Samarytanin w kryzysie
Jako Polacy mamy opinię hojnych ofiarodawców. Jednak dzisiaj bycie miłosiernym Samarytaninem to więcej niż sporadyczne akty szczodrości. Czy w każdej sytuacji, gdy ktoś, niezależnie od jego pochodzenia czy religii, potrzebuje naszej pomocy, my, polscy katolicy, mamy w sobie aktywne serce dobrego Samarytanina?
Tuż przed tegorocznym Tygodniem Miłosierdzia, który od 2013 roku rozpoczyna się w naszym kraju w Niedzielę Miłosierdzia (dawniej obchodzony był w pierwszym tygodniu października), pracująca od trzydziestu lat w Indiach doktor Helena Pyz zwróciła się do rodaków o pomoc. Na jednej z platform crowdfundingowych uruchomiana została zbiórka pod tytułem „Tablet dla dzieci trędowatych”. Chodzi w niej o o pomoc dla dzieci osób chorych na trąd, które od początku pandemii ani razu nie usiadły w szkolnej ławce. „Edukacja dla dzieci trędowatych jest prawdziwą trampoliną do lepszego życia” - czytamy w opisie zbiórki. Niestety pandemia znacząco pogłębiła ich wykluczenie edukacyjne, ponieważ z powodu braku sprzętu nie mogą uczestniczyć w prowadzonych zdalnie zajęciach. Nie stać ich też często na opłacenie dostępu do internetu. Stąd właśnie wspomniana akcja, której beneficjentami mają być uczniowie pięciu najstarszych klas szkoły w Jeevodaya, z których większość dotychczas w czasie pandemii uczyła się dzięki pożyczonym telefonom komórkowym.
Już w niedzielę przed południem Beata Zajączkowska z Radia Watykańskiego, która mocno zaangażowała się w propagowanie zbiórki, raportowała w serwisie społecznościowym „Dzieją się cuda! W odpowiedzi na apel Heleny Pyz w pierwszym dniu udało się zebrać aż 10 tys.” i dodała: „Dzieci trędowatych kolejny raz przekonują się o ogromnej hojności polskich serc".
Istotnie, mamy opinię hojnych ofiarodawców. Bp Wiesław Szlachetka, przewodniczący Komisji Charytatywnej Konferencji Episkopatu Polski, w wypowiedzi opublikowanej na stronie KEP z okazji tegorocznego Tygodnia Miłosierdzia stwierdził, że Polacy jako naród posiadają ważną cechę, która ich wyróżnia: wrażliwość na potrzeby innych, zwłaszcza na potrzeby tych, którzy przeżywają trudności, nieszczęścia. „Mamy w sobie jakby taką wrodzoną cnotę miłosierdzia, to jest nasza dobra cecha” - powiedział i dodał, że widać to zwłaszcza wtedy, kiedy organizowane są jakieś zbiórki pomocy dla ludzi dotkniętych różnymi nieszczęściami. „Można powiedzieć, że w naszych sercach bije serce dobrego Samarytanina" - skonstatował bp Szlachetka.
To niebagatelna diagnoza. Zwłaszcza w kontekście słów papieża Franciszka, który w Prologu do swojej opublikowanej w trakcie globalnej epidemii książki „Powróćmy do marzeń. Droga ku lepszej przyszłości” napisał, że działanie w stylu Samarytanina w kryzysie oznacza pozwolenie, „by uderzyło mnie to, co widzę, wiedząc, że cierpienie mnie zmieni”. Papież wyjaśnił, że my, chrześcijanie, mówimy o tym jako o podjęciu i przyjęciu krzyża. „Przyjęcie krzyża, przekonanie, że to, co nadejdzie, to nowe życie, dodaje nam odwagi, by przestać lamentować, by wyjść i służyć innym, umożliwiając w ten sposób zmianę, która będzie wynikać wyłącznie ze współczucia i służby” - dodał.
Przy okazji tegorocznego Tygodnia Miłosierdzia warto się zastanowić, czy rzeczywiście, w każdej sytuacji, gdy ktoś potrzebuje naszej pomocy, my, polscy katolicy, mamy w sobie aktywne serce dobrego Samarytanina i czy zawsze pozwalamy na to, by cierpienie każdego człowieka, niezależnie od jego pochodzenia, strefy kulturowej, a nawet wyznawanej religii, nas „uderzyło i zmieniło”. Zwłaszcza w sytuacjach, gdy nie wystarczy internetowy przelew nawet sporej sumy, ale trzeba zrobić potrzebującemu miejsce we własnej „przestrzeni komfortu”.
W cytowanej książce Papież napisał również, że nasza epoka wymaga polityków i przywódców, którzy czerpią inspirację z przypowieści Jezusa o dobrym Samarytaninie. To przypowieść, która pokazuje, jak możemy rozwijać nasze życie, nasze powołanie i misję. Zdaniem Franciszka potrzebujemy takiej wizji polityki, która nie polega tylko na zarządzaniu aparatem państwowym i prowadzeniu kampanii na rzecz reelekcji, lecz jest „zdolna do kultywowania cnoty i tworzenia nowych więzi”. Uprawianie takiej polityki to - według Papieża - „przede wszystkim powołanie osób poruszonych stanem społeczeństwa i losem najuboższych”.
Kilka dni temu w specjalnym przesłaniu na wiosenną sesję Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego Franciszek kolejny już raz w trakcie swego pontyfikatu wskazał na potrzebę stworzenia w skali globalnej nowego modelu gospodarczego. Stwierdził, że jeśli mamy wyjść z pandemii jako lepszy, bardziej ludzki i solidarny świat, to potrzeba nowych form uczestnictwa w życiu społeczno-gospodarczym, które staną się wrażliwe na głos ubogich i ich potrzeby. Napisał o konieczności zmniejszenia zadłużenia krajów najuboższych i rozliczenie się przez kraje rozwinięte z długu ekologicznego. „Zaangażowanie w solidarność gospodarczą, finansową i społeczną oznacza więcej niż sporadyczne akty szczodrości” - wyjaśnił.
To ważne przypomnienie w Tygodniu Miłosierdzia. Ważne również dlatego, że uczynił je Papież, który położył wyjątkowy nacisk na działalność charytatywną Kościoła (jednym z przejawów tego nacisku jest działalność papieskiego jałmużnika kard. Konrada Krajewskiego). Miłosierdzie w praktyce nie może się ograniczać tylko do najczęstszego nawet dawania jałmużny. To również kształtowanie w zatroskaniu o słabych i potrzebujących całej otaczającej nas rzeczywistości politycznej, gospodarczej, kulturowej. Choć w przytoczonym wystąpieniu Franciszek zwracał się do polityków i liderów finansjery, to jednak zadanie budowania takiego świata, jaki on proponuje, dotyczy wszystkich. Samarytanin był zwykłym człowiekiem, który nie ograniczył się do jednorazowego aktu pomocy, lecz zatroszczył się o przyszłość kogoś, kto znalazł się w potrzebie. Bo był miłosierny.
Skomentuj artykuł