Śmierć duszpasterstwa masowego
Dość wzajemnej konkurencji i prowadzenia rankingów popularności: "U mnie jest więcej młodzieży na mszy niż u ciebie!", "A moi za to trzy razy w roku prowadzą ewangelizację…!". Kościół bez doświadczenia braterstwa będzie jedynie bezduszną instytucją, korporacją.
"Młodzi mają w sobie tę siłę, że potrafią się sprzeciwić tym, którzy mówią, że nic nie może się zmienić" - te słowa Franciszka z Campus Misericordiae cały czas brzmiały w moich uszach. Dudniły mi w głowie i wwiercały się w moje myśli! Nie potrafiłem się od nich uwolnić, kiedy razem ze współbraćmi pracowałem nad nową wizją duszpasterstw młodzieży od lat działających przy naszych dominikańskich klasztorach.
Pasja i energia młodości - papieska metafora ciągle nowego działania Ducha, przekonywała do detonacji duszpasterskich rusztowań i wzywała do oprotestowania znanego w kościelnych kręgach zaśpiewu: "zawsze tak było". Im mocniej poszukiwałem odpowiedniej drogi do serc nastolatków, tym wyraźniej słyszałem dwa współbrzmiące głosy. Wierzę, że nie przez przypadek wyśpiewane w tym samym roku! I choć jeden z dźwięków zdawał się nieco zachrypnięty - bo brzmiący już od ośmiu wieków - doskonale harmonizował z drugim, bardziej współczesnym, bo śpiewanym od 13 marca 2013 roku. Dominik i Franciszek.
Jubileusz 800-lecia dominikanów i ŚDM w Krakowie. Piękny, zgodny duet, opowiadający o wielkiej miłości do Kościoła. Wyraźne i przy tym niezwykle świeże brzmienie fascynowało mnie, ale i… zasmucało. Odkryłem, że muzyka z mojego podwórka gubi polifonię. Traci wdzięk i zaczyna drażnić ucho. To raczej koncert z różnych pozlepianych kawałków.
Przykre, że te najnowsze wypadały blado i schematycznie przy oryginalności starszych. Skąd ponadczasowość brzmienia Pawłowskiego, Badeniego czy wciąż inspirującego mnie Blachnickiego? Dlaczego ich kawałki są hitami i wytrzymały (?) próbę czasu? Inaczej: dlaczego ja nie umiem zaśpiewać tak świeżo jak oni, a jedyne, na co mnie stać, to korzystanie z ich rozwiązań? Współczesne duszpasterstwo to jedynie covery…
(fot. Błażej Marzoch)
Razem z braćmi zdecydowałem się na pierwszy etap pracy warsztatowej: akustyka! Trzeba zbudować wspólną przestrzeń, aby pozwolić się dźwiękom pozderzać. Poszukać wspólnego brzmienia, szanując odrębność każdego głosu. Zaskakujące, że im dłużej się słuchaliśmy, tym bardziej ze zdziwieniem odkrywaliśmy, jak potrafimy się uzupełniać. Na pierwszy rzut oka nie ma w tym nic przełomowego. Bo oczywiste jest, że bardziej wydajna i kreatywna jest praca zespołowa. Jednak my zauważyliśmy w tym coś więcej: dominikański genotyp.
Zaprogramowany na pracę zespołową - "święte kaznodziejstwo", wspólnotę! Czyż pierwszym krokiem w budowaniu solidnego duszpasterstwa nie powinno być odkrycie wagi wspólnoty przez samych pasterzy? Dość wzajemnej konkurencji i prowadzenia rankingów popularności: "U mnie jest więcej młodzieży na mszy niż u ciebie!", "A moi za to trzy razy w roku prowadzą ewangelizację…!". Kościół bez doświadczenia braterstwa będzie jedynie bezduszną instytucją, korporacją.
Zakon świętych, którzy "byli drudzy" >>
Wydaje się, że pragnienie wspólnoty jest dostrzegalne dziś w całej poranionej tkance Kościelnej. Także między zakonami powstaje coraz więcej projektów bazujących na współpracy różnych charyzmatów.
Chciałbym dziś wykrzyczeć kres genialnych solistów, którzy choć na koncerty przyciągają tłumy, po swej śmierci zostawiają jedynie zmumifikowanych fanów w nostalgicznej zadumie. Duszpasterze, łączcie się!!! Podajcie sobie dłonie i spróbujcie znaleźć wspólną harmonię. Konkurencję zamieńmy w braterstwo. Zachwyćmy się pięknem współbrzmiących głosów w zgranym zespole. A w zapomnienie puśćmy estradowe występy solowe.
(fot. Jakub Komasa)
Kiedy już będziemy potrafili przyznać się przed samymi sobą do tęsknoty za wspólną pracą, otworzy się szansa na prawdziwą refleksję. Stawianie pytań i poszukiwanie odpowiedzi nie są możliwe, dopóki trwamy na swoich pozycjach obronnych, spozierając z niepewnością w kierunku bardziej efektywnych sacrooddziałów. Tymczasem celne pytanie to dynamit prima sort. Chroni przed brnięciem w bezsensowne dedukcje i praktyki. Mądre pytanie skutecznie wysadza schematy. A to ważne, bo choć schematy są bezpieczne i oswojone, niestety często bywa tak, że nikt nie pamięta, gdzie jest wejście, a gdzie drzwi wyjściowe. Pytania o sens, cel, metodę i narzędzia to kolejny krok, który postawiliśmy razem z dominikańskimi duszpasterzami młodzieży.
Czym jest dziś duszpasterstwo? Jaka jest rola duszpasterza? Z jakim człowiekiem się dziś spotykamy i co chcemy mu dać? Wydaje się, że nabite po brzegi jeszcze kilka pokoleń wstecz salki parafialne przegrywają dziś z fundacjami non profit organizującymi spotkania z ciekawymi ludźmi, warsztaty doskonalące umiejętności i pasje. Nie trzeba iść na spotkanie na plebani, żeby zmierzyć się z niełatwymi tematami albo wziąć udział w projekcji filmu połączonej z krytyczną dyskusją. Dziś duszpasterstwo nie pełni już roli animatora kultury, wychowawcy, edukatora ładu społecznego. Czy to źle? Bynajmniej! W jakiś sposób jesteśmy świadkami początku końca duszpasterstwa masowego. Ludzie, którzy zaglądają do kościoła, szukają przede wszystkim sposobów na osobiste spotkanie z żywym Bogiem.
Niewątpliwie duszpasterstwo parafialne staje się również alternatywą wobec szkolnych lekcji religii. Każdy, kto spędził choć trochę czasu w roli katechety, wie, że w pewnym momencie człowiek staje w rozkroku pomiędzy byciem nauczycielem (obowiązku wystawiania ocen nie można uniknąć!) a byciem duszpasterzem. Szkoła to przede wszystkim wiedza. To oczywiście nic zdrożnego w przypadku matematyki, polskiego czy biologii.
Dlaczego muzyka u dominikanów jest tak dobra? >>
Jednak dla religii opakowanie intelektualne może być zabójcze. I nie chodzi tu o konflikt między nauką a wiarą - dla katolika pozorny - ale o pewne podejście, które może dać produkt czysto teoretyczny, oderwany od praktyki życia codziennego. Zdaje się więc, że duszpasterstwo dziś to przede wszystkim formacja do dojrzałego chrześcijaństwa.
Miejsce, w którym młody człowiek doświadczy na samym sobie (przynajmniej sposobów) spotkania z żywym Jezusem. Czy mamy na to lepszy pomysł niż istniejące od starożytności trio: martyria (zwiastowanie słowa Bożego), liturgia (uświęcenie człowieka) i diakonia (posługa miłości)? Niepotrzebne nam kolejne hasła i tematy duszpasterskiej pracy, kolejne podręczniki i konspekty katechetyczne. Solfeż od wieków jest ten sam! Ścieżka prowadząca do żywej wiary jest niezmienna, bo wynika z natury Kościoła i natury człowieka. Chodzi teraz jedynie o to, jak opowiedzieć o tym młodym, jak ich zaprosić, a nie przestraszyć.
(fot. Błażej Marzoch)
Nasze roczne zmagania nad metodami pracy z młodzieżą wytyczyły następującą ścieżkę. Przede wszystkim Eucharystia! Pięknie i zrozumiale celebrowana liturgia to serce naszego duszpasterstwa. Doświadczenie bycia razem! Młodzież potrzebuje przestrzeni bezpieczeństwa, gdzie ocenianie i ewaluacja zostaną zastąpione przez życzliwe przyjęcie.
To Pismo Święte, które opowiada o prawdziwym obrazie Boga-Ojca. Nauka przyjmowania i akceptacji siebie, aby bez lęku popatrzeć na drugiego. W końcu to poszukiwanie Prawdy całym sobą - integralnie! Odkrywanie Boga przez swoje ciało, psychikę i ducha.
Weryfikacją naszych poszukiwań było tegoroczne Dominikańskie Forum Młodzieży. Ponad 80 młodych ludzi z całej Polski. Trzynaście osób prowadzących warsztaty - bibliści, psycholodzy, artyści i pedagodzy. Prawie tydzień wspólnej modlitwy i pracy. Efekt - uczestnicy zadowoleni, mimo deszczowej aury i niedogodności lokalowych.
Spokoju nie daje jedynie narastające z roku na rok pragnienie modlitwy i doświadczenia Boga. "Ojcze, chcemy się więcej modlić!", "Za daleko mieliśmy do kościoła…", "Nie było czasu na adorację". Jak na to odpowiedzieć? Jak dać im Chrystusa? Wracam do punktu wyjścia. Być może nawrócenie pastoralne jest jeszcze większą rewolucją zmiany myślenia niż początkowo przeczuwałem…
Ale czy w ogóle można doprowadzić do dojrzałego chrześcijaństwa jeszcze niedojrzałych ludzi? Być może prorockie nuty Guzmana i Bergoglia są zaproszeniem, aby najpierw zająć się dorosłymi?
Niektórzy są przekonani, że każdy dominikański nowicjusz potrafi już śpiewać. Nie, to nieprawda. Ja wciąż nie zapomnę mych trzęsących się kolan, kiedy pierwszy raz śpiewałem psalm. Do dziś też - o zgrozo - nie czytam nut. Jednak ostatnio, kiedy w duszpasterstwie na koniec spotkania śpiewaliśmy "Aniele Boży", o. Wojciech poprosił, abyśmy na czas modlitwy zamknęli oczy. Tak! Wtedy się więcej słyszy i śpiewa się bardziej z serca, niż ze śpiewnika. Może to klucz do sukcesu? Zamknij oczy i słuchaj. Czyż Franciszek (ten z Buenos Aires, jak i ten z Rybnika) nie powtarzał często, że zanim zacznie się działać, trzeba najpierw mieć czas na osąd sytuacji, który nie jest możliwy bez słuchania? Zatem słuchać, osądzić, a na końcu… robić duszpasterstwo.
Modlę się więc, aby zwołany na październik 2018 synod o młodzieży (pierwszy raz w historii) był przede wszystkim czasem na słuchanie.
Paweł Koniarek OP - dominikanin, duszpasterz szkół średnich w Rzeszowie. Od listopada 2017 koordynator duszpasterstw młodzieży w Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego.
Skomentuj artykuł