#ŚDM dzień 6 - wielkość małych rzeczy [REPORTAŻ]
Świadectwa Rand, Natalii i Miguela były ogromnie poruszające, tak jak i samo przemówienie Franciszka. Żadne z poprzednich podczas jego wizyty w Polsce nie było tak emocjonujące i przeżyte przez samego mówcę, jak właśnie to dzisiejsze.
- Młody, idziesz jutro na Cracovię?
- A, jeszcze sam nie wiem.
Taki dialog słyszałem wracając przed chwilą do mieszkania z centrum prasowego ŚDM. Cracovia wprawdzie gra na wyjeździe z Łęczną, ale barwy najważniejsze. Nikogo nie winię, ale po tygodniu pełnym wrażeń, trochę bolesny jest ten powrót do normalności. Na podsumowania jeszcze przyjdzie czas, a o powrotach też napiszę, ale póki co zostawiam czytelników z nastrojem lekkiego suspensu.
Kraków opustoszał. Popołudniu szedłem do Radia Kraków mijając nieliczne grupy pielgrzymów. Nie przeciąłem żadnego z zatłoczonych szlaków, więc trafiałem tylko na lokalsów i małe grupy. W centrum większość stanowili polscy turyści, z których część już dziś zmierza do Brzegów. Reszta dotrze jutro, w tym ja sam. Żałuję, że nie mogłem być na pięknym czuwaniu, którego fragment oglądałem w relacji telewizyjnej. Pewnie będą tacy, którzy zarzucą ŚDMowi kicz, ale jako wierny dziedzic postmodernizmu uważam, że takie połączenia na poczuwaniowym koncercie jak Siostra Cristina, a następnie Adam Strug pozwalają każdemu dobrze się czuć.
Świadectwa Rand, Natalii i Miguela były ogromnie poruszające, tak jak i samo przemówienie Franciszka. Żadne z poprzednich podczas jego wizyty w Polsce nie było tak emocjonujące i przeżyte przez samego mówcę, jak właśnie to dzisiejsze. To widać, twarzy i głosu nie oszukasz. Papież krzyczał jak mówca na trybunie: "Teraz nie zabierzemy się do wykrzykiwania przeciw komuś, nie zabierzemy się do kłótni, nie chcemy niszczyć. Nie chcemy pokonać nienawiści większą nienawiścią, przemocy większą przemocą, pokonać terroru większym terrorem. A nasza odpowiedź na ten świat w stanie wojny ma imię: nazywa się przyjaźnią, nazywa się braterstwem, nazywa się komunią, nazywa się rodziną". Tak my chrześcijanie odpowiadamy na przemoc. Mogą nas zwać naiwniakami i samobójcami, ale taka jest nasza odpowiedź.
Papież mówił także o wielkiej chorobie naszych czasów. Ten wątek pojawił się już w czwartek na Błoniach, gdy potępiał mentalne przechodzenie na emeryturę. Wielu z nas wegetuje, sam mam okresy wielkich paraliży i niemocy. Mówię sobie: "Jesteś stary, nic Cię już w życiu nie spotka". No nie, nie tędy droga. Każdego dnia spotykają mnie nowe rzeczy, a moim zadaniem jest na nie odpowiadać. Nie będę miał znów osiemnastu lat, ale te dziesięć więcej nie zmienia bardzo mojej roli i powołania w świecie. Nadal mam tworzyć, być aktywny; nie czynić życia wygodnym w tym sensie, że zamknę się w ciasnej celi złożonej ze mnie samego i mych problemów. "Jezus jest Panem ryzyka, tego wychodzenia zawsze "poza". Jezus nie jest Panem komfortu, bezpieczeństwa i wygody" mówił papież przed czuwaniem. I ma rację, bo to szaleńcy zdobywają królestwo niebieskie!
Wcześniej pojechałem do Łagiewnik. Bardzo rzadko tam bywam, a w trakcie ŚDMu jeszcze nie odwiedziłem. Było spokojnie, spotkałem niewiele osób, ale trafiłem na dwójkę pielgrzymów z Kolumbii. Pytałem ich o wrażenia: oboje zgodnie odpowiedzieli, że jest wspaniale, że na każdym kroku widzisz Bożą obecność. To nie jest codzienna perspektywa, nam się często gubi, ale jeśli mamy zaczynać żyć Ewangelią, to wymaga to od nas radykalnej zmiany perspektywy myślenia. Czasem czekamy na cuda, rzeczy wielkie. Pamiętacie co mówił Franciszek w Częstochowie? Jezus objawia się w rzeczach małych i konkretnych, a je masz na wyciągnięcie ręki - każdego dnia. Pytałem ich także o to, który kościół w Łagiewnikach wolą: stary, czy nowy. Oboje zgodnie odpowiedzieli, że stary. Być może przez obecność relikwii św. Faustyny, ale także przez świadomość miejsca, że te wszystkie cudowne rzeczy działy się właśnie w stosunkowo małej kaplicy, a nie wielkiej, przestronnej świątyni. Też tak mam, też mi tam lepiej i bardziej swojsko, ale kolejny raz wychodzi prawda o rzeczach małych, a może o małych miejscach.
Mój przyjaciel, który opuścił Kraków w czwartek, jest kabareciarzem. Mówił mi: "Ja już nic nie chcę od Pana Boga, tylko wygrać ten przegląd na który jadę". I wiecie co? Wraz z innymi moimi kumplami go wygrał. Chciej więcej przyjacielu i wy chciejcie więcej, bo dużo małych rzeczy, małych zwycięstw, składa się na rzeczy potężne.
Tyle na dziś. Trzymajcie kciuki, żebym wstał za trzy godziny, bo jadę do Brzegów.
Skomentuj artykuł