Ściągnąć polityka z kościelnej ambony

Ściągnąć polityka z kościelnej ambony
Fot. Pascal Deloche / Godong / depositphotos.com

Przyzwalając przez lata na wciąganie Kościoła w kampanie wyborcze, biskupi pozwolili na przyklejenie sobie łatki zwolenników PiS. Łatwo jej nie oderwą.

Ostatnie wybory w Polsce odbyły się w 2020 r. Były to wybory prezydenta. Nadchodzące jesienne wybory do parlamentu otworzą długi cykl elekcji. Wiosną 2024 r. czekają nas wybory do samorządów, do Parlamentu Europejskiego. Potem płynnie wejdziemy w kampanie przed wyborami prezydenckimi.

DEON.PL POLECA

Taki cykl powtarza się dość regularnie. Trzy lata względnego spokoju, a potem dwa „kotłowaniny”. Pewną powtarzalnością jest także to, że w każdej kampanii istotną rolę odgrywa kościelna ambona. Za każdym razem w tych samych schematach. A to jakiś kandydat napisze list, który ksiądz życzliwie z ambony odczyta, a to wpuści na nią samego kandydata lub bliskiego mu współpracownika, by przemówił do elektoratu. Kiedy w mediach pojawi się oburzenie, reakcja ze strony KEP też jest mniej więcej w tym samym stylu. Ustami swojego rzecznika Episkopat przekonuje, że ambona nie jest miejscem na uprawianie polityki, a wpuszczanie na nią polityków jest co najmniej niestosowne. „Świątynie i pomieszczenia kościelne, nie są miejscami, w których można agitować politycznie, rozdawać ulotki lub rozwieszać plakaty czy banery wyborcze. Kościół katolicki jest otwarty na każdego człowieka i każdy może się w nim odnaleźć, o ile sam nie wyklucza się ze wspólnoty wierzących przez negowanie Bożego Objawienia zawartego w Piśmie Świętym i Tradycji Kościoła” – mówił np. w roku 2020 ówczesny rzecznik KEP ks. Paweł Rytel-Andrianik.

Za moment – tak jak przed każdymi wyborami – przewodniczący KEP napisze specjalne przesłanie, w którym przeczytamy, że Kościół jest apolityczny, nie utożsamia się z żadną partią polityczną, a każdy ma prawo głosować tak, jak mu sumienie podpowiada. Na początku maja Rada Stała KEP w specjalnym przesłaniu przed tegorocznymi wyborami apelowała o to, by nie wciągać Kościoła do walki politycznej.

Problem w tym, że obserwując poczynania polityków na kościelnych ambonach, nikt już w to specjalnie nie wierzy. Świadome, cyniczne podklejanie się rządzących pod Kościół, wykorzystywanie naiwności duchownych, ale też brak u tych ostatnich umiejętności odmowy utrwalają przekonanie, że Kościół popiera PiS. Jak bowiem odczytać niedawne wystąpienie prezesa tej partii na Jasnej Górze? Nie pierwsze zresztą. Niewielu pamięta, że w lipcu 2015 r. Jarosław Kaczyński też w Częstochowie był i również przemawiał. Na dorocznej pielgrzymce słuchaczy Radia Maryja zapewniał, że zarówno kandydatka jego partii na premiera (była nią Beata Szydło), jak i prezydent elekt (Andrzej Duda) w swojej polityce będą brali pod uwagę głos Kościoła.

Zrobiła się burza, gospodarze Jasnej Góry uderzyli się w piersi i przycichło. Potem – po którejś z kolei awanturze – opracowano regulamin. Ustalono, że wystąpienia mają się odbywać poza liturgią, że nazwiska mówców należy uzgodnić z kustoszem sanktuarium. I co? Schemat się powtórzył. Paulini znów uderzyli się w piersi, ale przekaz: Kościół = PiS w świat poszedł. I jak z tym pogodzić twierdzenie, że Kościół jest wspólnotą ludzi o różnych poglądach politycznych?

„(…) jako episkopat, powinniśmy żyć tym, co sami wcześniej powiedzieliśmy. Jeśli rada Stała KEP zwróciła się 2 maja br. do polityków z prośbą o to, by nie wciągać Kościoła w kampanię wyborczą, to Kościół, który taką prośbę wyraża, nie może sam postępować wbrew niej. Potrzeba tu odrobiny konsekwencji. Jeśli do polityków zwracamy się, by nas nie wciągali w polityczną wojnę, to potem ich nie zapraszajmy do tego, aby swe poglądy polityczne wypowiadali podczas uroczystości religijnych. Na to nie ma przestrzeni w Kościele” – tak o tym co wydarzyło się na Jasnej Górze kilka dni temu mówił kardynał-nominat Grzegorz Ryś.

I trudno się z nim nie zgodzić. Sęk w tym, że podobne słowa z ust innych hierarchów też dało się w ostatnich latach słyszeć. I niewiele z tego wynika. Dopóki biskupi nie powiedzą jasno i wyraźnie, że nie pozwalają na wciąganie Kościoła do polityki, dopóki sami z nią nie zerwą i nie wyrwą z niej księży, to te wszystkie historie będą się powtarzać. Trzeba powiedzieć „dość", nawet jeśli zaboli. Tyle tylko że trzeba chcieć. A wygląda na to, że duża część hierarchów woli przeczekać. Tyle tylko, że w czasie tego czekania wielu wiernych zatrzaśnie z hukiem drzwi od kościoła.

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Ulrich Nersinger

Wielkie tajemnice. Aura skandalu. Materiał na dziesiątki filmów sensacyjnych. Wszystko to w jednej książce

Wydaje się, że Dekalog zakazuje szpiegowania. Ale czy na pewno? W swojej długiej historii Stolica Apostolska była uwikłana w znacznie więcej...

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Ściągnąć polityka z kościelnej ambony
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.