Rodzice, nie zabraniajcie dzieciom przychodzić do Jezusa!
Dając nam za wzór dzieci, Jezus zaprasza nas do wykształcenia w sobie ducha dziecięctwa, a może nawet i niemowlęctwa. Bezbronne niemowlę nie może samo niczego wywalczyć, ani niczego zdobyć. Zdane jest całkowicie na miłość, troskę i czułość swoich rodziców. Niemowlę może jedynie przyjąć z ufnością to, co jest mu dane. Taka właśnie powinna być nasza postawa wobec Boga.
Wrzesień to czas zapisów rodzin do przygotowania do uroczystości pierwszej Komunii św. Rodzin, ponieważ to przygotowanie dotyczy nie tylko dzieci, ale także ich rodziców. Czasem, wcale nierzadko, przy tej okazji zdarzają się trudności.
Pojawiają się bowiem matki (tak - zawsze matki; nigdy nie pytam, gdzie są ojcowie), które przyznają, że od dnia chrztu ani razu nie były z dzieckiem w kościele. Proszą jednak, by syn lub córka mogła przystąpić do Komunii św. w naszej parafii. W takiej sytuacji oznajmiam, że owszem, nie ma żadnego problemu, ale proces przygotowania trwa wówczas nie rok, lecz dwa lata. Chociażby z tego względu, że takie dziecko w wieku 9 lat nie zna żadnej modlitwy, z wyjątkiem „Aniele Boży, stróżu mój”, którą to modlitwę zdążyła nauczyć dziecko babcia podczas minionych wakacji. I wtedy niemal zawsze zostaje wykrzyczany zarzut najcięższego kalibru: „Jezus mówił, żeby nie zabraniać dzieciom przychodzić do Niego, a ksiądz mojemu dziecku zabrania!”.
Czytamy w niedzielnej Ewangelii: „Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego” (Mk 10,13). Virgil Howard i Dawid Peabody - autorzy komentarza do Ewangelii św. Marka - wskazują, że powodem tak stanowczego odsuwania dzieci od Jezusa było przekonanie uczniów, że dzieci należą do tych najmniejszych w społeczeństwie, których uważano za nieważnych. Jezus stanowczo odrzuca takie widzenie statusu dziecka i przeciwstawia mu pozycję dziecka w Królestwie Bożym, którego dziedzicami są właśnie dzieci. Więcej nawet, Jezus stawia dzieci za wzór dla wszystkich, którzy chcieliby wejść do Królestwa Bożego. Mówi o konieczności przyjęcia Królestwa „jak dziecko”.
Dając nam za wzór dzieci, Jezus zaprasza nas do wykształcenia w sobie ducha dziecięctwa, a może nawet i niemowlęctwa. Bezbronne niemowlę nie może samo niczego wywalczyć, ani niczego zdobyć. Zdane jest całkowicie na miłość, troskę i czułość swoich rodziców.
Niemowlę może jedynie przyjąć z ufnością to, co jest mu dane. Taka właśnie powinna być nasza postawa wobec Boga. Jezus zachęca nas, byśmy podjęli próbę odnalezienia w sobie, odgrzebania i wzmocnienia tej wiary i tej ufności, która właściwa jest dzieciom. Do głosu ma dojść znów szczera wiara dziecięca, która jednak - broń Boże! - nie ma nic wspólnego z wiarą dziecinną, albo zdziecinniałą. Paradoksem bowiem Królestwa Bożego jest to, że jego prawdy są zakryte przed mądrymi i roztropnymi, a czytelne dla prostaczków (por. Łk 10,21).
Wróćmy jeszcze na chwilę do rodziców, którzy nigdy, z wyjątkiem dnia chrztu, nie przyprowadzili swoich dzieci do kościoła. Jezus nigdy w nikogo nie rzucił kamieniem. On tylko z cierpliwością uczył, jak najlepiej żyć. Dorośli przecież zawsze będą popełniać błędy. Dlatego brał na ręce dzieci, dając im to, czego nie mogli dać dorośli. Spokój. Bezpieczeństwo. I błogosławieństwo. Dzieci błogosławił, a dorosłych nauczał. Nikt, kto przyprowadza swoje dziecko do Jezusa i pragnie przygotować je na spotkanie z Nim w Eucharystii, nigdy nie oberwie kamieniem, to znaczy nie zostanie odrzucony. Wręcz przeciwnie - zostanie przyjęty i zaproszony do dłuższego procesu przygotowania. Broń Boże nie za karę! Nie po to, by utrudnić życie! Ale po to, by na nowo odkryć, że chrześcijaństwo to relacja człowieka z Bogiem, w której ufna dziecięca wiara może nam dać i daje to, czego tak bardzo dzisiaj potrzebujemy: spokój, bezpieczeństwo i błogosławieństwo.
Skomentuj artykuł