Spojrzeć z litością, a nie politowaniem – zobaczyć człowieka
Nie wycisza się w żaden sposób dyskusja na temat błogosławieństw dla ludzi w Kościele, którzy żyją w sytuacjach tzw. ‘nieregularnych’. Szczególnie wielu bulwersuje perspektywa ‘akceptacji’ dla par homoseksualnych. Co rusz wypowiadają się różne konferencje episkopatów, niektórzy ‘za’, inni ‘przeciw’. Jak się w tym odnaleźć? Czy znajdziemy jakąś wspólną płaszczyznę?
Trzeba przyznać, że nie ułatwiają sprawy także wypowiedzi, dopowiedzi, sprostowania z Watykanu, z Dykasterii Nauki Wiary, a nawet słowa samego Franciszka, jak choćby ostatnio te o ‘kulturze afrykańskiej’, dla której homoseksualność miałaby być ‘czymś okropnym’ i ‘nie tolerują jej’. Wydawałoby się, że dokument ‘Fiducia supplicans’ dotyczy tylko kwestii ‘par nieregularnych’ w sensie LGBTQ. To jednak nie jest prawda. On dotyczy przede wszystkim ludzi, którzy żyją w sytuacjach skomplikowanych z bardzo różnych powodów.
W swoim doświadczeniu duszpasterskim, w miejscach, w których przyszło mi być księdzem, a jest ich całkiem sporo na różnych placówkach w Polsce i za granicą, miałem naprawdę niewiele do czynienia z problemami osób LGBTQ. Natomiast bardzo dużo z osobami, które były w związkach małżeńskich ‘nieregularnych’. I to było spore wyzwanie, kiedy osoby przychodzące wcześniej normalnie do kościoła czy kaplicy nagle ‘znikały’, bo zaczęły np. pomieszkiwać z chłopakiem czy dziewczyną. Albo inne sytuacje, kiedy np. młoda żona, czasami z małym dzieckiem, zostaje porzucona, bo mąż znalazł ‘inną miłość’. Po pierwszych miesiącach, może nawet latach, szok mija i trzeba sobie jakoś układać życie.
Kiedy mówimy o naszej, zachodniej cywilizacji, nie tylko historycznie, ale i teraz, dominują mimo wszystko przypadki ‘hetero nieregularne’. A zatem to nie kwestia związków homoseksualnych jest na pierwszym miejscu. ‘Cierpienia’, poczucia wstydu, dyskomfortu, zwłaszcza wtedy, kiedy chcemy być w Kościele, a nie możemy np. dostać rozgrzeszenia, przystąpić do Komunii świętej nawet na pogrzebie najbliższych czy przy sakramentach dzieci, takiego cierpienia i bólu w sytuacjach ‘hetero nieregularnych’ jest znacznie więcej.
I to ono jest najważniejszym wyzwaniem. Zafiksowaliśmy swoje myślenie na kwestiach homoseksualnych, jakby to był podstawowy problem, ale to nie one są najważniejsze. Jest to swego rodzaju pokusa. Zły duch podsuwa nam takie myślenie, wprowadzając też w emocjonalne rozedrganie, żeby oderwać nasze myśli od tego, co jest bardziej podstawowe.
Nie pomaga także bardzo mocny nacisk na kwestie dyscyplinarne i prawne. ‘Okładamy się’ tymi przepisami, jak pałką, z poczuciem moralnej wyższości, tracąc z oczu człowieka, brata czy siostrę w trudnej sytuacji. Co zatem? – ktoś zapyta: każdy robi po swojemu, co chce, byle był ‘święty spokój’? Co mają powiedzieć ci, którzy mimo trudnej sytuacji, żyją wierni swoim pierwotnym przyrzeczeniom i zobowiązaniom? Bo to oni właśnie są często najbardziej poszkodowani, poranieni i ponoszą konsekwencje takich życiowych ‘węzłów gordyjskich’.
Nie znajdziemy idealnego rozwiązania na wszystkie pojawiające się problemy. Nie ma się, co łudzić. Musimy, jednak szukać przede wszystkim tego, co nas przybliża do siebie, co nas otwiera na innych, a nie to, co nas nastawia przeciwko sobie. Nawet Jezus nie wszystkim ‘pasował’ (mówili o Nim, że „żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”). Ale to On umiał i przypominał, aby spojrzeć na drugiego z litością. Nie politowaniem graniczącym z pogardą. Nie przez pryzmat przepisów i wymagań. Zadziwiające jest, jak był On łagodny i wyrozumiały wobec słabych i grzesznych, a szorstki wobec uważających się za prawych i formalnie poprawnych. Dlatego ‘Fiducia supplicans’ jest nie tyle próbą ‘rozwiązywania problemu’, jaki mamy w Kościele. Jest raczej chęcią wyjścia naprzeciw sobie, ‘łączenia, a nie dzielenia’, przyjęcia i spojrzenia z litością, by zobaczyć i ocalić człowieka.
Skomentuj artykuł