Fiducia supplicans, czyli którędy do Ciebie?
„Dialogi w połowie drogi” – odcinek 37. podcastu w całości poświęcony watykańskiej deklaracji „Fiducia supplicans” – o duszpasterskim znaczeniu błogosławieństw. Ewa Skrabacz i Wojciech Ziółek SJ nie tyle analizują poszczególne akapity dokumentu, co dzielą się swoimi wrażeniami po jego lekturze, a także odwołują się do własnych doświadczeń związanych z podejściem do pokomplikowanych sytuacji życiowych. Mówią między innymi, że silne kontrowersje dotyczące tekstu watykańskiej deklaracji wyrastają z lęku przed rzeczywistością; doświadczenie pokazuje, że ‘zawsze trzeba szukać dobra w człowieku’; „Fiducia supplicans” pokazuje realizm Franciszka i jego odwagę w podejściu duszpasterskim; pięknym, poetyckim i bardzo głębokim zobrazowaniem istoty watykańskiej deklaracji mogą być słowa wiersza autorstwa ks. Jana Twardowskiego „Którędy”.
ES: Jeśli dziś wtorek, to witamy Państwa bardzo serdecznie. Ewa Skrabacz
WZ: I Wojciech Ziółek.
ES: I od razu przechodząc do rzeczy, zapytam, czy czytałeś deklarację Fiducia Supplicans o duszpasterskim znaczeniu błogosławieństw?
WZ: Najpierw po włosku, bo długo przecież nie było polskiego tłumaczenia, a potem po polsku czytałem. A Ty?
ES: Ja w końcu też, choć problem z brakiem tłumaczenia to jeden, ale z brakiem chęci to chyba był ten drugi. Ale ostatecznie tak, tak, przeczytałam.
Przeczytać to, co jest napisane
WZ: I co? Nie wiem, poruszyło, zbulwersowało, zatrwożyło?
ES: Uspokoiło, jeśli tak mogę powiedzieć.
WZ: Czyli Ty jesteś, rozumiem, za tym, że no, jakiekolwiek nieregularne pary, po prostu trzeba pobłogosławić, żeby jakoś to usankcjonować, jakoś przyklepać, tak?
ES: Dodajmy jeszcze jednopłciowe również.
WZ: No oczywiście, te to już najbardziej nieregularne. Czyli rozumiem, że tu Pani redaktor nic nie przeszkadza.
ES: Otóż nic mi nie przeszkadza z tego, co jest zapisane w dokumencie, ale to, co pojawia się w dyskusji wokół dokumentu, do tego bym miała wiele przypisów, zastrzeżeń i ‘stanowisk odrębnych’, jak to się ładnie mówi.
WZ: No tak, no bo prawdę mówiąc dokument sam, choć nie zmienia, jak to było podkreślane, doktryny, nie zmienia istoty, to rzeczywiście zmienia podejście i zachęca do tego, żeby inaczej podejść. Wielokrotnie jest mowa o tym, że wcale nie chodzi o przyklepywanie, że wcale nie chodzi o to, żeby no coś po prostu sankcjonować albo udawać, że to już jest prawie..., itd.
ES: W tym miejscu naprawdę bardzo szczerze, serdecznie zachęcam do przeczytania dokumentu. On nie jest długi, to wszyscy podkreślają, a naprawdę można zobaczyć to, co jest przedmiotem tylu sporów, lęków też, zobaczyć na spokojnie i przekonać się na własne oczy, że tam nie ma rewolucji takiej, o której nas się przekonuje, że tam jest, jakiegoś progresywnego przewrotu w kościele, w doktrynie, w czymkolwiek. Czegoś takiego tam naprawdę nie znajdziemy. To jest lektura uspokajająca, bardzo klarowna, przejrzysta.
Stawić czoło swoim lękom
WZ: Choć myślę, że słowem, które dobrze, że powiedziałaś, to jest właśnie ten lęk. Lęk, który obu stronom barykady, obu stronom tego sporu towarzyszy bardzo. I z takiego ignacjańskiego punktu widzenia, to właśnie od lęku się wszystko zaczyna, wszystko co złe.
ES: To ja jeszcze tylko nakreślę te dwie strony barykady. I zaraz wrócimy do tego lęku. Bo rzeczywiście mamy do czynienia z jakimiś skrajnościami. Po jednej stronie są ci, którzy są zachwyceni dokumentem, tylko którzy go przeinaczają. I to są często ci, którzy na co dzień są bardzo tacy progresywni w swoim podejściu do różnego rodzaju mniejszości i tak dalej. I którzy mówią teraz machając tą deklaracją, o to proszę, papież dał nam na to papier. Wcale tak nie jest. Z drugiej strony są ci, którzy boją się właśnie takiej rzeczywistości, takich zmian i którzy są przekonani, że oto ten dokument, ta deklaracja zrównuje wszystko ze wszystkim, błogosławi każdą sytuację, każdy grzech przyklepuje. I to są te dwie skrajności.
WZ: Tak, ale powiedzmy, że u wszystkich nas działa taki mechanizm, że właśnie dopuszczamy do siebie lęk. Potem, żeby ten lęk jakoś uśmierzyć, no to trzeba działać, trzeba podejmować decyzje, czyli robić coś, przed czym Ignacy zawsze przestrzegał, że w chwilach strapienia niczego nie zmieniać, tylko dalej trwać przy tym, co było. I właśnie ten lęk powoduje, że się radykalizujemy, że tak jak przy kuszeniu pierwszych rodziców zaczynamy podejrzewać: ‘czy to prawda, że zakazał wam jeść ze wszystkich drzew...?’
ES: Coś jest na rzeczy...
WZ: Coś jest na rzeczy i już się podejrzewamy o złe intencje papieża oczywiście pierwszego, ale siebie nawzajem. No i potem konsekwentnie jeszcze bardziej wyolbrzymiamy. Natomiast ja powiem z mojego punktu widzenia jako duszpasterza, jako księdza z ponad trzydziestoletnim już stażem, że dla mnie ten dokument to jest takie potwierdzenie tego, że zawsze trzeba szukać dobra w człowieku. Ignacy kazał się pytać ludzi, czy są gotowi na takie pragnienie z miłości do Pana Jezusa, żeby pragnąć tak jak On, ubóstwa, wzgardy, upokorzeń. I kiedy człowiek odpowiadał, że nie stać go na coś takiego, to Ignacy mówił, to trzeba się go spytać, czy przynajmniej ma w sobie pragnienie takiego pragnienia. Czyli, że czy chciałby chociaż chcieć. I muszę powiedzieć, że mi się wiele razy zdarzało, że czy to w takich relacyjnych, tych seksualnych nazwijmy to kwestiach, czyli te pary nieregularne, mieszkające przed ślubem, rozwodnicy, pary jednopłciowe. Ale nie tylko w tym kontekście, również na przykład w kontekście przebaczenia. Że ktoś szczerze mówił, że nie, że ojcze, nie stać mnie, żeby teraz przebaczyć. Ale kiedy padało pytanie, a czy chciałaby Pani chcieć móc przebaczyć, to to już o wiele częściej było tak.
ES: Jakaś furtka powstawała.
WZ: Jakaś furtka, jakieś wyjście, bo przecież jeżeli ci człowiek o tym mówi sam, czy na kierownictwie, czy na spowiedzi, czy w jakiejkolwiek innej sytuacji, wiedząc, że jesteś księdzem, to znaczy mówi to po coś. Nawet jeśli to jest w formie oskarżenia mówione. Dlaczego wy mi nie pozwalacie na to? Dlaczego? Co ja takiego złego robię? Ale przecież to jest po to, żeby znaleźć zrozumienie, żeby...
ES: Jest to wyraz bez wątpienia jakiejś tęsknoty. Takie dopominanie się o coś.
WZ: Jak najbardziej.
Franciszkowy realizm – kochać grzesznika, nienawidzić grzech
ES: Ja w tym temacie podjętym przez papieża, w tym dokumencie, widzę duży realizm. To nie jest coś, co sobie papież wydumał przy biurku w Watykanie. Tylko jest to odpowiedź na setki, tysiące sytuacji realnie dziejących się przecież w naszych rodzinach, w naszym sąsiedztwie, w gronie naszych przyjaciół. Ile jest takich rozwiedzionych małżeństw, ludzi żyjących bez ślubu, czy choćby osób homoseksualnych żyjących w relacjach? One są w rodzinach niekiedy osób wierzących, praktykujących. Myślę od razu o dramatach rodziców, którzy mierzą się z tym, że przychodzi dziecko i mówi im o takiej swojej sytuacji. I w myśl niektórych uczestników dzisiejszej dyskusji trzeba byłoby zatrzasnąć im drzwi przed nosem, wykląć najlepiej i nie dopuścić do rodziny.
WZ: Dobrze i takie dramaty też znamy, prawda? Bo to zawsze jest...
ES: Które są tak rozstrzygane. A jednocześnie ten rodzic mówi, przecież ja kocham swoje dziecko. Nie popieram tego jak żyje, ale kocham swoje dziecko. Przecież to jest esencja tego dokumentu.
WZ: Czyli coś takiego, o czym wielokrotnie słuchaliśmy na kazaniach, że Pan Bóg nienawidzi grzech, ale kocha grzesznika, prawda?
ES: Ksiądz Draguła tak ładnie to ujął, że w tym wypadku błogosławieństwa odwracamy. Że tak jak nie potępiamy człowieka, a potępiamy grzech, to błogosławimy człowieka, a nie błogosławimy grzechu. Myślę, że to bardzo klarownie wybrzmiewa.
WZ: Tak jest. I papież jeszcze za to jestem wdzięczny, że rzucając taki temat, o którym wiedział, że jest kontrowersyjny, ale bardzo odważnie to powiedział. Dlaczego? To tak jak z tą Rosją i z tym jego mówieniem, że tak, że to Rosja zaczęła wojnę, ale zawsze przypominał, że nie można nienawidzić nikogo, prawda? Że „miłujcie waszych nieprzyjaciół”, kochajcie wszystkich i że nie ma tam, jak Marcin Jakimowicz napisał, nie ma dopisku, no chyba, że to Rosjanie, prawda? Nie ma czegoś takiego. I tak samo tu jest przypomnienie, że Pan Jezus przyszedł zbawić wszystkich. Zbawić, czyli z tej konkretnej sytuacji, w której się człowiek ze swojej winy, bez swojej winy, genetycznie, niegenetycznie znalazł, że z jakiejkolwiek sytuacji Pan Jezus przyszedł, żeby go przyprowadzić do siebie. Nie ma napisane, no chyba, że chodzi o rozwodników, albo o homoseksualistów, albo o tych, co współżyją przed ślubem. Więc to jest coś, co nas stawia przed takim wyzwaniem, że Ewangelia to są takie błogie rozważania w domu rekolekcyjnym, tylko że to jest konkret, to jest bardzo wielki konkret.
ES: Ja bym tak, odwołując się do własnego doświadczenia przeczytania tego dokumentu bardzo zachęcała. Przeczytajmy. Księżom bym podpowiedziała, w tym zamęcie, w którym są też wasi parafianie czy ludzie z różnych wspólnot, weźmy ten tekst i może razem przeczytajmy. I zobaczmy, co w nim jest naprawdę napisane.
WZ: Bardzo dobry pomysł. A ja bym jeszcze dodał do tego, że wiara, o której tak tu wiele mówimy, z obu stron tej barykady, o której wspomniałaś, to dojrzała wiara nie polega na okładaniu się cytatami z Pisma Świętego, tylko polega na trzymaniu się tego, co zostało nam dane. I jako jezuita nie mogę tego nie powiedzieć, że to, co Ignacy pisał w ćwiczeniach duchowych, w regułach o trzymaniu z Kościołem. Trzeba trzymać z Kościołem, bo „tenże sam Duch i Pan nasz, który dał dziesięcioro przykazań, ten sam kieruje i rządzi świętą Matką naszą Kościołem”. Papież, jeżeli go nazwiemy heretykiem, jeżeli zaczniemy podejrzewać, że to na pewno jest zwodziciel, że to już my zeszliśmy z drogi zbawienia, to już my, niby w obronie wiary jesteśmy daleko, prawda?
ES: Ty powiedziałeś, że jako jezuita stoisz przy papieżu, ja powiem, że jako katolik, bo to jest dla mnie tak oczywiste.
WZ: Ale jezuici to też katolicy.
ES: A to ciekawe... Ale wiesz, dla mnie bardzo często właśnie ważnym punktem odniesienia jest posłuszeństwo.
WZ: No, to jest nie do sfałszowania.
ES: I znowu odwołując się do zasady świętego Ignacego, że „najpierw postaraj się ocalić wypowiedź brata”.
WZ: Tak jest. I właściwie tu byśmy mogli już skończyć, ale myślę, że o wiele lepszą puentą będą słowa, wiersza księdza Jana Twardowskiego, który wszystko to, co tutaj próbowaliśmy powiedzieć i co jest zawarte w samej deklaracji, ujął w tak piękne słowa i wyraził z taką wrażliwością i z takim wyczuciem, że to nie tylko jest to, o co chodzi, ale to też budzi zachwyt.
ES: „Którędy do ciebie? Czy tylko przez oficjalną bramę, ze świętymi bez przerwy w sztywnych kołnierzykach, niosącymi przymusowy papier z pieczątką?
Może od innej strony? Na przełaj? Trochę naokoło, od tyłu. Poprzez ciekawą wszystkiego rozpacz. Poprzez poczekalnię drugiej i trzeciej klasy z biletem w inną stronę. Bez wiary, tylko z dobrocią, jak na gapę.
Przez ratunkowe przejście na wszelki wypadek. Z zapasowym kluczem od samej Matki Boskiej. Przez wszystkie małe furtki zielone, otwierane z haczyka. Przez drogę niewybraną. Przez biedne, pokraczne ścieżki.
Z każdego miejsca, skąd wzywasz, nieumarłym nigdy sumieniem.”
Skomentuj artykuł