkania 9 października br. poruszyła też temat promowanego przez ministerstwo łączenia na jednej lekcji uczniów z różnych poziomów nauczania oraz zaapelowała o przestrzeganie właściwego trybu procedowania zmian w rozporządzeniu, „który domaga się porozumienia strony państwowej z władzami Kościoła i związków wyznaniowych, a nie tylko konsultacji”.

W świetle komunikatu, sygnowanego przez ks. Tomasza Kopiczko z Komisji Wychowania Katolickiego KEP, doszło do impasu. Nie ma w nim ani słowa o podjęciu dialogu lub przynajmniej o możliwości jego zainicjowania. Obraz jest taki: przedstawiciele Kościoła i rządu spotkali się, zaprezentowali swoje stanowiska i nic z tego nie wynikło. Każdy pozostał przy swoim.

Jeśli jednak spojrzeć szerzej na ostatnie wydarzenia dotyczące nauczania religii w szkole w naszej Ojczyźnie, można dostrzec pewne dające do myślenia sygnały. Jednym z nich, wartym odnotowania, jest zmiana terminologii używanej w Kościele w odniesieniu do tej kwestii. Jeszcze niedawno częstą praktyką w Kościele w Polsce było zamienne używanie określeń „katecheza w szkole” i „religia w szkole”. Obecnie przedstawiciele Kościoła mówią niemal wyłącznie o „religii w szkole”, a nie o „katechezie”.

Znaczącym sygnałem są również wypowiedzi kard. Kazimierza Nycza, który przez wiele lat w ramach prac episkopatu zajmował się tymi zagadnieniami. Jak sam przyznał na początku września br., pięć lat jako członek Komisji Wychowania Katolickiego KEP oraz dziesięć jako jej przewodniczący, uczestniczył „w rozmowach na temat katechezy, religii w szkole”. Przypomniał, że już kilka lat temu strona kościelna jako pierwsza wystąpiła z propozycją, aby lekcje religii w szkole odbywały się w wymiarze jednej godziny tygodniowo, a drugą jako katechezę zorganizować w parafiach.

Konsekwentnie o jednej godzinie religii w szkole mówił kard. Nycz również w swoich październikowych wypowiedziach dla Polskiej Agencji Prasowej i Katolickiej Agencji Informacyjnej. Najpierw, 4 października, dla PAP powiedział: „Godzina lekcji religii w tygodniu powinna być obowiązkowa dla wszystkich uczniów, skoro żyjemy w cywilizacji europejskiej, która wyrosła z chrześcijaństwa”. W emocjonalnych reakcjach na te słowa skupiano się na postulowanej przez metropolitę warszawskiego obowiązkowości nauczania religii, a nie na liczbie godzin, o której mówił. Tydzień później (11 października) wywiadzie dla KAI kard. Nycz doprecyzował, że dla niewierzących obowiązkowa powinna być lekcja etyki. „Od ponad 30 lat nieustannie postuluję, aby w szkole była religia lub etyka, a nie «religia albo nic»” - wyjaśnił. I znów mało kto zwrócił uwagę, że mówił o jednej godzinie nauki w szkole.

Oprócz już wymienionych pojawił się ostatnio jeszcze jeden ważny sygnał, z punktu widzenia Kościoła bardzo niepokojący. Tak się złożyło, że tego samego dnia, gdy przedstawiciele KEP spotykali się z reprezentantami MEN w sprawie religii w szkole, w serwisie KAI opublikowane zostało omówienie najnowszego sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej właśnie w tej kwestii. „Poparcie dla lekcji religii w szkole najmniejsze od ponad 30 lat” – informował tytuł wiadomości. Z pierwszych zdań agencyjnego materiału można się było dowiedzieć, że zaledwie 51 proc. badanych opowiedziało się za obecnością religii w szkołach publicznych. Przeciw było 43 proc.

W dodatku, jak podała KAI, „Polacy na ogół widzą religię w systemie edukacji jako przedmiot nieobowiązkowy, umieszczany w planie zajęć na początku lub na końcu dnia nauki, z możliwością łączenia klas w sytuacji zbyt małej liczby uczniów”.

Zestawienie najnowszych badań CBOS i komunikatu strony kościelnej po spotkaniu z MEN 9 października br. pokazuje znaczącą rozbieżność między podejściem dużej części polskiego społeczeństwa i stanowiskiem przedstawicieli Kościoła. Nie można wykluczyć, że w kolejnych badaniach liczba zwolenników religii w szkołach publicznych spadnie poniżej połowy respondentów. Tym bardziej trzeba szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Warto też zastanowić się, dlaczego kard. Kazimierz Nycz, niewątpliwie znający się na rzeczy, mówi jednoznacznie o jednej godzinie religii w szkole. Między jego punktem widzenia a stanowiskiem KEP również można dostrzec rozbieżność. To też niepokojący sygnał.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Religia w szkole. Ważne sygnały
Komentarze (7)
TR
~Teresa Rytel
14 października 2024, 18:34
Nikt nie mówi o istocie problemu z katechezą . Dziś biskupi mówią już o lekcji religii. Pewnie wielu będzie mówić o pozytywnych wyjątkach. Ale ogólnie poziom nauczania religii jest bardzo niski. Przemilczane jest ,bo nie wypada mówić ,że wielu księży nie nadają się albo nie radzą sobie w szkole mimo wiedzy teologicznej i biblijnej. Lekcje są słabe , nudne i uczniowie się wypisują.
AK
~Ania K
15 października 2024, 19:01
No nie wiem czy to, że lekcje są nudne nie jest uogólnieniem? Akurat w mojej parafii są super i księża katecheci i katechetki. Dzieci się wypisują, bo rodzice im pozwalają, bo sami rodzice nir są praktykujący. Nie wyobrażam sobie, żeby praktykujący rodzic wypisał dziecko z religii, bo katecheta słaby, a to rodzice podpisują te zgody. Nie słyszałam o takich przypadkach.
PR
~Ppp Rrr
14 października 2024, 13:03
Może po prostu kard. Nycz wie co mówi, a KEP broni swoich interesów? W dodatku nie jest pewne, czy te interesy dobrze pojmuje. Pozdrawiam.
SK
~Stefan Komasa
14 października 2024, 12:31
Episkopat chce przehandlowac jedna lekcje religii za utrzymanie Funduszu Koscielnego. O dwie lekcje religii walcza male diecezje poludniowej Polski, gdzie 90 procent uczniow chodzi na katecheze. Tylko ze glos tych diecezji niewiele znaczy. Z kolei pozostale diecezje, czyli jakies 3/4 Polski juz przegralo katecheze: nie ma dzieci, nie ma katechetow, wiec im nie zalezy. Ale za to bardzo im zalezy na Funduszu Koscielnym. A wiekszy i wazniejszy zawsze dyktuje warunki mniejszemu.
AK
~Ania K
14 października 2024, 10:11
Wszyscy żyją mitycznymi czasami PRL - gdy religia była w salkach przy parafialnych i “komu to przeszkadzało.”. Tylko czasy się zmieniły - rodzice pracują dłużej i intensywniej, dużo dzieci rodzi się w dużych miastach, gdzie rodzice wychowują je bez żadnej pomocy rodziny, powstało wiele nowych parafii bez żadnej możliwości prowadzenia katechezy na obszarach z dużą ilością dzieci w wieku szkolnym. Na tą katechezę w parafii ktoś będzie musiał dzieci do 10-11 roku życia odprowadzać. Zastanawiam się kto? Czy Ci emeryci spod znaku TVN w czynie społecznym pomogą zapracowanym rodzicom? Czy też podejmą się tego zadania za dodatkowe wynagrodzenie?
TS
~Tomasz Skalny
14 października 2024, 17:09
Ale dzisiaj nie ma nawet mowy o zadnej katechezie w salkach. W czasach gdy latwo o oskarzenie kogos, ani zaden katecheta nie bedzie zostawal z dziecmi sam bez nadzoru rodzicow, ani zaden rodzic nie posle dziecka do jakiegos budynku, w ktorym nie ma innych nauczycieli, monitoringu i nadzoru dyrekcji, pedagoga szkolnego, woznych itp.
AK
~Ania K
15 października 2024, 18:58
No więc wracamy do “clue” problemu - rodzic z dodatkowym zajęciem obsługi lekcji religii. Kolejna funkcja do ogarnięcia - pracujące matki dadzą radę. Naprawdę mnie to bardzo irytuje jako pracującą ( w bardzo wymagającej pracy) matkę. Dlaczego ktoś mi jeszcze dodaje obowiązków - przecież płacę wysokie podatki na utrzymanie tej całej oświaty. I na wychowanie seksualne Tuska ma być, ale na religię dla mojego dziecka nie?